Lekcje zmysłowej pamięci

Ida Linde przy pomocy językowego skalpela, jakim jest aforyzm, tnie skostniałe frazesy i kulturowe klisze, proponując zupełnie nowy model relacji rodzinnych.

25.09.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Magnus Liam Karlsson
/ Fot. Magnus Liam Karlsson

Ida Linde jest pisarką oszczędną. Wydane dotychczas w polskim przekładzie książki szwedzkiej autorki – „Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym” (2015) oraz „Poleciały w kosmos” (2016), obie przetłumaczone przez Justynę Czechowską – to pozycje objętościowo niewielkie, w poręcznym formacie. Nie ma w nich galerii bohaterów, epickiego zadęcia ani językowego nadmiaru. Linde tworzy miniprozy, z wyraźnie zawężoną liczbą postaci, a relacje między nimi sprowadzone zostają do najbardziej elementarnych. Nie jest to jednak proza spod znaku niedokończenia, rwania języka czy nadużycia wielokropka.

Wręcz przeciwnie – każde zdanie sprawia wrażenie domkniętego i skończonego. To bardziej aforyzmy, czyli frazy samowystarczalne, doskonałe – zgodnie z etymologią słowa „aphorismós”, oznaczającego „oddzielenie”, „osiągnięcie pewności”, „określenie”. Aforyzm to rebelia wobec całości, wykroczenie przeciwko systemowi, uderzające w każdą totalność. To nie tylko gatunek literacki, ale przede wszystkim sposób myślenia. Taką właśnie aforystką jest Ida Linde – drążącą relacje rodzinne, zbyt często uważane za naturalne i oczywiste, autorką szukającą szczelin w skodyfikowanych kulturowo rolach matki i dziecka, problematyzującą pozornie dobrze znane uczucia i emocje.

Aforyzm wiele zawdzięcza Hipokratesowi, który jego źródeł doszukiwał się w medycynie, proponując zmianę w formule stawiania diagnozy – nie przez magiczne wyjaśnienia fizycznych zmian i dolegliwości, lecz dzięki uważnej obserwacji i „lekturze” pacjenta. Diagnozowanie oznacza więc czujność wymagającą ostrości umysłu. Aforyzm rodzi się w chwili zetknięcia z rzeczywistością, nie wskutek myślowej spekulacji. Aforysta Nietzsche mówił w tym kontekście o „liryce myśli”, która jest właśnie uważną diagnozą: „Nie ufam systematykom i ustępuję im z drogi. Pożądanie systemu jest brakiem rzetelności” (przeł. Małgorzata Łukasiewicz).

Bliskość i dystans

Systemu pożąda Eleonore, bohaterka „Poleciały w kosmos”. Jest matką Silji i Sontag, dziewczynek, które we wnętrzach dwóch rakiet podróżują w kosmos; rozdzielone, lecz zmuszone do wzajemnej obserwacji. Córki nie są jednym ciałem, nie są siostrami, są tylko w tej samej historii, której zadaniem jest właśnie separacja – mówi im matka. Dzieciństwo samej Eleonore to czas oczekiwania, by stać się dorosłą, by się odłączyć, uciec, zanim dotknie ją język rodzinnych stron. Dotknie i utknie w jej krtani, przez co na zawsze już będzie musiała nim mówić. „Zaczęła od oddania Psa do weterynarza. Potem miała zostawić rodziców i dwie wielkie miłości. Miała zostawić jedną pracę dla innej. I, jak wszyscy, miała umrzeć i zostawić po sobie dwie córki” – to los Eleonore, streszczony przez Linde już na początku opowieści. „Liście rozwijają się bezlitośnie, nic ich nie powstrzymuje, nawet czas” (przeł. Justyna Czechowska) – pisze w jednym z wierszy Ida Linde. W tym bezlitosnym i niepowstrzymanym cyklu rozwoju i śmierci Eleonore wybiera Euklidesa, czyli zostaje matematyczką, bo przecież wszystko – jak mówi – można obliczyć. Linde pokazuje kobietę, której pojedynczość i szczególność rozsadza ramy zwyczajowo wyznaczane kobiecości. Tworzy postać daleką od obrazu macierzyństwa, utożsamionego z hojnością, dawaniem, wręcz całkowitym oddaniem siebie dzieciom. Matka Silji i Sontag projektuje ich życia jako osobne linie, a jedyną przestrzenią, którą mogły dzielić, była przestrzeń jej ciała. Nic więcej. Jednak osobność i rozdzielenie nie są tu przeciwieństwem bliskości. Separacja jest synonimem bliskości, zdaje się mówić Linde, tylko bowiem w sytuacji oddzielenia możliwa jest komunikacja, rozmowa. Eleonore oddziela się od rodziców, a potem od swoich córek, bo tylko w takich warunkach może zrodzić się relacja wzajemności.

