Lepsze życie gliny

Bożena Kostuch, historyczka sztuki: Krakowskie mozaiki to w większości prace abstrakcyjne, o pięknej kolorystyce i fantazyjnej fakturze. Mówienie, że są kompozycjami komunistycznymi, jest śmieszne.

28.02.2016

Czyta się kilka minut

Filary autorstwa Witolda Skulicza w kawiarni Mozaika, Nowa Huta, 1969 r. / Fot. P. Czarnicki / MNK
Filary autorstwa Witolda Skulicza w kawiarni Mozaika, Nowa Huta, 1969 r. / Fot. P. Czarnicki / MNK

EWELINA BURDA: Biprostal, kino Kijów, teatr Bagatela – te mozaiki znają wszyscy mieszkający w Krakowie.

BOŻENA KOSTUCH: Kompozycje na teatrze Bagatela zaprojektowane przez Witolda Skulicza w 1967 r. są jednymi z moich ulubionych. Gdyby nie one, budynek nie wyróżniałby się niczym szczególnym. Są pełne ekspresji, świetne od strony artystycznej i technologicznej – ceramika połączona jest z pasami z metalu, co nie zdarzało się często. Z bliska widać rozmaite ryty, groszkowania, nakładki. Po prostu piękne.

W wydanej właśnie książce „Kolor i blask. Ceramika architektoniczna oraz mozaiki w Krakowie i Małopolsce po 1945 roku” pisze Pani, że krakowski okres świetności mozaik to lata 60. i początek 70.

Najstarsza odnotowana i zachowana kompozycja w Krakowie to „Kolumna Przodowników Pracy” w dawnym Domu Technika przy ul. Straszewskiego. Dekoracja autorstwa Kazimierza Piętki powstała w 1950 r., jest też jedną z wcześniejszych w skali całej Polski. Kolumnę pokrywają turkusowe płytki z postaciami robotników.

Częste były takie „mozaiki zaangażowane”?

Kolumna to jedna z niewielu klasycznie socrealistycznych realizacji w Krakowie. Oprócz niej mamy mało znaną mozaikę w dawnym Muzeum Czynu Zbrojnego w Nowej Hucie. Ma tematykę narodowowyzwoleńczą – miejsce wymuszało określoną realizację.

Ale krakowskie mozaiki to w większości prace abstrakcyjne o pięknej kolorystyce i fantazyjnej fakturze. Miały być dekoracyjne, pozbawione agresywnych czy zaangażowanych politycznie motywów. Nie mamy na kompozycjach czerwonych gwiazd ani sierpów i młotów, które spotykane są np. w mozaikach na terenie dawnej Czechosłowacji, nie mówiąc o byłym ZSRR.

Były układane z małych płytek, tłuczki ceramicznej albo dużych, specjalnie wypalanych płyt...

Płyty do okładzin, bo tak nazywam tworzone z nich kompozycje, wypalano w specjalnym piecu tunelowym w Spółdzielni Ceramicznej „Kamionka” w Łysej Górze. Ta wieś między Krakowem a Tarnowem, gdzie nie było żadnych tradycji garncarskich, a jedynie gliniasta ziemia, dzięki lokalnemu działaczowi Franciszkowi Mleczce stała się miejscem, w którym powstawał materiał do prawie wszystkich krakowskich realizacji.

Żeby prosto rozróżnić: na zewnętrznej ścianie kina Kijów mamy klasyczną mozaikę z płytek ceramicznych, układaną bezpośrednio na ścianie, w środku natomiast okładzinę z płyt łysogórskich.

Kiedy w 2001 r. przeprowadzono remont kina, pojawiły się głosy oburzenia, że nowy sufit zasłania część mozaiki.

Nie wiem, jaka była przyczyna wymiany sufitu zaprojektowanego przez Witolda Cęckiewicza. W kinie wprowadzono także inne niefortunne zmiany, np. wymieniono szyby ściany wejściowej na przyciemniane. Zniwelowało to powiązanie przestronnego holu z ulicą, a taki był pierwotny cel. To wnętrze kina z efektowną, ceramiczną ścianą miało być jego reklamą, a nie zasłaniające je banery z zapowiedziami filmów.

Ale już późniejszą renowację mozaiki Celiny Styrylskiej-Taranczewskiej na Biprostalu krytycy ocenili pozytywnie.

Była bardzo zniszczona, właściciel budynku chciał ją zlikwidować podczas przebudowy. Pojawiły się protesty opinii publicznej, konserwatorów zabytków, plastyków, ale też głosy, że to praca komunistyczna i nie warto jej odnawiać. Ja żadnego komunizmu na tej ścianie nie widzę. Jej konserwacja była bardzo trudna i na pewno kosztowna, ale inwestor może się teraz chwalić, że ocalił dzieło sztuki.

Nie tylko przy okazji renowacji pojawiały się kontrowersje. O powstającej w 1967 r. mozaice w pawilonie zwierząt drapieżnych w ogrodzie zoologicznym mówiono, że to za droga realizacja jak na zwierzęce standardy.

