Łatwiej dostać się do nieba

ABP ALFONS NOSSOL: Zamiast słuchać wytworów polityczno-ideologicznych niektórych naszych teologów, posłuchajmy Franciszka.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

W Kamieniu Śląskim, sierpień 2017 r. / GRAŻYNA MAKARA
W Kamieniu Śląskim, sierpień 2017 r. / GRAŻYNA MAKARA

Artur Sporniak: Jaka jest najmocniejsza strona papieża Franciszka?

Abp Alfons Nossol: To człowiek, który się naprawdę mocno przejął Soborem Watykańskim II i opisem Kościoła jako wspólnoty ludu Bożego. Sobór ogłosił i nakreślił jego program Jan XXIII. Z kolei doprowadził go do końca i zaczął realizować Paweł VI – to był wielki człowiek, papież-cierpiętnik. Jan Paweł I miał niewiele czasu, bo jego pontyfikat trwał miesiąc. Ale kolejni papieże – Jan Paweł II i Benedykt XVI – Soborem żyli i usiłowali go realizować w życiu Kościoła Chrystusowego. I to się w dużej mierze udało.

Jaką najważniejszą zmianę wprowadził Sobór?

Dialog. Kościół zaczął dialogować z ludzkością, także sam z sobą – z całą wspólnotą ludu Bożego. Dialog jest językiem macierzystym ludzkości. Pomaga z wrogów uczynić przeciwników, a przeciwników przekształca w przyjaciół.

Ja to wciąż powtarzam, bo wiem, co mnie osobiście dialog dał, kiedy zostałem weń wciągnięty.

Dzisiaj dialog traktowany jest jako słabość.

My od dialogu tu na Śląsku odstąpić nie możemy. Śląsk jest krainą-pomostem między bardziej racjonalnym Zachodem a bardziej emocjonalnym Wschodem. A Kościół – wspólnota ludu Bożego – oraz ludzie w ogóle potrzebują i jednego nastawienia, i drugiego. Kościół dzięki Chrystusowi musi to w pewnym sensie wypośrodkować. Dlatego z dialogu zrezygnować nie może.

Od chwili, kiedy Bóg rozpoczął dialog z pierwszym człowiekiem, człowiek jest „istotą dialogalną” – bez dialogu nie można po prostu być w pełni człowiekiem. I dlatego papieże posoborowi traktowali to bardzo serio. Każdy z nich coś specyficznego wniósł. Owocem nastawienia na dialog jest „cywilizacja miłości”, którą po raz pierwszy zaczął opisywać i propagować Paweł VI na kanwie postanowień soborowych. A skonkretyzował ją Jan Paweł II, mówiąc o prymatach: osoby przed rzeczą, bardziej być, niż mieć, etyki przed techniką i miłosierdzia przed sprawiedliwością. Benedykt pogłębił to teologicznie – niesamowita jest jego pierwsza programowa encyklika o Bogu, który jest miłością! I wreszcie przyszedł papież Franciszek i powiedział wprost, że Boża sprawiedliwość to właśnie miłosierdzie, by jeszcze bardziej zaakcentować, iż Bóg jest totaliter aliter (całkowicie inny).

Co jest specyficznego w jego pontyfikacie?

On jest nie tylko przewodnikiem wspólnoty ludu Bożego, ale równocześnie czuje się członkiem tej wspólnoty. On czuje na sobie samym obowiązek bycia przykładem: pokazuje, jak Kościół ma pójść w świat, jak ma ze światem dialogować i jak ma równocześnie przez to dialogowanie i swoją obecność go uświęcać. Nie w oparciu o własne osiągnięcia, ale w oparciu o te skarby, które Chrystus – głowa Kościoła – daje nam do dyspozycji. Tylko to musimy serio traktować, musi to być wiara radykalna. (Słowo „radykalny” pochodzi od łacińskiego „radix”, oznaczającego korzeń). Chrześcijańska egzystencja jest pro-egzystencją – „byciem dla” i poprzez dialog musi prowadzić do pojednania.

Franciszek, posługując się językiem potocznym, używając kolokwializmów, zaskakuje. Niektórzy czują się nawet zgorszeni...

