Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Minęło prawie 30 lat. Stan wojenny, koniec Solidarności, koniec nadziei. Po weryfikacji wyrzucono mnie z radia. A potem, nagle, pojawił się w moim życiu "Tygodnik Powszechny", przyjęto mnie na stałego współpracownika.
"Tygodnik" to była taka mała wysepka wolności. Równolegle rozwijało się państwo podziemne ze swoimi pismami i wydawnictwami. Pismo wychodzące oficjalnie miało jednak specjalną rolę przez to, o czym mówiło, i przez to, o czym milczało, oraz przez niezliczone interwencje cenzury, których zaznaczanie udało się wywalczyć.
Jacyż to byli świetni, ciekawi ludzie - ci z "Tygodnika" i z kręgu, który go otaczał! Spotykało się z nimi, żeby zamienić choćby parę zdań w ciasnych i zawalonych papierami pokoikach, albo na wielogodzinnych, porywających naradach redakcyjnych. Czasem w drodze na cmentarz, żegnając ich z prawdziwym bólem.
Był to również czas listów od czytelników. Często pisanych maczkiem na czterech stronach. Nigdy wcześniej nie dostawałam tylu listów. Niektóre z nich zamieniały się w przyjaźń.
Mijały miesiące, lata. Stawało się jakby luźniej, swobodniej, jaśniej. W końcu nadszedł rok 1989 i czerwcowe wybory...
Napisanie tych kilkunastu niezbornych zdań było dla mnie nadspodziewanie trudne. Nie chciałam jednak wyjść z "Tygodnika" i spośród jego Czytelników tak jak się wychodzi do drugiego pokoju i zamyka drzwi. "Tygodnik" był dla mnie zawsze ważny, serdeczny, swój i chcę, żeby o tym wiedział.
Od redakcji
Droga Pani Ewo,
Pani obecność w "TP" od początku była źródłem naszej radości i dumy.
Doskonale pamiętam dzień, w którym Krzysztof Kozłowski zawiadomił nas, że będziemy publikować teksty Młodej Lekarki z Wrocławia. Pani talent dostrzegania i pokazywania drugiego dna spraw wielkich i pozornie małych był dla nas i dla wielu czytelników drogowskazem na zawiłych ścieżkach świata. Ze ściśniętym sercem słuchałem tego, co w niedawnej rozmowie telefonicznej mówiła mi Pani o fizycznej niemożliwości kontynuowania dotychczasowej z nami współpracy.
Pani Ewo, nie tracimy nadziei na polepszenie. Łamy "Tygodnika" czekają na Pani teksty. Redakcja i liczni Pani wielbiciele-czytelnicy, wszyscy, serdecznymi myślami jesteśmy z Panią.
Ks. Adam Boniecki