Krytyk na starcie

"Dzieła zebrane" będą na pewno wydarzeniem intelektualnym - jako zamknięta całość. Gdy stajemy wraz z pisarzem na początku jego drogi, towarzyszą nam uczucia, których zapewne sam doświadczał wobec swoich młodzieńczych tematów krytycznych: pewność wyboru podszyta niepokojem.Krytyk na starcie

09.03.2010

Czyta się kilka minut

Interesują nas wprawki wybitnych prozaików czy poetów - pierwociny krytyczne o wiele mniej. Powód wydaje się prosty: krytyk, który zaczyna, płynie, bo musi, na fali gustu ogólnoliterackiego. Jeśli chce mu się przeciwstawić, często zawodzą go narzędzia. Niedojrzałość krytyka jest czymś łatwiej zauważalnym i wykrywalnym niż niedojrzałość autora prozy czy wierszy. A w każdym razie gorzej ją tolerujemy - nudzi nas właśnie niedojrzałością. Oczywiście, można na jej podstawie orzekać o talencie bądź guście - jeśli jesteśmy zwolennikami podobnych przepowiedni.

Tych parę być może kostycznych uwag sprowokował młody Herling-Grudziński. Jego debiutanckie pisma, zebrane w obszernym, drobiazgowo i kompetentnie skomentowanym tomie, są zbiorem ciekawym, ale też nierównym, ukazującym wszystkie przeszkody debiutu, a następnie poszukiwania własnego pisarskiego miejsca już na emigracji. Nie możemy bowiem - moim zdaniem - czytać tej książki jako wczesnego dzieła autora "Innego świata" czy "Dziennika pisanego nocą", czyli najlepszych rzeczy, jakie napisał. Możemy je czytać właśnie w konwencji debiutu.

Tomasz Burek w posłowiu mówi o "pamiętniku z okresu dojrzewania". I ta kwalifikacja jest trafna i pożyteczna. Ale czy faktycznie krytyczne początki Herlinga znajdują się pod przemożnym działaniem dwóch wektorów: przedwczesnej dojrzałości i przedłużonej młodości, jak chce tego Burek? Tego już nie byłabym pewna.

Młodzieńcza krytyka Herlinga rysuje się bowiem w mojej świadomości nieco inaczej. Na tę lekturę nakładają się bez wątpienia doświadczenia i wrażenia wiążące się z triumfalnym powrotem Herlinga do literatury polskiej. Z samotnika przeżuwającego nieustannie siebie i swój los pisarski, z pisarza emigracyjnego marginesu (wyrzuconego na ten margines przez PRL-owską cenzurę), którego kontakt z polskim odbiorcą był maksymalnie utrudniony, staje się bohaterem wielkich chwil powrotu, pasowanym szybko na klasyka, twórcą wybitnym, z którego opinią należało się bezwzględnie liczyć. Wyczytany i skomentowany aż do ostatniej warstwy swojego pisarskiego jestestwa, Herling odpływa więc na półkę z klasykami, którą będzie dzielił również z pisarzami przez niego pogardzanymi. Wiedza zawarta w przypisach, a dotycząca okoliczności powstawania tekstów, miejsc ich druku, związków umysłowych i personalnych, przypomina (w swojej szczegółowości) znakomite komentarze do "Dzienników" Zofii Nałkowskiej, której szczerze nie znosił, w związku z czym poświęcił "Węzłom życia" jeden z najlepszych krytycznych pamfletów. Życie po śmierci okazuje się zatem, nie pierwszy raz, paradoksalne.

Debiut Herlinga przypada na rok 1935. Napisał go uczeń VI klasy gimnazjum w Kielcach, jego tytuł brzmi: "Świętokrzyżczyzna". Temat małych ojczyzn, choć inaczej niż dziś rozumiany, zaczynał być modny. Po latach sam Herling w rozmowach i komentarzach wielekroć do niego wracał. "Stąd wyruszyłem w drogę" - pisał w "Godzinie cieni". Na tej drodze miały się wkrótce uwyraźnić inne miejsca: Warszawa, Grodno, Lwów, inny świat, szlak żołnierza Andersa, wreszcie emigracja.

