Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dla pewnych plemion zaś, mocno od cywilizacji odciętych, to żelazne ptaki niosące tajemnicę świata. Zaś dla pewnej wcale nie tak małej rzeszy – elementy kultu, a kult ów nazywa się cargo.
Wyznawcy tego dziwnego systemu wierzą silnie w boskie pochodzenie samolotów, a zwłaszcza wożonych nimi towarów. Budują zatem pasy startowe, wystawiają stosowne kapliczki, znakują ziemię i czekają, by ów boski pojazd tamże wylądował i by wypakowane zeń dobra dostały się w ręce wiernych. W obliczu ostatnich wydarzeń warto może rzec, że i w naszym kraju odmiana kultu cargo istnieje. Uprawia go wcale nie małe grono publicystów. Od czasu wiadomej katastrofy niemal każda kolizja samolotowa na świecie jest powodem do rozważań i porównań o charakterze nieziemskim. Każde zderzenie samolotu z ziemią jest okazją do czegoś, co publicyści ci nazywają próbą dowiedzenia prawdy o zamachu smoleńskim.
Zdarzało się, że jakiś samolot gdzieś we mgle wylądował z kłopotami, ale cało, co uznawane jest za dowód, że takoż winno się było skończyć w Smoleńsku. Pewnie mogło, ale się skończyło inaczej. Unoszenie się przedmiotów cięższych od powietrza kończy się – jak wiadomo – różnie, latanie samolotem jest loterią i do uznania tego faktu wystarczy na ogół minimum wyobraźni. Awiacja stała się jednak w Polsce dziedziną kompletnie nietechniczną, piloci są świętymi, lotniska płaszczyznami do analiz moralnych i spiskowych, do ocen pracy polityków i stosunków międzynarodowych, a mgły nie zjawiskiem związanym z klimatem i pogodą, lecz z wydarzeniami ściśle politycznymi.
W tym sensie strącenie rosyjską rakietą malezyjskiego samolotu jest idealną okazją do celebry przez miejscowych kapłanów cargo, do odnowienia ślubów, a przede wszystkim do znajdowania podobieństw w przypadku zupełnie niepodobnym. Kult nie uznaje osobności zdarzeń, i wszystko, co wiąże się z Rosją i lataniem, jest wzięte z tego samego wypracowanego latami ciągu logicznego. I nic nie pomoże, nic nie uspokoi rozgorączkowanych, że z Amsterdamu do Kuala Lumpur nie leciał nawet jeden Polak. Gdyby leciał, z punktu widzenia kapłanów cargo byłoby lepiej. Cóż mu z tego że martwy, skoro zostałby tu świętym podtrzymującym.
Wydawało się od dość dawna, że słuchacze i czytelnicy Karnowskich czy Sakiewicza – tych kapłanów odlotu i przylotu należy postawić w pierwszym szeregu polskiego kultu cargo – są uzależnieni od tego typu umysłowości, że kazania do nich wygłaszane trafiają precyzyjnie w środek strzechy. Jest jednak odwrotnie. To Karnowscy i Sakiewicz są uzależnieni od anonimowych komentatorów na forach swych mediów. Wystarczyła odrobina cierpliwości i czytania tego, co tam buzowało przez pierwsze godziny po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu. Komentarze te zostały skolekcjonowane, skonsumowane i szybko wydalone w formie dłuższej, pod bieżące zamówienie klienta. Zawierają wszystkie możliwe elementy wymyślone przez czytelników, są więc w komplecie wszystkie insynuacje, najbardziej odleciane teorie oraz obelgi i wszystkie dotyczą w pierwszej kolejności Polski, a nie Rosji. Jest to bezwzględnie nowy rodzaj uprawiania publicystyki religijnej, w której każdy wierny znajduje własny, autorski element teologiczny, dotknięty ręką kapłana cargo.