Królowa nie z tego kraju

Maryja z Ewangelii nigdy nie przesłaniała Jezusa, ta z pieśni czy z sanktuarium - nieraz.

27.04.2010

Czyta się kilka minut

Przybywało poświęconych Matce Najświętszej kościołów, obrazów, wotów, kazań, pieśni. Maryjny kult rozwijał się w Polsce coraz bardziej - tak brzmiałoby najkrótsze podsumowanie tysięcy zajmujących się jego dziejami publikacji, z których większość poświęcona jest konkretnemu sanktuarium w celach informacyjno-promocyjnych. Lektura tych prac sprawia wrażenie, że autorzy podzielają mało chrześcijańskie wierzenie, iż ilość przechodzi w jakość.

Poświęcają tedy mnóstwo uwagi opowieści założycielskiej sanktuarium (od inicjalnego cudu po ofiarność fundatora), a także wielkim, średnim i drobnym przedmiotom (kościół, obraz, wota) oraz liczebności pielgrzymów, a rzadko pytają: za kogo ludzie ci uważali Matkę Syna Człowieczego? A przecież od odpowiedzi na to pytanie zależały zarówno kierowane do niej spodziewania, jak i świadomość (lub brak tejże) jej oczekiwań wobec czcicieli.

W kazaniach czy tekstach drukowanych na święto NMP Królowej Polski trudno napotkać nawiązanie do jedynej perykopy, w której Chrystus wypowiada się o swej królewskiej godności (pytany przez namiestnika cesarskiego wyznał, że jest królem, ale nie takiego królestwa, jakie istnieją na świecie; J 18, 36-57). Wymowny to deficyt, którego wyjaśnienia trzeba szukać w długiej historii unaradawiania uniwersalnej religii oraz jej ważnych i kochanych postaci.

Katecheza śpiewana

Podstawowym źródłem poznania staropolskiej pobożności maryjnej są nie tyle średniowieczne czy barokowe traktaty teologiczne (ilu je przeczytało?), co kazania (trafiały szerzej, ale też zacierały się w pamięci). Oraz słowa przez niepiśmienne społeczeństwo znane na pamięć, czyli pacierzowe "Zdrowaś Maryjo", a także o wiele bogatsze w treści pieśni. Był to rodzaj samoczynnej katechezy i komentarz do skondensowanego przekazu ikonicznego, jaki za pierwszych Piastów był skromny - jako że karolińska formacja chrześcijaństwa, którą otrzymaliśmy, skłaniała się znacznie bardziej ku czci relikwii niż obrazów.

Jeśli zestawić najstarsze zachowane polskie pieśni maryjne, łatwo zauważyć ich chrystocentryzm. Właściwym adresatem "Bogurodzicy" (XIII w.) jest syn Boży (Bożyc), a osobami pośredniczącymi - Maryja i Jan Chrzciciel. Plastyczna kompozycja tej modlitwy wstawienniczej do Chrystusa-Sędziego, zwana "Deesis", znana od dawna w sztuce bizantyńskiej, przyjęła się na Zachodzie w XI-XIII w.

Pieśni z XV w. wyrażają to samo ufne oczekiwanie. "Miła Panno racz nas wspomóc (...). Wierzymy, iż cię wysłusza ten, jen wszytkim światem rusza". Liczne zwrotki rymują ewangeliczne opisy Zwiastowania, Narodzenia, Ukrzyżowania, Zmartwychwstania, nasycone teologią zbawienia, nie oddzielając od Chrystusa tej, która jest "na zyskanie tego świata przez owoc swego żywota, Panna wielmi święta". Każda z 11 zwrotek tej pieśni ("Zdrowaś, Królewno wyborna") z 2. połowy XV w. jest prośbą, by u "Chrysta nazareńskiego" wstawiła się "Matka nasza miłosierna", co rodząc Boga, "zbawienie ludzkie zrządziła". Przeto "słodkie twoje Wspominanie - ty nam drogę ukazujesz".

Mnóstwo ludzi śpiewając te słowa, patrzyło na obraz Hodegetrii - Wskazującej Drogę, czyli wizerunek Maryi wskazującej na trzymanego Syna, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. W Małopolsce, gdzie w XV w. co czwarty kościół nosił wezwanie maryjne, najbardziej rozpowszechnione ujęcie Hodegetrii było gotycką wersją bizantyńskiej ikony (dziś np. w Bytomiu, Kątach, Płokach, Rudawie, Rychwałdzie), zwanej przez historyków sztuki Madonną Piekarską (dziś w katedrze w Opolu) lub Doulebską. Przedstawiała, podobnie jak częstochowska, Matkę z Dzieckiem o twarzy młodzieńca, który gestem błogosławiącej prawicy przekazuje wiernym przedwieczną mądrość, zawartą w trzymanej księdze. Bogurodzica chce oddać Syna wszystkim, którzy mu uwierzyli. Ona tronem łaski, z którego Logos wcielony naucza. Jej wskazujący Emmanuela gest to także: "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie" (J 2, 5) z Kany Galilejskiej.

