„Krwawa Niedziela” – spór bez końca?

Wydarzenia bydgoskie od 70 lat są przedstawiane przez dwie różne narracje: polską i niemiecką. Większość autorów polskich uważa, że 3 i 4 września 1939 r. bydgoscy Niemcy strzelali do wycofujących się polskich żołnierzy. Większość autorów niemieckich opisuje je jako masakrę ludności niemieckiej, zaprzeczając prowokacji z jej strony.

01.09.2009

Czyta się kilka minut

Różnice te w znacznej mierze wynikały z odwoływania się do dwóch odmiennych baz źródłowych, bez próby ich konfrontowania; polskie dokumenty były przez dziesięciolecia nieobecne w niemieckim dyskursie.

Niemiecka propaganda

Jeszcze we wrześniu 1939 r. propaganda niemiecka nazwała te wydarzenia "Bromberger Blutsonntag" ("Bydgoską Krwawą Niedzielą"). Na łamach bydgoskiego "Deutsche Rundschau" pisano o "Nocy św. Bartłomieja". Gazeta przyznawała, że podłożem wydarzeń z 3 i 4 września było przekonanie polskich mieszkańców Bydgoszczy, że niemieccy dywersanci strzelali do polskiego wojska. Od 9 do 15 września trwało śledztwo Placówki Dochodzeniowej Wehrmachtu. Ustaliła ona, że 3 września między godziną 12 a 15 polscy żołnierze przeszukiwali mieszkania volksdeutschów [tak określano wtedy wszystkich Niemców żyjących poza granicami Niemiec; później słowo to upowszechniło się w okupowanej Polsce jako określenie osób, które podpisały Volkslistę, tzw. niemiec­ką listę narodową - red.], gdyż byli przekonani, że z tych domów strzelano do wojska. Zatrzymani Niemcy, mężczyźni w wieku od 13 do 80 lat, mieli zostać bestialsko zamordowani.

Następnie od 15 września do końca grudnia 1939 r. w Bydgoszczy działała Specjalna Komisja Policyjno-Kryminalna ds. Wyjaśnienia Polskich Zbrodni, powołana z inicjatywy Reichsführera SS przez szefa Policji Bezpieczeństwa Rzeszy. Ustaliła, że większość ofiar zginęła od broni używanej przez polskie wojsko. Postawiono więc tezę, że mordowanie bydgoskich Niemców było zorganizowanym i systematycznym działaniem polskich żołnierzy.

Rezultat pierwszego dochodzenia prowadzonego w Bydgoszczy został przedstawiony w książce "Die polnischen Gräueltaten an den Volksdeutschen in Polen" ("Polskie okrucieństwa na volksdeutschach w Polsce"), wydanej w listopadzie 1939 r. przez niemiecki MSZ. Publikacja ta, w której centralne miejsce zajmowały wydarzenia bydgoskie, miała dokumentować mordy na przedstawicielach mniejszości niemieckiej w Polsce. Zamieszczone w niej zeznania świadków i zdjęcia ze śledztw w poruszający sposób opisywały polskie morderstwa i znęcanie się nad ludnością niemiecką. Na początku 1940 r. ukazało się w Berlinie drugie wydanie tej pracy, w którym liczba zabitych Niemców w porównaniu z poprzednią edycją wzrosła z 5437 aż do 58 tys. osób. Winą za mordowanie Niemców obciążano polskie władze i wojsko; oskarżenia kierowano m.in. przeciw gen. Władysławowi Bortnowskiemu, dowódcy Armii "Pomorze". W 1941 r. w Berlinie ukazała się kolejna książka pt. "Die polnischen Gräueltaten. Kriminal-polizeiliche Ermittlungsergebnisse" ("Polskie okrucieństwa. Wyniki kryminalno-policyjnego dochodzenia"). Praca ta była również przygotowana na zlecenie MSZ, a zebrany w niej materiał został opracowany przez historyka Hermana Schadewaldta.

Terror i represje

Już w kilka dni po zajęciu Bydgoszczy rozpoczął działalność Sąd Specjalny (Sondergericht). Do końca wojny na karę śmierci skazano 348 osób, z których trzy czwarte oskarżono o udział w wydarzeniach z 3 i 4 września 1939 r. Większość ofiar zamordowano jednak bez sięgania po jakiekolwiek prawne uzasadnienia.

