Krój narodowy

Kształt czcionki może być nośnikiem treści ideologicznych i jako taki stanowi niezbywalną część naszego symbolicznego imaginarium narodowego.

18.06.2018

Czyta się kilka minut

Prezydent Andrzej Duda: Chciałbym, żeby czcionka Brygada 1918 stała się dla nas przedmiotem dumy, także na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Chciałbym, żebyśmy jej używali. Pałac Prezydencki, 29 maja 2018 r. /  / MAREK ZALEJSKI
Prezydent Andrzej Duda: Chciałbym, żeby czcionka Brygada 1918 stała się dla nas przedmiotem dumy, także na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Chciałbym, żebyśmy jej używali. Pałac Prezydencki, 29 maja 2018 r. / / MAREK ZALEJSKI

We wtorek, 29 maja 2018 r. w Pałacu Prezydenckim odbyła się uroczysta prezentacja zdigitalizowanego kroju pisma o nazwie Brygada 1918. Jest to ogólnodostępny font, który powstał na podstawie zachowanego w formie metalowych matryc przedwojennego kroju o nazwie Brygada. Jako że do lat 60. XX w. na terenach Polski powstało zaledwie kilka oryginalnych krojów, odnalezienie zapomnianego zabytku rodzimej sztuki projektowania liter stało się w kręgach specjalistów – projektantów i typografów – nie lada wydarzeniem. Wysiłek włożony w „przetłumaczenie” form tych liter na „język” cyfrowy pozwoli uchronić Brygadę przed zapomnieniem i da jej nowe życie, gdyż teraz każdy użytkownik komputera będzie mógł się nią posługiwać. Pracę tę wykonali projektanci Mateusz Machalski, Borys Kosmynka i Przemysław Hoffer. Podstawą były matryce odnalezione w magazynach Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi, które w swoim czasie uratowało przed złomowaniem zbiory z zamykanej Odlewni Czcionek w Warszawie. Projekt zrealizowano w ramach programu „Niepodległa” prowadzonego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Font patriotyczny

Prace nad zachowaniem rodzimego dziedzictwa typograficznego są godne uznania, ale ciekawsza niż samo wydarzenie jest opowieść, która towarzyszyła prezentacji starego-nowego kroju. Prezentującym był sam prezydent RP Andrzej Duda, który zwrócił uwagę, że zdigitalizowanie Brygady 1918 powinno być dla nas powodem do dumy, zwłaszcza w kontekście stulecia odzyskania niepodległości. Zapowiedział również, że od tej chwili wszystkie uroczyste dokumenty w Kancelarii Prezydenta będą pisane fontem patriotycznym. Wyraził też nadzieję, że czcionka wejdzie do powszechnego użytku i będzie stosowana w pracach naukowych oraz książkach.

Łatwo byłoby zignorować wypowiedzi prezydenta i potraktować je jako patriotyczną mowę-trawę, gdyby nie wskazywały na szersze zjawisko, które ma w Polsce długą historię. Sam fakt, że premierę fontu zorganizowano w Pałacu Prezydenckim, świadczy o tym, że krój pisma jest elementem symbolicznego imaginarium narodowego. Dzieje się tak zapewne dzięki prostemu skojarzeniu: pismo to język, który w potocznej świadomości tożsamy jest z wyznacznikiem i zarazem nośnikiem tożsamości narodowej. Dość przypomnieć niedawne ataki o charakterze ksenofobicznym, w których pojawiło się hasło: „tu jest Polska, tu się mówi po polsku”. Nie jest to jednak wyłącznie nasza specyfika. Języki, granice między nimi i hierarchie, które tworzą (języki urzędowe a dialekty), są takimi samymi konstruktami jak narody. Nie ma nic naturalnego w przekonaniu, że granice zasięgu języka pokrywają się z granicami państwowymi.

