Kto zamawia ruskie?

KONSTANTY USENKO, muzyk i pisarz: Modelem rosyjskiego świata jest sinusoida. W powietrzu czuć trudne do określenia napięcie, ma się wrażenie, że może być dużo gorzej, ale też dużo lepiej.

12.11.2018

Czyta się kilka minut

 / ALBERT ZAWADA / AGENCJA GAZETA
/ ALBERT ZAWADA / AGENCJA GAZETA

MICHAŁ SOWIŃSKI: Po lekturze Twoich „Buszujących w barszczu” muszę zapytać: muzyka objaśnia nam świat?

KONSTANTY USENKO: Jeśli traktuje się ją poważnie, wraz z poezją, losem ludzi, którzy to stworzyli, i z miejscem oraz czasem, w którym żyją – to na pewno tak. Muzyka jest kalejdoskopem odzwierciedlającym przepływ fal kulturowych, ich nieustanną interferencję. Uzmysławia, jak fascynujący jest wpływ różnych etnosów całego świata na siebie nawzajem. Pokazuje, że ludzie na całym świecie nie różnią się bardzo między sobą, mają te same emocje.

Ponad podziałem na Wschód i Zachód?

Najczęściej służy on tylko dzieleniu ludzi na lepszych i gorszych. Bezsens tego wschodnio-zachodniego relatywizmu polega przede wszystkim na tym, że każdy kraj jest „na wschód” albo „na zachód” od innego. Polska, która lubi uważać siebie za zachodnią, dla Niemców jest wschodem. Kolejny oklepany termin to „kultura europejska”. Niby wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale czemu do jednego worka ładuje się jedne narody, a inne już do niego nie pasują – według jakiego klucza? Chrześcijańskie tradycje to dziś tylko fasada, bo cały świat i tak bije pokłony i składa ofiary Złotemu Cielcowi.

Nie widzę bliźniaczych podobieństw pomiędzy kulturami na przykład niemiecką i hiszpańską, grecką i norweską – i nie chodzi tu tylko o specyfikę północ-południe. Widzę więcej wspólnego chociażby między grecką i turecką, albo polską i rosyjską, ale to już wbrew politycznej euronarracji. Nie lubię tych „wspólnych mianowników” tworzonych na siłę. Wolę myśleć o świecie jako kalejdoskopie i płynnym zmienianiu się krajobrazów podczas podróży, bez naczelnej roli granicznych słupków.

A słowo „Rosja”? Można w ogóle uczciwie mówić o takim bycie?

O Rosji można mówić jako o osobnym kontynencie ze względu na jej rozmiar, dlatego coraz częściej słychać tę narrację o Eurazji – i nie musi mieć to zawsze z góry określonego kontekstu politycznego. Ale co wspólnego ma Jakucja z Dagestanem, Buriacja z Karelią, Czuwaszja z Czukotką? Łączy je tylko bycie podmiotem Federacji i to, że wszyscy posługują się rosyjskim. W Polsce niewiele się o tym wie. Kiedyś, w czasach Związku Radzieckiego, orientacja była jeszcze słabsza: Azera, Estończyka, Mołdawianina czy Kirgiza określało się po prostu jednym słowem „Ruscy”.

To, że wszędzie zbudowano podobne blokowiska, nie ma nadrzędnego znaczenia. „We własnym kraju jesteśmy turystami” – mówi jeden z artystów opisywanych przeze mnie w książce. Zredukowanie tego ogromu do jakichś ogólnikowych analiz jest fizycznie niemożliwe – a jest to błąd popełniany przez większość publicystów uważających się za „znawców tematu”. Lepiej zajmować się wybranym wycinkiem świata, który cię interesuje – jeśli interesuje naprawdę.

Jesteś związany zarówno z Polską, jak i Rosją...

Tak, ale wreszcie po latach nauczyłem się do obu krajów też dystansować. Traktowanie wszystkich na równych prawach to klucz do wewnętrznego spokoju i higieny psychicznej. Wady nie przysłaniają zalet, zalety wad, i bardziej widoczne są podobieństwa niż różnice. A gdy mówi się o różnicach, może być to nawet inspirujące.

Jakie są te nieoczywiste podobieństwa?

