Kres marzeń o potędze

Rosyjskie samoloty na granicy, uchodźcy, konflikt z Kurdami: w Turcji panuje chaos. Ale chaos częściowo kontrolowany. Dzięki niemu partia Erdoğana chce zachować władzę.

11.10.2015

Czyta się kilka minut

Prezydent Recep Tayyip Erdoğan, Stambuł, 25 września 2015 r. / Fot. Yasin Bulbu / AFP / EAST NEWS
Prezydent Recep Tayyip Erdoğan, Stambuł, 25 września 2015 r. / Fot. Yasin Bulbu / AFP / EAST NEWS

Jest późny wieczór. Ciemnymi ulicami Şırnak, miasta w południowo-wschodniej Turcji, jedzie opancerzony samochód. Wlecze za sobą ciało ciemnowłosego mężczyzny, na sznurze okręconym wokół jego szyi. Twarz szoruje po asfalcie, widać tylko brzuch, odsłaniany raz po raz, gdy podwinie się czerwony podkoszulek.

To Haci Lokman Birlik, lat 24, szwagier Leyli Birlik, jednej z liderów prokurdyjskiej partii HDP, z zawodu aktor. Ale to nie film. Birlik naprawdę zginął kilka godzin wcześniej, gdy tureckie siły policyjne starły się w tym mieście z Kurdami, a policjanci naprawdę zbezcześcili w ten sposób jego zwłoki. Jak na ironię, sami wszystko nagrali, z wnętrza wozu ciągnącego ciało.

Standardowe bestialstwo
„Prowokacja!” – orzekli politycy rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), gdy nagranie z Şırnak obiegło tureckie media społecznościowe. Twierdzili, że film sfabrykowali poplecznicy kurdyjskiego podziemia, Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), by zdyskredytować tureckie władze i zaostrzyć konflikt w regionie. Później, gdy znano już szczegóły, przyznali, że nagranie jest prawdziwe, ale uznali, że nie powinno oburzać. „To naturalna praktyka stosowana na całym świecie w przypadku podejrzenia, że terrorysta może mieć przy sobie bombę” – tłumaczyli usłużnie dziennikarze prorządowej gazety „Sabah”. Dopiero gdy wieść dotarła za granicę, premier Ahmet Davutoğlu oznajmił, że to praktyki niedopuszczalne.

Teraz nad Bosforem nie brak opinii, że była to prowokacja, ale rządowa. – Gdy policja robi coś takiego, w oczywisty sposób wywołuje to oburzenie, które działa na rzecz PKK – uważa w rozmowie z „Tygodnikiem” Süleyman Özeren, ekspert od terroryzmu. I o to miałoby chodzić: o sprowokowanie Kurdów do ostrej reakcji, może powstania, które rząd mógłby krwawo stłumić.

Gdyby wydarzenia tak się potoczyły, byłaby to dla władz niemal gwarancja, że wschodnia Turcja, zamieszkana przez zwolenników prokurdyjskiej partii HDP, zostanie odcięta od możliwości głosowania w przedterminowych wyborach parlamentarnych 1 listopada. Zresztą pierwsze próby blokowania tam wyborów już podjęto: pod koniec września władze prowincji Cizre ogłosiły, że nie mogą zapewnić wyborcom bezpieczeństwa, i że w kilku dzielnicach miasta Cizre nie powołają komitetów wyborczych. Nikt nie ma wątpliwości, że nie chodzi o bezpieczeństwo, ale o fakt, iż to HDP, a nie AKP, jest masowo popierana w tym regionie.

Eliminując wyborców prokurdyjskich, rząd AKP chce zapobiec powtórce z lipca, gdy Kurdowie zdobyli ponad 10 proc. głosów i dostali się do parlamentu – pozbawiając w ten sposób AKP samodzielnej większości. A że AKP nie znalazła koalicjanta, konieczne okazuje się teraz kolejne głosowanie, zaledwie po czterech miesiącach.

Wiedząc o tych kalkulacjach, politycy HDP zarzucają rządowi indolencję i sugerują, że władza, która nie potrafi zapewnić obywatelom możliwości głosowania, powinna ustąpić. Kwestię przestrzegania standardów demokracji podnoszą też zachodni politycy. Ale niezbyt mocno – wobec kryzysu uchodźczego i rosyjskiej interwencji w Syrii, USA i Europa wyraźnie nie chcą drażnić prezydenta Erdoğana.

Cena spokoju
Zachód, który jeszcze jakiś czas temu apelował o przestrzeganie w Turcji praw człowieka i powstrzymanie antykurdyjskich zamieszek, ostatnio w tej sprawie zamilkł. „Wygląda na to, że Unia Europejska poświęci wszystkie nadzieje na demokrację i wolność słowa w Turcji, jeśli tylko Erdoğan zatrzyma falę uchodźców” – pisze opozycyjny dziennik „Zaman”.