Niedługim dysponował czasem młody krytyk, aby rozwinąć skrzydła. I tak zrobił dużo, choć czuje się wyraźnie, w stylu i sposobie prowadzenia polemiki, że jego dykcja krytyczna dopiero się kształtuje, że próbuje czasem naśladować mistrzów i starszych kolegów; słowem, że się uczy - nie tylko dojrzewa. Jak każdy ambitny adept tego zawodu, chciałby ustrzelić grubszą zwierzynę, bo akt niesubordynacji wobec gustu powszechnego może dobrze rokować na przyszłość. Ale ten bardzo młody, dopiero zbliżający się do dwudziestki człowiek wydaje się jednak uczniem dość zdyscyplinowanym. Pojęcie "szkoły krytycznej" jest dla niego rodzajem gwarantu, zapewnieniem powagi zawodu: Herling podkreślał będzie, iż uważa się za ucznia jednej szkoły: Ludwika Frydego. Niewznawiane od dziesiątków lat krytyczne pisma Frydego, które w roku 1966 opracował Andrzej Biernacki, należą do lektur znanych raczej ze słyszenia; a warto podejść do nich dziś z nowoczesnym doświadczeniem czytania literatury poprzez horyzont idei.

Fundator szkoły krytycznej - to brzmi szkolarsko. Po śmierci mistrza, Herling napisze poruszające o nim wspomnienie, ukazując osobę daleko odbiegającą od wszelkich "szkolnych" stereotypów; człowieka zagubionego i samotnego, którego wpływ był czysto umysłowy (a nie towarzyski w rozumieniu międzywojnia), jakby przeznaczonego przez los do śmierci w niewyjaśnionych do końca okolicznościach, jedną z pierwszych ofiar własnego pochodzenia.

Zainteresowania Herlinga jako krytyka nie odbiegają od pewnych standardów tematycznych późnych lat 30.: pisze więc o literaturze społecznej, o pisarzach ludowych, o wybitnych debiutach ("Trzy zimy" Miłosza), o pisarskich świadkach młodości w Dwudziestoleciu (tutaj ciekawy tekst napisany po śmierci Piotra Choynowskiego - "Miłość, młodość, awantura").

Tamten świat książek w dużej części jest już dla współczesnego czytelnika archiwalny, ma wartość dokumentu, ale nie płynie w nim krew żywej lektury.

Są oczywiście wyjątki, i sądzę, iż na nich właśnie oprzeć trzeba wszelkie dywagacje o Herlingu-młodym krytyku, tracąc na chwilę z oczu całość jego dzieła, które rzecz jasna przekształciło krytyczne pierwociny.

Epoka młodości Herlinga - co też uznać można za paradoks - była adekwatna do jego predyspozycji pisarskich i charakterologicznych, które objawić się miały w całej okazałości w latach dojrzałych. Była to bowiem epoka poszukująca doznań metafizycznych, ciemnych klimatów, dojrzała do smutku, niecierpliwości i śmierci.

Czytając Rafała Blütha czy Karola Ludwika Konińskiego, młody krytyk utwierdzał w sobie, jak się wydaje, tę nostalgię za powagą, a zarazem wewnętrzne predyspozycje egzystencjalne, które wkrótce doprowadzą go do wielkich Rosjan, do Dostojewskiego, czy Alberta Camusa. Nie wziął do siebie, po wojennej katastrofie, rady Konińskiego: "Czas odłożyć pióra". Ale najlepszy tekst krytyczny, jaki napisał w latach nauki, nie dotyczy bynajmniej czystego nostalgika, choć bez wątpienia poety różnorodnych emocji i nastrojów: chodzi o Gałczyńskiego ze szkicu "Poeta inteligenckich bezdroży".

Pomiędzy prowincjonalizmem kulturalnym i poetycką bajką - na takim obszarze umieszcza Herling poetę. To Gałczyński próbował wytyczać drogi na tym bezdrożu, które polska historia i współczesność przydzieliły "bezrobotnej inteligencji". To, iż działał przede wszystkim jako wybitny stylista, wynalazca pewnego idiomu intertekstualnego, od razu zwraca uwagę młodego krytyka. Fascynacji Gałczyńskim, wielopokoleniowej, nie wiąże on bynajmniej z pociągającymi upadkami i woltami politycznymi poety. Próbuje natomiast pokazać, jak styl i poetyka stały się nośnikami duchowych lekarstw dla inteligencji. Tej inteligencji już nie ma, więc dzisiejszy czytelnik będzie się zapewne nudził oczywistością recept Gałczyńskiego oraz ich praktyczną nieużytecznością. Zdrowia byłej inteligencji zapewne już one nie poprawią.

