Kwadratura koła

Papież, odwiedzając Polskę w roku 1991, przypominał, że odbudowa ekonomii w III Rzeczypospolitej ma być realizowana “na zasadzie prymatu ludzkiego »być«", przez co zabezpieczy pierwszeństwo człowieka. Sprawy szły jednak swoim torem. Odium społecznej frustracji spadło przede wszystkim na ludzi ,,Solidarności". Bo tak naprawdę - o czym dziś przypomniał Jan Paweł II - nie można być jednocześnie związkowcem i ministrem.

23.11.2003

Czyta się kilka minut

Niedawna audiencja “Solidarności" u Papieża była wydarzeniem ważnym, miała też w sobie smak powrotu do źródeł. Widok Lecha Wałęsy i związkowców u boku Jana Pawła II obudził wiele refleksji i wspomnień, choćby wspomnienie przywołanej teraz przez Jana Pawła II audiencji dla delegacji “Solidarności" 15 stycznia 1981 roku i całej tamtej rzymskiej wizyty, która była głośnym, wychodzącym poza środowisko polskie wydarzeniem. O tym najwięcej mogliby powiedzieć członkowie ówczesnej delegacji “Solidarności", wśród nich: Lech Wałęsa, jego małżonka, Andrzej Celiński, Bohdan Cywiński, ks. Henryk Jankowski, Roman Kukołowicz, Tadeusz Mazowiecki, Karol Modzelewski, Kazimierz Świtoń, Anna Walentynowicz, Stanisław Wądołowski...

Podziw, a nawet entuzjazm świata, nasze wzruszenia, a nade wszystko niebywałe zaangażowanie Ojca Świętego w “Solidarność": “w ciągu tego trudnego okresu w sposób szczególny byłem z wami, przede wszystkim przez modlitwę, ale także dając od czasu do czasu o tym znać w sposób możliwie dyskretny, a równocześnie w sposób wystarczająco zrozumiały dla was i dla wszystkich ludzi dobrej woli". To były piękne, pełne nadziei dni.

Może dlatego w przemówieniu do “Solidarności" w 2003 r. Jan Paweł II aż dwukrotnie nawiązał do tamtych słów, które dziś zostały odczytane jako upomnienie, by “Solidarność" wróciła do swych korzeni, by nie wkraczała “w świat polityki", nie podejmowała odpowiedzialności za rządzenie krajem, by nie stracić możliwości “obrony interesów pracowników w wielu sektorach życia ekonomicznego i publicznego", by wierna pierwotnym ideałom i korzeniom, pozostała związkiem zawodowym.

Kiedy się porównuje przywołane przez Papieża spotkanie sprzed 22 lat i obecne, uderza ładunek nadziei w pierwszym i oszczędność tematyczna obecnego. Trudno nie przypomnieć, czym w tamtych czasach była “Solidarność" dla Papieża. Zgłębiał jej rozumienie, uczestniczył w tworzeniu jej filozoficznych podstaw, choćby w licznych, wygłaszanych w Polsce i nie tylko w Polsce, przemówieniach. Widział w niej wielką propozycję dla świata. W 1987 r. w Gdańsku Jan Paweł II poda opisową definicję solidarności: “Jeden drugiego brzemiona noście" i “brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu... Nie może być walka silniejsza od solidarności". W grudniu tamtego roku Papież podpisuje encyklikę “Sollicitudo rei socialis", wpisując solidarność do katalogu chrześcijańskich cnót społecznych. Podaje tam nowatorską - jak zauważył ojciec Maciej Zięba - definicję cnoty solidarności: “zaangażowanie dla dobra bliźniego wraz z gotowością ewangelicznego »zatracenia siebie« na rzecz drugiego zamiast wyzyskania go" oparte na “mocnej i trwałej woli zaangażowania się na rzecz wspólnego dobra" (SRS 38). Jeśli przemawiając 15 czerwca 1982 r. w Genewie w siedzibie Międzynarodowej Organizacji Pracy 30 razy używa słowa “solidarność", to nie po to (a przynajmniej nie przede wszystkim po to), by manifestować swoją solidarność z zawieszonym przez władze PRL polskim niezależnym związkiem zawodowym, ale dlatego, że chce ukazać wynikającą z ludzkiej solidarności wizję świata.

