Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaraz na początku swej misji Jezus zdecydowanie odrzucił pokusę przejęcia władzy nad królestwami świata. Świadczy ona skądinąd o równie mocnych kompleksach ofiarodawcy, jak te sprawiające, że początkujący pracownik nauki bardzo pragnie, by mówiono doń "panie magistrze". Tym, którzy nie potrafią wyzwolić się z magii dostojnych tytułów i królewskich komplementów, Jezus udziela jednoznacznie negatywnej odpowiedzi, zarówno wtedy, gdy odrzuca pierwszą pokusę na pustyni, jak i wówczas, gdy kategorycznie stwierdza: "Królestwo moje nie jest z tego świata" (J 18, 36).
To my sami, na przekór Jezusowym słowom, chcemy sobie nominować królów na własne podobieństwo; pragniemy wtedy mnożyć tytuły i splendor na miarę naszych psychologicznych potrzeb. Czasami zachowania te dają się zrozumieć, gdy przez imponującą formę czy oprawę świątyni chcielibyśmy ukazać, że Jezus już fizycznie dominuje nad całym światem - choćby wysokością wznoszonych figur. Tymczasem On czekał na dominowanie duchowe, nie fizyczne. Królestwo Boże jest w nas, nie zaś w gigantycznych konstrukcjach, które mogłyby rywalizować z Pałacem Kultury.
Dramat naszej estetyki przejawia się w tym, że gdy nie potrafimy odkrywać świata duchowej głębi, pragniemy zaimponować fizycznym przepychem. A tymczasem On nie imponował ani biedną betlejemską stajnią, ani prostotą domku w Nazarecie, ani tym, że Jego martwe ciało złożono w pożyczonym grobowcu. Nie wolno więc królowania Jezusa ujmować w kategoriach, które imponują nowobogackim. Jego Królestwo nie potrzebuje dekoracyjnego przepychu, gdyż podobne jest do maleńkiego ziarnka gorczycy (Mt 13, 31) i do nieefektownego zaczynu (Mt 13, 33), dzięki któremu spełniona zostaje prośba o nasz chleb powszedni. Dołóżmy starań, aby Jezus był władcą naszych sumień; nie stwarzajmy natomiast królów na nasz obraz i podobieństwo.