Znakomity szkic Herlinga ukazuje stan inteligenckich umysłów i jego poetycką ekspresję w sposób absolutnie przekonujący. Możemy z niego wypreparować tę temperaturę smutku, jaka była udziałem pokolenia naszych (moich) rodziców, a także jakoś ją zrozumieć.

Herling-krytyk poza konwencjami debiutu zaczyna się, jak sądzę, od wydanych w 1945 roku "Żywych i umarłych". Wtedy, gdy na początku zbioru umieszcza tekst o Norwidzie, duchowym patronie nowej emigracji, ale też wtedy, gdy rozpoczyna re-lektury książek i pisarzy przedwojennych, przede wszystkim Conrada. Wtedy również, gdy wraca do Brzozowskiego.

"Wywiad imaginacyjny z bohaterem »Tajfuna«" zawiera w zalążku przyszłe, dojrzałe pisarstwo Herlinga. Odnaleźć można tę zapowiedź chociażby w tych zdaniach: "Była już późna noc i myślałem, że powrócę do »Tajfuna« kiedy indziej. (...) W tej chwili wydało mi się, że ktoś szepcze mi coś do ucha. Był to istotnie mój dobry znajomy: Dobry duch wieczornej imaginacji (...) Słyszałem szum morza i śpiew marynarzy. Spod przymrużonych powiek obserwowałem małe ogniki płynących dostojnie okrętów". Nocna wyobraźnia miała później dyktować najlepsze strony "Dziennika...".

"Mimo wszystko, przyjacielu, są rzeczy, o których pan nie znajdzie nic w najlepszych książkach" - to ostatnia fraza "Wywiadu...". Wyjaśnia ona, bądź lepiej: sugeruje, dlaczego Herling zaczął stopniowo odchodzić od profesjonalnej krytyki ku fikcji. Da się również wyśledzić w tym tomie, jak zaczynał wypracowywać tak charakterystyczne dla niego miejsce - zarówno geograficzne, jak emocjonalne - swoistego odosobnienia. Pisząc notatki o Paryżu daje im podtytuł "notatki outsidera". Ale outsiderem wydaje się samemu sobie również w Rzymie, potem, choć w mniejszym stopniu - w Neapolu.

Jedynymi punktami prawdziwymi jego świata nie były bowiem miasta, w których przebywał, ani kraje, w których mieszkał, ani ludzie, których spotykał. Przebywał w świecie przyrody, krajobrazu i dzieł sztuki. Są to rzeczy znane, ale warto spojrzeć, jak ów proces przemieszczenia się rozpoczynał, choćby właśnie w notatkach paryskich. Opisy Paryża jako "zjawiska zachwycającego" również są zachwycające. Paryż to obraz oglądany "w świetle poranka", Paryż bez ludzi, podobny do malowideł El Greca. Gdy na tym płótnie pojawiają się ludzkie sylwetki, traci ono swój niepowtarzalny czar. I są to zarówno masy ludzkie w metrze, jak i "Fauna we »Florze«", czyli intelektualiści w swojej ulubionej kawiarni. Szczególna i skomplikowana mizantropia Herlinga-Grudzińskiego w tych uwagach się rozpoczyna.

Wraz z tekstami narasta biografia pisarza i już można zobaczyć, iż doświadczenie młodości przeżytej w Dwudziestoleciu było silne i utrwalone. Potem zaczęły się zmieniać, by tak rzec, rekwizyty biograficzne, lecz ciemne jądro pozostało. Wychowany, częściowo poprzez Ludwika Frydego, na neotomizmie, bliski jest przede wszystkim filozofii egzystencji. Pouczająca może być paralela, jaką da się przeprowadzić pomiędzy nim i Albertem Camusem. Poczucie pokrewieństwa zaczęło oczywiście kiełkować później, ale nie dzieliło ich wiele lat i właściwie należeli do tej samej formacji (Camus urodzony w 1913 r., Herling - w 1919). Camusowskie tematy stały się bliskie Herlingowi nie tylko dlatego, iż Camus, lektor Gallimarda, wbrew opinii lewicujących Francuzów chciał wydać "Inny świat" zaraz po jego napisaniu - choć to na pewno zaważyło na bliskości pisarzy. Pociągał Herlinga artyzm Camusa, a także jego niektóre wątki myślowe - w tym rozważania o samobójstwie.

