Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że nie zamierza powiększać przyszłorocznego deficytu, przewidzianego przez odchodzący rząd na ok. 52 mld zł. Powiedzieć, że zadanie jest trudne, to nic nie powiedzieć, skoro prorodzinna zapowiedź 500 zł na drugie i każde kolejne dziecko będzie kosztować około 22 mld. Do tego trzeba dodać prawie równie drogie zwiększenie kwoty wolnej od podatku.
W budżecie na 2016 r. tych pieniędzy nie ma. PiS zapowiada więc gruntowną nowelizację budżetu. Korekta jest konieczna, by zwiększyć przyszłoroczne wydatki i równocześnie osiągnąć wyższe dochody. Tych ostatnich partia Jarosława Kaczyńskiego chce szukać w uszczelnieniu systemu podatkowego – stąd zapowiedź nowelizacji ustawy o VAT. W pierwszym roku poprawa ściągalności tego podatku ma dać ok. 17 mld zł. To jednak mało. Zwycięska partia zamierza więc wprowadzić dwa nowe podatki: bankowy (ma przynieść ok. 5 mld) i od hipermarketów (ok. 3,5 mld zł).
Na wyborcze obietnice podobno trzeba patrzeć przez przydymione szkiełko. Wyborcy cieszą się, że zwycięzcy obiecali im lepsze jutro, wiadomo: nie wszystko spełnią, ale coś będą musieli dać. To im wystarczyło. PiS może zresztą z niektórych obietnic wycofać się rakiem, odkładając je w czasie lub zmniejszając ich zasięg. Partia Kaczyńskiego zapewnia, że będzie starała się wdrożyć w życie wszystkie wyborcze zapowiedzi, ale zastrzega, że być może nie uda się ich wprowadzić jednocześnie…
Za cztery lata przekonamy się, czy sprawdziła się stara wyborcza zasada: „lepsza złamana obietnica niż żadna”. ©