Traktowanie języka jako wyznacznika i nośnika narodowości sprawia, że w Polsce od ponad stu lat trwają próby wynalezienia „narodowej czcionki”, czyli form liter, w których zaklęta byłaby polska tożsamość narodowa. Premiera Brygady 1918, połączenie tego wydarzenia z obchodami rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości oraz nadzieja wyrażona przez prezydenta RP, że krój ten trafi pod strzechy i stanie się „polską czcionką” używaną do składania prac naukowych i książek – wszystko to składa się na najnowszy rozdział tej opowieści.

Polskie czcionkolejnictwo

Splot warunków gospodarczych, politycznych i kulturowych sprawił, że na ziemiach polskich – w przeciwieństwie chociażby do Niemiec czy Francji – nie rozwinęło się dobrze czcionkolejnictwo, czyli rzemiosło polegające na obmyślaniu i tworzeniu nowego materiału drukarskiego. W konsekwencji tutejsze drukarnie posługiwały się zwykle matrycami z importu. Innymi słowy, polskie teksty składane były za pomocą liter projektowanych w innych krajach. Problem ten zauważył Joachim Lelewel, który w pracy „Bibliograficznych ksiąg dwoje” z 1823 r. argumentował, że dla polskiego języka „własnych potrzeba druków”.

Temat polskiej czcionki powrócił po odzyskaniu niepodległości, kiedy na fali patriotycznego wzmożenia intelektualiści, typografowie i drukarze zaczęli apelować na łamach prasy branżowej o pilne stworzenie narodowego kroju pisma. Wpisywało się to w szersze zjawisko sztuki ­„państwowotwórczej”, która miała zaspokajać zarówno symboliczne (afirmacja polskości), jak i polityczne potrzeby. Chodziło m.in. o konsolidację pod wspólnym narodowym sztandarem członków bardzo niejednolitej zbiorowości, zróżnicowanej klasowo, a na dodatek jeszcze do niedawna wchodzącej w skład trzech różnych organizmów państwowych. Nie mniej ważne było stworzenie wizerunku nowoczesnego narodu za pomocą czegoś, co dzisiaj nazwalibyśmy polityką kulturalną. II Rzeczpospolita miała jawić się jako kraj nowoczesny i kosmopolityczny, równoprawny członek europejskiej rodziny. Jednocześnie ważne było podkreślenie odrębności Polski, kraju posiadającego oryginalną kulturę, czyli „zasługującego” na autonomię państwową.

Właśnie w tym kontekście podjęto dyskusję na temat stworzenia polskiego kroju pisma. Jej początki miały czysto teoretyczny charakter. Dywagowano nad tym, jak zabrać się do tego dzieła i na czym oprzeć „polskość” liter. Zadanie było trudne. W przeciwieństwie do architektów i rzemieślników projektanci czcionek nie mogli skorzystać z pomocy sztuki ludowej, przechowującej – jak wierzono – pradawnego ducha narodu. Wzorce ludowe mogły co najwyżej posłużyć jako inspiracja do stworzenia ozdobnych liter na okładki lub afisze. Do zaprojektowania czcionek funkcjonalnych, służących do druku długich tekstów, nie nadawały się.

Szukano więc dalej. Wyzwanie podjął warszawski typograf, Adam Półtawski, który wpadł na pomysł, by opracować formy liter kroju narodowego w oparciu o analizę kolumny tekstu polskiego, złożonego obcymi krojami. Zauważył w niej pewne mankamenty. Okazało się, że taki łam nie daje efektu jednolitej szarości, co dla uważnego typografa jest występkiem przeciwko estetyce składu. Półtawski postanowił zaradzić temu, modyfikując niektóre litery, by „zalepić” białe dziury powstałe w kolumnie. Efektem stała się dość klasyczna antykwa, oparta na francuskich oświeceniowych wzorach. Nazwano ją Antykwą Półtawskiego i szybko okrzyknięto wybitnym dziełem. Bibliotekarz i specjalista w dziedzinie nauk o książce Jan Muszkowski na łamach czasopisma „Grafika” nazwał Antykwę Półtawskiego dziejowym osiągnięciem, „wyłuskując[ym] raz na zawsze istot[ę] polskości czcionki z mglistych zasłon frazesu”. Pochwałom i zachwytom nie było końca. Mimo że krój Półtawskiego nie był jedynym międzywojennym podejściem do projektu pisma narodowego, został uznany za najlepszą realizację idei polskiej czcionki.

