Kurier z perłą

W przypadku Franciszka dobór metafor, którymi się posługuje, jest kwestią nieporównywalnie wrażliwszą niż w przypadku jego poprzedników. A to z powodu naszej tendencji do poprzestawania na nagłówkach.

01.08.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Wojtek Radwański / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Wojtek Radwański / AFP / EAST NEWS

1

Ostatnie Światowe Dni Młodzieży, w których brałam udział, również odbywały się w Polsce. Miałam ledwo co skończone 14 lat i musiałyśmy trochę z koleżanką nakłamać rekruterom warszawskiej akademickiej pielgrzymki na Jasną Górę, żeby się ze studentami zabrać. Ale cel, jak często w tym wieku bywa, uświęcił środki. Chciałyśmy się opalić i poznać fajnych chłopaków, nad morze samych by nas rodzice przecież nie puścili, więc na Częstochowę byłyśmy poniekąd skazane.

Wszystko szło zgodnie z planem mniej więcej do połowy trasy: któregoś świtu koleżanka obudziła się spuchnięta i z gorączką, i wtedy nieco nam się omsknęła narracja o naszej dorosłości. Ania popłakała się, że chce iść do lekarza, karetka była jedna i potrzebna, ktoś podpowiedział, że jeśli uda nam się dostać do najbliższego większego miasta, to stamtąd jeżdżą pociągi do Częstochowy. Nie wiem, dlaczego uznałam, że to świetny plan. W Częstochowie Ania utknęła w szpitalu. Pierwszą noc spędziłam w śpiworze pod jej łóżkiem, to było epickie. Drugiego dnia zadzwoniłam do mamy z raportem i przez większość dnia snułam się po mieście, przystając tu i tam. Pierwszy raz byłam wtedy sama w kawiarni, a potem nocowałam u jakiejś przemiłej dziewczyny w dzielnicy Stradom, nie mam pojęcia, dlaczego – pewnie mi powiedziała, żebym z nią poszła, i poszłam. Kolejnego dnia miła dziewczyna zaprowadziła mnie do zakonnic usytuowanych niedaleko Jasnej Góry, pościel była tak wykrochmalona, że łamała się pode mną jak wczesnozimowy lód pod nieostrożnym labradorem, a w środku nocy obudziła mnie przeorysza panicznym: „Justynka, czy ty znasz francuski?”. Zjechali, okazało się, pielgrzymi. „Trochę, ale moja mama zna lepiej” – powiedziałam prawie przez sen i poszłam spytać pielgrzymów, czy napiją się herbaty. Mama przyjechała na trzeci dzień.

2

„Kościół ukazuje zranionej ludzkości swoje matczyne oblicze” – mówi papież Franciszek w wydanej przez Znak rozmowie z Andreą Torniellim. I doprecyzowuje między innymi: „Myślę o wzroku matki, która ciężko pracuje, by przynieść do domu chleb uzależnionemu od narkotyków synowi. Kocha go, niezależnie od jego błędów”. Nie pierwszy już raz mam wrażenie, że w przypadku Franciszka dobór metafor, którymi się posługuje, jest kwestią nieporównywalnie wrażliwszą, niż było to w przypadku jego poprzedników. I nie wynika to z temperamentu literackiego obecnego papieża, ale z naszej, odbiorców, wciąż rosnącej tendencji do poprzestawania na nagłówkach. Idea szpitala polowego, którą ma być Kościół dzisiejszych czasów, teoria, zgodnie z którą Kościół ma docierać do ludzi „znużonych i utrudzonych”, by dzielić się z nimi świadectwem wiary, degraduje się w praktyce – zarówno „dewotów”, jak i „mniej praktykujących” – do szukania w Kościele miejsca przede wszystkim dla siebie.

