Kurierzy z Paryża

Bez nich polskie podziemie byłoby skromniejsze. Francuzi przemycali dla Solidarności maszyny drukarskie, a wywozili bibułę i zakazane rękopisy. Oto trzy historie: związkowca, intelektualisty i dyplomaty.

21.07.2014

Czyta się kilka minut

Od lewej: Francuscy przyjaciele Solidarności na zdjęciach sprzed 30 lat: Jacky Challot, Michel Foucault oraz Anne Durufle z ówczesnym mężem Marcelem Łozińskim. / Fot. Maria Challot; bibliobs.nouvelobs.com; Andrzej Przestrzelski
Od lewej: Francuscy przyjaciele Solidarności na zdjęciach sprzed 30 lat: Jacky Challot, Michel Foucault oraz Anne Durufle z ówczesnym mężem Marcelem Łozińskim. / Fot. Maria Challot; bibliobs.nouvelobs.com; Andrzej Przestrzelski

Dziś mówi, że jego osiem wyjazdów do Polski w latach 80. było przygodą życia.

Swój romans z „panną S.” Jacky Challot zaczął jeszcze w czasie karnawału Solidarności, gdy miał dwadzieścia kilka lat. Związkowiec z francuskiego syndykatu CFDT pojechał wtedy z kolegami do Gdańska. – W czasie tej podróży zafascynowała nas atmosfera wolności, pokojowej rewolucji. I spotkania z Polakami, którzy mieli świadomość tworzenia historii. Uderzył mnie kontrast między ponurą szarością życia i budynków a entuzjazmem tych ludzi – opowiada dziś „Tygodnikowi” Challot, gdy spotykamy się w kuluarach na warszawskiej promocji książki Radosława Ptaszyńskiego, poświęconej właśnie Challotowi.

Opanowany, skromny mężczyzna w eleganckim garniturze ożywia się bardzo, gdy wraca pamięcią do wydarzeń sprzed 30 lat. I jeszcze teraz, trochę jak niesforny młodzieniec, wybucha śmiechem, gdy opowiada o swoich eskapadach za „żelazną kurtynę”...

Przygoda życia Jacky’ego Challota

Jest grudzień 1981 r., w PRL stan wojenny. Challot czuje, że musi pomóc kolegom-związkowcom z Polski. – To rozumiało się samo przez się – kwituje pytanie o powody.

Zaczyna przewozić dla polskiej opozycji sprzęt drukarski i wydane na Zachodzie książki. Oczywiście – nielegalnie. Za każdym razem na granicy, gdy komunistyczni celnicy przeszukują jego furgonetkę, „rośnie adrenalina”. – Dla kogoś młodego, kto jak ja marzył o przygodzie, to było jak film sensacyjny. Z tą różnicą, że byłem jego bohaterem – opowiada dziś.

Nie wyobrażał sobie, czego może się spodziewać w razie przyłapania. – Polscy działacze Solidarności z Paryża ostrzegali mnie tylko, że w każdej celi mogę trafić na co najmniej jednego donosiciela, więc żebym bardzo uważał, co mówię współwięźniom – ciągnie Challot.

W ręce PRL-owskiej bezpieki wpada podczas ósmej próby wjechania do Polski, w marcu 1984 r. Podróżuje wtedy okrężną drogą: przez RFN i Danię, i promem do Świnoujścia (wcześniej celnicy z NRD dali mu się we znaki). Oficjalnie przewozi furgonetką pomoc charytatywną: odzież i leki dla Komitetu Pomocy Kurii Metropolitalnej w Krakowie. Ale w skrytce – w podwójnej ściance samochodu – spoczywa nielegalny ładunek, załadowany na zlecenie działaczy paryskiego komitetu Solidarności, Tomasza Łabędzia i Wojciecha Sikory.

Celnicy w Świnoujściu szukają – i znajdują – według protokołu m.in. siedem powielaczy drukarskich, dwa radiotelefony, 8 kg farby drukarskiej i 800 zakazanych w PRL książek i pism. Zatrzymany najpierw w areszcie, Challot trafia do więzienia w Szczecinie. Władze PRL zarzucają mu przemyt „znacznych ilości publikacji zawierających fałszywe wiadomości mogące wyrządzić poważną szkodę interesom PRL oraz szkalujące naczelne organy Państwa Polskiego”.

