Kto stanie do walki z Trumpem?

Do wyborów prezydenckich w USA zostało półtora roku. Demokraci głowią się nie tylko nad tym, jak wygrać z ubiegającym się o reelekcję Donaldem Trumpem. Pytanie brzmi: kto ma to zrobić? Oto próbka politycznych emocji.
z Kalifornii

13.05.2019

Czyta się kilka minut

Beto O'Rouke, wiec w San Diego, 30 kwietnia 2019 r. /
Beto O'Rouke, wiec w San Diego, 30 kwietnia 2019 r. /

Do Emerald Hills, jednej z południowych dzielnic San Diego, nie przyjeżdża się bez powodu. Przyklejona do autostrady okolica nie przypomina zadbanych amerykańskich osiedli. Gdy wysiadam z kolejki naziemnej na stacji Euclid Avenue, muszę przedrzeć się przez grupkę tarasujących przejście Afroamerykanów. Na chodniku walają się śmieci, a pobliski kompleks handlowy nie przypomina centrów kuszących wyprzedażami markowych ubrań. Blichtru nie czuć nawet w Starbucksie, gdzie toaletę okupują bezdomni.

Jak do wielu enklaw zamieszkanych przez Afroamerykanów i Latynosów, klasa średnia dociera tu rzadko. We wtorkowy poranek 30 kwietnia w okolicy panuje jednak duże poruszenie. W stronę lokalnego centrum konferencyjnego suną – prócz wysłużonych pick-upów – także lśniące luksusowe samochody.

Wszyscy spieszą się na wiec Beta ­O’Rourke’a – byłego kongresmena Partii Demokratycznej z Teksasu, który startował w zeszłorocznych w wyborach do Senatu. Polityk pochodzący z El Paso, miasta tuż przy granicy z Meksykiem, minimalnie przegrał wówczas z Republikaninem Tedem Cruzem. Fakt, że był tak blisko wyrzucenia z siodła Republikanów w jednym z najbardziej konserwatywnych stanów, przysporzył mu rzesze fanów. Na fali popularności w połowie marca ­O’Rourke ogłosił, że weźmie udział w wyścigu o Biały Dom.

46-letni Beto O’Rourke dołączył tym samym do ponad 20 kandydatów, ostrzących sobie zęby na wygraną w prawyborach Partii Demokratycznej; zaczynają się one w lutym 2020 r. Celem trwającego pięć miesięcy etapu kampanii prezydenckiej jest wyłonienie delegatów, którzy wezmą udział w konwencji partyjnej.

Szczególnie kluczowy dla tego wyścigu jest tzw. superwtorek: dzień, w którym prawybory odbywają się jednocześnie w kilkunastu stanach. Wybierana jest wówczas duża liczba delegatów, którzy już na tym etapie muszą zadeklarować, czyją kandydaturę na prezydenta poprą podczas konwencji partyjnej. Wygrana w superwtorek, który tym razem odbędzie się 3 marca 2020 r., może mieć przełomowe znaczenie dla zdobycia nominacji Partii Demokratycznej. Zwycięzca stanie do walki w wyborach prezydenckich w listopadzie 2020 r.

Chórzystka kocha Beta

Athena, krótko ostrzyżona 36-letnia brunetka, na wiec O’Rourke’a w San Diego przyjechała z oddalonego o prawie 200 km Los Angeles. Pod salą konferencyjną, gdzie odbędzie się spotkanie wyborcze, koczuje już od szóstej rano. Jest zdeterminowana, bo dwa dni wcześniej ominął ją sobotni wiec O’Rourke’a w Los Angeles.

Athena pracuje jako chórzystka w kościele i ma zajęty każdy weekend. Nie starała się o jednodniowy urlop, bo za wszelką cenę chce utrzymać pracę. Wyznaje, że jest chora na epilepsję i kilka lat temu zwolniono ją ze względu na często nawracające ataki. Powróciła do pracy dopiero po dwóch operacjach, na które było ją stać tylko dzięki przyjętej w 2010 r. reformie opieki zdrowotnej (tzw. Obamacare).

Dzięki niej za każdy zabieg, przeprowadzony w ramach ubezpieczenia, Athena dopłaciła „tylko” 5 tys. dolarów. Przed wprowadzeniem tej reformy przez Baracka Obamę operacje kosztowałyby ją majątek. Powód? Nie była objęta ubezpieczeniem, bo firmy nie chciały sprzedać jej polisy. Miały do tego prawo, bo ówczesne przepisy nie zakazywały odmowy ubezpieczenia osobom, które jeszcze przed zawarciem polisy cierpią na przewlekłą chorobę.