Papież czuje się przede wszystkim duszpasterzem. Jak w „sposób usystematyzowany” teologicznie go zrozumieć, pokazuje według mnie kard. Walter Kasper. To, co papież pastoralnie zarysowuje, Kasper pogłębia teologiczno-systematycznie.

Ich zbliżenie było niby przypadkowe, ale u Boga nie ma przypadków – przypadki są logiką Boga. Podczas ostatniego konklawe w domu św. Marty vis-à-vis zamieszkali kardynałowie Kasper i Bergoglio. Walter Kasper akurat otrzymał od wydawnictwa tłumaczenie na hiszpański swojej książki o miłosierdziu („Miłosierdzie. Klucz do chrześcijańskiego życia”). Żeby się nie nudzić, postanowił zabrać ją na obrady i sprawdzić jakość tłumaczenia. Na korytarzu spotkał Bergoglia, który zauważył książkę – zainteresował się, że jest po hiszpańsku, i ją natychmiast wypożyczył. To wspaniałe dzieło Kaspera wywarło na Bergogliu wielkie wrażenie – już jako papież wspomniał o nim w swoim, bodajże trzecim, przemówieniu.

Skąd Ksiądz Arcybiskup zna tę historię?

Kasper mi o niej opowiadał. Gdy organizujemy jakieś ekumeniczne spotkania i potrzebujemy specjalisty wysokiej klasy oraz człowieka naprawdę odważnego i równocześnie kościelnie bożego, to się zwracamy do tego właśnie wielkiego teologa.

Kard. Kasperowi w ostatnim czasie Kościół także zawdzięcza najbardziej gorącą dyskusję: o wyjątkowej możliwości komunii dla osób po rozwodzie żyjących w nowych związkach. Wiele osób jest zaniepokojonych i zdezorientowanych.

On zaczął – jak już wspomniałem – interpretować systematyczno-teologicznie pastoralne wypowiedzi papieża Franciszka. To koncentrowanie się wyłącznie „na ortodoksyjności” wypowiedzi papieża i wyrywanie ich z kontekstu prowadzi do zafałszowania papieskiej myśli, która wtedy zaczyna brzmieć niemal „obrazoburczo”. Tymczasem w przypadku Franciszka mamy do czynienia z prostą formą wymowy zbliżania się do wielkich tajemnic naszej wiary, charakterystycznej dla papieża jezuity z ludu Bożego Ameryki Południowej. Kasper próbuje to teologicznie precyzować.

Integryści wprost mówią, że Franciszek jest heretykiem. Tomasz Terlikowski ostrożniej stwierdza, że mamy do czynienia z „pełzającą rewolucją doktrynalną”.

Terlikowski nie jest przecież teologiem systematycznym. Jest to właśnie przykład wyrywania wypowiedzi papieża z kontekstu. Publicysta ten jakby pragnął wszystko „upolitycznić”.

Wypowiedź Terlikowskiego dotyczyła interpretacji adhortacji „Amoris laetitia”, dokonanej przez biskupów argentyńskich, którą papież pochwalił. Przypomnijmy: biskupi uznali, że adhortacja dopuszcza, aby w szczególnych przypadkach osoby żyjące w związkach niesakramentalnych mogły przystępować do komunii.

Ale nie jest to zmiana doktryny. Chodzi o sytuacje bardzo wyjątkowe i konkretne, a nie o jakąś nową doktrynalną regułę. Papież mówi, by nie robić z tego „dogmatycznej wypowiedzi” ani dogmatycznej praktyki.

Na czym ta wyjątkowość ma polegać?

Musimy się wczuć w sytuację tych ludzi, którym tak bardzo zależy na kościelności, a życie ich niestety się mocno pogmatwało – oni sami nie są już w stanie go naprostować. I stało się! Tych ludzi nie wolno pozostawić samotnych. Wolno przecież na ten temat dyskutować. Pytać, czy nie ma jakichś wyjątków w tej materii, mając na uwadze, że największym autorytetem mojej moralności, mojej etyki jest własne sumienie. Ono decyduje przede wszystkim.