Historię uwięzienia i procesu Challota odtwarza dziś szczegółowo szczeciński historyk Radosław Ptaszyński, w wydanej właśnie książce „Jacky J.E. Challot – przyjaciel Solidarności” (Wyd. Von Borowiecky, 2014); za nią przytaczamy przebieg dalszych wydarzeń.

Podczas przesłuchań 28-letni Francuz przyznaje się do zarzucanych mu czynów, ale nie wydaje nikogo z Solidarności, nie zdradza adresów polskich znajomych. Na użytek śledczych zmyśla, że o przemyt poprosił go we Francji nieznany mu Francuz imieniem Serge.

Władze PRL podchodzą do sprawy poważnie: decydują się wytoczyć Challotowi proces. Sprawa nabiera ogromnego rozgłosu. Nad Sekwaną rozpisuje się o niej prasa, uwolnienia Challota domagają się znani artyści (jak aktorka Simone Signoret i piosenkarz Yves Montand) oraz naukowcy, jak socjolog Pierre Bourdieu.

W procesie Francuza bronią znani mecenasi: Roman Łyczywek i Tadeusz de Virion. Challot dostaje wyrok dwóch lat więzienia i 500 tys. zł grzywny. Zgodnie z prawem PRL cudzoziemcy skazani na karę do 3 lat mają prawo zamienić ją na grzywnę. Challot, którego wspiera intensywnymi wysiłkami strona francuska, korzysta z tej możliwości – i po wpłaceniu grzywny (600 tys. zł) na początku lipca opuszcza więzienie i wyjeżdża do Francji.

Po 25 latach Challot doczekał się oficjalnego uznania – od wolnej Polski. W 2010 r. otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Zasługi RP i Medal Wdzięczności Europejskiego Centrum Solidarności.

Mieszka na zachodzie Francji. Rozmawiamy po polsku. Challot doskonale posługuje się tym językiem. Jego żoną jest Polka: Marię poznał we Francji, kilka lat po tych burzliwych wydarzeniach. Pobrali się w 1989 r.

Polska misja Michela Foucaulta

Jednym ze znanych Francuzów, który domagał się uwolnienia Challota, był filozof Michel Foucault – popularny w świecie intelektualista znad Sekwany. Jego związki z Polską sięgają końca lat 50., gdy przez rok był dyrektorem Ośrodka Kultury Francuskiej na Uniwersytecie Warszawskim. W 1959 r. musiał nagle opuścić tę placówkę, do czego – jak wskazują jego biografowie – przyczyniła się wymierzona w niego prowokacja Służby Bezpieczeństwa.

Ale od tamtej chwili minęły dwie dekady. Po wprowadzeniu stanu wojennego Foucault należy do najaktywniejszych zwolenników polskiej opozycji antykomunistycznej. To on – wraz z inną sławą nauki, socjologiem Pierre’em Bourdieu – inicjuje list w obronie polskiej opozycji, pod którym podpisuje się wielu luminarzy francuskiej kultury. Protestują przeciw wprowadzeniu stanu wojennego i domagają się stanowczej reakcji francuskiego rządu wobec reżimu Jaruzelskiego.

We wrześniu 1982 r. Foucault, w towarzystwie aktorki Simone Signoret, jedzie do Polski z konwojem medycznym Lekarzy bez Granic. Szefem misji jest Bernard Kouchner, założyciel tej organizacji (później szef francuskiego MSZ). Oficjalnie celem jest przywiezienie leków, darów dla ofiar stanu wojennego. Ale w ciężarówce ukrywają powielacze dla podziemnej Solidarności.