Chciałbym napisać o fajnych, bo te niefajne zbyt często brudzą nam obiektyw. Podobne natężenie emocjonalne, romantyzm, głęboki czarny humor, mistycyzm, poczucie absurdów codzienności, wciąż jeszcze myślenie w kategoriach „my” częściej niż „ja” – chociaż to ma swoje dobre i złe strony. Słowiańskość to nie tylko wóda i biesiada, ale pewien rodzaj czułości, związek z naturą czy duchami lasu na poziomie spirytualistycznym, wytępiony przez religię zinstytucjonalizowaną, zwłaszcza w Polsce. W Rosji z kolei silny jest pierwiastek nomadyzmu, którego Polska nie zna, ale zna go dla przykładu Turcja. No i jeszcze szamanizm, elementy pogańskiej Północy, wspólny element z nordycką Skandynawią.

Piszesz też dla Rosjan?

Teraz już tak, od ostatniej książki. Zwłaszcza ostatni rozdział „Buszujących w barszczu”, poświęcony rosyjskiemu feminizmowi, jego historii i współczesności, przedmiotowemu traktowaniu kobiet, kulturze gwałtu, niekończącej się spirali przemocy, jej roli w wychowaniu mężczyzn. O przemocy wreszcie mówi się głośno, także w Rosji. To dla mnie najważniejsza zmiana mentalna w nowym pokoleniu. Większość tych tematów tak samo dotyczy i Polski. To rzeczy dla mnie ważniejsze niż wieczne babranie się w historii tworzonej przez żołnierzy, jednych, drugich, trzecich czy dziesiątych. „Żołnierzem się nie rodzisz, żołnierzem – umierasz” – śpiewała Grażdanskaja Oborona.

Skoro istnieją podobieństwa, to czemu nie mówić o czymś takim jak kultura środkowo- czy też wschodnioeuropejska?

Wydawałoby się, że środek ma spokojniejszy klimat niż wschód, ale każdy przypadek rozpatrywałbym oddzielnie. Dla przykładu, Czechy to bardziej kultura środka, choć nie wyparli wielu źródłowo słowiańskich cech, wypartych przez Polaków pod wpływem Rzymu.

A Polska to raczej rzymskokatolicki bliski wschód strefy umiarkowanej (śmiech). Można żartować, ale widać, jak te wszystkie podziały są umowne. To ciekawe tematy i można drążyć je w nieskończoność, pod warunkiem, że nie stawia się kategorycznych granic. Poza tym krajobraz wszędzie przekształca się przez migracje. Wietnam, Białoruś, Indie, Ukraina – polskie miasta się dziś zmieniają. A Rosja to zawsze był wielokulturowy tygiel. Warszawscy Wietnamczycy urodzeni w latach 90. i moskiewscy Kirgizi czy Uzbecy urodzeni w tych samych latach wzbogacają dziś klimat tych miast. Wszędzie coś się dzieje i te wpływy nigdy nie są jednostronne. Kiedyś Berlin się zmienił przez tureckich gastarbeiterów, a Turcja też zmieniała się przez wpływy niemieckiego 1968 roku...

A co z wolnościowymi utopiami lat 60.?

Są dziś w odwrocie, bo nie wiedzą, co zrobić z realiami XXI wieku. Wielu „politycznie poprawnych” w ogóle nie potrafi rozmawiać o tym, że przyczyną pospolitego rasizmu często jest seksizm. I że w walce z dyskryminacją może pomóc tylko odgórna, twarda, planowa antyseksistowska i antyprzemocowa edukacja od podstaw – dotycząca lokalsów i przyjezdnych tak samo, bez wyjątku. Tu akurat granice powinny być bardzo konkretnie wytyczone. Odklejony akademicki dyskurs niespecjalnie tu pomoże, tak samo jak nazywanie wszystkich wystraszonych, niedoinformowanych i sfrustrowanych „naziolami”. Trzeba intensywnie myśleć, co z tym wszystkim robić i jak – to jedno z największych wyzwań dzisiaj.

W książce rusofobię nazywasz odmianą zwykłego rasizmu.

Rasizm to rasizm – jeśli oceniasz ludzi według ich etnicznego pochodzenia, jesteś rasistą i tyle. Ale problem jest bardziej skomplikowany. „Rusofobię” w oficjalnej rosyjskiej narracji uwielbia się odmieniać przez wszystkie przypadki i – tak samo jak „antysemityzm” w Izraelu – ma usprawiedliwiać współczesną politykę tych krajów. Albo w wersji operetkowej, jakaś fantomowa „polonofobia” z „Gazety Polskiej” – fobie w starciu z fobiami, jakby wszystkich na świecie zajmowały polskie problemy.

