Liliputy rosną

Widziałam niewidzialną rękę rynku! Odciski jej fantomowych paluchów wytropiłam w księgarniach dla dzieci. Ale po kolei.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

Przed kilkoma laty, kiedy wydawało się, że szmira na dobre opanowała rynek książki, kiedy brokatowe księżniczki, kucyki Pony i Myszki Miki wymiotły z księgarń dobry gust, z niebytu wychynęły mini-wydawnictwa, założone przez młode mamy. Zirytowane kiczowatą ofertą wydawniczą, dziewczyny bez doświadczenia w biznesie i za kapitał mające zawartość świnek-skarbonek postanowiły wydawać książki, które bez obrzydzenia można kupić dziecku. Pierwszy był Muchomor, potem Wytwórnia, Dwie Siostry, Hokus Pokus - prawdziwy babiniec, jako że nie ma w tym gronie mężczyzn. Ostatnio grono liliputów powiększyło się o oficyny: Format, Ene Due Rabe i Czerwony Konik. Żadne z tych wydawnictw nie liczy więcej niż trzy osoby.

Pionierski okres zabiegania o uwagę czytelników i mediów był trudny - "liliputy" z trudem domykały bilans, a zyski wydawały się fatamorganą. Poległa oficyna Fro9, chociaż niemal wszystkie jej książki nagradzano w edytorskich konkursach. Muchomor zmienił skład personalny. W nierównej walce wydawniczych maluchów z korporacjami ci pierwsi - wydawało się - nie mają szans. Negocjacje z Empikiem, nielubianym z racji bezlitosnych prowizji, przypominały zapasy muchy ze słoniem. A przecież kilka lat lilipuciej działalności wydawniczej przyniosło znamienne efekty.

Po pierwsze - "liliputy" ocaliły honor wydawców dziecięcych. Widać to było zwłaszcza na międzynarodowych targach w Bolonii, gdzie, gdyby nie one, trzeba by się rumienić ze wstydu, tak bardzo nasi krajowi wydawcy jeszcze niedawno odstawali od światowych standardów. Tymczasem małe oficyny zostały dostrzeżone i docenione. Warto tu wspomnieć o nagrodzie Bologna Ragazzi Award, którą przed dwoma laty uzyskała dla Polski Wytwórnia nowatorską edycją wierszy Tuwima czy o nagrodzie Ikara dla Dwóch Sióstr za serię "Mistrzowie Ilustracji".

Po drugie - jakkolwiek nakłady "lilipucich" książek nie mogą równać się z bestsellerami gigantów, to przecież tytuły te są kupowane nie tylko przez entuzjastów i często omawiane na forach rodzicielsko-książkowych, są lubiane przez media, cieszą się (zasłużenie) przychylnością Instytutu Książki i wreszcie - są często-gęsto nagradzane w konkursach branżowych. Odważę się nawet powiedzieć, że "liliputy", nieskrępowane marketingową strategią korporacji, podejmujące decyzje biznesowe z podpowiedzi intuicji i entuzjazmu, stanowią źródło inspiracji dla rywali - dużych wydawców.

Po trzecie - w "liliputach" pracuje wiele osób o plastycznym wykształceniu, co dobrze służy estetyce wydawanych przez nie książek.

A zatem: co słychać u liliputów?

Muchomor

Nie jest tak źle z polskim rynkiem wydawnictw dla dzieci, skoro mogą się ukazywać u nas TAKIE książki. Zabawna rozprawka filozoficzna Leszka Kołakowskiego "Debata filozoficzna Królika z Dudkiem o Sprawiedliwości" wydana została z niezwykłą starannością. Edytorski popis, dziełko prawdziwie artystyczne. Debatę, rozpisaną na głosy, młoda graficzka zilustrowała jako partię szachów, gdzie raz jeden rozmówca, raz drugi traci figurę. Szachownica rozkłada się jak teatralne kulisy, a wewnątrz znajdujemy piękne, wyrafinowane rysunki Moniki Hanulak. Książeczka adresowana jest raczej do młodzieży niż do dzieci. Niecodzienna, pomysłowa forma sprawiła, że IBBY nominowała "Debatę" do tytułu Książki Roku 2009 w kategorii ilustratorskiej. Rzecz dla koneserów i entuzjastów pięknych książek.

Hokus Pokus

Wydawnictwo to, obok tytułów polskich, z powodzeniem wydaje przekłady książek z Królestwa Niderlandów.

Po bardzo udanej edycji pięciotomowych "Julków" A.M. Schmidt mamy oto nową serię prozy holenderskiej "Z Tulipanem" dla dzieci starszych - od lat 10 wzwyż.