Oryginalny zbiór matryc czcionki Brygada 1918 z zamkniętej w latach 90. XX w. Odlewni Czcionek w Warszawie / FOT. MAREK ZALEJSKI

Wypisani ze wspólnoty

Po takich fanfarach można by się spodziewać czegoś naprawdę spektakularnego – typograficznego pomnika na miarę niemieckiego pisma gotyckiego (które co do swej genezy niemieckie nie jest; w XIX w. zostało uznane za niemiecki krój narodowy). Podczas gdy Półtawski wziął banalną antykwę, zmienił kształt kilku literek i ogłosił, że oto mamy pismo narodowe. Jednak aplauz, który temu towarzyszył, a także kręta droga dochodzenia do owego „wyłuskania istoty polskości czcionki”, świadczą, że Półtawskiemu udało się zaspokoić pewną symboliczną potrzebę.

Szarość łamu czcionki Półtawskiego zdaje się tylko pretekstem. Najciekawszy jest jej typograficzny kontekst. W przeciwieństwie do innych łacińskich krojów narodowych (jak wspomniane pismo gotyckie czy charakterystyczne pismo irlandzkie, które współcześnie znamy przede wszystkim z opakowań masła czy szyldów irish pubów), formy tej czcionki niewiele różniły się od kosmopolitycznej, oświeceniowej antykwy francuskiej, opartej na liternictwie rzymskim. Taką decyzję można potraktować jako symboliczny akces do oświeceniowej kultury Zachodu. Na terenach polskich z powodzeniem funkcjonował bowiem konglomerat różnych pism i skryptów: używano czcionek gotyckich i antykwy, pisano cyrylicą i pismem hebrajskim. Wybór antykwy, czyli pisma ówcześnie kojarzącego się z nowoczesnością – w przeciwieństwie do „unurzanego” w romantyzmie gotyku niemieckiego – musiał być świadomą deklaracją ideologiczną. Co więcej, w państwie wieloetnicznym, w którym współwystępowały trzy kultury pisma (łacinka, cyrylica i pismo hebrajskie), wciągnięcie na sztandary konkretnego – łacińskiego – kroju było równoznaczne z wyrzuceniem poza granice wspólnoty narodowej użytkowników innych skryptów.

Wątek ten został zresztą twórczo przeinaczony w tekście zamieszczonym w broszurze poświęconej Brygadzie 1918, gdzie mowa jest o związku tego kroju „z historyczną potrzebą posiadania narodowego pisma, po scaleniu ziem polskich z trzech zaborów, gdzie posługiwano się dotąd cyrylicą, gotykiem i innymi pismami bez polskich znaków diakrytycznych”. To nieprawda. Polskie znaki diakrytyczne były obecne w materiałach drukarskich od momentu ich stworzenia, a opracowanie pisma narodowego nie było aktem emancypacji, lecz – przeciwnie – być może nieświadomym, ale jednak jednoznacznym gestem wykluczenia obywateli, którzy używali innych skryptów. Zacytowany fragment sugeruje, jakoby zaborcy narzucali nam swoje litery (cyrylicę i gotyk), wobec czego po odzyskaniu niepodległości trzeba było zaprojektować własną czcionkę, byśmy mogli pisać po naszemu. Wystarczy pobieżny rzut oka na jakikolwiek druk w języku polskim sprzed 1918 r., by przekonać się o nieprawdziwości tej tezy.