Ale - choć to wydaje się na pierwszy rzut oka mało prawdopodobne - połączyło ich wygnanie. Camus był wygnańcem z Algierii i ten wątek nie opuszcza jego prozy. Herling szybko zrozumiał, iż jego własna emigracja pociągnie za sobą radykalną zmianę stylu, podzielał zatem opinię Miłosza z "Not o wygnaniu", iż pewne gatunki nie mogą być uprawiane w sytuacji wygnania. Zapewne należy do nich bieżąca krytyka literacka, która potrzebuje, oprócz książki, którą się omawia, tego wszystkiego, co tę książkę otacza: dzisiejszej gazety, aktualnej plotki, kontr-opinii, bieżącego sporu. Zawód krytyka jest bowiem społecznie uzależniony.

Ewa Bieńkowska, autorka monografii Herlinga, pisze, iż trzy cechy pociągały go szczególnie u bohaterów Camusa: osamotnienie, sumienność i nonkonformizm wobec środowiska, politycznego bądź literackiego. Azylem obu pisarzy miało stać się Południe: jego metafizyka i jego krajobrazy. Młody Camus jedną z pierwszych swoich podróży odbył po Umbrii, Herling pisze o "słodkiej Umbrii". Poszukiwanie autoterapii realizuje się poprzez pejzaż i jego działanie, tyleż leczące, ile czasem przerażające. "Słońce stało się czarne jak włosienny wór" - napisze Herling w jednym ze swoich opowiadań.

Do czego jednak zmierzam? Otóż Herling ułożył niegdyś zbiór słów-kluczy swojego pisarstwa. Warto go przypomnieć: dusza, osobowość człowieka, dobro, zło, sprawiedliwość, prawość, miłość, prawda, głód nieśmiertelności. Ponieważ pisarz nie zawsze jest dobrym diagnostą we własnej sprawie, jego czytelnik dorzuciłby do tego zbioru: upadek, dom, obłęd, słońce, popiół. Zarysy tego zbioru widoczne są również w krytyce, słabo jednak, bo nie takie przecież związanie decyduje o jej obliczu. Toteż Herling będzie stopniowo krytykę porzucał: dla eseju i prozy, aby oprzeć się wreszcie na własnej biografii.

Mówiąc o życiu pisarza, takim, jakie wolno odtwarzać z jego pism, próbuję ująć je w jakąś formułę; i powiedziałabym, iż Herling-Grudziński był dysponentem biografii nieszczęśliwej, był niewolnikiem nieszczęścia w sensie metafizycznym.

Od początku pobrzmiewa w jego pisarstwie, również krytycznym, ton nieufności wobec świata, próby sprostania paradoksom istnienia przy pomocy narzędzi jedynie dostępnych twórcy, czyli wyobraźni i języka. Jako fundator opinii literackich był Herling skrupulatnym i pilnym uczniem, wiedział, jak należy wypełnić swoje zadanie. W późniejszych jednak latach bywał nadmiernie przywiązany do swoich opinii.

Wszystkie tomy "Dzieł zebranych" Herlinga będą na pewno wydarzeniem intelektualnym - jako zamknięta całość. Gdy stajemy wraz z pisarzem na początku jego drogi, towarzyszą nam te same uczucia, których zapewne doświadczał debiutant wobec młodzieńczych tematów krytycznych: pewność dobrego wyboru podszyta niepokojem; niecierpliwość; chęć zademonstrowania własnych kompetencji.

Na koniec zaś zgadzamy się z pisarzem w kwestii najważniejszej, czyli w wierze, iż literatura zasługuje na najlepsze emocje i najbardziej precyzyjne narzędzia, przy pomocy których chcemy o niej opowiadać.

Gustaw Herling-Grudziński, Dzieła zebrane, tom 1. Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1935-1946. Zebrał Zdzisław Kudelski. Opracowali: Włodzimierz Bolecki, Justyna Chłap-Nowakowa, Adam Fitas, Maciej Urbanowski, Mirosław Wójcik. Kraków 2009, Wydawnictwo Literackie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 1-2 (11/2010)