Kusturica czci Principa

Bohater czy terrorysta? Sto lat po zamachu w Sarajewie na Bałkanach trwa spór o zabójcę arcyksięcia Franciszka Ferdynanda.

05.05.2014

Czyta się kilka minut

Zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w ilustracji magazynu „Le Paris Journal”, lipiec 1914 r. / Fot. Leonard de Selva / CORBIS
Zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w ilustracji magazynu „Le Paris Journal”, lipiec 1914 r. / Fot. Leonard de Selva / CORBIS

Ani wcześniej, ani później żaden nastolatek nie zmienił świata tak jak Gawriło Princip.

Zaledwie cztery lata po tym, gdy 28 czerwca 1914 r., w wieku 19 lat, ów serbski anarchista zastrzelił w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, z mapy Europy zniknęły imperia: austro-węgierskie, niemieckie, tureckie i rosyjskie. W wyniku I wojny światowej, która wybuchła miesiąc po zamachu, niepodległość uzyskało wiele państw, powstała bolszewicka Rosja. Światem zaczęły rządzić nowe zasady.

Być może dlatego jeden z zachodnich dzienników porównał niedawno Principa do Osamy bin Ladena. Jednak równie dobrze za nieszczęścia XX w. można by winić nieznanego z nazwiska lekarza wojskowego, który w 1912 r. odrzucił prośbę chłopca o przyjęcie do serbskiej armii. Kto wie, czy Princip wróciłby żywy z wojny z Turcją, na którą ruszyły wtedy państwa bałkańskie. Zamiast tego trafił do Młodej Bośni, grupy młodych rewolucjonistów.

Kilkanaście miesięcy później, wyposażony w poręczny pistolet Browning, był już w drodze do Sarajewa.

Bez śladów

Niemal każde dziecko w Bośni zna przebieg ostatnich minut życia Franciszka Ferdynanda: jego spotkanie z władzami miasta (zachował się 8-sekundowy film z arcyksięciem wchodzącym do Vijećnicy, miejskiego ratusza), podróż odkrytym samochodem wzdłuż nabrzeża rzeki Miljacki (szef miejskiej policji, choć pomny obecności zamachowców w ulicznym tłumie, nie nakazał kierowcy zmiany trasy), wreszcie – śmiertelne strzały Gawriła Principa.

Miejsce, w którym zginęli arcyksiążę i jego małżonka – dziś ciasne skrzyżowanie w centrum Sarajewa – wygląda niepozornie. Działa tu niewielkie muzeum. Turyści mają kłopot z fotografowaniem pamiątkowej tablicy: zasłaniają ją przejeżdżające lub parkujące samochody. Wielu dla lepszego widoku wchodzi na stopnie kamiennego Mostu Łacińskiego po drugiej stronie ulicy, nieświadomie stając w miejscu, z którego sto lat temu celował Princip. Podczas wojny w latach 90. XX w. władze Bośni usunęły stąd odciski stóp zamachowca, rozpoczynając trwający do dziś spór.

Sto lat po strzałach oddanych w kierunku arcyksięcia, Princip wciąż dzieli Serbów i Boszniaków, muzułmańskich mieszkańców Bośni. Pierwsi widzą w nim często narodowego bohatera, drudzy – pierwszego serbskiego nacjonalistę XX w., poprzednika Radovana Karadžicia, sądzonego dziś w Hadze za zbrodnie wojenne.

Zaczęło się w Sarajewie

W tygodniach poprzedzających okrągłą rocznicę zamachu na ulicach Sarajewa coraz częściej słychać powiedzenie, że poprzednie stulecie rozpoczęło się i skończyło właśnie tutaj – oraz że trwało krócej niż inne. W końcu od 1914 do 1992 r., kiedy w Bośni rozpoczęła się wojna domowa, a w miejscu, gdzie zginął arcyksiążę, znów spadały serbskie pociski, minęło zaledwie 78 lat. Zgodnie z tą narracją Princip był „terrorystą”, marzącym o dominacji prawosławnej Serbii nad muzułmanami i katolikami w Bośni.

Obecny burmistrz Sarajewa, Chorwat Ivo Komšić mówi pojednawczo o tym, że 28 czerwca, w dniu setnej rocznicy zamachu, „miasto musi porzucić język wojen z 1914 i 1992 roku”. Jednak emocje wzbudzają tu bardziej ogłoszone kilka tygodni temu plany wzniesienia pomnika Franciszka Ferdynanda. Podobnie jak w polskiej Galicji, władza austro-węgierska, choć zaborcza, nie kojarzy się bowiem w Bośni z nieszczęściem: na przełomie XIX i XX w. Sarajewo bardzo się rozwinęło: wzniesiono wiele reprezentacyjnych budynków, ulicami miasta jeździł nawet pierwszy w Europie elektryczny tramwaj.

Powrót Austriaków

Paradoskalnie obecna nostalgia za ancien régime zbiegła się z okresem największych od kilkunastu lat niepokojów społecznych. W lutym przez kilka dni trwały w Sarajewie zamieszki spowodowane fatalną sytuacją w kraju. W Bośni znów przybywa sfrustrowanych, żądających radykalnych zmian młodych ludzi. Ledwie pięć minut spaceru dzieli miejsce zamachu na arcyksięcia od częściowo spalonych przed trzema miesiącami budynków rządowych.