"Nadzieję w obrazach pokładać"?

Polscy pisarze reformacyjni, uznając wyjątkowość Maryi jako matki Odkupiciela, krytykowali jednak przerosty jej kultu w dewocyjnych tekstach. Raziło ich zwłaszcza eksponowanie pośrednictwa Maryi i świętych, przesłaniające - ich zdaniem - prawdę o jedynym pośrednictwie Chrystusa (1 Tm 2, 5). Atakowali kult obrazów, uznając go za wskrzeszanie pod chrześcijańskim szyldem pogańskiego bałwochwalstwa. Krytykowali pielgrzymowanie do Częstochowy i innych sanktuariów, jakby "do onej wrzekomo zacniejszej Maryi", niż ta we własnej farze czy domu.

W polemiczno-apologetycznych wystąpieniach autorzy katoliccy przywoływali postanowienia Soboru Trydenckiego, który przypomniał, że obrazy czci się nie dlatego, "żeby w nich jakie bóstwo albo moc jaka była, dla której by je czcić miano. Albo żebyśmy od nich czego żądać albo prosić mieli jako poganie czynili". Cześć odnosi się do przedstawionej postaci. Z woli soboru i synodów duchowni mieli przypominać wiernym naukę, która odrzucając oskarżenia innowierców, jednocześnie korygowała dewiacje masowej pobożności, traktującej czczone wizerunki jak rodzaj obecności namalowanej persony, żywego organu czy zamieszkania jej mocy.

Przedstawiciele reformacji wskazywali na przepaść dzielącą te oficjalne poglądy od ich pojmowania przez ogół wiernych, podtrzymywanych w ich wierzeniach przez zakonnych przeważnie stróżów sanktuariów, zainteresowanych frekwencją i propagujących dobrodziejstwa uzyskiwane tylko we własnym ośrodku pątniczym. Rywalizacja coraz liczniejszych sanktuariów maryjnych, słabe w nich nauczanie o katolickim pojmowaniu czci obrazów, sprawiły, że w tych świętych miejscach przeważała ludowa wersja kultu owych wizerunków.

Stawały się one rodzajem sobowtóra tej samej postaci, aż po przeciwstawianie większej cudowności jednego innym obrazom. Duchowni, opisując cuda dziejące się przy miejscowym świętym wizerunku, w ciągłej trosce o podnoszenie jego rangi, skwapliwie odnotowywali brak skuteczności pobytów chorego u lekarzy, ale i w innych sanktuariach. Topos był to wszakże obosieczny, bo mogła sięgnąć po niego i konkurencja.

Dotknięte wojnami, nędzą i chorobami miliony ludzi garnęły się do miejsc cudownych, szukając skuteczniejszego. Czy można się było spodziewać, że opiekunowie sanktuariów będą te fale ludzkie odpierać, zachęcając do gorliwej modlitwy raczej w rodzinnych parafiach? Że będą tonować wybujały kult, powtarzając ostre sformułowania trydenckie?

Narastający dystans między etyką a kultem, czyli główne zagrożenie wszelkiej religijności, odbijało się w maryjnych sanktuariach. W drukowanych tam mirakulach (zbiorach cudów) rzadko się mówi o przemianie duchowej czy postanowieniu poprawy. Wota i sukienki ze srebra błyszczały przyciągająco bez względu na walory moralne ofiarodawcy, nawet gdy - jak pisał Wacław Potocki: "Z cudzą żoną mieszkając, jeden u nas wdowiec / Sprawił piękny na obraz w kościele pokrowiec".

"Nasza pomoc jedyna"

Alians polskości i katolicyzmu, zespolonych w walce z innowierczymi najeźdźcami w XVII w.,

owocował także poczuciem wybraństwa i ksenofobią, a gesty zastępowały czyny. Przed kampanią przeciw Szwedom Jan Kazimierz wyznał w ślubach wypowiedzianych w 1656 r.

w katedrze lwowskiej, że zarazy, wojny i inne plagi nękające kraj to kara Boska "za jęki i ucisk kmieci". Przed obrazem Matki Bożej przyrzekł, że gdy nastanie pokój, będzie wraz z innymi stanami "używał wszelkich środków, aby lud Królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić". Środków takich polski król miał niewiele, a stany nadal same określały, jakie ciężary są dla chłopa w sam raz, by dzięki jego darmowej pracy na folwarku pan nie musiał obniżać standardów życiowych i mógł ucieszyć Pannę Najświętszą jeszcze jedną sukienką na ulubionym obrazie.