W Krakowie papież postraszył młodzież kanapą: „Ale jest też w życiu inny, jeszcze bardziej niebezpieczny paraliż, często trudny do rozpoznania, którego uznanie sporo nas kosztuje. Lubię nazywać go paraliżem rodzącym się wówczas, gdy mylimy szczęście z kanapą! Sądzimy, że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie. Kanapa – jak te, które są teraz, nowoczesne, łącznie z masażami usypiającymi – które gwarantują godziny spokoju, żeby nas przenieść w świat gier wideo i spędzania wielu godzin przed komputerem. Kanapa na wszelkie typy bólu i strachu”.

W erze Narcyza od kanapy do kozetki jest niebezpiecznie blisko i polowy szpital, którego personel – wszyscy wierzący – miał przekraczać swoje ograniczenia, zbierając niedobitków na polu bitwy, staje się kliniką dla nerwowo chorych, którzy pamiętają tylko o tym, że maski z tlenem zakładamy najpierw sobie. Tylko że to nie jest spadający samolot, w którym nasz wpływ na rozwój wypadków jest z natury ograniczony, lecz szpital tuż za linią frontu, za który wspólnie odpowiadamy.

3

„Jesteś dumna z Franciszka?” – spytał esemes, który jakimś cudem przedarł się przez kordon ochronny podlaskiej kniei, gdzie spędzałam tegoroczne Światowe Dni Młodzieży. Jak wytłumaczyć jego autorowi, sympatycznemu, ale ateiście, że Franciszek nie jest moim kandydatem na Eurowizję ani nawet moim premierem, tylko moim papieżem, Skałą, która dzierży klucze (że pozwolę sobie na skrót myślowy) – i kategoria dumy z jego posunięć nijak nie znajduje tu zastosowania, a nawet mnie w pewnym sensie, jako katoliczkę, peszy? Bo co będzie dalej? Sympatyczny ateista, jak wielu jemu podobnych, dojdzie do wniosku, że „uwielbia tego gościa”, a kiedy ja nie będę mu się mogła podobną deklaracją odwdzięczyć, niechybnie rozpozna we mnie jakąś trydencką konserwę. Jak wreszcie mam być „dumna” w tym nieuchronnie multimedialnym sensie, o który pytał kolega, skoro swój kontakt z Ojcem Świętym w czasie ŚDM świadomie i dobrowolnie ograniczyłam do tekstu, nie tylko bez niepotrzebnie rozpraszającego uwagę obrazu, ale też i bez naprędce komponowanych komentarzy różnego autoramentu ekspertów?

„A co zrobił?” – odpisałam. „Nie wiem dokładnie – przyszła odpowiedź – ale »Gazeta« go chwali”. Dwa pliki tekstowe ze wszystkim, co Franciszek w ciągu tych kilku dni powiedział, wydały mi się z nagła nader cenną zdobyczą. Trochę jakbym, zamiast grzebać w trzewiach małży, dostała perłę DHL-em.

4

Choć oczywiście grzebanie jest integralną aktywnością personelu szpitala polowego. W trakcie drogi krzyżowej papież modlił się: „Panie Jezu (...) chroń nas przed lekceważeniem tego uczynku miłości. Bądź przynagleniem, byśmy nigdy nie opuścili pogrzebu naszych bliskich. Byśmy nikogo z naszych znajomych nie zostawili samego, gdy opłakuje swoich zmarłych. Daj, byśmy pamiętali o naszych zmarłych. W modlitwie osobistej i w czasie liturgii. Przez nawiedzenie grobu. Daj nam szacunek wobec śmierci! Ona jest bramą życia!”. I znowu: szacunku wobec śmierci nie nabędziemy, rozpamiętując na kozetce nasz własny przed nią strach. Nie wiem też, czy pomocne w obudzeniu w nas tego szacunku są wydania specjalne programów informacyjnych, zwłaszcza jeśli zasadą pozostaje, że na żółty pasek zasługują wyłącznie martwi Europejczycy.