Dlatego matka Silji i Sontag odchodzi od ich ojca – poznaje kogoś, kto jest jej niedostępny, pożąda jego zdystansowanego spojrzenia, które traktuje jako warunek konieczny, by zobaczyć na nowo własne życie. „To, co nas fascynuje, odbiera nam naszą moc nadawania sensu, odrzuca swą sensualną naturę, odrzuca świat, wycofuje się z niego i ciągnie nas za sobą” – pisał Maurice Blanchot (przeł. Tomasz Falkowski), jeden z tych filozofów owładniętych dialektyką bliskości i oddalenia; filozof, jak się zdaje, niezwykle bliski literackim komunikatom Idy Linde. Eleonore fascynuje się nowym mężczyzną, bo sama jest zbyt przywiązana do formy – jest przecież piękna, robi karierę na uniwersytecie, sprawia wrażenie kobiety doskonale samoświadomej. Dlatego potrzebuje fascynacji, która wytrąci ją z ograniczającej formy. Uzależniając widzenie siebie od mężczyzny, znów jednak wpada w pułapkę, dlatego z nowego związku również po jakimś czasie zrezygnuje, każdy dystans zamienia bowiem na bezpośrednią obecność, choć cały czas pragnie oddzielenia i niezależności.
Dystans w „Poleciały w kosmos” rozgrywa się zarówno na poziomie myśli, jak i fizycznego ruchu; jest obietnicą komunikacyjnego połączenia, ale i pragnienia niezależności, potrzeby rozdzielenia. Dlatego najwięcej napięcia Linde kumuluje w dialogach. Krótkich, skondensowanych, przecinających ostro i boleśnie przestrzeń pomiędzy rozmówcami. Nie ma w nich patosu ani nieustępliwej metafizycznej powagi, jest natomiast przekonanie o ich nieuchronności – są przecież podstawowym narzędziem rozmowy: „Nie wiem, kim jest, powiedziała Silja. To nasza mama, odparła Sontag”. Z kolei w wierszu Linde pisze: „Słowa muszą ograniczyć powagę swą marnością”.

W wielu miejscach „Poleciały w kosmos” scena rozmowy przeobraża się bardziej w „rozmowę” – komunikacyjną separację, która tylko potęguje cielesny i zmysłowy brak. Dialog, porozumienie odbywające się poprzez słowa, zamiast pomagać w budowaniu wspólnej rzeczywistości, otwiera przestrzeń rozdzielenia. I uwięzienia, bo tożsamości Eleonore, Sontag i Silji budowane są poprzez uwięzienie we własnych słowach i konieczność nieustannego powrotu do nich. „Ja to nie ja, jestem innym, jestem tym, który znajduje się w środku innego”. Rozdzielenie w rozmowie wiąże się z petryfikującą właściwością języka, który nazywa rzeczy, ale jednocześnie pozbawia je jednostkowości, włącza w ciąg powtarzalnych nazw. Dlatego w sytuacjach, które tak bardzo domagałyby się wyjątkowości, w sytuacjach szczególnego napięcia, do głowy przychodzą jedynie gotowe formuły, klisze, które są pustym naczyniem. Chęć oddzielenia się od rodziców, którą już w dzieciństwie odczuwa Eleonore, to nadzieja na ożywienie języka – gest obrony przed wepchnięciem w rodzinne klisze.