Warto pamiętać jednak, że samo słowo „fobia” oznacza strach – więc czy walka ze strachem będzie efektywna, jeśli będzie oznaczała tylko walkę z bojącymi się? Te polskie fobie są na rękę tylko tym, którzy wolą przedstawiać Polskę jako krzyczącą i wygrażającą pięściami wariatkę, której nie da się traktować poważnie. Różne gazety i stacje telewizyjne lubują się w nakręcaniu fobii i podsycaniu konfliktów, ale na szczęście w sieci istnieje też silny nurt zupełnie przeciwny. Dobrze, że nie ma już informacyjnej izolacji, jak kiedyś – że jest fizycznie niemożliwa. Może niektórzy mogą za nią tęsknić w kontekście powstawania unikalnych zjawisk kulturowych...

Ale ten temat też już jest dziś świadomie rozpracowywany przez nowe pokolenie bez kompleksów, które nie chce tylko bezmyślnie kopiować aktualnych światowych trendów, jak robiła to popkultura w latach 90. To jasna strona zgłębiania własnej tożsamości.

Jak internet wpłynął na funkcjonowanie kontrkultury?

Przede wszystkim dał głos regionom i sprawił, że multimedialność stała się normą. Niszowy zimnofalowy zespół z Syberii może dostać zaproszenie na koncerty do Chile i ma już tam wielu fanów. Dla porównania – w latach 90. najważniejsze garażowe składy tych czasów z Moskwy i Petersburga nie wiedziały nawzajem o swoim istnieniu.

Z perspektywy rosyjskich artystów Polska jest istotnym punktem odniesienia?

Nie jest. Kiedyś, w latach 60., była – jako okno na Zachód wśród „demoludów”, zwłaszcza w sensie obyczajowym – w kontekście filmów. Dziś zainteresowanie Polską to niszowe hipsterskie tematy albo wąskie subkulturowe środowiska. Dla przykładu postpunkowe i zimnofalowe, w których uwielbia się album Siekiery „Nowa Aleksandria”.

Dlaczego akurat ten nurt?

Jesienna melancholia, zdegradowane postprzemysłowe pejzaże, zimnowojenne lęki czy tęsknota za „leśnym spirytualizmem” to wspólny emocjonalny kod obu krajów. Nie trzeba nawet rozumieć tekstów piosenek. Polska muzyka lat 80. robi wrażenie w Rosji, jest źródłem fascynacji, ale też zazdrości – w sensie poziomu technicznego i jakości nagrań, jakie powstawały wtedy w Polsce. W ZSRR prawdziwie garażowe zespoły nagrywały się w domach, metodą lo-fi. Z kolei polskie lata 60. kojarzyły się Rosjanom z czymś radosnym, lekkim, swobodnym i szarmanckim.

Czym się to objawiało?

Radzieckiej inteligencji imponował pierwiastek osobistej wolności i godności, szczególnie widoczny w postaciach kobiecych w polskim kinie. Większa wolność obyczajowa i wyemancypowanie, ale z nutą liryczno-romantyczną, której z kolei brakowało w produkcjach z Zachodu. Polska szkoła plakatu, literatura (najwięcej maniaków twórczości Stanisława Lema jest w Rosji). Płyty winylowe Niemena i Breakoutu do dziś cieszą się dużym wzięciem na rosyjskich pchlich targach, barachołkach. Komunikacja muzyczna obu krajów nie dotyczy tylko inteligencji wychowanej na pieśniach bardów, Wysockiego i Kaczmarskiego. „Biełyje Rozy” Łaskawego Maja, żeniące muzykę chodnikową z dyskotekowymi rytmami italo, stały się podwalinami dla białostockiego disco polo. Okazuje się też, że wśród rosyjskich stadionowych chuliganów popularny jest polski osiedlowy rap, chociażby Peja.

Po co nam dziś rosyjska kontrkultura lat 80. i 90.?

Najważniejsze by wiedzieć, że istniała – sam ten fakt był dla wielu szokiem, gdy ukazywała się książka „Oczami radzieckiej zabawki”. Gdy posiadło się informacje na ten temat, trudniej połyka się popularne w Polsce kity o „genetycznych właściwościach niewolniczych kacapskich dusz” czy „społecznym monolicie Kraju Rad”. Można porównywać rosyjskie podziemie muzyczne z polskim undergroundem, dostrzegać podobieństwa, tak jak w przypadku Kina i Kryzysu, czy wczesnych 19 Wiosen i Słomianych Jenotów. Jestem emocjonalnie zaangażowany w to, o czym piszę, dlatego trudno mi obiektywnie oceniać.