– To nieprawda, że bardziej zamożni Amerykanie nie mają zmartwień – mówi Athena, która pochodzi z Pacific Palisades, bogatej dzielnicy Los Angeles. – Zanim zostałam objęta ubezpieczeniem zdrowotnym, musiałam płacić za leki 20 tys. dolarów rocznie. Nie dałabym rady, gdyby nie pomoc moich rodziców – opowiada.

Do programu wyborczego Beta O’Rourke’a przyciągnął ją postulat powszechnej opieki zdrowotnej. To samo hasło przykuło jej uwagę w 2016 r., gdy o nominację Partii Demokratycznej w tamtych wyborach prezydenckich walczył Bernie Sanders. I choć ten znany z socjalistycznych poglądów senator ze stanu Vermont znów staje do wyścigu o Biały Dom (ogłosił to w lutym tego roku), Athena chciałaby, żeby to O’Rourke zdobył nominację Demokratów.

– Beto jest centrystą z Teksasu. Istnieje więc szansa, że przekona do siebie część elektoratu Republikanów – tłumaczy kobieta.

Przerywamy rozmowę. Jest godzina 9.30, organizatorzy otwierają drzwi do sali konferencyjnej. Athena wbiega do środka i kieruje się w stronę podestu, na którym będzie przemawiał O’Rourke. Udaje się jej wywalczyć miejsce w pierwszym rzędzie. W geście triumfu rozgląda się wokół i wyjmuje smartfon. Zatopiona w przeglądaniu newsów, zadziera głowę dopiero ok. 10.30. Beto, dryblas o 1,93 m wzrostu, wchodzi właśnie na scenę.

Athena, Elen, Cheryll, Lynni Lexa czekają na wiec O'Rouke'a. San Diego, 30 kwietnia 2019 r. / FOT. MARTA ZDZIEBORSKA

Żółw na rozgrzewkę

– Buenos días! – krzyczy O’Rourke po hiszpańsku do zgromadzonych na sali. – Dziękuję, że chcecie walczyć przeciwko administracji Donalda Trumpa! ­Pamiętajcie, że każdy z nas, bez względu na to, czy mieszka w Stanach od pokoleń, czy przyjechał dopiero niedawno, może czuć się pełnoprawnym Amerykaninem!

Słowa te, skierowane do latynoskiej części publiczności, zbierają gromkie brawa. Znany z nieformalnego stylu Teksańczyk opowiada po chwili rodzinną anegdotę: – Wczoraj zadzwoniła do mnie 10-letnia córka Molly. Z płaczem w głosie powiedziała, że zaginął jej ukochany żółw. Gdy tylko wrócę dzisiaj do domu, dołączam do poszukiwań!

Tłum patrzy na polityka z żarem w oczach, chciwie słucha jego dalszej przemowy. Przez ponad pół godziny Teksańczyk z charyzmą mówi o wsparciu dla weteranów, walce z polityką imigracyjną Trumpa, zaostrzeniu przepisów dotyczących dostępu do broni, powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, bezpłatnym dostępie do publicznych uczelni oraz o zwiększeniu federalnej stawki minimalnej z 7,25 do 15 dolarów za godzinę pracy.

O’Rourke krzyczy: – Zbyt wielu Amerykanów – nauczyciele, bibliotekarze, pedagodzy – haruje w kilku pracach naraz. Musimy mieć pewność, że Ameryka to nie tylko demokracja, w której liczy się każdy oddany głos, ale także kraj, w którym każdy ma godną płacę!

Ta część przemówienia chwyta za serce 29-letnią Lindsay, która trzyma w ręku kartkę z napisem „California for Beto” (Kalifornia wspiera Beta). Już po skończonym wiecu dowiem się, że Lindsay wykłada język angielski. Tak jak wielu innych współpracowników, nie może jednak liczyć na uczelniany etat. Odkąd ograniczono jej liczbę zajęć w semestrze, zarabia tysiąc dolarów miesięcznie. Aby dopiąć domowy budżet, pracuje także przy obsłudze festiwali.

Nauczycielka śpi w namiocie

Lindsay opowiada, że ostatnie tygodnie były dla niej prawdziwym szaleństwem.

Zajęcia ze studentami prowadzi w poniedziałki i środy. Po ostatniej lekcji wsiadała w samochód i jechała do odległego o ponad 250 km rejonu pustyni Kolorado. Tam, na terenie ekskluzywnego klubu polo w miejscowości Indio, co roku w kwietniu organizowany jest festiwal muzyki i sztuki Coachella. Lindsay była odpowiedzialna za wożenie gości VIP wózkiem golfowym.