Egzekucje na polskich mieszkańcach wykonywały grupy operacyjne służby bezpieczeństwa Reichsführera SS (Einsatzgruppen), Wehrmacht, gestapo i lokalna samoobrona (Selbstschutz). W ciągu pierwszych trzech dni okupacji w Bydgoszczy zastrzelono bez sądu co najmniej 400 polskich cywilów. Niejednokrotnie wykonawcami egzekucji byli miejscowi volksdeutsche z Selbstschu­tzu. Akcja eksterminacyjna była wymierzona w tych Polaków, których obarczono odpowiedzialnością za śmierć Niemców podczas wydarzeń z 3 i 4 września. Stanowiła element pacyfikacji miasta, którego polscy cywilni obrońcy (straż obywatelska) stawiali opór jeszcze po wkroczeniu oddziałów niemieckich.

Wśród ofiar egzekucji znajdowali się przedstawiciele inteligencji, nauczyciele, prawnicy, duchowni... Popełnione na nich mordy były częścią planowej eksterminacji elit Rzeczypospolitej, prowadzonej od pierwszych dni wojny. Do "Krwawej Niedzieli" nawiązywał w przemówieniach Albert Forster, namiestnik Rzeszy w Gdańsku, który krzywdami wyrządzonymi mniejszości niemieckiej usprawiedliwiał terror i represje wymierzone w Polaków na Pomorzu.

Polskie kontrargumenty

Do odparcia tez niemieckiej propagandy o "rzekomych okrucieństwach polskich w stosunku do mniejszości niemieckiej" przystąpiły władze polskie na emigracji. W Ministerstwie Informacji i Dokumentacji opracowano raport "Prawda o Bydgoszczy", przetłumaczono na języki obce i rozesłano do rządów i placówek dyplomatycznych państw sprzymierzonych. Polskie Ministerstwo Informacji wyjaśniało, że "w świetle naocznych, obiektywnych świadków, cała ta akcja, zmierzająca do oczerniania Polaków w opinii świata dla zatarcia śladów własnych zbrodni, jest oczywiście jednym wielkim kłamstwem. (...) w dniu 3 września odbyło się w Bydgoszczy stanowcze i surowe stłumienie zorganizowanej, kierowanej z zewnątrz, dywersji niemieckiej, nie miał natomiast miejsca żaden fakt mordowania niewinnych obywateli polskich - Niemców; nie mówiąc już o wypadkach mordowania kobiet i dzieci niemieckich". Polskie władze potwierdzały rozstrzelanie 160 niemieckich dywersantów.

Wyjaśnienia te opierały się głównie na wojskowych meldunkach z Bydgoszczy, sporządzanych na gorąco 3 września. Autorami najcenniejszych informacji o sytuacji w mieście byli szef sztabu Armii "Pomorze" płk Ignacy Izdebski, szef Oddziału III (operacyjnego) sztabu Armii "Pomorze" płk Aleksander Aleksandrowicz i sam gen. Bortnowski, który na wieść o wydarzeniach przyjechał 3 września po południu do Bydgoszczy z Torunia, gdzie stacjonował jego sztab (jego auto zostało ostrzelane na ulicy Gdańskiej).

Wersję przedstawioną przez polskie władze potwierdzali świadkowie, którym udało się wydostać spod niemieckiej okupacji do wolnego świata. Jako pierwszy - niezależnie od działań informacyjnych podjętych przez polski rząd - opis wydarzeń bydgoskich przedstawił na Zachodzie ks. Hieronim Goździewicz, późniejszy kierownik sekretariatu kolejnych prymasów Polski (Hlonda, Wyszyńskiego i Glempa). Po przyjeździe do Rzymu w grudniu 1939 r. w sprawozdaniu z sytuacji w Polsce przekazał on kard. Hlondowi świadectwo o Bydgoszczy. Miesiąc później, 17 stycznia 1940 r., osobiście zreferował sprawę Piusowi XII. 19 stycznia Radio Watykan nadało "pierwsze relacje od bezpośredniego świadka" o wydarzeniach w Polsce. Ks. Goździewicz relacjonował: "W niedzielę 3 września rano o godzinie 10.00 rozpoczęli Niemcy strzelać z wież zborów ewangelickich, ze schronów i z dachów swych domów do cofających się oddziałów Wojska Polskiego. Nieliczni w Bydgoszczy Niemcy odważyli się na takie powstanie, gdyż przypuszczali, że za cofającym się Wojskiem Polskim następuje zaraz armia niemiecka, która w Nakle (30 km od Bydgoszczy) była już w piątek 1 września. (...) Jawna prowokacja Niemców bydgoskich nie mogła pozostać nieukarana. Wzburzona ludność wskazywała żołnierzom polskich Niemców, którzy strzelali (...). Ogółem zginęło wtedy około 150 buntowników (liczba podana przez ludzi, którzy trupy Niemców zwozili na cmentarz)".

