List do redakcji

Podczas prac nad artykułem o Fundacji XX Czartoryskich poprosiliśmy jej przedstawicieli o rozmowę. Reprezentujący Fundację Maciej Radziwiłł nie mógł się spotkać z „Tygodnikiem”, przesłał za to list do autora, komentujący naszą publikację sprzed dwóch tygodni. List publikujemy bez skrótów.

16.04.2018

Czyta się kilka minut

Dziękuję Panu za zainteresowanie Fundacją.

Chętnie się z Panem spotkam, jednak zanim to nastąpi, stanowczo domagam się sprostowania nieprawdziwej informacji, jakoby Liechtenstein był rajem podatkowym. Ta fałszywa informacja jest podawana przez wielu publicystów, którzy cenią sobie naszą przynależność do UE. Niech Pan zada sobie trochę trudu i sprawdzi, że kraj ten nie jest uznawany za raj podatkowy według oficjalnego stanowiska UE. Wyjaśniam zatem, że raj podatkowy to państwo, które stosuje nieuczciwą konkurencję podatkową, a przede wszystkim nie przekazuje informacji podatkowych do krajów, w których osoba działająca na terenie państwa jest podatnikiem. W Liechtensteinie, przykładowo, jeżeli osiągnę dochód jako osoba zasiadająca we władzach fundacji, właściwy dla mojego zamieszkania US otrzyma dokument roczny podobny do znanego wszystkim formularza PIT-11, który polscy pracodawcy przesyłają do urzędów skarbowych w miejscu zamieszkania pracowników. Stanie się tak dlatego właśnie, że to niewielkie państwo nie jest rajem podatkowym. Niestety kiedy obali się tezę, że Liechtenstein jest rajem podatkowym, Pana artykuł sprzed tygodnia traci jakikolwiek sens.

Jestem zbulwersowany Pana artykułem także dlatego, że wyraża Pan wątpliwość, czy przelanie środków do Fundacji Le Jour Viendra w Liechtensteinie było zgodne z prawem. Po co pisać takie rzeczy? Nawet Pan nie był łaskaw napisać z jakim prawem, z jaką ustawą czy innym przepisem. Jeżeli ma Pan wątpliwości, czy przelew zgodny był z prawem, to ja, jako czytelnik renomowanego tygodnika, domagam się, aby Pan najpierw upewnił się, a potem coś pisał na ten temat.

W Pana tekście pojawiły się swoiste rady, co fundacja w Liechtensteinie mogłaby zrobić, by fundator mógł mieć osobistą korzyść z pieniędzy. To w istocie rzeczy insynuacje, oskarżenie kogoś o coś, co być może mógłby zrobić, ale nie zrobił jeszcze. Jeżeli ma Pan jakąś wiedzę o funkcjonowaniu fundacji w Polsce, to powinien Pan wiedzieć, że i fundacja polska mogłaby kupić sobie jakiś ładny dom lub nawet przekazać pieniądze bezpośrednio na rachunek bankowy Adama Karola Czartoryskiego tytułem darowizny tak sformułowanej, że nikt by do tego nie mógł się przyczepić. Pan zaś w swoim artykule sugeruje, że przelew do fundacji w Liechtensteinie temu służył. Zapewniam Pana, że prawodawstwo w Liechtensteinie jest bardzo precyzyjne i nie pozwala na wydatkowanie pieniędzy inaczej niż w zgodzie ze statutem. Statut Fundacji Le Jour Viendra jest bardzo podobny do statutu Fundacji XX Czartoryskich, a lista celów statutowych dostępna jest w internecie.