Mamy dogmaty, z którymi oczywiście musimy się liczyć. Ale dogmaty nie mają ujęcia „kamiennego” – one zostały w konkretnej kontekstualności sformułowane. Dlatego na ten temat możemy chyba dyskutować. Możemy pytać: czy w tej konkretnej sytuacji nie znaleźlibyśmy rozwiązania tylko dla tej konkretnej osoby (nie dla ogółu!)? Bo co do ogółu decyduje przecież nauka dogmatycznie ustalona przez sobory i papieży.

Jan Paweł II widział tylko jeden wyjątek: jeżeli ci ludzie zaprzestaną współżycia.

On pochodził wszakże z naszego kraju, gdzie innych wyobrażeń w ogóle nie mieliśmy, albo Jan Paweł II obawiał się, że zaczniemy relatywizować. Podobnie Benedykt XVI – przestrzegał przed grożącą nam dyktaturą relatywizmu. Dlatego też uzyskał u krytyków ironiczne miano „najbardziej upolitycznionego papieża wszechczasów”. Tymczasem Benedykt jest wielkim teologiem.

Naszej konkretnej drogi do Boga nie da się „zdogmatyzować”, bo zgodnie z podejściem św. Augustyna nie ma lepszej do Niego drogi niż miłość, a miłości nie sposób nawet ściśle zdefiniować – każda autentyczna miłość ma swój subiektywny obraz. Miłość jest po prostu tajemnicą. „Idziemy do Boga nie drogą, lecz miłością”.

Pamiętam, że gdy studiowałem na ­KUL-u w latach 50., wielkim powodzeniem ze względu na temat cieszył się wykład monograficzny młodego księdza prof. Karola Wojtyły „Próba uzasadnienia katolickiej etyki seksualnej w oparciu o system fenomenologiczny Maksa Schelera”. Zapisało się nań ponad 120 studentów i studentek. Ja także. Stopniowo frekwencja malała, bo profesor Wojtyła bardzo trudno wykładał. Ostatecznie na egzaminie zostało nas cztery osoby – byłem jedynym w tym gronie księdzem. Egzamin odbywał się w parku Saskim na przeciw KUL-u, bo był to gorący czerwiec. Musiałem powiedzieć, co mi się nie podobało w pierwszym rozdziale wykładu Wojtyły. Choć się broniłem, że nie wypada profesora „krytykować”, tłumaczył, że chce te wykłady opublikować, a pragnie, żeby były zrozumiałe, dlatego pyta o krytyczne uwagi (później rzeczywiście ukazały się one jako książka „Miłość i odpowiedzialność”). Powiedziałem m.in., że w jego definicji miłości brakuje uczucia, emocji – że jest ona za bardzo racjonalna, za „scholastyczna”, że u ludzi młodych to dziś nie chwyci. Miłość jest dziełem personalnym całego człowieka – jego racjonalności, emocjonalności i woli.

Czy Franciszkowi uda się reforma Kościoła?

Jestem przekonany, że się uda go jeszcze bardziej „udzisiejszyć”.

Mimo sprzeciwów niektórych kardynałów?

Ja się nawet tym sprzeciwom kardynałów nie dziwię – sami starsi ludzie, już ich nie stać, żeby przetworzyć to dziedzictwo długiej tradycji. Dla nich odstąpienie literalne już ma charakter zgorszenia. No ale nauka musi też być żywa. Choćby to zwyczajne papieskie pozdrowienie „Dobry wieczór”. On mówi normalnie, tak jak mówimy na co dzień w życiu, i w ten sposób wciela chrześcijaństwo, które powinno w życiu codziennym owocować.

Można odnieść wrażenie, że duża część polskich księży entuzjastycznie do Franciszka nie podchodzi. Dlaczego?

Myśmy byli przyzwyczajeni do czysto „dogmatycznego” ujęcia naszej wiary. Operowaliśmy tylko definicjami soborowymi, które podbudowywaliśmy Pismem Świętym i ewentualnie wypowiedziami Ojców Kościoła. A życie codzienne troszeczkę leżało obok. Za mało było ujęć egzystencjalnych, pisania dla człowieka, po to, by mu pomóc w pełni być człowiekiem. Powtarzam: egzystencja chrześcijańska powinna być proegzystencją – „byciem dla”. I na każdym kroku widać to u papieża Franciszka.