Dwa miesiące później na łamach "The Times" Angielka Lucy Baker-Beall, do 1940 r. mieszkająca w Bydgoszczy, zaświadczyła, że 3 września niemieccy dywersanci ostrzelali polskie oddziały.

Proces poszlakowy

Niekompletny stan zachowanych źródeł utrudnia precyzyjne opisanie wydarzeń bydgoskich, zgodnie z wymogami nauki historycznej. Badaczom pozostaje przeprowadzenie procesu poszlakowego na podstawie zachowanych materiałów i ich zdroworozsądkowa ocena. W wielu kwestiach kluczową kategorią interpretacji będzie prawdopodobieństwo, a nie całkowita pewność, lecz nie jest to przecież sytuacja rzadka w badaniach historycznych.

Dokumenty Armii "Pomorze" wskazują, że 3 września w Bydgoszczy doszło do wystąpienia niemieckich dywersantów przeciw polskiemu wojsku, które zostało krwawo stłumione. Władze wojskowe nie zdołały opanować samosądów na ludności niemieckiej, przeprowadzanych przez żołnierzy wspólnie z polską ludnością cywilną, a policji i władz samorządowych nie było już na miejscu. Z kolei dokumenty Abwehry (niemieckiego wywiadu) zawierają informację, że od czerwca 1939 r. w Bydgoszczy tworzono grupy zbrojne i sabotażowe, oraz wskazują pośrednio, że spora część ich członków zginęła w pierwszych dniach września. Dokumenty Armii "Pomorze" i materiały Abwehry są najbardziej wiarygodnymi źródłami do odtwarzania wydarzeń. Powstawały na bieżąco, w celu przekazywania informacji w ramach struktur obu armii. Niestety, nie są precyzyjne. Meldunki wojskowe i policyjne zazwyczaj w lapidarnej formie odnotowują suche fakty, bez podawania bliższych informacji. Dlatego nie można na ich podstawie ustalić wielu szczegółów istotnych dla obrazu wydarzeń.

Bardziej dokładny, choć nie do końca jednoznaczny opis zawierają relacje oficerów Armii "Pomorze". Ich zbieranie polskie władze zaczęły w październiku 1939 r. na emigracji. Akcję kontynuowano po wojnie w kraju i na wychodźstwie. Z relacji polskich wojskowych wiemy, że 3 września około godziny 10 zaczęła się w Bydgoszczy strzelanina. Przez stacjonujących w mieście gen. Zdzisława Przyjałkowskiego (dowódcę 15. Dywizji Piechoty) i mjr. Jana Sławińskiego (dowódcę 82. batalionu wartowniczego 15. DP) została ona rozpoznana jako akcja niemieckich dywersantów, skierowana przeciw wycofującym się polskim oddziałom.

Ta ocena została potwierdzona przez gen. Bortnowskiego, dowódcę Armii "Pomorze". Walką z dywersantami miała się zająć licząca 250 żołnierzy kompania kpt. Kuklińskiego, którą podzielono na dziesięć patroli. Do godziny 12.30 sytuację opanowano. Szybkie uporanie się z dywersją potwierdzają mjr Sławiński, gen. Przyjałkowski i ppłk Aleksandrowicz. Wojskowi twierdzą też, że 3 września na ulicach Polacy dwukrotnie pomyłkowo strzelali do swoich oddziałów (relacja mjr. Sławińskiego). Relacje wyższych dowódców Armii "Pomorze" mówią także o samosądach dokonywanych przez żołnierzy na ludności niemieckiej, o których wspominały dokumenty wojskowe (m.in. relacje płk. Antoniego Rosnera, szefa Oddziału II sztabu Armii "Pomorze" i kpt. Władysława Jotkiewicza, oficera zwiadowczego 4. baterii pomiarów artylerii).

Na temat tego, co wydarzyło się 4 września, w polskich dokumentach wojskowych zachowało się zdecydowanie mniej informacji. Z meldunku dowódcy Lotnictwa i Obrony Przeciwlotniczej Kraju dowiadujemy się jedynie, że w Bydgoszczy doszło do uszkodzenia dworca, torów i lotniska, a około 200 osób zostało rannych i zabitych. Z tego nieprecyzyjnego opisu nie wynika, czy przyczyną ran i śmierci wszystkich tych osób było bombardowanie.