"Mała szansa" mówi o dziewczynce, której tata jeździ na różne niebezpieczne wojny w charakterze lekarza niosącego pomoc. Kiki, podobnie jak jej mama, nie cierpi tych wyjazdów, ale tata chce i lubi być potrzebny.

I oto ojciec wyjeżdża po raz kolejny. Podczas rozmowy z mamą Kiki dochodzi do wniosku, że szansa na równoczesną utratę ojca, psa i myszy jest bardzo znikoma. Postanawia zatem pomajstrować przy rachunku prawdopodobieństwa, tracąc mysz i psa, a tym samym ocalając tatę. To magiczne zaklinanie losu sprowokuje szereg dziwnych zachowań dziewczynki. Tymczasem tata przestaje telefonować... Książka tragikomiczna, ciepła, napisana prostym językiem. Nagradzana w Holandii i Austrii.

Wytwórnia

Podczas pobytu na targach w Bolonii maniacy książkowi obowiązkowo odwiedzają stoisko włoskiej oficyny "oreccio acerbo", która znana jest z najbardziej zuchwałych, nowatorskich edycji dla dzieci i młodzieży. Tam też Magda Kłos-Podsiadło z lilipuciej Wytwórni usłyszała po raz pierwszy o wspólnym europejskim projekcie wydania książki na 20. rocznicę upadku muru berlińskiego. "Oreccio acerbo" szukało koedytorów. Wytwórnia chętnie przystąpiła do projektu i namówiła do współpracy innego liliputa - Hokus Pokus. Wespół w zespół powstała polska edycja: "1989 - dziesięć opowiadań o burzeniu murów".

Teksty dziesięciorga sławnych pisarzy wybrano bardzo starannie. Polskę w tym projekcie reprezentuje Olga Tokarczuk (obok opowiadań Heinricha Bölla, Maxa Frischa, Andrei Camilleriego i innych sław). Do przedsięwzięcia zaproszono znakomitego niemieckiego ilustratora Henninga Hagenbretha. Powstała mądra, dająca do myślenia książka o wolności i zniewoleniu, o odmiennościach i przełamywaniu lęku przed obcymi.

Format

Wydawnictwo to adaptuje na rodzimy rynek książki światowych sław ilustratorskich. Po słynnej "Miffy" Dicka Bruna przyszła kolej na "Płaszcz Józefa" Simmsa Tabacka i "Trzech zbójców" Tomi Ungerera, gigantów grafiki książkowej dotąd u nas niemal nieznanych.

Nowojorczyk Taback, syn żydowskich emigrantów z Polski, stworzył książkę na kanwie ludowej piosenki zasłyszanej w dzieciństwie - historię płaszcza, który kolejno przybierał postać kurtki, kamizelki, szalika, krawata, chustki, obciągniętego tkaniną guzika... A kiedy Józef go zgubił - nic już nie zostało. Autor przywołuje klimat polskiego miasteczka i folklor żydowski, dziś zapomniany.

Piękne, patchworkowe ilustracje wyglądają jak uszyta z kolorowych skrawków tkanina. Książka nagrodzona Medalem Caldecotta - najwyższym splendorem, jaki autor może uzyskać na rynku amerykańskim.

"Trzej zbójcy" z kolei to sprzedana na świecie w 3 milionach egzemplarzy (!!!) prosta opowieść o tym, jak pod wpływem przygarnięcia sierotki stopniały serca trzech złoczyńców, a oni sami przeistoczyli się w fundatorów domu dla podrzutków. Książka zilustrowana w szlachetnej, syntetycznej manierze lat 60.

Ene Due Rabe

Wydawnictwu temu zawdzięczamy odkrycie na użytek polskich czytelników jednego z najciekawszych ilustratorów europejskich - Norwega Sveina Nyhusa. Po pierwszej, obrazkowej książce "Tato", otrzymujemy kolejną: "Włosy mamy" (ilustracja obok), do tekstu Gro Dahle, zakamuflowaną opowieść o depresji.

Skandynawowie są znani z tego, że żaden temat im niestraszny - można sporządzić długą listę kłopotliwych i trudnych zagadnień, dla których znaleźli literacki i graficzny ekwiwalent. Svein Nyhus chętnie sięga po trudne tematy - na Zachodzie wyszła rewelacyjna książka o przemocy domowej z jego ilustracjami. Tutaj mamy do czynienia z metaforą depresji. Mała dziewczynka widzi, jak włosy mamy, zwykle szczęśliwe i rozświetlone słońcem, zaczynają plątać się i mierzwić. Nic już nie jest tak, jak być powinno. Dziecko próbuje szczotką zaprowadzić porządek w skołtunionej, dzikiej gęstwinie. Wpada w tę czeluść i błądzi. Ale oto nadchodzi pomoc i wszystko kończy się happy endem - włosy mamy odzyskują blask. Książka jest ilustratorską ucztą: warto zobaczyć, jak Nyhus buduje dramaturgię i klimat tekstu perfekcyjnymi obrazami.