Mimo poważnego charakteru, ponad tygodniowa misja w Polsce obfituje w zabawne epizody. Począwszy od podróży: uczestnicy na zmianę prowadzą furgonetkę na trasie liczącej 3 tys. km. Według byłego szefa Lekarzy bez Granic podróż przypomina niefrasobliwą eskapadę gimnazjalistów: cała zaprzyjaźniona od dawna trójka – Foucault, Signoret i Kouchner – śpiewa, wygłupia się, opowiada dowcipy. – Odgrywaliśmy postacie z serii komiksowej o Tintinie: Michel był oczywiście profesorem Tournesol, Simone divą (Bianką) Castafiore, a ja chyba udawałem Tintina – wspomina dziś rozbawiony Kouchner, naśladując grymasy i ruchy rysunkowych postaci.

Członkowie francuskiego konwoju zabiegają o spotkanie z internowanym i podobno chorym Wałęsą. Władze PRL odmawiają, tłumacząc – jak wspomina Kouchner – że przywódca Solidarności „czuje się bardzo dobrze”, a wizyta francuskich lekarzy jest zbędna.

W czasie podróży Foucault i jego towarzysze spotykają się w Warszawie i Krakowie z intelektualistami i zwykłymi mieszkańcami. Signoret, pamiętająca czas okupacji niemieckiej w Paryżu, zauważy potem w wywiadzie dla francuskiej telewizji, że nigdy w życiu nie widziała tak długich kolejek do sklepów, jak w Polsce stanu wojennego. Francuzi korzystają też z okazji, by odwiedzić Auschwitz-Birkenau.

Po powrocie do Francji Foucault udziela wielu wywiadów dla prasy i telewizji francuskiej, w których upomina się o solidarność z Polakami. Wspomina: – Nigdy nie widziałem tak dużej przepaści między władzą a narodem.

Wsparcie Foucaulta dla Solidarności to ostatnia międzynarodowa misja w życiu tego zaangażowanego intelektualisty. Filozof umiera przedwcześnie w 1984 r. na prawie nieznaną jeszcze chorobę: AIDS.

Rękopis w walizce Anne Duruflé

Dzięki paryskim kurierom nad Wisłę wędrował sprzęt drukarski i książki wydane za granicą, nielegalne w PRL. Ale „kontrabanda” szła też w drugim kierunku: z Polski na Zachód. W ten sposób przemycano podziemną bibułę, a także rękopisy dzieł polskich pisarzy, którzy w PRL objęci byli zakazem publikacji z powodu zaangażowania w działalność opozycyjną. W rolę tych kurierów wcielali się też pracownicy zachodnich ambasad: w swych dyplomatycznych walizkach ukrywali (często wbrew przełożonym) nielegalne przesyłki.

Wiosną 1982 r. Anne Duruflé dopiero stawia pierwsze kroki w dyplomacji. Po pracy w Ministerstwie Rolnictwa przyjeżdża do Warszawy, by objąć stanowisko attaché ds. kultury w ambasadzie Francji. Nie przypuszcza, że czteroletni pobyt w Polsce zaważy na jej życiu.

Dzięki znajomości ze Stefanem Mellerem (w wolnej Polsce szefem MSZ) szybko wchodzi w krąg stołecznego środowiska artystycznego, bliskiego opozycji. Wkrótce w swym mieszkaniu na Mokotowie urządza przyjęcia dla ludzi ze świata kultury. Wśród wielu gości są współtwórcy słynnego „półkownika” tych czasów, filmu „Przesłuchanie”: Krystyna Janda i Ryszard Bugajski. Ten ostatni pozna Anne z jej przyszłym mężem: filmowcem Marcelem Łozińskim.

Na prośbę polskich przyjaciół Anne zaczyna przerzucać na Zachód całe kilogramy nielegalnych manuskryptów – w walizce dyplomatycznej. Wśród autorów są Zbigniew Herbert, Julia Hartwig, Marek Nowakowski, Tomasz Jastrun. – W Paryżu doręczałam przesyłki dla „Kultury” i pisma „Aneks”. Wszyscy osłupieli, gdy pewnego dnia sam Jerzy Giedroyc opuścił swą „twierdzę”, żeby się ze mną spotkać w Paryżu. Kilka razy pojechałam też z moją walizką do Maisons-Laffitte, siedziby „Kultury” – wspomina Anne w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Do najbliższych warszawskich przyjaciół Duruflé należy wtedy pisarz Marek Nowakowski. Spotykają się wiele razy, by omawiać szczegóły „kontrabandy”.