Rzecz polega na tym właśnie, że polskie prawo o fundacjach praktycznie nie istnieje. Ustawa roku 1984, która była w czasach III RP zmieniana tylko bardzo powierzchownie, tworzy ryzyko różnych interpretacji, a nawet samowoli zarówno wewnątrz fundacji, jak i w jej otoczeniu. Ustawa o fundacjach liczy 20 artykułów, z tego nie wszystkie merytoryczne, Kodeks Spółek Handlowych regulujący funkcjonowanie podobnych bytów zawiera artykułów 633. Orzecznictwo w różnych sądach jest różne. Ustawa o fundacjach przewiduje, że fundację można zlikwidować z powodu wyczerpania środków lub wyczerpania celów. Nie przeszkodziło to Sejmowi RP zlikwidować pewną fundację w roku 2002 w drodze innej ustawy, bo uznano, że nie jest już potrzebna, chociaż ani cele tej fundacji, ani środki nie wyczerpały się. Co ciekawe, fakt ten chyba nawet nikogo specjalnie nie zbulwersował. Jednocześnie warto przypomnieć, że jest kilka fundacji, które koncentrują swoją działalność charytatywną i kulturalną na Polsce, a są zarejestrowane właśnie w Liechtensteinie. O tym Pan nie pisze.

W tekście zastanawia się Pan, czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wiedziało i czy zezwoliło na transfer. Dziwne. Myślałem, że „Tygodnik Powszechny” raczej obawia się, by rząd PiS-u nie ingerował zbyt głęboko w to, co czynią obywatele RP i sektor NGO. Dziwi mnie, że implicite uważa Pan, że nadzorujący fundację minister powinien wyrażać zgodę na każde jej większe poczynania. Czy wolność, o którą walczycie słusznie, nie dotyczy przypadków, które Panu nie podobają się?

Pana kolejna publikacja przywołuje sensacyjną wycenę kolekcji z połowy lat 90. Pisze Pan, że szacowano wtedy wartość kolekcji na 2,5-3 miliardy złotych. Kwestionuje Pan podawaną przez Fundację i MKiDN wycenę na poziomie około 10 mld zł. Nie dał Pan słowa komentarza, że przez te 23 lata ceny dzieł sztuki poszły do góry znacznie szybciej niż skumulowana inflacja mierzona wskaźnikami CPI. Sama zaś skumulowana inflacja od początku 1995 jest wyższa niż 200 proc., innymi słowy ceny w tym okresie średnio potroiły się. Dodajmy, że przedmiotem transakcji była nie tylko kolekcja dzieł sztuki, ale także biblioteka licząca 250 tysięcy woluminów, wyceniane na kilkadziesiąt milionów nieruchomości w centrum Starego Miasta Krakowa (przekazane jako darowizna), roszczenie do pałacu i parku w Sieniawie, a także prawo do przejęcia utraconych w czasie II wojny światowej dzieł, w tym portret młodzieńca malowany przez Rafaela lub Giulio Romano. Nie wiem, jak by te wszystkie korekty wpłynęły na zaktualizowaną wycenę uzupełnioną o elementy nieuwzględnione w wycenie z połowy lat 90. Po uwzględnieniu wszystkich tych elementów może będzie Pan mógł mimo wszystko ogłosić, że rabat nie wyniósł 95 proc., a „tylko” np. 93,5 proc. W stosunku do zaktualizowanej wyceny. Będzie mógł Pan ogłosić, że minister Piotr Gliński i Adam Karol Czartoryski kłamali. Pana „odkrycie” stanie się przedmiotem analizy CBA i innych służb.

Najbardziej martwi mnie nie tyle poziom publikacji na temat Fundacji XX Czartoryskich, jakie ukazały się w mediach polskich w ostatnich tygodniach, ale fakt, że po przetłumaczeniu czyta je Adam Karol Czartoryski. Po przeczytaniu Pana publikacji i kilku innych dziennikarzy, także z pism opiniotwórczych, Adam Karol zadał mi pytanie: co ja takiego zrobiłem? Podejrzewa się mnie o korupcję. Wraca się do tematu pochodzenia kolekcji z pieniędzy z wyzysku chłopów, chociaż nawet komuniści po 1945 roku nie skonfiskowali kolekcji. Wmawia się ludziom, że kolekcja nie była nigdy moją własnością. Pisze się, że wysłałem pieniądze do podatkowego raju. Powtarza się, że nie warto było kupować kolekcji nawet za kilka procent wartości. Podejrzewa się, że wpływ na transakcję miał fakt, że jeden z członków zarządu ma brata, który był ministrem zdrowia. Przecież różni poprzednicy ministra Glińskiego też byli zainteresowani kupnem kolekcji. Adam Karol Czartoryski nie pojmuje, dlaczego sprawa zakupu kolekcji stała się przedmiotem walki politycznej. A potem mnie pyta: czy w ogóle warto dawać jakieś środki na kulturę polską? Przecież cokolwiek zrobi, to i tak zostanie to zohydzone, upolitycznione, uznane za nieznaczący gest, listek figowy zasłaniający jego chciwość, ochłap rzucony pod presją opinii. Mam trudności, by mu to wszystko wytłumaczyć.