Gdyby jednak obrać przeciwny kierunek marszu, dojdzie się szybko do odbudowanego po wojennych zniszczeniach budynku Vijećnicy. To tutaj za kilka tygodni Sarajewo uczci setną rocznicę zabójstwa Franciszka Ferdynanda. Ze specjalnym koncertem wystąpią Austriacy: filharmonicy z Wiednia. Dzień wcześniej odbędzie się premiera najnowszej sztuki francuskiego filozofa Bernarda-Henriego Levy’ego, poświęconej wojnie domowej w Bośni. Na czerwiec zaplanowano także wyścig kolarski, organizowany pod patronatem Tour de France. Powtarzało się nawet plotki, że do miasta przybędzie z jednodniową pielgrzymką papież Franciszek.

Bohater, ale czyj?

Mieszkający w Bośni Serbowie będą mieć własne obchody rocznicy zamachu. Odbędą się w Wyszegradzie, miasteczku położonym kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, słynącym ze starego mostu na Drinie. Organizuje je reżyser Nemanja Kusturica, do niedawna noszący imię Emir. Uwielbiany na świecie – lecz na Bałkanach wzbudzający kontrowersje – twórca przyjął ostatnio serbskie imię.

Można się spodziewać, że uroczystości w Wyszegradzie (a także zapowiadany nowy film dokumentalny Kusturicy o Gawrile Principie) przedstawią zamachowca inaczej niż obchody w Sarajewie: jako bohatera walczącego o wolność narodów południowosłowiańskich. A przy okazji – o dominację Serbii.

Za taki pogląd odpowiada w dużej mierze propaganda byłej Jugosławii, która przez dekady portretowała Principa jako rewolucjonistę i wizjonera. Choć pierwsze państwo jugosłowiańskie powstało tuż po I wojnie światowej, dopiero za czasów Josipa Broza-Tity (po 1945 r.) wyniesiono go do rangi bohatera. Komuniści ukrywali niewygodny dla siebie fakt, że nastoletni zamachowiec działał na zlecenie nacjonalistów.

Jednak dziś dla wielu Serbów nawet data zabójstwa arcyksięcia jest symboliczna: 28 czerwca to Vidovdan, Dzień Świętego Wita, jedno z najważniejszych świąt serbskiego prawosławia – a także dzień wiekopomnego wydarzenia: przegranej bitwy na Kosowym Polu (1389).

Wiara i utopia

W samej Serbii spór o Principa przybrał – jak to często tu bywa – formę dramatyczną: bitwy na spektakle teatralne. W szranki z Kusturicą stanął młody reżyser Dino Mustafić, który do jednego z offowych teatrów w Belgradzie zaprosił aktorów z kilku państw byłej Jugosławii. Po to, aby – jak zgodnie twierdzili – wreszcie odrobić lekcję z historii.

– Za wszystkimi ideami, niezależnie od tego, jak szlachetne i wyslublimowane by one nie były, czają się ciemne siły, które pchają nas do ich realizacji – mówił Mustafić podczas prób do spektaklu, którego premiera odbyła się w marcu. Przypominał też, że znaczące jest nawet nazwisko zamachowca: – Pryncypia są wartością, o której na Bałkanach zapomnieliśmy. Na swój sposób ciekawi mnie „Młoda Bośnia”, której członkowie wierzyli w świat wolności, choć z dzisiejszej perspektywy taka wiara może się wydawać utopijna – przyznawał reżyser.

Choć sto lat po śmierci Franciszka Ferdynanda w Belgradzie snuje się plany postawienia pomnika jego zabójcy, pojawiają się tu też głosy sprzeciwu. Liberalny tygodnik „Vreme” opublikował niedawno zdjęcie mające świadczyć o tym, jak ważny był Princip dla samego Hitlera. Na fotografii przywódca Rzeszy otrzymuje prezent urodzinowy: zabraną z sarajewskiej ulicy tablicę upamiętniającą zamachowca. Data wykonania zdjęcia: kwiecień 1941 r., zaledwie dwa dni po kapitulacji Jugosławii i zajęciu jej przez nazistów.

Lekcja na dziś

Kim był zatem zamachowiec z Sarajewa – bohaterem czy terrorystą? Być może prawdziwa jest trzecia odpowiedź: ani jednym, ani drugim.

Zdaniem chorwackiego filozofa Srećka Horvata oba pomniki – sarajewski arcyksięcia i belgradzki zamachowca – nie pokażą prawdy, lecz staną się symbolem historycznego rewizjonizmu. „To nie Princip, lecz imperializm wywołał I wojnę światową. [Członkowie Młodej Bośni] byli przede wszystkim politycznymi romantykami i anty-imperialistami” – pisał niedawno Horvat w brytyjskim „The Guardian”.

Nawiązując do obecnej sytuacji na Ukrainie, dodał jeszcze: „Zwykle sądzimy, że sto lat to długi czas, wystarczający do tego, aby wyciągnąć lekcje z historii. Ale okrągła rocznica wybuchu I wojny światowej pokazuje, że być może jedyną lekcją z historii, jaką możemy wyciągnąć, jest to, że nigdy się z niej niczego nie uczymy. Podczas gdy cały świat bierze udział w konkursie na najlepsze upamiętnienie 28 czerwca, dnia zamachu w Sarajewie, narody Europy mogą wciąż, niczym we śnie, kroczyć w kierunku kolejnej wojny”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014