Krótkie dni

Ciemno się robi. Nadeszły te dni, gdy światła jak na lekarstwo. Zanim rozjaśni się na dobre, zaczyna się ściemniać.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

Tak jakby cała akcja przenosiła się do wnętrz. Do sześcianów wypełnionych elektrycznym blaskiem. Człowiek się ścieśnia. Jak mysz pod miotłą siedzi wobec potęgi ciemności. Nawet miasta nie pomagają. Wymyślone po to, by chronić nas przed naporem kosmosu, wyglądają jak ponure więzienia. Te wszystkie trupie twarze, te wnętrza jak martwe akwaria, ci wszyscy ludzie, którzy przypominają wrogów albo zbiegów, ten kamień lśniący od czarnej wilgoci, kałuże jak lustra zimnej smoły. Chłodne piekło jednym słowem.

No więc pomyślałem, że sobie powspominam. Tak, żeby diabelskiemu mrokowi się wymknąć. Powspominam na przykład te dni, gdy zmrok nadchodził wraz z sennością. Po całym dniu jazdy przez bezludne okolice, gdy słońca było aż nadto. Wstawało nad horyzontem i czarne cienie skał i wzgórz kładły się na ziemi o piątej nad ranem. Trzeba się było odwracać na bok, by pierwsze promienie nie świeciły w twarz. Albo przeczołgać się razem z karimatą i śpiworem w miejsce, gdzie blask dotrze dopiero za jakiś czas. Blask wszechogarniający, nieugaszony, sięgający ponad nieboskłon, blask jak kosmiczne bóstwo. Blask błogosławiony i odbierający rozum, gdy wstawał dzień po dniu. Blask bez cienia na niekończącej się bezdrzewnej wyżynie. Przez tydzień albo dwa. Piach nasiąknięty blaskiem. Blask odbity od szklistozielonych wzgórz. Blask, który wypił wodę i zostały tylko kamienie i biały osad soli. Suchy blask, od którego pod koniec dnia się ślepnie. Blask, przed którym nie ma schronienia. Blask, który oczyścił powietrze i widać na dziesiątki kilometrów góry, jeziora, doliny. Skaliste grzebienie na grzbietach wzgórz wydają się bliskie, ale gdy zmierzamy w ich kierunku, wcale się nie przybliżają. Blask, który nas oddala od rzeczy. Więzi nas w swoim wnętrzu i zatapia. Trzeba rozłożyć przeciwsłoneczny dach zamontowany na aucie, żeby zrobić kawę i ją wypić, a ona w ogóle nie stygnie. W osadach psy leżą pod murami i w miarę, jak cień się skraca, podkurczają łapy. Gdy stajesz przy mulistej studni, nie wiadomo skąd zjawiają się zwierzęta. Nadciągają zza wzgórz, z głębi suchego stepu i czekają u betonowego koryta, aż ktoś je napoi. Pod niebieskim niebem, po którym wiatr goni czasem chmury, ale z chmur prószy jedynie niewidzialny, gorący pył.

Dobrze jest myśleć o tym wszystkim w ciemne i krótkie dni. Za oknem jest mrok i mróz, i słychać, jak huczy wiatr. O siódmej wstanie szary świt, który nie zamieni się w dzień, tylko będzie trwał aż do tak samo szarego zmierzchu. I trzeba będzie kopać przejście wśród zasp zaraz po wyjściu z domu. Światła jest tyle, że śnieg ledwo niebieszczeje. Na szczęście jest drobny, lekki i sypki, więc to kopanie idzie bez specjalnego wysiłku. Trochę tak, jakby się szuflowało trochę gęściejsze powietrze. Jakby się przebijało wskroś półmroku. Jakby się drążyło tunel przez ciemne dni, gdzieś na drugą stronę. Tak sobie to wyobrażałem. Że w kierunku światła ryję niczym zimowy kret, niczym spragniony blasku nornik, jak wąż, który pragnie wydostać się z zimnych podziemi i pełznie mrocznymi korytarzami w stronę krain, gdzie słońce wybiela kamienie i szkielety.

Sprawdzam pogodę w tamtych stronach. Jest minus 38, ale świeci słońce. Domyślam się, że śniegu tam jak na lekarstwo, albo i w ogóle. Skutą ziemię porasta stara trawa i zwierzęta próbują przetrwać przeżuwając bure badyle i zlizując szron. Nocą od północnego wiatru chronią wydmy i niski, kamienny mur. Gdzieś u brzegów Altan Els. Pasterze w butach z filcu poruszają się bezgłośnie jak duchy. Gdy nie wieje, aż po horyzont zalega cisza. I na to wszystko, na bezdźwięczny bezkres, spada z góry bezlitosny blask. Jak złoty lód. I myślę, że w takie ciemne dni jak ten bardzo chciałbym tam być. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019