Mnie osobiście ten papież imponuje. Owszem, często jest „za mało ścisły”, ale sama „ścisłość” nam niewiele daje. Owszem, dogmatykom jest potrzebna, ale my powinniśmy także teologią żyć. Człowiek potrzebuje teologii – teologia ma mu pomóc być w pełni człowiekiem. Tu można zacytować Apostoła Narodów: nam, uczniom Chrystusa, „został zlecony urząd jednania” (2 Kor 5, 18). Misja jednania, posługa jednania to wciąż aktualne wyzwanie.

Dlaczego nasi biskupi nie angażują się w misję jednania Polaków?

No właśnie, to jest smutne. Boją się? Myśmy nasze chrześcijaństwo często „upolityczniali”, nawet nie z samej chęci upolitycznienia, tylko dlatego, że taka jest nasza historia i takie nasze położenie geopolityczne. Przecież Polskę kiedyś skreślono z mapy Europy. Polityka niestety szalenie zacieśnia i w dużej mierze też „odczłowiecza”. Ideologia jest trucizną, także „chrześcijańska ideologia”, bo ideologia chce za wszelką cenę obronić, uratować ideę. Także za cenę człowieka. A przecież idea ma służyć człowiekowi, by się bardziej rozwinął.

Dziś coraz częściej zapominamy o największej wartości, z którą się żadna inna mierzyć nie może – o wolności. Ona świadczy o godności człowieka. Pan jest znacznie młodszy, ale ja przeżyłem okrutny system hitlerowskiego zacieśnienia wolności. Potem komuniści. No i teraz jakby początki „zacieśniania wolności” zaczynają się nie tylko u nas, ale i na Zachodzie pojawiać. I to musi niepokoić.

Właśnie dzwonili do mnie moi rodzice zbulwersowani homilią wygłoszoną 13 sierpnia podczas mszy radiowej w kościele św. Krzyża w Warszawie. Biblista z KUL, ks. prof. Waldemar Rakocy mówił m.in.: „Zło potrafi być obłąkańczo destrukcyjne. Dlatego nie pytajmy, gdzie logika w nawoływaniu do zaprzestania ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej (...) czy w stwierdzeniach, że wszystkie ciała należało złożyć w jednym grobie”.

W ogóle to nie należy do homilii, do przepowiadania Słowa Bożego. To są kwestie tak drażliwe, spowodowały zresztą już tyle podziałów, tak podzieliły nasz naród... Nie będąc znawcami polityki, nie powinniśmy się w nią „mieszać”.

I dalej: „Jak złe intencje muszą się kryć za krytyką programu 500 plus, że nie cieszy tych ludzi poprawa losu dzieci. (...) Nielogiczne jest też to, że część opozycji sprzeciwia się domaganiu się od Niemiec reparacji wojennych”. Czy Ksiądz Arcybiskup jest za reparacjami wojennymi?

Boję się, że domaganie się reparacji może spowodować np. także domaganie się oddania tzw. ziem odzyskanych. Po co więc wzniecać tego rodzaju dyskusję polityczną?

I puenta kazania: „Platforma Obywatelska dzisiaj działa w interesie Niemiec”.

To jednak musi być lichy teolog. Nie powinniśmy zapominać o kapłańskiej misji, o przepowiadaniu w oparciu o Ewangelię. To już są wyraźne zacieśnienia polityczne, dla których nie powinno być miejsca na ambonie. Poza tym jest to bawienie się w politykę, kiedy właśnie politykiem się nie jest i być nie powinno.

Rodzice na czas homilii powinni ściszyć radio?

Lepiej niech posłuchają, co mówi papież Franciszek. Zamiast słuchać wytworów polityczno-ideologicznych naszych niektórych „upolitycznionych” teologów.

Być może msza pojednania w Krzyżowej z 1989 r., podczas której kanclerz Helmut Kohl i Tadeusz Mazowiecki przekazali sobie znak pokoju, co zainicjowało rozwój dobrych stosunków polsko-niemieckich, była daremna? Czy jej Ksiądz nie żałuje?

