Lód jak brylant

Na przeszło tysiącu stron autor kreuje rzeczywistość opartą na rzetelnych studiach fizycznych, historycznych, etnograficznych, geograficznych, filozoficznych i wreszcie teologicznych. A że to powieść totalna, znalazło się miejsce i na wątek romansowy.

18.01.2008

Czyta się kilka minut

Jacek Dukaj na tle obrazu Zdzisława Beksińskiego /
Jacek Dukaj na tle obrazu Zdzisława Beksińskiego /

Kiedy w 2001 r. ukazała się pierwsza duża powieść Jacka Dukaja "Czarne oceany", można było ją jednoznacznie przypisać do gatunku cyber punk, którego wyróżnikiem jest akcja rozgrywająca się w rzeczywistości wirtualnej. Potem tarnowski fantasta zbombardował czytelników "Extensą", "Innymi pieśniami" i "Perfekcyjną niedoskonałością", w przypadku których tak proste przyporządkowanie gatunkowe nie było już możliwe. Gdy po trzyletnim milczeniu (wyjąwszy kilka opowiadań dodanych do wznowienia "Xavrasa Wyżryna") 33-letni Dukaj wydaje w końcu monumentalny, bo ponadtysiącstronicowy "Lód", liczba kontekstów jest jeszcze większa.

Pozornie książka reprezentuje tak zwany steam punk, jak przekornie nazywa się w przeciwieństwie do cyber punka fantastykę, w której niezwykłe wynalazki lokowane są w wieku pary - i zwykle na tym jej autorzy poprzestają (niezwykłym wynalazcą jest zresztą u Dukaja postać autentyczna: Nikola Tesla, skądinąd eksploatowany już wcześniej w SF). Fabuła, która zaczyna się w roku 1924, rozgrywa się jednak w historii alternatywnej - do

I wojny światowej nie doszło, Rosją rządzi nadal Mikołaj II, zaś Józef Piłsudski trudni się partyzantką na Syberii, psując znów zaangażowanym w wojnę japońską Rosjanom krew. Ale mało tego: od czasu upadku meteorytu tunguskiego w 1908 r. pojawiły się anomalie nie tylko pogodowe, w postaci tytułowego lodu rozprzestrzeniającego się od strony Syberii, atakującego znienacka i oprócz fizycznych konsekwencji (te można niejako ominąć: hartując metale w lodzie, wytwarza się tzw. zimnazy) determinującego również sposób myślenia. Otóż na wzór uporządkowania cząstek w zimnazie, wpływ Lodu porządkuje też biegunowo logikę: sprowadza ją do "tak" i "nie", wykluczając wariant pośredni "być może".

Śledzący wcześniejsze książki Dukaja czytelnik spostrzeże, że autor wykorzystał przy pracy nad "Lodem" największe atuty swojego najlepszego dotąd dzieła, czyli "Innych pieśni". Jest z tym trochę jak z grą komputerową, której twórca obudowuje nowym ciałem tak zwane engine, czyli oprogramowanie będące jej sercem (gry w partyzantów Che Guevary i w powstańców warszawskich można zbudować na tym samym engine). Tam również z Kosmosu przychodziła przyczyna powodująca awarię dotychczas panującej fizyki (choć odwrotnie niż w "Lodzie", fizyka zastana była fizyką alternatywną). Tam również przeciwstawiał się jej bohater pochodzący z Polski (choć z zupełnie innej, alternatywnej historii). W "Lodzie" bohaterem tym jest młody warszawski matematyk Benedykt Gierosławski, od carskiego Ministerstwa Zimy otrzymujący polecenie odnalezienia swego ojca-zesłańca, który ponoć umie porozumiewać się z lutymi, czyli przemieszczającymi się obszarami lodu. Już w ekspresie transsyberyjskim (około 40 proc. objętości książki) zaczyna się mieszać powieść awanturnicza z fantastyczno--naukową spekulacją.