Dwie Siostry

Szczęśliwie dla nas, czytelników, Dwie Siostry wyłowiły spośród studentów warszawskiej ASP utalentowaną parę: Olę Machowiak i Daniela Mizielińskiego. Młodzi graficy pod dyktando wydawczyń stworzyli książkę "D.O.M.E.K" - o najbardziej ekstrawaganckich i śmiesznych budowlach na świecie. "D.O.M.E.K" najpierw zdobył tytuł Książki Roku IBBY 2008, a potem z sukcesem przetłumaczony został na kilka języków. Nic dziwnego, że Siostry poszły za ciosem: lada dzień ukaże się "D.E.S.I.G.N", druga odsłona serii tej samej autorskiej pary (tym razem o wzornictwie), a w księgarniach czeka już całkiem innego rodzaju książka-zabawka obrazkowa, bez tekstu - "Miasteczko Mamoko" (ilustracja Oli i Daniela Mizielińskich obok).

Na dużych, barwnych rozkładówkach przedstawione jest życie codzienne miasteczka, gdzie żyją różne zwierzęta - poczynając od świnki Zofii Ryjek, przez hipopotamicę Otylię Sadełko, a kończąc na ufoludku, Zygmuncie Kosmicznym. Rysunki mają mnóstwo szczegółów, tak lubianych przez dzieci. Zaglądamy do wnętrza domów - widzimy śpiące zajączki, mysz w kąpieli, świnkę przy porannej kawie... Z każdą kolejną stroną akcja postępuje: zwierzątka ruszają do różnych zajęć, po drodze przydarzają im się przygody. Fotografujący wszystko ufoludek stanie się mimowolnym świadkiem kryminalnego czynu i pomoże Szymonowi Detektywowi w wytropieniu złoczyńcy. Małpka - Stanisław Szczęściarz - znajdzie pieniążek, za który kupi płótno i farby, namaluje obraz, sprzeda, a za uzyskane pieniądze zafunduje sobie balon i odfrunie.

I tak dalej, i tak dalej - bohaterów jest kilkunastu, a wytropienie ich na stronach zapełnionych detalami nie jest łatwe. Jako że książka nie ma tekstu, nadaje się dla dzieci całkiem małych, ale zabawa wciąga nawet dorosłych (testowałam na rodzinie) i ogromnie się podoba. Nota bene Ola i Daniel (dziś małżeństwo i spółka Hipopotam Studio, on - asystent w pracowni prof. Macieja Buszewicza) pracują nad kolejnymi książkami, wydając także w oficynach dużych (Znak).

Czerwony Konik

Ta jednoosobowa oficynka wystartowała z impetem u schyłku ubiegłego roku kapitalną serią "NIEporadników" autorstwa panów Wojtka Widłaka i Pawła Pawlaka.

Książeczki są groteskową parodią pseudonaukowych instruktaży na każdą życiową okoliczność. Ledwo ukazał się pierwszy, "Do czego NIE służy młotek", sekcja polska IBBY (International Board on Books for Young People) nadała mu tytuł Książki Roku 2009 w kategorii ilustratorskiej. Bo też Paweł Pawlak wykazał się mistrzowskim dowcipem, pomysłowym layoutem podkreślając absurd tej książeczki, z której dowiadujemy się, że młotek NIE zdaje egzaminu jako narzędzie do mycia zębów, kopania grządek i prowadzenia rozmów międzymiastowych.

W tomiku drugim, zatytułowanym "Do czego NIE służy grzebień" (ilustracja Pawła Pawlaka powyżej), autorzy ustalają ponad wszelką wątpliwość, że grzebień NIE nadaje się do przetykania rur, poszerzania horyzontów i przebierania za koguta. Para bohaterów, Adiunkt Kwas i Profesor Kurzawka, dochodzą do tych konkluzji w drodze eksperymentów naukowych. Projekt graficzny okraszono wizualnymi cytatami z biurokratycznych papierzysk - wnioski Kwasa i Kurzawki potwierdzone są stemplami i pseudo-urzędowymi adnotacjami. W przygotowaniu książeczka trzecia: "Do czego NIE służą rękawiczki".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 3 (17/2010)