Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można zostać na poziomie muzyki. Zachwycać się siłą głosu i liczbą oktaw, w których swobodnie operowała. Epatować wielomilionowymi nakładami płyt (zwłaszcza z czasów współpracy z wytwórnią Atlantic) i liczbą nagród Grammy. Wyliczać kolejne tytuły wielkich przebojów: „I Say a Little Prayer”, „Spanish Harlem”, „Day Dreaming”, a przede wszystkim „(You Make Me Feel Like A) Natural Woman” i „Respect”.
Można jednak zatrzymać się przy tym ostatnim utworze i dostrzec w nim (choć był to cover piosenki śpiewanej wcześniej przez Otisa Reddinga) manifest kobiet domagających się szacunku – przecież nie tylko czarnoskórych i nie tylko amerykańskich. Można przypomnieć sobie dzieciństwo Arethy Franklin, urodzonej w Memphis i dorastającej w Detroit, gdzie małżeństwo rodziców się rozpadło (ojciec był słynnym w Ameryce pastorem, zaczynała śpiewać w jego kościelnym chórze). Można przywołać jej życie osobiste, pierwszy poród w wieku lat czternastu, drugi dwa lata później, albo naznaczone przemocą małżeństwo z ojcem trzeciego syna artystki, Tedem White’em, i dwa kolejne związki kończone rozwodami. „I Never Loved a Man” to jeszcze jeden tytuł z listy jej hitów, inny to wyśpiewany również pod adresem mężczyzny, raczej daremny apel „Think!”, pamiętny z jej interpretacji w filmie „Blues Brothers”.
Była królową muzyki soul, ale nagrywała też fenomenalne płyty gospel (późne nagrania muzyki religijnej należą do najlepszych dokonań Arethy Franklin). Była świadkiem i uczestniczką walki o równouprawnienie (w latach 60., już jako wielka gwiazda, odmówiła udziału w sesji dla „Vogue’a” na wieść o tym, że wszystkie pozostałe modelki są białe). Później mogła śpiewać na prezydenckich inauguracjach Jimmiego Cartera i Baracka Obamy. Czy świat za jej życia zmienił się na lepsze? Na wieść o śmierci piosenkarki Donald Trump nie omieszkał się pochwalić, że „pracowała dla niego przy różnych okazjach” – wygląda na to, że jej pieśń o szacunku długo jeszcze będzie brzmieć jak protest song.
Więcej o zmarłej piosenkarce wkrótce w „Tygodniku Powszechnym”.