Kontrkultura wciąż ma ostrze polityczne?

Zależnie od samego pojęcia „polityczności”. Ostrze polityczne mogą mieć dziś w Rosji nawet popowe hity pisane przez nastolatki dla nastolatek, dające im poczucie własnej godności. Chodzi o świadomość wspólnego doświadczenia i efekt ulatniania się strachu. Młodzi są totalnie zmęczeni tym wiecznym gadaniem o rzekomym braku alternatyw dla rzeczywistości, w której żyją. Oficjalną politykę od dawna tworzą copywriterzy, jak w „Generation P” Wiktora Pielewina.

Kontrkultura ma siłę przebić się przez te copywriterskie obrazki?

To przysłowiowe „bujanie łódką” ma obudzić świadomość, przebudzić konformistów z letargu, zwrócić uwagę na to, że w tej łódce jest pełno dziur. Modelem rosyjskiego świata jest sinusoida. W powietrzu czuć trudne do określenia napięcie, ma się wrażenie, że może być dużo gorzej, ale też dużo lepiej. To wywołuje permanentną huśtawkę emocjonalną. Ludzie mają poczucie życia w lunaparku pełnym kolorowych atrakcji, za fasadą którego dzieją się rzeczy okrutne. Wszystko jest wielowymiarowe, nie da się tego opisać przy pomocy jednego wektora „lepiej-gorzej”. Nawet najbystrzejszy obserwator może się w tym pogubić. Wszędzie czają się pułapki, a kody, którymi się posługujemy, trzeba ciągle aktualizować.

Jak zatem pisać o Rosji, skoro każdy język opisu od razu staje się nieaktualny?

Najlepiej, gdy każdy pisze o tym, co widział na własne oczy, albo o tym, czego doświadczył na własnej skórze. Dlatego wolę dawać głos ludziom, o których piszę, i pokazywać, jak zmieniała się ich optyka wobec rzeczywistości. Nie daję sobie praw wszechwiedzącego analityka, a tym bardziej opiniotwórcy – skoro nigdy tam nie mieszkałem. Nie jestem w stanie wejść w skórę autorów książek, którzy roszczą sobie prawo do bycia opiniotwórcami, a są wyłącznie posiadaczami wiz turystycznych. Dla mnie to moralnie niedopuszczalne. Najłatwiej jest opisać nędzę i hardkor, z nutą szydząco-lekceważącą, udającą współczucie. Tak samo w Warszawie lubi się opowiadać chociażby o Łodzi – turpistyczna fotogeniczność ruin i patologii, nic poza tym, zero głębszej refleksji. Turystyczno-survivalowa, europocentryczna bonanza w literaturze faktu – nie trawię czegoś takiego. Równie dobrze można dla efektu obfotografować bezdomną staruszkę pod własną klatką schodową.

Ale filmiki z hardkorami w stylu „only in Russia” też mogą być czymś budującym tożsamość.

Z tej stylistyki uczyniono markę, podobnie jak ze stylu postradzieckiego gopnika [gopnik to slangowe określenie przedstawiciela subkultury dresiarskiej – red.], wystylizowane dresiarstwo weszło na salony w Mediolanie i Paryżu. Chuligański sznyt miał zyskać przyjazne oblicze, niczym postać wilka z „Wilka i zająca”. Zrobił się z tego wytarty schemat, ale ranga kultury blokowisk została podniesiona, co w rezultacie pozwoliło wielu ludziom do tej pory wykluczonym wyzbyć się kompleksów i przaśności, największego z kulturowych balastów. Przaśność to w młodym pokoleniu z prowincji cecha najmniej pożądana – nowoczesna kultura ludowa się jej wstydzi. ©℗

KONSTANTY USENKO (ur. 1977) jest pisarzem i muzykiem. Związany z szeroko pojętą sceną niezależną, członek zespołów Super Girl Romantic Boys i 19 Wiosen. Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczno-kulturalną, współpracował m.in. z pismami „Lampa” i „Nowa Europa Wschodnia” oraz z portalem dwutygodnik.com. Autor książki „Oczami radzieckiej zabawki. Antologia radzieckiego i rosyjskiego undergroundu”. Właśnie ukazała się jego książka „Buszujący w barszczu” (Czarne 2018).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2018