Tak jak w poprzednich powieściach, Dukaj świetnie bawi się językiem, i to na trzech płaszczyznach. Po pierwsze, przyporządkowuje nowe znaczenia słowom już istniejącym, jak owe lute, jak soplicowo (skupienia lutych), jak japończycy (partyzanci Piłsudskiego). Po drugie, wymyśla nowe słowa odpowiadające nowym pojęciom - wspomniany zimnaz, ćmiatło, ćmiecz i ćmieczki (związane z siłą będącą przeciwieństwem światła), sonnyje raby (uzależnieni od snu pod panowaniem Lodu), teslektryka, wreszcie liedniacy i ottiepielnicy (stronnicy Lodu i Odwilży). Po trzecie, cała książka została napisana stylem obowiązującym w prozie polskiej mniej więcej sto lat temu, z odpowiednią inwersją oraz - uwaga! - fleksją (końcówki -em zamiast -ym) i ortografią (np. laboratorjum).

Inspirowane - jak zaznacza autor - pracą Tadeusza Kotarbińskiego "Zagadnienie istnienia przyszłości" konflikty pomiędzy logiką dwu- i trójwartościową implikują pojawienie się także wątków religijnych. W katolickim kościele w Irkucku płomienne kazanie przeciwko sonnym rabom wygłasza do polskich milionerów ksiądz Rózga. Pod władzą Lodu rozszerza się sekta marcynowców, idących na świadome zamarznięcie. Irkuckie Bractwo Walki z Apokalipsą wydaje "Waskrieszenija", rozwijające idee autentycznej postaci, Mikołaja Fiedorowa, który postulował powszechne zmartwychwstanie, wiążąc religię z nauką (tu z kolei można by snuć nawiązania do Dukajowych postludzkich bytów z "Perfekcyjnej niedoskonałości").

Zaznaczyłem tylko obecność tych wątków, z pewnością więcej mógłby o nich do "Tygodnika" napisać dyplomowany teolog. Z jednej strony opozycja "tak-nie" w dwuwartościowej logice rządzącej pod Lodem przywodzi na myśl Chrystusowy nakaz o prostej mowie, z drugiej w wizji Dukaja wyklucza ona wolną wolę. Wydaje mi się zresztą, że jeśli istnieje dziś w Polsce proza artystyczna poruszająca kwestie stricte religijne, to tworzą ją raczej przypisywane fantastyce takie książki jak "Lód" Dukaja czy mające podobne przesłanie "Miasta pod Skałą" Marka Huberatha niż obyczajowa "Katoniela" Madeyskiej albo saga o księdzu Groserze Jana Grzegorczyka. Dziwne zresztą, że Dukaj i Huberath od lat są konsekwentnie ignorowani przy okazji nominacji do nagród literackich obejmujących literaturę artystyczną.

Bogactwo "Lodu" jest przecież przeogromne. Dukaj potwierdził mistrzostwo w kreacji rzeczywistości opartej na rzetelnych studiach fizycznych, historycznych, etnograficznych, geograficznych, filozoficznych i wreszcie teologicznych. A że to powieść totalna, znalazło się miejsce i na wątek romansowy. Ciekawostką jest dopisanie alternatywnej historii polskiej literatury - do dopełnienia rzeczywistości, w jakiej Gierosławski funkcjonuje w 1924 r. w Irkucku, pośród tysięcy innych informacji znajdujemy, że petersburski "Kraj" publikuje właśnie fragmenty "Niedoczekania" Żeromskiego oraz "Ludzi lata i zimy" niejakiej Dąbrowskiej, zaś na Syberii Sieroszewski tworzy "Zamróz". Nieobecność Skamandrytów należałoby tłumaczyć brakiem niepodległości?

Czy Dukaj jako autor "Lodu" jest postmodernistą, czy tylko korzysta z technik dla postmodernizmu typowych? Jest z tym trochę jak z rozróżnieniem pojęć "mieć wolną wolę" i "wszystko jest możliwe". O tym autor nie wspomina, ale świat we władaniu Lodu, którego logika wyklucza "być może", nasuwa na myśl przede wszystkim królestwo takiej jednej pani z baśni Andersena, przez którą Kaj i Gerda zostali trochę unieszczęśliwieni.

Jacek Dukaj, Lód, Kraków 2007, Wydawnictwo Literackie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (50/2007)