Kształt całości

Kilkanaście razy proponowano, by zestandaryzowała zapis swoich tekstów, by uprościła język i znormalizowała gramatykę. Zalecano, by przestała chodzić po manowcach niezrozumienia i niekomunikatywności.

02.05.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Filip Łepkowicz
/ Fot. Filip Łepkowicz

...A decydując się na druk książek, wydawnictwa – dla własnego bezpieczeństwa – zamawiały po kilka recenzji wewnętrznych. Nie wiedzieć czemu, Krystyna Miłobędzka postanowiła jednak pozostać sobą...
Jej pierwsze teksty – prozy poetyckie z cyklu „Anaglify”, które są – jak mówiła po latach – „próbą zobaczenia każdej rzeczy jednocześnie z zewnątrz i od środka, a także wejścia w tę zobaczoną rzeczywistość przez piszącego”, trafiły w tajemnicy przed autorką na konkurs Poznańskiej Jesieni Poetyckiej. Zgłosił je w 1960 roku Andrzej Falkiewicz – krytyk literacki, późniejszy mąż poetki, zawsze pierwszy i najważniejszy dla Miłobędzkiej recenzent. Ich wspólne życie to osobna karta w historii polskiej literatury ostatnich lat. Wyróżniony wówczas III nagrodą zestaw tekstów, ukazał się na łamach „Nowej Kultury”. „Anaglify” nigdy jednak nie doczekały się osobnej edycji, nikt nie chciał ich wydać. Po raz pierwszy zebrane zostały dopiero w 1994 roku w tomie „Przed wierszem. Zapisy dawne i nowe”, wydanym przez Fundację „bruLionu”, – środowisko twórców, którzy jako pierwsi upomnieli się o należne Miłobędzkiej miejsce w obowiązujących wówczas hierarchiach literackich.

Rytmy

To pisanie nigdy nie było pośpieszne. Świadczą o tym kilkuletnie odstępy czasu między tomami, a także fakt, że część wierszy drukowanych przez poetkę w literackich pismach z jakichś powodów nie została przez nią włączona do wydań książkowych. Wiem, że dla autorki nie są to istotne pominięcia, co więcej, nie są to także zapisy, które miałyby coś ukrywać w poetyckim warsztacie. Znam niemal wszystkie te teksty – świetne, udane – tym większe moje zaskoczenie. Od początku więc nie jest to także twórczość przypadkowa, ułożona z tego, co akurat znajduje się pod ręką. Ponad pół wieku pisania zawarte – nie licząc wyboru wierszy i dwóch edycji wierszy zebranych – w zaledwie ośmiu niewielkich książkach poetyckich i pudełku z „dwunastoma wierszami w kolorze”.

„Pokrewne” – pierwszy tom poetycki Krystyny Miłobędzkiej, ukazał się w 1970 roku, dziesięć lat po prasowym debiucie; pięć lat później był „Dom, pokarmy” (1975), po dziewięciu latach „Wykaz treści” (1984). Mówiąc w wielkim uproszczeniu, zamieszczone w nich teksty pozwalają odczytać się jako próba uchwycenia tego, co jest nam wspólne w naturze, jako rodzaj najbliższych, a zarazem nienazywalnych pokrewieństw, zespoleń; jako wieczne koło rodzenia się i umierania, powroty życia („Pokrewne”); jako codzienna krzątanina „matki, żony, pisarki”, kobiece „donosy rzeczywistości”, przestrzeń domu, macierzyńska miłość, wzajemność międzyosobowych relacji, ich przemijanie, stan in statu nascendi wiersza – jak pisał Stanisław Barańczak („Dom, pokarmy”); jako próba zapisania „treści życia”, jego niepochwytności, ulotności, „teraz wieczności”, szukanie „żyjących słów”, zaskakujące spotkania biologii i języka („Wykaz treści”).

