Lady Ju

Nazywano ją „gazową księżniczką”, „ukraińską Joanną d’Arc”, „ostatnim mężczyzną w ukraińskiej polityce”...

08.05.2012

Czyta się kilka minut

Kijów, 11 sierpnia 2011 r. / Grigoriy Vasilenko, Ria Novosti, East News
Kijów, 11 sierpnia 2011 r. / Grigoriy Vasilenko, Ria Novosti, East News

Zbliżał się sądny rok 2010, rok wyborów prezydenckich na Ukrainie – decydujących o tym, kto w najbliższych latach będzie rozdawał karty nad Dnieprem i korzystał z „resursów”. Premier Julia Tymoszenko rywalizowała ze swym poprzednikiem Wiktorem Janukowyczem o najważniejszą posadę w państwie. W agitacyjnych namiotach rozdawano plakaty, na których – obok wizerunku Tymoszenko – ryczało szczenię tygrysa. Zbliżał się chiński Rok Białego Tygrysa, w ZSRR zakorzeniła się ta chińska tradycja i przetrwała do dziś. Napis głosił: „Rozszarpię za Ukrainę!”.

Julia Tymoszenko była pewna wygranej. Jako premier prowadziła populistyczną politykę: podnosiła renty, emerytury i stypendia dla studentów, zamroziła też ceny usług komunalnych, a wszystko to bez pokrycia w kryzysowym budżecie. Jeśli coś jej nie wychodziło, winą obarczała prezydenta Wiktora Juszczenkę, który – w jej ocenie – blokował rządowe reformy. A przecież ten Juszczenko-wróg był niedawno jej przyjacielem, u jego boku marzła późną jesienią 2004 r. podczas Pomarańczowej Rewolucji; on został wtedy prezydentem, dla niej nagrodą była teka premiera.

Ale gdy w 2005 r. Tymoszenko została szefem rządu, udowodniła, że nie potrafi zarządzać prawie 50-milionowym państwem. Wdała się też w animozje z otoczeniem prezydenta. Zaczęły się przepychanki, walka o władzę, o to, czyje zaplecze oligarchiczno-biznesowe ma mieć lepiej. Po dziewięciu miesiącach Juszczenko ją zdymisjonował. To była śmierć „pomarańczowej” koalicji. Gdy jesienią 2007 r. Tymoszenko znów została premierem, jej relacje z Juszczenką nie przypominały nawet kohabitacji, lecz polityczną patologię, konflikt niezrozumiały dla obywateli.

Wybory 2010 r. odbywały się w fatalnym momencie: kumulacji narodowej frustracji. Rodacy Julii Tymoszenko – tyleż ją nienawidzący, co wciąż kochający – stanęli przed zadaniem wybrania „mniejszego zła”. Okazał się nim Wiktor Janukowycz, który – już jako prezydent – zdymisjonował swą kontrkandydatkę, powołał (z naruszeniem konstytucji) koalicję rządową i krok po kroku skupiał w swych rękach całą władzę. Poparcie dla Tymoszenko spadło do 10 proc.; była mistrzyni politycznego PR obraziła się na naród i pogrążyła w powyborczej depresji.

Janukowycz postanowił dobić rywala, używając ciosów poniżej pasa. Gdy Julia Tymoszenko zaczęła odzyskiwać wigor, zamiast odbudowywać poparcie w regionach, zaczęła odwiedzać prokuratury i sądy, aż w końcu w sierpniu 2011 r. trafiła do aresztu. Dziś jest bohaterką absurdalnej telenoweli, którą „niespodziewanie” tuż przed Euro 2012 zainteresowali się europejscy politycy. Co rusz do mediów trafiają sprzeczne informacje: a to Tymoszenko jest w fatalnym stanie zdrowia, a to zdrowa jak ryba, dziś ją pobito, a jutro okaże się, że „pobiła się sama”. Ukraińcy nie orientują się w tym potoku informacji, pogłębia się ich frustracja. Najchętniej wszystkich polityków wysłaliby do więzienia albo za granicę.

Tymoszenko to kontrowersyjna postać o wielu twarzach. Nigdy nie była demokratką z prawdziwego zdarzenia; języka ojczystego nauczyła się na potrzeby kampanii wyborczych. Jest typowym politykiem sowieckiego typu, który nie rozumie takich pojęć jak demokracja, rządy prawa, dzielenie się władzą, wolny rynek. Do polityki weszła w połowie lat 90. w jednym celu: aby bronić swych interesów. Była wszakże oligarchą w spódnicy, „gazową księżniczką”, mającą zarabiać miliony dolarów na pośrednictwie w handlu rosyjskim gazem. Dzięki układom z premierem Pawłem Łazarenką (dziś odsiadującym w USA wyrok za pranie brudnych pieniędzy) zdobyła monopol na dostarczanie błękitnego paliwa.

Kariera Tymoszenko nabrała rozpędu, gdy w 1999 r. została wicepremierem w reformatorskim rządzie premiera Juszczenki. Zajmowała się rozbijaniem energetycznych monopoli, usuwaniem z rynku pasożytniczych pośredników, którzy przejęli po niej schedę. Do dziś nie wiadomo, czy robiła to z pobudek patriotycznych, czy próbowała w miejsce usuniętych pasożytów umieścić „swoich”. Nadepnęła na wiele oligarchicznych odcisków, co poskutkowało kilkudziesięciodniowym aresztem. U progu XXI w. stała się sławna, przed areszt rodacy przynosili kwiaty, „gazowa księżniczka” zamieniła się w „ukraińską Joannę d’Arc”. Potem nazywano ją „Lady Ju”, ukraińską „Żelazną Damą”, „pomarańczową księżniczką”, a nawet „ostatnim mężczyzną w ukraińskiej polityce”. Od kilkunastu lat miała wiele wcieleń i twarzy. 

Dziś jej twarz jest smutna i opuchnięta. Podupadła na zdrowiu, już nie „rozszarpie za Ukrainę”. A najbardziej bolesne musi być dla niej to, że społeczeństwo nie chce walczyć o jej wolność, zdrowie, a może i życie.  


TOMASZ KUŁAKOWSKI jest korespondentem Polsat News w Moskwie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012