Ten scenariusz zdaje się sprawdzać. Wydarzenia w Şırnak niemal zbiegły się z wizytą prezydenta Turcji w Brukseli, gdzie rozmawiał z unijnymi przywódcami o kryzysie uchodźczym. Erdoğan krytykował Unię za jej podejście do problemu i przypomniał, że Turcja radzi sobie z uchodźcami od przeszło czterech lat, czyli od początku wojny w Syrii: dziś żyje tu ponad 2 mln Syryjczyków, podczas gdy do Europy dostało się z Bliskiego Wschodu „zaledwie” pół miliona uchodźców. Erdoğan podkreślał, że w jego kraju uchodźcy, bez względu na wyznanie, spotykają się z pomocą i życzliwym przyjęciem. Zarzucił Unii, że własnymi rękoma „spycha” uchodźców w głębiny Morza Śródziemnego. Utworzenie w Syrii „bezpiecznej strefy”, o co Turcja zabiega od dawna, to zdaniem Erdoğana jedyne rozwiązanie mogące powstrzymać falę uchodźców.

Do tego nikt jednak się nie kwapi. Amerykanie i Europejczycy są świadomi, że takie przedsięwzięcie może wymagać posłania do Syrii żołnierzy. Jedyne, co Unia proponuje Turkom, to miliard euro na pomoc uchodźcom – z zastrzeżeniem, że pieniądze zostaną wykorzystane na ich edukację i asymilację, a także że Turcja zacznie ich rejestrować i w razie potrzeby udostępni Europie te dane. Niezależne tureckie media (nieliczne, które pozostały) twierdzą, że Europa, która kiedyś krytykowała autorytarne zapędy Erdoğana, dziś patrzy na niego jak na zbawcę, który może uwolnić ją od uchodźczego kłopotu. W zamian Ankara chce m.in. postępu w rozmowach akcesyjnych z Unią, uproszczenia procedur wizowych dla swych obywateli. No i przymykania przez Europę oka na to, co robią tureckie władze – także wobec Kurdów.

Kogo zwalcza Rosja?
Dla prezydenta, którego partia AKP systematycznie traci poparcie, mogła to być szansa na granie pierwszych skrzypiec – i w kraju, i w całym regionie (takie zresztą są od dawna jego ambicje). Jednak te plany mogą zostać pokrzyżowane. Zwłaszcza militarna interwencja Rosji – która nie tyle chce nagle zwalczać dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego (IS), co wyjść z izolacji spowodowanej wojną na Ukrainie i wrócić do globalnej gry, podtrzymując przy okazji prezydenta Syrii Baszara al-Asada i rozbudowując swe bazy wojskowe w regionie (port w Tartus, bazy koło Latakii) – boleśnie pokazuje Erdoğanowi, że to nie on rozdaje karty na Bliskim Wschodzie.

Moskwa i Damaszek zgodnie twierdzą teraz, że rosyjskie naloty zaczęły się na prośbę prezydenta. Tego samego, którego obalenia pragnie Erdoğan, i z którym od czterech lat walczy syryjska opozycja, dozbrajana przez USA. Choć Moskwa deklaruje, że celem jej akcji jest wojna z dżihadystami z IS, fakty temu przeczą. Rosja twierdzi, że przeprowadziła już kilkadziesiąt ataków przeciw IS, ale nie zdołała dostarczyć szczegółowych lokalizacji celów, które rzekomo były bombardowane. Tymczasem są dowody, że bomby spadły na walczące przeciw Asadowi siły opozycyjne w miejscowościach Talbiseh i Rastan w prowincji Homs oraz w Al-Lataminah w prowincji Homa – gdzie nie ma dżihadystów z IS.
Ale, podobnie jak wcześniej w przypadku Ukrainy, rosyjska propaganda i dyplomacja nie przejmują się faktami; rosyjskie media wbijają Rosjanom do głów, że naloty osłabiły poważnie dżihadystów... A gdy Putin dodatkowo oskarżył Turcję o brak skutecznych działań przeciw IS – dyplomatycznie, ale jednak – wskazując przy tym zwalczane przez nią siły kurdyjskie jako jedyne, które w ogóle walczą z dżihadystami w Syrii i Iraku, było to dla Erdoğana jak policzek.

Wśród możliwych scenariuszy wymienia się teraz i taki, w którym Syria rozpada się na kilka kawałków, a jednym z nich wciąż będzie rządzić wspierany przez Rosję Asad. Dzielenie sąsiadów na gorszych (Kurdów) i lepszych (nie-Kurdów) okazało się dla Erdoğana strzałem w stopę. „Może się zdarzyć, że gdy będą ważyły się losy Syrii, dla Turcji nie będzie miejsca przy stole obrad. Zajmą je syryjscy Kurdowie” – mówił dziennikowi „Zaman” Ünal Çeviköz, były ambasador Turcji w Moskwie.
Dla Erdoğana byłaby to polityczna klęska. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2015