– Po kilkunastu godzinach pracy kładłam się spać w nagrzanym od słońca namiocie – wspomina dziewczyna. – Organizatorzy nie zapewnili przecież obsłudze miejsca w hotelu lub przyczepie kempingowej. Impreza kończyła się o wpół do drugiej w nocy z niedzieli na poniedziałek. Na zajęcia ze studentami jechałam prosto z festiwalu. Nie miałam nawet jak się przebrać – dodaje Lindsay, która ma już dość takiego tempa życia.

Zdecydowała, że rzuci karierę wykładowcy i zostanie asystentką w kancelarii prawnej. Zanim jednak zacznie przyuczać się do nowego zawodu, chce wykorzystać każdą wolną chwilę na wolontariat przy kampanii Beta O’Rourke’a.

– To polityk, który potrafi słuchać innych – podkreśla. – Podoba mi się, że tak dużo mówi o wyrównywaniu szans wykluczonych społecznie Amerykanów. Prowadzę zajęcia w community college [odpowiednik studium policealnego – red.]. To szkoła dla osób, których nie stać na wysokie czesne na renomowanej uczelni. Moi uczniowie to bezdomni, Afroamerykanie i Latynosi: ludzie latami pomijani przez polityków – dodaje.

Weteran nie ufa establishmentowi

Jednak nie wszyscy podzielają entuzjazm Atheny i Lindsay.

– Beto O’Rourke to kolejny przedstawiciel elit, który jest mistrzem pustych obietnic wyborczych – twierdzi 38-letni José. Przyszedł na wiec za namową kolegi. On sam jest zagorzałym zwolennikiem Berniego Sandersa, który już podczas prawyborów Demokratów w 2016 r. przedstawiał się jako kandydat reprezentujący najbiedniejszych Amerykanów. José nie ukrywa frustracji, że to Hillary Clinton zgarnęła wówczas nominację Partii Demokratycznej.

– Clinton jest dla mnie symbolem amerykańskiego establishmentu – twierdzi. – Nie dziwi mnie, że Trump został prezydentem. Ameryka miała do wyboru: albo poprawną politycznie Hillary Clinton, albo nieokrzesanego biznesmena, który przynajmniej obiecywał, że coś zmieni – przekonuje.

José pochodzi z portorykańskiej rodziny. Wychowywał się z trójką rodzeństwa w Paterson w stanie New Jersey. Opowiada, że gdy miał 20 lat, zaciągnął się do armii. Służył w Korpusie Piechoty Morskiej (US Marines), dwa razy był na misji w Iraku. Mówi, że wybrał wojsko, bo chciał uciec od biedy. Po skończonej służbie weterani mogą pójść na darmowe studia. W większości przypadków przysługuje im też bezpłatna opieka zdrowotna.

– Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poszedł do armii – mówi José, dziś weteran. – Już i tak ledwo wiążę koniec z końcem. Pracuję na kuchni w Szpitalu Weteranów w San Diego. Mam tylko ćwierć etatu i zarabiam 800 dolarów miesięcznie. Jestem w stanie się utrzymać tylko dzięki dożywotniej rencie, którą dostaję ze względu na częściową niepełnosprawność – dodaje.

38-letni José mówi, że bardziej od Beta O’Rourke’a przekonuje go Bernie Sanders. „Demokratom potrzebny jest wyrazisty kandydat” – uważa weteran wojny w Iraku. San Diego, 30 kwietnia 2019 r. / FOT. MARTA ZDZIEBORSKA

Senatorka, Latynos i gej

Walka o prawa marginalizowanych mniejszości to jeden z istotnych punktów w kampanii kandydatów Partii Demokratycznej. Na tę przemianę duży wpływ ma fakt, że wyścig o fotel prezydenta nie jest już zdominowany przez białych mężczyzn. Uwagę amerykańskich mediów przykuwa m.in. senatorka o jamajsko-indyjskich korzeniach Kamala Harris (jedna z sześciu kobiet w wyścigu Demokratów), Latynos Julián Castro oraz Pete Buttigieg, 37-letni burmistrz niewielkiego miasta South Bend w stanie Indiana. Ten ostatni jest szczególnie trudny do zaszufladkowania: z jednej strony to pierwszy ubiegający się o urząd prezydenta gej, a z drugiej członek Kościoła episkopalnego, który wspiera reformatorskie idee społeczno-ekonomiczne.

W starciu z ubiegającym się o reelekcję Trumpem najważniejszą umiejętnością kandydata lub kandydatki Demokratów będzie zapewne zdolność przyciągnięcia elektoratu Republikanów w tzw. swing states (wahających się stanach). Być może największy potencjał w zdobyciu popularności w tych kluczowych dla wyścigu rejonach USA ma Joe Biden, który sprawował funkcję wiceprezydenta w administracji Obamy.