Nie rzucim czcionki

Pomysły na stworzenie „czcionki narodowej” powróciły na przełomie XX i XXI w. w homogenicznej etnicznie i językowo III Rzeczypospolitej. Próbę opracowania pisma, którym mieliby posługiwać się wszyscy Polacy, podjął krakowski projektant Tomasz Wełna, który w 2010 r. opublikował krój Apolonia. Widać w nim silne inspiracje pomysłami Półtawskiego, co świadczy o tym, że trudno jest wymyślić starą, dobrą, rzymską antykwę od nowa, na dodatek tak, by zaspokajała symboliczną potrzebę narodowej identyfikacji.

Współcześnie, kiedy typografowie i zwykli użytkownicy komputerów mają do dyspozycji setki lub tysiące fontów z polskimi znakami, a sami projektanci pism funkcjonują na globalnym rynku, idea stworzenia pisma dla jednego narodu wydaje się przestarzała i utopijna. Zwykły użytkownik zapewne nie dostrzeże różnicy między łamem zapisanym „polskim krojem” a tym samym łamem inną czcionką. Zatem w szerszym kontekście współczesne powodzenie pism narodowych może opierać się zapewne jedynie na patriotycznym marketingu, czyli przekonaniu Polaków, że potrzebujemy własnego pisma.

Całość komplikuje fakt, że pismo tekstowe, czyli takie, które służy do składu dłuższych form (książek, artykułów), okazuje się być bardzo oporne na zmiany. Dość spojrzeć na starożytne rzymskie inskrypcje – formy liter niemal nie różnią się od wielkich liter w niniejszym tekście. W historii Europy pojawiały się wielkie i radykalne reformy pisma: jak wprowadzenie łacinki w miejsce pisma arabsko-perskiego w Turcji Kemala Atatürka czy niespodziewane porzucenie pisma gotyckiego, zadekretowane przez administrację Adolfa Hitlera w 1941 r. Były to jednak raczej wyjątki potwierdzające regułę długiego trwania pisma łacińskiego, a zwłaszcza antykwy. Dlatego pismo takie jako nośnik treści ideologicznych ma swoje ograniczenia. Radykalne ingerencje w tradycyjne formy liter powodują słabą czytelność i – w konsekwencji – odrzucenie danego kroju.

Jednak „oczywistość” i pozorna transparencja antykwy mają też swoje zalety, ­jeśli dostrzeżemy w niej nośnik ideologicznych treści. Jak argumentuje geograf Tim Edensor, codzienne nawyki, rytuały, style życia (których częścią jest predylekcja do określonego kształtu liter), ­ustanawiają poczucie przynależności narodowej. ­Zdajemy sobie z tego sprawę dopiero wówczas, gdy dochodzi do wstrząsu lub destabilizacji. Zauważylibyśmy znaczenie antykwy dla naszego poczucia tożsamości, dopiero w chwili, w której ktoś próbowałby nam ją zabrać i siłą zastąpić innym pismem.

Pytanie jednak brzmi: o jakiej tożsamości mówimy? Zaryzykowałabym odpowiedź, że nie chodzi tutaj o tożsamość narodową, lecz pragnienie bycia częścią zachodniej kultury łacińskiej. Związek między przynależnością do większych obszarów kulturowych a pismem widać dobrze w krajach, które są mniej homogeniczne kulturowo niż Polska. Chociażby we współczesnej Serbii współistnieją dwa skrypty: łacinka używana jest przez liberałów, a cyrylica – przez zakorzenionych w prawosławiu konserwatystów.

Cichy symbol

Niezmienność, neutralność i transparencja pisma łacińskiego powodują, że jego wymiar ideowy jest głęboko ukryty, przez co słabo sprawdza się ona w roli ideologicznej flagi, którą można machać wtedy, gdy chcemy zamanifestować tożsamość lub poglądy. W tej roli dużo lepiej sprawdzają się pisma akcydensowe – bardziej ozdobne, swobodne i wyraziste, nieobarczone rygorem czytelności i ergonomii. Takim pismem jest chociażby spontanicznie tworzona na bazie znaku Solidarności solidaryca, o którą toczą boje konserwatywny NSZZ „Solidarność” i różne grupy, które widzą w niej symbol emancypacji: feministki, ruchy LGBT+ czy lokatorzy. Za rządów PO solidaryca chętnie obsadzana była w roli symbolu narodowego. Projektowane na zlecenie prezydenta Bronisława Komorowskiego znaki, na przykład z okazji obchodów 25-lecia wyborów z 1989 r., były zapewne próbą stworzenia rozpoznawalnej na całym świecie identyfikacji wizualnej Polski, nawiązującej do sukcesu transformacji i pokojowych przemian demokratycznych. Jednocześnie było to podejście do stworzenia centrowej, konsolidującej cały naród symboliki. Jak wiemy, próby te zakończyły się fiaskiem.