Tego wszystkiego 11 listopada 2003 r. nie było. Jan Paweł II, niezłomny obrońca “Solidarności" w latach prześladowań, autor profetycznej wizji solidarnego świata, przemawiając dziś do spadkobierców tamtych wspaniałych wydarzeń, mówi do nich to, co można powiedzieć wszystkim syndykatom.

Pesymizm? Zawód? Czy po prostu realizm? Może czas profetycznych wizji i bohaterskich zrywów musi ustąpić miejsca zwyczajności dnia powszedniego. Bo w słowach Papieża trudno doszukać się tonów nostalgicznych.

Taki rozkład akcentów podyktowała historia. ,,Solidarność" wyrosła z walki o godność człowieka, o prawa obywatelskie i pracownicze, o równe traktowanie wszystkich. ,,Solidarność" była czymś daleko więcej niż związkiem zawodowym z jego klasycznymi roszczeniami i walką o poprawę bytu jego członków. ,,Solidarność" walczyła za siebie i za innych, za całą Polskę, bo całą Polskę trzeba było zmienić. Tyle tylko, że ,,Solidarność" dokonując tej polskiej bezkrwawej rewolucji i (chcąc nie chcąc) biorąc odpowiedzialność za transformację ustrojową, godziła w siebie samą. Mając ogromne zasługi dla Polski, będąc dosłownie na ustach świata, wywalczyła przecież nie tylko wolność i suwerenność kraju, ale także gospodarkę rynkową z jej brutalną konkurencyjnością, gdzie wygrać mogą ci najbardziej przedsiębiorczy, dynamiczni, kreatywni, gdzie gubi się poczucie solidarności, a często zaczyna ów osławiony ,,wyścig szczurów".

Zabrakło wiedzy, doświadczeń, wyobraźni - stanęliśmy przed zupełnie nową, nieznaną, groźną rzeczywistością budzącą instynktowny lęk o jutro. Nieprzekonująco brzmiały rozsądne skądinąd perswazje nielicznych, że tak trzeba, innej drogi nie ma. Dużo donośniejszy był głos tych zawiedzionych, bezradnych, przestraszonych: ,,nie o taką Polskę walczyliśmy".

Papież, odwiedzając Polskę w roku 1991, przypominał i ostrzegał, że “wolność zawsze jest zadaniem", że odbudowa ekonomii w III Rzeczypospolitej ma być realizowana “na zasadzie prymatu ludzkiego »być«", przez co zabezpieczy pierwszeństwo człowieka. Sprawy szły jednak swoim torem. Odium społecznej frustracji spadło przede wszystkim na ludzi ,,Solidarności". Bo tak naprawdę - o czym dziś przypomniał Jan Paweł II - nie można być jednocześnie związkowcem i ministrem.

Z trudem, powoli i nie do końca wycofywała się ,,Solidarność" z uwikłań politycznych na rzecz zaniedbanej działalności związkowej. Kierunek był prawidłowy, choć nie zawsze konsekwentny. Co gorsza, ,,Solidarność", przestając być ruchem społeczno-obywatelskim, skupiła się z konieczności na programie roszczeń, na licytowaniu się w radykalizmie z innymi centralami związkowymi. Obowiązkiem Związku jest oczywiście bronić ludzi, którzy mu zawierzyli, ale widać coraz częściej i wyraźniej sprzeczność między zrozumiałymi interesami grupowymi a - przypomnianym i tym razem przez Papieża - dobrem wspólnym będącym przecież u korzeni ,,Solidarności".

Dziś czas profetycznych wizji i bohaterskich zrywów ustąpił miejsca zwyczajności dnia powszedniego, jednak nigdy nie wiadomo, czy taki czas - w postaci nowych wyzwań i zadań - nie powróci. Jeżeli ,,Solidarność" nie chce być związkiem zawodowym takim jak każdy inny, musi tę kwadraturę koła na co dzień rozwiązywać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003