Wszystko idzie świetnie do czasu, gdy bezpieka zastawia sidła na konspiratorów. – Gdy Nowakowski został aresztowany wiosną 1984 r., ubecja była przekonana, że przyjdę do niego na spotkanie. W ten sposób mieliby powód, aby wydalić mnie z Polski. Uratowało mnie tylko to, że zachorowałam i nie przyszłam. Ale Nowakowski przesiedział kilka miesięcy – opowiada Duruflé.

Zdaje sobie sprawę, że w najgorszym razie zostanie wydalona z Polski. Ale gorszy jest dla niej strach przed rozłąką z Łozińskim. Wie, że reżyser nie mógłby z nią wyjechać, bo władze nie chcą mu dać paszportu.

Anne czuje się w swej misji osamotniona, nie może liczyć na wsparcie przełożonych. Wśród pracowników ambasady pomaga jej tylko Pierre Buhler, dziś ambasador Francji w Polsce.

– Francuski MSZ dostał sygnał o „nadużywaniu walizek dyplomatycznych” przez niektórych pracowników. Ambasador Francji w Warszawie wezwał mnie i ostrzegł: „Jeśli wpadnie pani w tarapaty, nic nie zrobię w tej sprawie” – wspomina Anne.

Do tego doszły szykany ze strony Służby Bezpieczeństwa: ktoś przebił opony w jej aucie, potem „nieznani sprawcy” włamali się do mieszkania. – Ale i tak były to moje wspaniałe cztery lata w Warszawie – kwituje pogodnie dawna kurierka polskiego podziemia.

Jest rok 2014 r. Kończymy rozmowę w paryskim bistrze obok najbardziej ruchliwego stołecznego dworca Gare du Nord. Anne Duruflé, energiczna kobieta w średnim wieku, żegna się i odchodzi od stolika. Jest w podróży, ciągnie za sobą walizkę na kółkach. Patrząc na jej niknącą sylwetkę, można sobie wyobrazić, że – jak niegdyś – przyjechała do Paryża z nową tajną misją.


Korzystałem z: R. Ptaszyński „Jacky J.E. Challot – przyjaciel Solidarności” (2014), M. Frybes „Merci pour votre solidarité!” (2005), katalog wystawy „Polska-Francja, France-Pologne” (2014). Cytowane wypowiedzi Kouchnera pochodzą z przygotowywanego filmu o Foucaulcie „Michel w krainie Ubu” w reżyserii Andrzeja Titkowa.


Francuskie wsparcie
Wprowadzenie stanu wojennego i internowanie tysięcy członków Solidarności wywołało falę protestów na Zachodzie – szczególnie silnych nad Sekwaną. Ogromna część Francuzów sprzeciwiła się polityce rządzących wówczas socjalistów prezydenta Mitterranda, którzy uznali stan wojenny za „wewnętrzną sprawę PRL”. We Francji już 13 i 14 grudnia 1981 r. przez kraj przetoczyły się manifestacje przeciw dławieniu w PRL opozycji; uczestniczyło w nich w sumie ponad 100 tys. osób. Sprawę polską wspierały różne środowiska: związki zawodowe (głównie CFDT, o korzeniach chrześcijańskich), organizacje pozarządowe, Kościół katolicki, lewicowi intelektualiści. Związkowcy organizowali liczne konwoje z pomocą materialną dla Polaków: ubraniami, żywnością, lekami. W konwojach przewożono też często materiały poligraficzne i zakazaną literaturę.
We Francji powstawały również w latach 80. liczne stowarzyszenia na rzecz pomocy represjonowanym i ich rodzinom. Na czele jednej z najważniejszych, Solidarité France-Pologne, stał słynny francuski genetyk Piotr Słonimski. Jak podkreśla publicysta Marcin Frybes, wyjątkowym społecznym fenomenem były ogromne rozmiary i trwałość wsparcia ze strony rzeszy Francuzów. Drobny przykład: tylko dzięki zbiórce czytelników regionalnego dziennika „Ouest-France”, w latach 80. nad Wisłę wysłano ponad 100 ciężarówek z darami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2014