Zużywanie klisz

W matce Silji i Sontag istnieje pewien nieruchomy punkt – od niego zaczyna się jej historia. To punkt, którego nie dosięga śmierć, który uparcie trwa na przekór dynamice życia. Daje on poczucie stabilności, będąc jednocześnie barierą i przeszkodą. Linde pokazuje postać kobiety, której nie zmieniają ani doświadczenie macierzyństwa, ani kolejne związki – nawet na śmierć pozostaje obojętna. Ten punkt rozbija nadzieję na zbudowanie całościowej, spójnej wizji tożsamości. Jest bowiem synonimem absolutnej separacji od świata, której nie sposób przekroczyć. I taką separację dziedziczą po matce córki, lecące w kosmos w dwóch rakietach, mające kontakt tylko ze sobą, choć pewnie podglądane także przez innych.

Życie kobiet z „Poleciały w kosmos” naznaczone jest nieuchronnością losów, których nie sposób przekroczyć, w których dystans, a także wewnętrzna i zewnętrzna separacja nie pozwalają na formułowanie kojącej opowieści o przekroczeniu „trudnego macierzyństwa” i zbudowaniu własnej tożsamości. W tych kliszach Linde wywierca dziurę, pokazując, że relacje międzyludzkie cechuje wewnętrzna sprzeczność: jak w przypadku bliskości i oddalenia, jak w miłości, która naprawdę bezwarunkowa może być wówczas, gdy rozpozna swoje oczekiwania i warunki.

Jest tu także i inny poziom przezwyciężenia totalizującego myślenia – Eleonore wydaje się całkowitym odwróceniem wzorca macierzyńskiego, mitu matki, która rezygnuje z siebie, matki hojnej i gotowej oddać wszystko. Jest matematyczką, skupioną na karierze, pozbawioną potrzeby dzielenia się, dążącą do perfekcji i w tych dążeniach coraz bardziej się zatracającą. Pragnie systemowego opanowania siebie i świata, ale jednocześnie potrzebuje odbijać się w oczach mężczyzny. „Była przeznaczona do wielkich czynów, a w wielkich czynach nie ma miejsca na chłopców” – to nic innego jak rewers wyidealizowanego obrazu kobiety rodzinnej, który pochodzi z tej samej, patriarchalnej narracji. Sugeruje on, że uwolnienie i wybór innej tożsamości kobiecej nie mogą się udać. Bo skoro kariera i wielkie czyny, to nie rodzina. Nie można przecież mieć wszystkiego. Opowieść Linde podsuwa więc taką figurę kobiecości, w której niezwykle czytelne pozostają kulturowe wyobrażenia. Jej losy, czytane na ponadjednostkowym poziomie, są nośnikiem patriarchalnej narracji, w której wykroczenie poza zdefiniowane role musi zostać ukarane cierpieniem. Przebija się ono najczęściej w językowych kliszach budzących poczucie winy. Linde powiela te klisze, by zwrócić uwagę na ich urojoną totalność; by pokazać, że zbyt dobrze przyswojone i zneutralizowane są paraliżujące. Pierwszym krokiem, aby temu zaradzić, jest Hipokratesowa diagnoza budowana na podstawie wyostrzonych zmysłów.

Słowa i zmysły

„Słowa zostają w dłoniach, dłonie chcą głaskać skórę” – pisze w jednym z wierszy Linde. W innym miejscu wyznaje: „piszę to, co się goi”. Słowo inscenizuje zarówno dystans, jak i bliskość. Psychiczny, ale i fizyczny; ma związek z ciałem. Uderza w integralność ciała, ale i staje się cielesne, bo pozwala na uobecnienie – dotykalne, cielesne. W prozie szwedzkiej autorki słowo ma związek ze zmysłami, zmysły z kolei stanowią rodzaj ochrony, pozwalają gromadzić i selekcjonować wrażenia; pozwalają je utrwalać w pamięci. To przez zmysły wnuczka może zidentyfikować się z umierającym dziadkiem w „Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym”. W tej literackiej miniaturze wnuczka o imieniu Larsson towarzyszy umierającemu dziadkowi, ucząc się, jak działa praca pamięci. „Wchodzi pod prysznic, wciera w skórę jego białe mydło, staje się nim. Ten sam zapach, który był z nią przez całe dzieciństwo”. Doświadczenie zmysłowe staje się tu rodzajem budowania szczególnej pamięci cielesnej, w której odciska się bliskość ukochanej osoby. Dlatego wnuczka gromadzi detale, wrażenia, szczegóły domowej codzienności – wchłania je w siebie przez zmysły. Skóra pełni tu funkcję półprzepuszczalnej granicy, która może stać się nośnikiem pamięci. W pierwszej scenie skóra wchodzi w kontakt z igłą, którą wnuczka bada reakcje ciała dziadka. Później będą rany, skaleczenia, różne otwarcia ciała wnuczki, która w ten sposób intensyfikuje doświadczenie bliskości. Otwarte, zranione ciało to żywa pamięć, ale jednocześnie ciało, które otwiera się na troskę, ciało potrzebujące opieki. Kiedy była mała, dziadek pochylał się nad skaleczonym palcem, nad posiniaczonym ciałem – to jej ciało wymagało troski. Gdy dziadek jest stary, role się odwracają – Larsson sprawdza jego reakcje, troszczy się o jego ciało, dopóki nie stanie się na zawsze zimne. A nawet wtedy spróbuje je rozgrzać w swoich dłoniach.

„Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym” to rodzaj nauki pamięci w sytuacji nieuchronnej utraty. Pamięci, która ma bronić przed utratą samej siebie wraz ze śmiercią osoby, której swoje bycie się zawdzięcza. Słowa i zmysły zapewniają rodzaj ochronnego pancerza, który zabezpiecza przed utratą, choć jest ona nieuchronna. W zakończeniu opowieści wnuczka może jedynie wykrzyczeć z siebie nienawiść do zmarłego przed chwilą dziadka, bo ten zostawił ją samą, a swoją śmiercią zmusił do treningu pamięci. Już nie poprzez ciało, ale wyłącznie przez słowa. Słowa, które są wspólne, w których łączy się swojskość i obcość, które pozwalają wziąć na siebie cudzą śmierć, uznając ją za własną.

„Nie możesz tu być, gdy zaczynam do ciebie wołać”. Wołać można tylko pod nieobecność, ale przecież woła się z nadzieją na odpowiedź, na rozmowę, na odnowienie bliskości. Za prozą i poezją Linde stoi myślenie aforystyczne, sprzeciwiające się dyktatowi całości – myślowej, komunikacyjnej i emocjonalnej. Ostrzem, którym przecina się takie całości, jest rozmowa, czyli szczególny rodzaj współistnienia słowa i ciała, obecności i nieobecności, integralności „ja” i otwarcia się na innych w fundamentalnej sytuacji rozdzielenia. Niezwykłą właściwością literatury szwedzkiej pisarki jest potencjał nauki rozmowy, która na chwilę łączy jednostki w ich wzajemnym odłączeniu. Taką rozmową jest historia spisana przez lecące w osobnych rakietach córki Eleonore, rozmową jest też opowieść wnuczki o umierającym dziadku. To właśnie cierpliwa lekcja rozmowy zdaje się sposobem na przekroczenie totalności myślenia, które tak często podsuwa i neutralizuje wygodne, uniwersalne klisze komunikacyjne. Poza wszystkim to także lekcja egzystencjalnej odwagi. ©

KATARZYNA TRZECIAK (ur. 1987) jest krytyczką i badaczką literatury. Współredaktorka audycji krytycznoliterackiej „Book’s not dead” w radiofonia.net. Redaktorka cyklu o najnowszych debiutach prozatorskich w portalu O.pl. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyrektorka programowa Festiwalu im. Jana Błońskiego.

Ida Linde (ur. 1980) jest szwedzką pisarką, poetką, autorką dramatów. Zadebiutowała w 2006 r. tomem wierszy „Maskinflickans testamente” (Testament mechanicznej dziewczynki). W 2009 r. ukazał się zbiór prozy poetyckiej „Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym”, a dwa lata później powieść „En kärleksförklaring” (Wyznanie miłości). Jej wiersze, w przekładzie Justyny Czechowskiej, drukowane były w czasopismach „Portret”, „Tekstualia” i „Rita Baum” oraz prezentowane w ramach projektu „Wiersze w metrze” w Warszawie. Mieszka z rodziną w Sztokholmie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (02/2016): Intensywność