Polskie Madonny XVII w. zyskały bardziej naturalne rysy. Jezus odmłodniał, przytulił główkę do policzka Matki. Niekiedy odkłada nawet księgę czy świat i zaczyna się bawić kwiatem czy owocem, miast błogosławić. Malowany hymn patrystyczny Hodegetrii obrócił się w kolędę. Pojawiły się pastorałki. Emocje rozcieńczyły teologię. Szybciej przybywało biżuterii na obrazach niż cnót w życiu społecznym. Poszło w zapomnienie ubolewanie

św. Bernarda; iż "ściany kościoła błyszczą złotem, a biedacy w nim gołym ciałem".

Ludzie katolickiego Oświecenia, a wśród nich kilku biskupów, prosząc o wsparcie Maryi jako Królowej Polski świadomi byli bardziej niż ich przodkowie sarmaccy, że i Maryja oczekuje aktywności zarówno w doskonaleniu siebie, jak i w podjętych wysiłkach naprawiania życia społecznego, religijnego i politycznego.

W dobie porozbiorowych kasat klasztorów, rekwirowania kościelnych sreber przez armie i rządy, mimo ograniczeń ruchu pielgrzymkowego, trwał staropolski model pobożności maryjnej, pełniąc zastępczo narodowe role. Powiązanie jednak czci dla Matki Najświętszej z bardziej podstawowymi prawdami wiary i zasadami kultu chrześcijańskiego, którego istotny nośnik stanowiły dawne i nowe pieśni kościelne, nie było mocne. Maryja z Ewangelii nigdy nie przesłaniała Chrystusa, ta z pieśni - nieraz: "jedyna moja po Bogu otucha" ("O, której berła"), "nasza pomoc jedyna" ("Gwiazdo śliczna"), "Ty prośbą swoją koisz gniew Syna" ("Matko Królowo"), "rozbrój gniew Syna" ("Zawitaj Królowo"), "lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy kto się do Matki uciecze" ("Serdeczna Matko") itd. Rolę Chrystusa przejmuje więc jego Matka, która okazuje się bardziej miłosierna niż Bóg Ojciec i Syn Boży, a jest w stanie pohamować Boski gniew.

Głos Soboru i Papieża

W "Konstytucji dogmatycznej o Kościele" Sobór Watykański II zachęcał teologów i kaznodziejów, "aby w rozważaniu szczególnej godności Bogarodzicielki wystrzegali się pilnie zarówno wszelkiej fałszywej przesady, jak i zbytniej ciasnoty umysłu (...). Niechaj następnie wierni pamiętają o tym, że prawdziwa pobożność nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na jakiejś próżnej łatwowierności, lecz pochodzi z wiary prawdziwej, która prowadzi nas do uznania przodującego stanowiska Bogarodzicielki, pobudza do synowskiej miłości ku naszej Matce oraz do naśladowania jej cnót" (67). To zawsze było trudniejsze niż mnóstwo czynności zastępczych, uznawanych chętnie za sedno pobożności.

Apel o odnowę mariologii i maryjnej pobożności podjął Paweł VI, poświęcając temu adhortację "Marialis cultus" (1974), najpełniejszą w dziejach wypowiedź Kościoła na ten temat. Przypomniawszy wskazane przez Vaticanum II

mankamenty maryjnej pobożności, papież dodał: "To ponownie piętnujemy, ponieważ chodzi o formy pobożności, które nie zgadzają się z wiarą katolicką i dlatego nie ma dla nich miejsca w kulcie katolickim. Czujna obrona przed tego rodzaju błędami i mniej właściwymi praktykami sprawi, że cześć Najświętszej Maryi Panny stanie się żarliwsza i czystsza, to znaczy mocna u swych podstaw do tego stopnia, by badanie źródeł Objawienia Bożego i poszanowanie dokumentów Urzędu Nauczycielskiego Kościoła górowało nad przesadnym szukaniem nowości lub nadzwyczajnych wydarzeń. Nadto stanie się obiektywny, to jest oparty na prawdzie historycznej, przy usunięciu z niego rzeczy legendarnych lub fałszywych. Następnie stanie się zgodny z nauką, tak by przedstawiany był nie jakiś okaleczony ani też zbytnio rozszerzony obraz Maryi; na skutek głoszenia czegoś wykraczającego ponad słuszną miarę mógłby doznać zaciemnienia cały jej wizerunek ukazany w Ewangelii. Wreszcie czysty, jeśli chodzi o motywy: wszystko, co by miało posmak brudnego szukania własnej korzyści, winno być starannie trzymane z dala od sanktuarium".

Adhortacja "Marialis cultus", jak stwierdza mariolog, o. prof. Stanisław C. Napiórkowski, "kieruje się przede wszystkim do tych krajów katolickich, w których bujnie rozkwita ludowa pobożność maryjna, która z wielu względów zasługuje na ogromny szacunek i z wielu powodów potrzebuje ciągłego ewangelizowania".

Zaczyna się miesiąc maj...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2010