Współcześnie, zgodnie z aktualną polityką historyczną, Kancelaria Prezydenta sięga po zabytek typografii z dwudziestolecia międzywojennego, z tak popularnymi obecnie konotacjami militarnymi. Niezależnie jednak od tego, w jak bardzo przepełnionym narodowymi sentymentami kontekście byłaby przedstawiana Brygada 1918, warto pamiętać, że jest to wciąż antykwa, czyli cichy, lecz wytrwały symbol przynależności do zachodniej kultury oświecenia. ©


KRÓJ, CZCIONKA, FONT. Pisząc na komputerze, choćby krótkie notatki, dokonujemy wyboru czcionki. Na pozór decyzja ta jest błaha; podejmujemy ją wszak szybko, niemal machinalnie, jeśli nad czymkolwiek się w tym kontekście zastanawiamy, to co najwyżej nad walorami estetycznymi danego fontu. W rzeczywistości jednak krój może być nośnikiem najprzeróżniejszych treści, w tym znaczeń o charakterze ideologicznym. W jaki sposób czcionka staje się częścią naszego symbolicznego imaginarium narodowego i co to oznacza dla nas jako użytkowników pisma?


MARCIN WICHA (ur. 1972) – grafik, projektant, eseista, pisarz, autor książek dla dzieci. Publikował między innymi w „Autoportrecie”, „Literaturze na Świecie” i „Tygodniku Powszechnym”, w którym także przez kilka lat prezentował cotygodniowe komentarze rysunkowe. W 2015 r. wydał tom autobiograficznej prozy „Jak przestałem kochać design”, dwa lata później „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, za którą otrzymał Paszport „Polityki”. Autor kilku książek dla dzieci.

ŁUKASZ DZIEDZIC (ur. 1967) – typograf. Zaprojektował litery używane m.in. przez Empik, American Airlines, Rząd Szkocji, Associated Press, Red Bull Music Academy, Kultura.pl, Goethe Institut i setki innych. Jego krój Lato jest jednym z najpopularniejszych na świecie darmowych fontów, ma ponad 3000 znaków w 18 odmianach – cyrylicę, grekę, możliwość pisania we wszystkich alfabetach opartych na alfabecie łacińskim. Jego font More Pro stosujemy na stronie www.TygodnikPowszechny.pl

AGATA SZYDŁOWSKA (ur. 1983) – krytyczka designu, kuratorka. Współpracuje z kwartalnikiem „2+3D” oraz „Monitor Magazine”. Wykłada historię designu w poznańskiej School of Form oraz warszawskiej Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Współpracuje także z Akademią Sztuk Pięknych w Katowicach. Wydała książki „Miliard rzeczy dookoła. Agata Szydłowska rozmawia z polskimi projektantami graficznymi”, „Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w Polsce”, a w 2017 r. „Od solidarycy do TypoPolo. Typografia a tożsamości zbiorowe w Polsce po roku 1989”. Mieszka w Delhi.

BOGNA ŚWIĄTKOWSKA (ur. 1967) – dziennikarka i promotorka kultury, współpracowała z „Brulionem” i „Życiem Warszawy”. W latach dziewięćdziesiątych prowadziła pierwsze audycje o muzyce hip-hopowej. W latach 1999-2002 redaktorka naczelna miesięcznika „Machina”. Od 2002 r. jest prezesem założonej przez siebie fundacji Bęc Zmiana.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2018

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 02/2018