Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na zakończonym w sobotę festiwalu w Wenecji „Książę i dybuk” Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego otrzymał nagrodę w sekcji dokumentów o kinie. Opowieść o jednym z najważniejszych reżyserów polskiego międzywojnia to elektryzujący, mistrzowsko zmontowany portret wypartej tożsamości.
Jak to się stało, że ubogi Mosze Waks z ukraińskiego dziś Kowla stał się Michałem Waszyńskim, a po wojnie Michele’em Waszynskim – polskim arystokratą brylującym na włoskich salonach? Żadne porównania: ani do „Księcia i żebraka”, ani do „Zeliga” Woody’ego Allena, nie są w stanie okiełznać tej wielowymiarowej biografii. Twórcy dokumentu prowadzą więc własne śledztwo, a klucza doń szukają także w samych jego filmach. Twórca „Profesora Wilczura” był mistrzem mistyfikacji – w życiu i na ekranie. Nakręcony w jidysz „Dybuk” z 1937 r. okazał się jego najintymniejszym wyznaniem.
Niewiera i Rosołowski zrealizowali jednak coś więcej niż biografię Żyda, który wyparł się swych korzeni, czy homoseksualisty zamkniętego w szafie. „Książę i dybuk”, film o nawiedzeniu przez ducha, opowiada też o gombrowiczowskich maskach. O stwarzaniu siebie i byciu stwarzanym przez innych. W tym sensie mówi nie tylko o ukrywanej tożsamości żydowskiej, ale o fantazjach i lękach, którymi karmi się każda sfabrykowana tożsamość. ©