Każdy artysta musiał uzyskać akceptację komisji rzeczoznawców. A tu komisja w Państwowych Pracowniach Sztuk Plastycznych uznała, że wielobarwna mozaika to zbyt wielki luksus dla zwierząt i spokojnie można ten wybieg pokryć białymi kafelkami. Dyrekcja zoo tłumaczyła wtedy, że prosząc Helenę i Romana Husarskich o opracowanie projektu, nie kierowała się tylko estetyką, ale przede wszystkim dobrem dzikich zwierząt, które lepiej czują się w piaskowych, ciemnych barwach i gorzej by reagowały na zamkniętą bielą przestrzeń. Komisja ostatecznie uległa, dla dobra tygrysów i lwów.

Mozaiki służyły też jako szyldy zakładów i sklepów.

Miłe dla oka są wykonane z niewielkich ceramicznych płytek złote kłosy zbóż obok wejścia do piekarni przy ul. Długiej. Mozaika zamówiona została przez ówczesnego właściciela piekarni u Anieli Szatary-Tymcik, która nieco wcześniej wraz z profesorem Antonim Hajdeckim stworzyła turkusową ścianę na dworcu w Płaszowie.

Szarym kolorem zaznaczyła Pani w książce mozaiki zakryte lub już nieistniejące.

Kiedy zmienia się właściciel lokalu lub budynek ma być wyburzony, to nikt nie przejmuje się, że zniszczone zostaną kompozycje ceramiczne. Zdecydowana większość mozaik nie jest wpisana do rejestru zabytków, nie podlega żadnej ochronie. Prowadzone są dyskusje na temat wpisu do rejestru choćby wybranych kompozycji. Właściciele często bronią się przed wpisem, bo ten komplikuje im wiele rzeczy.

Pecha mają zwłaszcza dawne kina.

Tych wnętrz jest mi najbardziej żal. W kinie Apollo powiedziano mi, że jeden z poprzednich najemców podczas remontu wszystko usunął. W dawnym kinie Uciecha w ogóle nie udało mi się dowiedzieć, co się stało ze ścianami ozdobionymi ceramiką.

W dawnym kinie Wanda, zamienionym w sklep, też nikt nie eksponuje mozaik.

Tam kompozycje Witolda Skulicza, które były w holu kasowym i poczekalni, przynajmniej nie zostały zniszczone. Zasłonięte są sklepowymi regałami, widoczne są niewielkie fragmenty. Całkowicie natomiast zasłonięto mozaiki w dawnym sklepie ogrodniczym przy Basztowej, ale tam właściciel lokalu wiedział, co posiada, i zrobił to umiejętnie, kiedyś będzie można je odsłonić. Podobnie zresztą jak na nowym dworcu w Płaszowie, gdzie tylko fragment ściany jest widoczny. To jedyny ratunek, gdy dekoracje się nie podobają lub nie pasują do nowego wystroju. Np. mozaika, która została na głównej ścianie dawnego sklepu rybnego przy ul. Królewskiej, nie ma już swojego uroku. Kiedyś była tam ogromna wanna na żywe ryby obudowana ceramiką i przepiękna lada z kolorowymi rybkami.

Teraz trwa remont otwartej w 1969 r. kawiarni Mozaika na os. Szkolnym.

Mam nadzieję, że nikt nawet nie pomyśli, aby filary pokryte barwnymi ażurowymi płytami usunąć!

Można znaleźć jakiś wspólny nurt, specyfikę w krakowskich mozaikach?

Specyfiką jest na pewno powstała tu piropiktura, nazywana malarstwem ogniowym. To technika dekoracji wymyślona przez Helenę i Romana Husarskich. Chcieli uniezależnić ceramikę od wypalania w piecu, natryskiwali więc płynne szkliwo ceramiczne na powierzchnię, która była poddana działaniu wysokiej temperatury. Takie realizacje możemy zobaczyć na budynku Korony: na fasadzie są dwie kompozycje z 1958 r., i dwie nieco młodsze wewnątrz, przy basenie dziecięcym.

Architektura i sztuka powojennego modernizmu często traktowane są jako te, których nie warto otaczać ochroną.

Przyszedł najwyższy czas, żeby nie tylko historycy sztuki, lecz także konserwatorzy zainteresowali się architekturą z drugiej połowy XX w. Wiele wybitnych budynków zostało już wyburzonych, kolejne są zagrożone, choćby hotel Cracovia. W jego holu wciąż znajduje się „Złota mozaika” Krystyny Zgud-Strachockiej. Wiemy też, że był tam fryz „Miasta”, który najprawdopodobniej jest teraz zasłonięty.

Dlaczego nie potrafimy obiektywnie spojrzeć na sztukę tworzoną tak niedawno?

Z zasady nie doceniamy sztuki epok wcześniejszych. Po wojnie secesję traktowano jak wynaturzenie, dziś ten argument jest dla nas śmieszny. Tak samo śmieszne jest mówienie, że mozaiki to kompozycje komunistyczne. Nie da się ukryć – byliśmy państwem komunistycznym, ale żeby niszczyć architekturę i plastykę tylko dlatego, że powstała w tamtym okresie? To nasze dziedzictwo, powinniśmy przekazać je przyszłym pokoleniom jak najmniej zmienione. Inaczej z PRL-u zostaną nam tylko blokowiska z wielkiej płyty. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2016