Niewiele więcej dowiadujemy się o wydarzeniach z 4 września z relacji oficerów Armii "Pomorze". Wiadomo z nich jedynie, że na ulicach Bydgoszczy, w której nie było już władz wojskowych ani cywilnych, prócz niemieckich dywersantów pojawili się też żołnierze z rozbitych oddziałów Armii "Pomorze" (relacja kpt. Kmiecika z 27. DP). W tym dniu przez miasto przechodziły oddziały dwóch polskich dywizji (9. DP i 27. DP). Z późniejszych relacji wiemy, że tego dnia przystąpiono do organizowania Straży Obywatelskiej, która w opuszczonym przez wojsko i policję mieście miała pilnować porządku. Członków tej formacji uzbrojono i wyposażono w opaski i legitymacje.

Obraz wydarzeń z 3 i 4 września wyłaniający się z relacji bydgoskich Niemców - w większości zbieranych na przełomie lat 50. i 60. - w wielu punktach odbiega od polskich świadectw. Bydgoscy volks­deutsche potwierdzają, że 3 września w mieście miała miejsce strzelanina, lecz za jej sprawców uznają Polaków. Mniejszość niemiecką przedstawiają jako lojalnych obywateli państwa polskiego, niesłusznie posądzonych o sprzyjanie III Rzeszy. Ten idealistyczny obraz pozostaje w sprzeczności z faktami zapisanymi w dokumentach Abwehry czy w innych źródłach dotyczących trudnych stosunków między Niemcami a Polakami w ostatnich miesiącach przed wojną, a także z postawą lokalnych społeczności niemieckich, które owacyjnie przyjmowały Wehr­macht. Nieprawdopodobne wydają się też twierdzenia, że niektórzy Polacy w Bydgoszczy oddawali strzały z niemieckich budynków w kierunku żołnierzy własnej armii, aby skierować podejrzenie o dywersję na niemieckich sąsiadów.

Ofiary

Ofiarami wydarzeń bydgoskich z 3 i 4 września byli nie tylko dywersanci, ale też ludzie niewinni. Niektóre relacje wskazują, że mogło dochodzić do egzekucji osób, które zostały wskazane jako dywersanci przez Polaków kierujących się osobistą nienawiścią i zemstą. Mogły się też zdarzać nadużycia, których sprawcami byli pozbawieni dowództwa i kontroli żołnierze z rozbitych oddziałów Armii "Pomorze".

Na podstawie zachowanych dokumentów (akt USC w Bydgoszczy, ksiąg parafialnych, akt miasta, nekrologów zamieszczanych w prasie i ksiąg zgonów) historyk Paweł Kosiński ustalił, że 3 i 4 września w mieście zginęło 365 osób. Spośród nich 33 nie zostały zidentyfikowane, 263 były zameldowane w Bydgoszczy, a pozostałe poza miastem. Wśród nich 254 było ewangelikami, a 86 katolikami. Biorąc pod uwagę panujące przed wojną stosunki wyznaniowe, można założyć, że większość zabitych ewangelików była Niemcami, a katolików - Polakami.

Dostępne dokumenty nie pozwalają na dokładne określenie przyczyn śmierci wszystkich ofiar. W księgach zgonów USC przy niektórych nazwiskach zachowały się jedynie krótkie adnotacje: "zastrzelony(a) podczas krwawej niedzieli", "zamordowany(a) przez polskie hordy", "zastrzelony(a) przez polskie wojsko podczas ostrzeliwania domu starców", "zastrzelony(a) przez polskie wojsko" i "zamordowany(a) podczas krwawej niedzieli".

Przy ustalaniu przyczyn śmierci niektórych ofiar pomocne okazały się badania ksiąg zgonów bydgoskich parafii. Analizując księgę parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i kartotekę ewidencji mieszkańców Bydgoszczy, Eugeniusz Borodij ustalił, że przed 5 września, czyli przed wkroczeniem Wehr­machtu, zginęło od kul pięciu Polaków. Najprawdopodobniej były to ofiary niemieckiej dywersji.

Wśród ofiar byli też polscy żołnierze, którzy zginęli 3 i 4 września. Według wydanej w latach 90. "Księgi pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej", w tych dniach w Bydgoszczy zmarło ok. 20 żołnierzy. Nie wiadomo jednak, czy wszyscy zginęli w wyniku ostrzału na ulicach, czy też niektórzy zmarli w szpitalu z ran odniesionych na froncie. Prawdopodobnie ofiary należały do obu kategorii.

Fakt niemieckiej dywersji

Cały dostępny materiał źródłowy uprawnia do sformułowania tezy, że 3 września 1939 r. w Bydgoszczy doszło do niemieckiej dywersji, która została stłumiona. Dało to początek - w warunkach wojennej psychozy i napiętych stosunków między Polakami a mniejszością niemiecką - samosądom, których ofiarą padło wielu niewinnych Niemców, niemających najprawdopodobniej nic wspólnego z dywersją.

