Ksiądz w świecie przedstawionym

Wokół nowojorsko, a u mnie na biurku zebrały się powieści o księżach. Myślę z lękiem: worek z kompleksami szczelnie zawiązany, my w środku.

28.09.2010

Czyta się kilka minut

Pierwsze pytanie nasuwa się więc samo: czy proza ta chociaż próbuje ów worek rozwiązać? Czy ktoś znalazł sposób, żeby skończyć z uproszczonymi podziałami, idącymi wzdłuż stosunku do religii? Ale także z tanim pocieszeniem, łatwą demaskacją, a co najważniejsze - z co rusz dochodzącą do głosu histeryczną potrzebą uporządkowania własnych i cudzych myśli.

Po paru latach od ukazania się "Adieu" Jana Grzegorczyka - które od biedy można uznać za spełnienie słynnego postulatu Miłosza, by polska literatura nie stroniła od zajmowania się polskim katolicyzmem, zresztą niekoniecznie dążąc do wspięcia się na poziom Bernanosa czy Malewskiej - zaroiło się

od książek z pozoru należących do tego rodzaju. Pozorność tego podobieństwa polega na tym, że jeśli Grzegorczyk chciał dociec i uczciwie, aczkolwiek skromnymi środkami, wyrazić, na czym polega rzeczywista wielkość i równie rzeczywista małość Kościoła, to jego następcy wykorzystują przeważnie tylko jeden z użytych przez niego chwytów - odsłaniają kulisę. Za kulisą znajdują księdza in flagranti - z kobietą, zawiścią, chciwością, intrygą, pychą, nudą, wódką, z siedemdziesięcioma siedmioma atrybutami ludzkiej natury.

I to jest pierwsza narracja, antybrązownicza. Ciągle posiada jakiś powab, choć - jak czytam w "Torowisku" Tadeusza Żuczkowskiego -"Ile można? Było już o księżach z licznym potomstwem, księżach przekręciarzach, księżach pedofilach, księżach współpracownikach SB". W książce tej ksiądz - mimo że ważny - nie jest więc postacią centralną. Owszem, efektownie zrzuca sukienkę, wyznawszy uprzednio swoim parafianom, że nie wierzy w Boga, a o nich nie uważa, żeby warci byli hipokryzji - jednak niczego więcej nie osiąga. Nie będzie odnowicielem, kacerzem, nikogo za sobą nie pociągnie. Jego perypetie są jedynie małym ogniwem w procesie upadku, któremu ulega społeczeństwo w całości, jednym z wyrazów wielkiego zmęczenia, ogarniającego ludzi tyleż chciwych, gnuśnych, przeżartych przez materializm i bezmyślność, co po prostu biednych. Pogrąża ich nie tylko anomia, swoje robi biologia. - Starzenie się, przechodzenie przez fazy goryczy, smutku, samotności. Upływ czasu jedna ludzi, wszystko inne - interesy, praca, polityka, nawet rodzina - jest źródłem dowodów świadczących przeciwko współczesnemu światu. Dla Żuczkowskiego, ucznia - jak przypuszczam - Michela Houellebecqa, jesteśmy sprawcami i ofiarami pustki, cokolwiek to znaczy. Kościół również nie jest w stanie nic na to poradzić, gdyż trawi go ta sama choroba, co całą resztę. Nawet w przestrzeń zmysłów nie da się uciec, gdyż seks - seks bez wartości - nie smakuje.

I to jest niestety przykre, moralizm en bloc, przy tym chciwie zapatrzony w odrażająco ponętny przedmiot troski. Przykre w Houellebecqu, któremu nie ufam, tudzież w jego naśladowcach.

Czy należy do nich Piotr Kobza, autor "Polskich rekolekcji"? Bohater utworu, biskup, wcześniej dyplomata watykański, zostaje poddany testowi pokory. Zmuszony do opuszczenia Rzymu, obejmuje urząd na wschodzie kraju i poznaje życie w postaci dość surowej.