Że za mało jeszcze zrobiłem w tej materii – tylko tego żałuję. Jeszcze raz powtarzam za św. Pawłem: „[Bóg] pojednał nas ze sobą przez Chrystusa i zlecił nam urząd jednania”. Jednania, a nie dzielenia, rozrywania! To dotyczy nie tylko księży, ale wszystkich chrześcijan. My, chrześcijanie, w tym świecie współczesnym, rozbitym, chcący się nawzajem wymordować, mamy wreszcie pomyśleć o darze jednania, darze Ewangelii. Bez tego wyniszczymy się sami. To jest ta właśnie szansa dla Kościoła dzisiaj.

Bardzo dobrze, że zarówno przewodniczący Episkopatu abp Stanisław Gądecki, jak i prymas abp Wojciech Polak mają odwagę od czasu do czasu o tym wspomnieć.

Zawsze podejrzewam, że gdy ksiądz nie jest w stanie przygotować teologicznie homilii, to idzie w politykę. Na Śląsku mówimy: że chce się „wypołstwić” – czyli wyżyć. Skutek jest taki, że część osób czuje się wyproszona z kościoła.

Czy Unia Europejska przetrwa? Ksiądz Arcybiskup mówił kiedyś, że jest ona „darem z nieba”.

Rozpad Unii to byłaby wielka tragedia. Jak będziemy usiłować wszystko „unacjonalniać”, to wcześniej czy później przekroczymy granicę szowinizmu. Ojciec Święty Jan Paweł II mnie tego uczył, że patriotyzm jest czymś wzniosłym, ale wtedy, gdy jest kształtem miłości, a nie nienawiści. A co do sąsiadów – tak jak w rodzinie, my sobie rodzeństwa nie wybieramy. Sąsiadów – też nie. Oni nam są dani. Musimy stosunki z nimi stale porządkować. Zwłaszcza jako przedstawiciele Kościoła Chrystusowego, który wydał świętego papieża naszego rodaka i tylu męczenników. Niedawno byłem w katedrze w Spirze, gdzie są groby cesarskie. Jest też tam tablica z białego marmuru, na której widnieje napis: „Edyta Stein – Żydówka, ateistka, zakonnica, święta” (brakuje tylko uaktualnienia: „współpatronka Europy”). Na to winniśmy przede wszystkim patrzeć, na świadków wiary. Chrystus nie potrzebuje bowiem fanów, nie potrzebuje klakierów, ale przede wszystkim są Mu potrzebni świadkowie.

Co Ksiądz Arcybiskup myśli, gdy widzi pochody nacjonalistów – w mundurach, z symbolami nacjonalistycznymi, z okrzykami szowinistycznymi?

Na takie pytania wolałbym nie odpowiadać. Sytuacje tego typu zawsze mnie bardzo smucą. One nie mają bowiem nic wspólnego z chrześcijaństwem. To są swoistego rodzaju – jak mi się wydaje – nowe pogańskie praktyki. Trzeba przypomnieć, że tego typu okrzyki prowadziły niestety do tak tragicznych wydarzeń jak Katyń, Oświęcim... Tak mało zabiegamy o to, żeby nigdy nie zdażyło się nic podobnego.

Jeszcze raz przypominam: Bóg jest miłością. Do Boga więc nie idziemy drogą jakiejkolwiek „zideologizowanej” wiary, tylko właśnie miłości. Pamiętajmy o przestrodze naszego wielkiego papieża, iż najprostszą drogą do Boga jest drugi człowiek. Humanizm chrześcijański jest właśnie dzisiaj tak ważny. Nie tylko nie wolno nam go deptać, dezawuować, ale nie wolno nam go również nacjonalnie zacieśniać, bo wtedy go właśnie niebezpiecznie upolityczniamy.

Gdy Ksiądz Arcybiskup odchodził na emeryturę w 2009 r., cieszył się, że wreszcie będzie miał czas na teologię. Czy coś się w teologii ciekawego dzieje? Czym się Ksiądz obecnie zajmuje?

Głównie eschatologią, jako że już w życiu mam za sobą poważną próbę umierania...

To znaczy?