Już podczas swojego pierwszego wiecu wyborczego w Pittsburghu w stanie Pensylwania Biden zadeklarował, że chce walczyć o głosy białej klasy robotniczej. Ten niegdyś twardy elektorat Demokratów w 2016 r. dał się ponieść retoryce Trumpa i przyniósł mu wygraną w przemysłowych stanach Środkowego Zachodu. Nawiązując do tego faktu, Biden mówił do uczestników wiecu: „Jeśli mam pokonać Donalda Trumpa w 2020 r., stanie się to tutaj”.

Który z kandydatów Partii Demokratycznej ma zdaniem Amerykanów największe szanse na wygraną w prawyborach i zmierzenie się z obecnym prezydentem? W sondażu przeprowadzonym pod koniec kwietnia dla telewizji CNN 39 proc. respondentów uważało, że to właśnie Joe Biden zasługuje na nominację. Na drugim miejscu plasował się senator Bernie Sanders (15 proc.). Obaj wyprzedzali w przedbiegach pozostałych kandydatów, takich jak senatorka Elizabeth Warren (8 proc.), Pete Buttigieg (7 proc.), Beto O’Rourke (6 proc.) czy Kamala Harris (5 proc.).

Kandydatury wytrawnych polityków, jak Biden czy Sanders, mają jednak sporą wadę. Joe Biden w chwili objęcia urzędu prezydenta miałby 78 lat, a Bernie Sanders 79 lat. Dla porównania: Trump miałby wówczas „jedynie” 74 lata. To o rok mniej niż Bill Weld, były gubernator Massachusetts, który zapowiedział start w republikańskich prawyborach. Jego plany pokonania Trumpa w walce o nominację Partii Republikańskiej wydają się jednak mało realne.

Stany (nie)Zjednoczone

Bez względu na to, kto wygra walkę w prawyborach Demokratów, największym wyzwaniem będzie dla niego stawienie czoła Trumpowi. Amerykańska historia pokazuje, że urzędujący prezydent zwykle zdobywał reelekcję.

Pomocny w realizacji tego scenariusza może okazać się – paradoksalnie – upubliczniony niedawno raport specjalnego prokuratora Roberta Muellera. Po prawie dwóch latach śledztwa nie znaleziono dowodów, że kontakty między ludźmi ze sztabu Trumpa a Rosjanami w czasie kampanii prezydenckiej w 2016 r. miały charakter przestępczy [patrz „TP” nr 14 oraz na powszech.net/raport – red.]. Z sondażu przeprowadzonego dla telewizji CNN wynika, że po zakończeniu śledztwa w sprawie Russiagate Trump cieszy się 43-procentowym poparciem. To najwyższy wynik od kwietnia 2017 r., gdy kończył pierwszych sto dni urzędowania.

Demokratom sen z powiek spędzają też statystyki Federalnej Komisji Wyborczej, dotyczące pieniędzy (sprawy te muszą być jawne). Oto w ciągu trzech pierwszych miesięcy tego roku sztab wyborczy Trumpa zebrał na kolejną kampanię ponad 30 mln dolarów. Jak wynika z informacji „New York Timesa”, sztab Trumpa ma więc zgromadzonych już na ten cel ponad 40 mln dolarów. Dla porównania: Sanders uzbierał w tym roku ponad 20 mln, Kamala Harris ponad 13 mln, a sztab O’Rourke’a 9,3 mln. Biden, który ogłosił swoją kandydaturę pod koniec kwietnia, w ciągu pierwszej doby zebrał 6,3 mln dolarów.

Ile potrzeba pieniędzy, aby w nakręcanych siłą dolara wyborach wygrać z Trumpem?

Czekając na wiec wyborczy Beta O’Rourke’a, zadałam to pytanie 65-letniej Lesley, emerytowanej prawniczce z San Diego. Uśmiechnęła się nerwowo i odparła, że wie na razie jedno: Demokratom potrzebny jest kandydat, który będzie potrafił zjednoczyć Amerykanów.

Lesley: – Od dawna nie byliśmy tak spolaryzowani. Nawet jeśli któraś ze stron – czy to Partia Demokratyczna, czy Republikańska – ma dobry pomysł na jakąś reformę, to i tak spotka się z ostrą krytyką drugiej strony. Od czasu zaprzysiężenia Trumpa na prezydenta naszą debatę polityczną zalała fala nienawiści. Wystarczy włączyć dowolny serwis informacyjny w CNN lub Fox News. Ludzie mają tego dość. Marzę o polityku, który to zmieni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019