To zresztą oczywiście tylko jedno z kryteriów cenzurowania śmierci, obecnie może najsilniej w mediach umocowane. A śmierć jest chyba tak blisko, jak jeszcze nigdy dotąd. Mój przyjaciel, zawodowy żołnierz, powiedział mi, zanim pojechał służbowo na ŚDM, że wybierają się tam bez broni. Mój przyjaciel, z tego, co wiem, wzorowo obchodzi się z bronią, ostatecznie to jego zawód, miał tę broń na przykład w Iraku i decyzję o zostawieniu jej w koszarach najpierw odebrał z mieszanymi uczuciami, by dość prędko przejść do jej akceptacji i zrozumienia. W jak wszechogarniającym lęku musimy żyć, w jak delikatnej wydaje nam się, że operujemy sytuacji, gdzie dokładnie przebiega linia frontu, skoro narzędzie ochrony w rękach osoby do tej ochrony wyszkolonej i, nie waham się tego słowa użyć, powołanej jawi nam się kroplą, która może przepełnić kielich? Co w tym kielichu dokładnie jest? I czy da się go wypić za kogoś?

Papież, który modli się w celi ojca Kolbego, pośrednio daje odpowiedź na to pytanie. Oczywiście, kozetka to miejsce, gdzie niektóre lęki potrafią odpuścić, a co do innych można z terapeutą to i owo wynegocjować. Osobiście mam ze swoim umowę, że moje maniakalne „inni mają gorzej” to znakomity, dojrzały mechanizm obronny. Przyznanie, że „inni mają gorzej” to również pierwszy i najważniejszy punkt statutu tego szpitala, o którym mówi Franciszek. Ogromnym wyzwaniem jest nie poprzestać na doraźnym uśmierzeniu własnego lęku, jakie ta świadomość daje, ale przyjąć jego chrześcijańskie – jeśli się lubi być chrześcijaninem – konsekwencje. A te realizują się w działaniu, nawet nieskutecznym, niebezpiecznym czy ocierającym się o grzech. Złamane serce, uczą ojcowie Kościoła, podoba się Bogu.

5

Wtedy, 25 lat temu, mama przyjechała do Częstochowy na trzeci dzień, zobaczyła, że sobie dobrze radzę, ludzie na ogół są mi pomocni, a przeorysza potwierdziła, że mój francuski jest całkiem niezły. Zjadła ze mną ciastko w tej kawiarni, w której przeżyłam swój pierwszy samotny kawiarniany raz, i pojechała z powrotem do domu, przykazując wrócić z resztą warszawskich pielgrzymów, gdy osiągnę cel mojej wyprawy. Nie wiedziałam, co nim dokładnie było, więc po prostu zostałam tak długo, jak inni zostali. Miłosierdzie Boże, które realizuje się w czułym geście, a nie w dekretach – a tak je definiuje i do takiego nawołuje Ojciec Święty – nie jest, nie może być pełnym miłosierdziem. Czy też raczej: przekazując je dalej w tej postaci, znacząco je zubażamy. Dobra matka wie, że jej dzieci się różnią, niekiedy aż po granice patologii. Dobra matka wie, że niektóre dzieci nie znoszą być przytulane, ale to przecież nie znaczy, że nie potrzebują akceptacji lub chociaż nastawionego na akceptację dialogu, i obowiązkiem matki jest im to zapewnić. Są dzieci, które ukoi czuły gest, ale są też i takie, które aby poczuć się kochane i bezpieczne, potrzebują dekretu. Przy całej mojej osobistej wierze w skuteczność i podatność na moc miłosiernego gestu, nie lekceważyłabym potrzeb tych innych dzieci Kościoła. ©

Autorka (ur. 1977) jest poetką i prozaiczką, dwukrotną laureatką Nagrody Literackiej Gdynia (w 2010 r. za tom „Dwa fiaty”, rok później za zbiór krótkich próz „Obsoletki”). W 2013 r. nominowana do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej (za „Bach for my baby”), a w 2014 r. do Nagrody Literackiej Nike (za „Małe lisy”).


Więcej o Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie czytaj w naszym serwisie specjalnym na www.TygodnikPowszechny.pl/sdm2016 >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2016