Byłem już na śmierć zaopatrzony. Po pęknięciu żołądka miałem jego resekcję i nie chciał on z powrotem zaskoczyć. Tak więc zaciekawiła mnie kwestia śmierci i umierania, bo śmierć to coś innego niż umieranie. Jest ona ostatnim aktem życia. Należy zatem jeszcze do życia. I są jej różne koncepcje, np. taki Boros mówi, że w śmierci dokonuje się ostatni, definitywny akt mojej wolności. W ciągu życia nigdy moja wolność nie jest bez wpływu zewnętrznego, bez swego rodzaju zacieśnień. W swojej wolności na ziemi zawsze jesteśmy w jakiś sposób ograniczeni. I to właśnie ograniczenie ustaje całkowicie tylko w śmierci.

Ale często człowiek jest wtedy nieprzytomny.

To coś innego. My nie wiemy, co się wtedy w nim dzieje. Bardzo mi się ta koncepcja współczesnych teologów ongiś spodobała: w momencie śmierci człowiek jest tak wolny, że żadne wpływy zewnętrzne mojej wolności nie ograniczają. I to działa u każdego, nawet gdy był w ciągu życia pod silnym wpływem zwyczajów, przekonań religijnych takich czy innych. Na końcu może jednak w sposób zupełnie wolny zdecydować.

A co z lękiem?

Lęk należy do istoty umierania. W śmierci już go nie ma, bo ja jestem wtedy na progu wieczności. Kończy się wiara, bo zaczyna się widzenie Boga twarzą w twarz. Kończy się nadzieja, bo się spełnia. Jedynie miłość przekracza z nami próg wieczności. Wtedy dzięki tej niesamowitej wolności każdy ma szansę, także ktoś, kto za życia był np. ateistą. Może zadecydować, czy chce żyć wiecznie w Bogu, czy przeciw Bogu. To życie przeciw Bogu jest specyficznym stanem nazywanym właśnie piekłem. Dlatego wolność jest tak wielkim darem. Dietrich Bonhoeffer żegnał swoich towarzyszy, też już przeznaczonych na śmierć, w niemieckim więzieniu heroicznymi słowami: „Na drodze do wolności śmierć jest największym świętem!”.

Czy w ogóle wtedy można jeszcze wybrać piekło?

Wobec Boga, który jest miłością, dar wolności naszej, czyniący nas bożym stworzeniem, może się właśnie w pełni zrealizować. Wydaje mi się, że znacznie łatwiej jest dostać się do nieba aniżeli do piekła. Bo ten ostatni tragiczny wybór, czyli piekło, może się dokonać tylko wtedy, jeżeli człowiek kieruje się samą nienawiścią. Nienawiść bowiem odczłowiecza. A któż tęskniąc za pełnią człowieczeństwa, chciałby się odczłowieczyć?

Mnie się ta hipoteza teologiczna bardzo podoba, choć, jak rozmawiałem z Ratzingerem, to on miał do niej zastrzeżenia.

W polskim Episkopacie następuje zmiana pokoleniowa. Co by Ksiądz Arcybiskup radził młodym biskupom?

Powtórzę: na pierwszym miejscu powinni mocno przeżyć to, że nam kapłanom, a jeszcze bardziej biskupom jest zlecona posługa jednania. Nie wolno nam jątrzyć, ideologizować, upolityczniać problemów, bo wówczas możemy się sami zacieśniać i stawać się jednostronni. Pamięć nasza musi być wyczulona na ludzi oczekujących od nas pomocy, autentycznej posługi, której drogowskazem pozostaje Krzyż ukierunkowujący nas na Zmartwychwstanie. ©℗

Abp Alfons Nossol – teolog i ekumenista, w latach 1977–2009 biskup diecezji opolskiej, emerytowany profesor KUL. Laureat siedmiu doktoratów honoris causa polskich i zagranicznych uczelni. Uczestniczył w dialogu ekumenicznym katolicko-luterańskim i katolicko-prawosławnym. Zasłużony dla pojednania polsko-niemieckiego. Laureat przyznawanego przez „Tygodnik Powszechny” Medalu św. Jerzego. W tym roku obchodzi trzy jubileusze: 85. urodziny, 60-lecie kapłaństwa i 40-lecie sakry biskupiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017