Życzę Panu większych publicystycznych sukcesów niż Pana dotychczasowe publikacje na temat Fundacji XX Czartoryskich.

Pozdrawiam, Maciej Radziwiłł
12 kwietnia 2018

Od autora:

Dziękuję za list, choć mam niestety wrażenie, że pomylił Pan adresatów.

Zaczyna Pan od żądania sprostowania informacji, zawartej jakoby w moim tekście, że Liechtenstein to raj podatkowy. Podobnie jak Pan, znam definicję raju podatkowego, dlatego w moich publikacjach o Fundacji Czartoryskich ani razu nie użyłem tego terminu w odniesieniu do Liechtensteinu. Omawiając w artykule „I nadszedł ten dzień” („TP” 15/2018) praktykę zakładania tzw. fundacji dyskrecjonalnych prawa Liechtensteinu zauważyłem tylko, że księstwo to cieszy się opinią jednego z najbardziej przyjaznych miejsc dla tzw. optymalizacji podatkowej. Jako były pracownik szwajcarskiego sektora bankowego wie Pan zapewne, że w odróżnieniu od tzw. agresywnej optymalizacji podatkowej (czyli unikania podatku) tego typu działania polegają na obniżaniu podatku za pomocą legalnych operacji księgowych – choć oczywiście budzą często wątpliwości natury etycznej.

Proszę więc nie dziwić się zaskoczeniu, z jaką część opinii publicznej (ze mną włącznie) przyjęła informację o przeniesieniu portfela Fundacji Czartoryskich do księstwa, którego gospodarka bazuje w dużej mierze właśnie na zyskach z optymalizacji podatkowej, a prawo pozwala na prowadzenie fundacji prywatnych, których jedynym celem jest dbanie o finanse fundatora i (lub) jego rodziny. Polska ustawa o fundacjach z 1984 r., którą Pan tak krytykuje za anachroniczność (nota bene, akt doczekał się już ośmiu nowelizacji, nie jest więc reliktem prawnym epoki komunizmu), nie daje takiej możliwości. Dura lex, sed lex. Dlatego z najwyższym zdumieniem przeczytałem fragment listu, w którym zauważa Pan, iż nawet w reżimie polskiego prawa Fundacja Czartoryskich mogłaby wypłacać pieniądze bezpośrednio Adamowi Czartoryskiemu „tytułem darowizny tak sformułowanej, że nikt by do tego nie mógł się przyczepić”.

Wspomina Pan wreszcie, że Adam Karol Czartoryski ubolewa nad reakcją mediów i części polskiej opinii publicznej na jego ostatnie działania, dziwią go m.in. pytania o wycenę transakcji. Tę samą wycenę, którą i Pan (choćby ostatnio w wywiadzie dla Money.pl), i minister Gliński systematycznie podsuwa opinii publicznej, niestety bez podania źródła! Stwierdza Pan nawet kategorycznie, że ją kwestionuję. Przykro mi, ale nie da się kwestionować wyceny, nie znając jej metodologii i pochodzenia, a tymi informacjami ani Fundacja, ani minister kultury nie chcą się z podatnikami podzielić.

Zamiast nich, wtajemnicza nas Pan za to w nastroje Adama Karola Czartoryskiego. Być może odrobinę ulgi przyniesie więc Księciu wyjaśnienie, że ludzie żyjący z pracy własnych rąk szanują pieniądze i chcą znać wartość przedmiotów, których zakup finansują swoimi podatkami. ©(P)

Marek Rabij

CZYTAJ TAKŻE:

Marek Rabij: Dama z suspensem

Wszystkie teksty o skandalu wokół Fundacji Czartoryskich

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018