Teza o niemieckiej dywersji w Bydgoszczy oparta jest na obszernej dokumentacji i na analizie całego kontekstu historycznego, w tym wiedzy o przygotowywanych przez Abwehrę i SS aktach niemieckiej dywersji, do których doszło na Pomorzu i w innych regionach Polski. Najważniejszymi źródłami potwierdzającymi fakt dywersji są wspominane dokumenty Armii "Pomorze" i liczne relacje (zwłaszcza z lat 40.), składane przez mieszkańców, naocznych świadków. Trudno, aby wszystkie lub ich duża część była efektem manipulacji bądź zbiorowej psychozy. W swych relacjach kilkuset polskich świadków wymieniło łącznie kilkadziesiąt miejsc, z których przez kilka godzin ostrzeliwano polskich żołnierzy. Przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi przyjęcie założenia, że we wszystkich przypadkach dochodziło, na skutek chaosu i paniki, do wzajemnego ostrzeliwania się przez polskie oddziały (choć zdarzyło się kilka takich sytuacji). Dokumenty wojskowe potwierdzają, że większość polskich oddziałów przechodzących przez Bydgoszcz wycofywała się przy zachowaniu zwartego szyku i dyscypliny.

Gdy obraz wyłaniający się z polskich dokumentów i relacji (powtórzmy: to dokumenty chronologicznie najbliższe wydarzeniom, co stanowi o ich wartości) uzupełnimy informacjami z niemieckich źródeł o przygotowaniach do dywersji, dojdziemy do konkluzji trudnych do zakwestionowania na gruncie zasad prawdopodobieństwa i logiki, stosowanych w badaniach historycznych.

Przeciwnicy tezy o dywersji będą podnosić argument, że nie znaleziono niemieckich dokumentów jednoznacznie potwierdzających podjęcie takiej próby w Bydgoszczy. To prawda. Ale, po pierwsze, nie wiadomo, czy takie dokumenty istniały. Specyfiką działania służb specjalnych jest pozostawianie ograniczonej (albo żadnej) dokumentacji najbardziej tajnych czy drastycznych operacji. Nie odnosi się to tylko do instytucji III Rzeszy. Po drugie, nawet jeśli takie akta powstały, mogły zostać zniszczone, choćby w końcowym okresie wojny, gdy zacierano ślady. Może wreszcie zaginęły w warunkach przetaczających się frontów i ewakuacji.

***

Wydarzenia w Bydgoszczy 3 i 4 września 1939 r. należą do bolesnych kart w historii stosunków polsko-niemieckich. Dla Polaków są częścią niemieckiej agresji, która dała początek najbardziej tragicznemu okresowi naszej historii: okupacji, pod względem zbrodniczości niemającej odpowiednika w dziejach Polski. Bydgoszcz i Pomorze należały do obszarów, gdzie eksterminacyjne działania okupanta przybrały szczególnie drastyczny charakter. Część z nich była prowadzona i przedstawiana przez hitlerowską propagandę jako "odpłata" za wydarzenia bydgoskie. Trzeba to uwzględnić, jeśli chcemy zrozumieć, jaki ból i emocje wciąż wywołuje pamięć o nich w Bydgoszczy, gdzie dla wielu rodzin stanowią fragment ich osobistej historii.

Dla Niemców, zwłaszcza tych, którzy opuścili Bydgoszcz, i ich rodzin, pamięć o 3 i 4 września będzie wspomnieniem samosądów. Ich ofiarą padło wielu niewinnych niemieckich mieszkańców. Polacy powinni uszanować tę pamięć. Natomiast Niemcy, nawet noszący w sobie osobisty ból, nie mogą zapominać, że nie doszłoby do śmierci ich rodaków, gdyby nie agresja na Polskę. To prawda znana, ale warto ją powtarzać przy każdym rachunku cierpień i win.

TOMASZ CHINCIŃSKI, dr historii, pracownik Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, autor książki o niemieckiej dywersji w Polsce w 1939 r., która ukaże się pod koniec roku.

PAWEŁ MACHCEWICZ, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej; w latach 2003-2007 kierował zespołem historyków badających wydarzenia w Bydgoszczy 3-4 września 1939 r. Autorzy są redaktorami wydawnictwa "Bydgoszcz, 3-4 września 1939. Studia i dokumenty" (wyd. IPN, Warszawa 2008), będącego plonem prac zespołu badawczego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2009