Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zakaz opierał się na przepisach kościelnych, więc ani go nie kwestionowałem, ani nie zabiegałem o jego cofniecie. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary oraz Normy Konferencji Episkopatu Polski ustalają, że w uzasadnionych przypadkach wyższy przełożony może zakonnikowi zabronić wypowiadania się w mediach (Normy, 21 oraz Instrukcja, 2d). Prawodawca nie stworzył katalogu „uzasadnionych przypadków", pozostawiając pole dla roztropnego rozeznania przez przełożonych. Prawo kościelne podkreśla, że zakaz wypowiadania się w mediach jako kara za naruszenie dyscypliny kościelnej powinna być stosowana jako ostatnia, po wyczerpaniu wszystkich innych możliwych środków zaradczych (por. kan. 1341 KPK). W tym przypadku prawodawca określa, iż „środkami zaradczymi" są: „braterskie upomnienie, nagana oraz środki pasterskiej troski" (kan. 1341 KPK).
Uchylając zakaz poprzednika, nowy o. prowincjał prosił, by z tego faktu nie robić „medialnego wydarzenia”. Rozumiem, że stawiałoby to w niezręcznej sytuacji poprzednika, z którym zresztą ja sam zawsze pozostawałem w dobrych, braterskich stosunkach. Dodajmy, że nie tylko zakon, ale żadna instytucja nie lubi medialnego szumu wokół jej wewnętrznych spraw. Tak się jednak nie stało. Zresztą, obawiam się, stać się nie mogło.
Nie prosiłem o zwolnienie z zakazu i przyjąłem go w perspektywie: „a może on ma rację?”. Wbrew insynuacjom niektórych komentatorów wydarzeń z 2011 r. nie czułem, ani nie czuję przemożnego „parcia na szkło”. Zresztą poprzedni prowincjał uczynił w swoim zakazie wyjątek: pozwolił na publikowanie w moim „Tygodniku Powszechnym”.
Słuszne jest dominujące w wyżej wspomnianych kościelnych przepisach przekonanie, że „występujący w mediach duchowny reprezentuje Kościół”. To go zobowiązuje np. do tego, by nikogo nie osądzać ani nie potępiać, nie występować jako „rzecznik” jakiejkolwiek partii politycznej, co niestety czasem się zdarza duchownym, jak np. arcybiskupowi (Szczecina), który (słyszałem w telewizyjnej transmisji z Mszy św.) głosił, że zwycięstwo PiS-u w wyborach było „prawdziwym cudem”.
Nie można jednak odmówić występującemu w mediach duchownemu prawa do oceny konkretnych wydarzeń, wypowiedzi, działań. Duchowny, który wobec dziejącego się zła będzie przed kamerami udawał, że „nic się nie stało”, kompromituje Kościół, który reprezentuje, budzi zgorszenie i popełnia grzech zaniedbania.
Wystąpienie publicznie, w którym są podejmowane realne problemy, niesie ze sobą ryzyko wrogich reakcji myślących (czujących) inaczej. Jednak zabierać głos tak, by się nikomu nie narazić nie ma sensu, a uciekanie duchownego od jasnej odpowiedzi w ważnych kwestiach w banalne slogany, również szkodzi Kościołowi. Jacek Kuroń mawiał: Jeśli chcesz się wszystkim podobać, to zapisz się do orkiestry dętej”. Na pewno się nie zapiszę.