Potem nastał czas Solidarności i stan wojenny. „Nowe doświadczenie siebie jako osoby społecznej” – wspominała po latach poetka. Napisała w tamtym czasie wiele wierszy drukowanych w prasie podziemnej – „Wezwaniu”, „Obecności”. Trudno ich jednak szukać w pogrudniowych antologiach. Nie śpiewała na barykadach, nie szła na czele pochodów. Pozostała – mimo prywatnego zaangażowania – artystycznie niezależna. Swoje zapisy ze stanu wojennego wydała dopiero w 1992 roku w tomie „Pamiętam”. Dziś widać coraz wyraźniej, że to jedno z najważniejszych literackich świadectw tamtego czasu.

W 2000 roku ukazały się „Imiesłowy” oraz „wszystkowiersze” – urzeczowione liryki, które chciały zapisać/ /pokazać związek piszącego i pisanego z tym, co zapisane, związek treści z kształtem. Ostatnim świadectwem poetyckiego minimalizmu i formalnych poszukiwań autorki jest zbiór dwunastu kart z wierszami w kolorze. Potem było nagradzane i szeroko komentowane „Po krzyku” (2004). W 2008 roku „gubione” – trzyczęściowy poemat o biegu życia, zapominaniu, gubieniu, odnajdywanych po latach obrazach z przeszłości.

Pół kroku dalej

Każdy z tych tomów pulsuje własnym rytmem, ale i zestraja się z całością; jest osobną opowieścią, a zarazem elementem jednej opowieści. Tym, co je różni, jest nieustanne „pół kroku dalej”, które wraz z „koniecznością mówienia rzeczy nowych” mogłoby stać się uproszczonym programem poetyckim Krystyny Miłobędzkiej. „Uwolnić się od znanego” – tak było od początku, od anaglifów, przez wszystkowiersze, po wiersze w kolorze. W każdej z tych formuł poetyckich autorka mogła zmieścić się tylko przez chwilę.

„Takiej poezji niekoniecznie dobrze zrobi przełożenie na język dyskursu, opiera się ona bowiem dość skutecznie krytycznoliterackim machinacjom. Takie wiersze czyta się niekoniecznie dla ich zrozumienia. Raczej dla zyskania energii. Ale bez tej poezji bylibyśmy ubożsi. Albo wcale by nas nie było. [...] Podobno świat istnieje dzięki temu, że wciąż żyje tu jeszcze kilku sprawiedliwych, o których niewiele wiemy i o których specjalnie nie myślimy. Na małej planecie polskiej poezji – jedną z takich sprawiedliwych jest Krystyna Miłobędzka” – pisał, już prawie przed dwudziestu laty, Marcin Baran. Wiele się przez ten czas zmieniło...

Jeśli świadectwem rangi czyjejś twórczości mogą okazać się liczne artykuły, sesje naukowe, prace monograficzne, dotychczas już napisane i wciąż powstające dysertacje, to sprawiedliwie i zasłużenie Krystyna Miłobędzka trafiła na swój czas. Od wielu lat jej poezja zyskuje sobie także coraz większe grono nie tylko akademickich czytelników. Szczególną atencją darzy ją wielu poetów młodszego pokolenia. Dla jednych jest mistrzynią minimalizmu, oszczędnej formy, innych urzeka stosunek do języka, fragmentaryczność, wieloznaczność, intymność zapisu. Wielu ceni ją także za odrzucenie tego, co w literaturze modne i błyszczące.

Są dzieła, które z czasem niebezpiecznie odsłaniają swoją anachroniczność. Miłobędzka była i wciąż pozostaje nowoczesna. Konsekwentnie i wybitnie własna...


JAROSŁAW BOROWIEC (ur. 1979) jest krytykiem literackim, autorem książek: „Zadura. Ścieżka wiersza” (2008) oraz „Szare światło. Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem” (2009). Redaktor w wydawnictwie Austeria. Mieszka w Poznaniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Silesius 2013