Jego motywacje są zawiłe. Nie ma w nim poczucia misji, ale jest potrzeba skuteczności. Kościół zna z niejasnej strony, lecz pozostaje mu wierny. Ciągnie się za nim romans, lecz w nowych okolicznościach stara się krzewić czystość obyczajów. Jest intelektualistą, lecz wytrawionym z duchowości i powierzchownym. Ku czemu zmierza ta opowieść? Czy ku stwierdzeniu, że Kościół właśnie taki, z takich ludzi złożony, mimo wszystko potrafi obdarować ludzi czymś, czego oni bardzo potrzebują? Ale czy tym czymś, w Polsce, na ścianie wschodniej, jest nadzieja zbawienia, czy tylko jak najbardziej doczesne życie społeczne, dla którego parafia bywa jedynym fundamentem? Innymi słowy: czy kiedy Kościół nie ma już dość siły, by dalej zajmować się projektowaniem ludzkiej nieśmiertelności, może spełnić się jako organizator egzystencji tu i teraz?

Tkwią w powieści Kobzy nietuzinkowe ambicje, tyle że przestraszone sobą. Jakby autor bał się pójść za daleko w dociekaniu przyszłości Kościoła, co przecież zawsze oznacza zakwestionowanie jej oczywistego charakteru, sprzeciw wobec optymistycznych czy tym bardziej tryumfalnych scenariuszy.

Czy mitologizacje wypadną lepiej? "Ksiądz Rafał" Macieja Grabskiego to landszaft, na którym Boża trzódka żyje w zgodzie, a zagubione owieczki dają się

łatwo zapędzić z powrotem do stada. Potrzeba duszpasterza jest człowiekowi poniekąd wrodzona, a Kościół, będąc szkołą charakterów i prawdziwym oparciem dla dobra, potrzebę tę zaspokaja. Sielanka, co znamienne, oparta na efekcie zawiedzionego oczekiwania. Dobry ksiądz, tak zwyczajnie? Bez nałogów, wierzący? Nie do wiary.

Znacznie ciekawiej sprawy mają się w "Officium secretum" Marcina Wrońskiego. To rodzaj kryminału, z dominikaninem, członkiem tajnego urzędu w roli głównej, kompilacja Dana Browna z Krajewskim i Eco, zręcznie wszczepiona w rodzimą tkankę (konflikt w klasztorze betanek), chwilami prowokacyjna (dzieje polskiego bohaterstwa jako dzieje zdrajców). Oczywiście, powieść toczy się w koleinach gatunku, lecz gładko, warsztatowo sytuując się wyraźnie powyżej poziomu większości polskich czytadeł. A ksiądz-agent wybornie sprawdza się we wszystkich sprzecznych, zdawałoby się, rolach. Bond na usługach Boga. Niezłe.

Niezłe, ale nie więcej. Tylko właściwie dlaczego czytadło miałoby być mądrzejsze od ogółu. Lepiej zapytać: czym jest dla nas Kościół i jak o nim rozmawiamy, że tak niewiele trzeba, żeby coś odkryć? Jakiś nieludzki - ale nie anielski - duch przechwycił język, jakim mówimy o religijności. W rezultacie także proza plącze się pomiędzy cynizmem, chcąc "księdzem obnażonym" pobudzić ciekawość i pokupność, a wartą uznania intencją zapełnienia potężnej wyrwy w myśleniu o sobie i innych, do której powstania doprowadziło trwające od dziesiątków lat pogańskie zadurzenie w hierarchiach i ceremoniach.

Nietrudno byłoby kpić, wolę jednak uważać, że proza ta mówi czytelnikowi, choćby nawet mimowiednie coś mniej więcej takiego: pokażę ci księdza, ty zaś odniesiesz się do niego albo w sposób pornograficzny, uprzedmiotawiający, mściwie spłacając rachunek faktycznych lub wyimaginowanych poniżeń, albo być może po raz pierwszy zobaczysz w nim - rozbrojonym z ornatów i zaklęć - bratnią duszę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 8 (40/2010)