Kredyt to świetna rzecz, ale...

Wnioski, jakie wyciągniemy z kryzysu, zależeć będą od nadanych im interpretacji. W tych kwestiach zaś brak jednomyślności.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Przekonanie, że dzisiejszy kryzys finansowy ma źródło w zaniku kapitalistycznego etosu, zastąpionego nieskrępowaną zachłannością i bezwstydną chciwością - jest dość częste. Byłby to więc kryzys moralny, wymagający przeciwdziałania na gruncie etyki, zwłaszcza etyki biznesu. Dominację zdaje się jednak zdobywać pogląd, że to rezultat, a zatem i kompromitacja neoliberalizmu panującego w ekonomii ostatnich dziesięcioleci. Do głosu dobija się też przekonanie, że oto nadszedł kres wolnorynkowego kapitalizmu i trzeba zrehabilitować socjalizm. Wersja umiarkowana propaguje tezę o konieczności przywrócenia aktywnej roli państwa w gospodarce. Radykałowie sugerują, by rozważyć, czy aby Fidel Castro nie miał racji. To ostatnie stanowisko może powołać się na fakt, że Kuba nie doświadczyła załamania ani na giełdzie, ani na rynku kredytów hipotecznych.

Prosta reguła

Jest jedna konkluzja wolna od uwikłania w moralne, doktrynalne i ideologiczne kontrowersje, brzmiąca realistycznie, czyli bardziej pesymistycznie, niż tamte: ludzie nie mogą mieć tego, na co ich nie stać. Dotyczy to nie tylko domów i nie tylko w Ameryce. Próby ominięcia tej prostej reguły, niezależnie od tego, czy przez państwo za publiczne pieniądze, czy przez komercyjne banki za pieniądze ciułaczy, kończą się klęską.

Jeszcze kilkanaście lat temu któryś z amerykańskich komentatorów ekonomicznych drwił, że banki gotowe są pożyczać pieniądze tylko tym, którzy ich nie potrzebują. Od potencjalnego pożyczkobiorcy wymagano bowiem zabezpieczeń majątkowych i dochodowych, jakimi dysponowali jedynie ludzie wystarczająco bogaci, aby nie korzystać z kredytu. Bogaci mogli zaciągać kredyt na zakup coraz bardziej luksusowych rezydencji, limuzyn, jachtów, biżuterii, dzieł sztuki i innych dóbr, gdy biedni nie mogli wyrwać się ze slumsów i życia w ubóstwie, bo nikt im nie chciał pożyczyć złamanego dolara na rozpoczęcie nowego, lepszego życia.

Banki były wówczas uważane za ekskluzywne instytucje obsługujące specjalnych klientów, a bankierzy za elitę kapitalistycznego establishmentu. Zwykli ludzie natomiast często nie mieli nawet konta bankowego. Wtedy to pojawiły się ze strony polityków - w USA związanych zwłaszcza z ekipą prezydenta Clintona - nawoływania do zdemokratyzowania polityki kredytowej, wyjścia z pożyczkami do "zwykłych ludzi". W tle kryły się specyficzne dla Stanów Zjednoczonych i wstydliwie skrywane kwestie rasowe - beneficjentami rozszerzonej akcji kredytowej mieli się stać ludzie biedniejsi, co w tamtejszych realiach oznacza: raczej nie-biali. Ekspansywna akcja kredytowa - zwłaszcza kredytów hipotecznych - była odpowiednikiem lub wręcz częścią politycznej akcji afirmatywnej. Bankierzy w to weszli.

Życie ponad stan

W latach 80., a więc okresie dominowania thatcheryzmu i rea­ganomii, stale powtarzano, że finanse publiczne powinny być prowadzone na wzór budżetów domowych, z których wydać można jedynie tyle, ile ma się do dyspozycji, a pożyczać tylko tyle, ile można oddać z bieżących dochodów. Wzorem dla ministrów skarbu i finansów miały być skrzętne gospodynie domowe, którym rachunki zgadzają się na koniec każdego miesiąca.

W latach 90. nastąpiło odwrócenie tych zasad gospodarowania. Ułatwiony dostęp do kredytów konsumpcyjnych sprawił, że to gospodarstwa domowe zaczęły naśladować sposób zarządzania pieniędzmi przez władze państwowe: wydawać więcej, niż ma się dochodu, i zadłużać się bez dylematu, skąd weźmie się pieniądze na spłatę długów. Doraźnie brano je ze sprzedaży obligacji emitowanych pod zabezpieczenie hipoteczne nieruchomości, tak jak państwo emituje obligacje skarbowe na sfinansowanie deficytu budżetowego. Niemożność spłaty zaciągniętych kredytów i nadpodaż niespłaconych nieruchomości, prowadząca do spadku ich ceny, doprowadziły do załamania tej swoistej piramidy finansowej.

Bez sztuczek

Kredyt to znakomity pomysł, a kredyt hipoteczny - wprost wspaniały. Bez niego na zakup jakiegokolwiek dobra o cenie przekraczającej bieżące dochody trzeba byłoby oszczędzać przez długi czas. Nabycie dóbr trwałych i drogich, takich jak dom czy mieszkanie, wymagałoby odkładania co miesiąc znacznej sumy przez 20-30 lat, aby zebrała się kwota wystarczająca na ich zakup.

Kredyt pozwala odwrócić kolejność oszczędzania i zakupu. Dom, mieszkanie czy samochód można mieć od razu, a stosowne sumy składające się na ich wartość wpłacać co miesiąc do banku jako spłatę uzyskanego w nim kredytu.

Są jednak ludzie o dochodach tak niskich, że nie mają z czego oszczędzać, a więc odkładać co miesiąc na zakup trwałych dóbr. Tym bardziej nie stać ich na spłacanie kwot jeszcze większych, składających się na raty zaciągniętej pożyczki, powiększone o bankową prowizję. Niegdyś ich niezdolność kredytowa uniemożliwiłaby im po prostu zaciągnięcie pożyczek. Gdy im ich lekkomyślnie udzielono, spowodowało to załamanie rynku kredytów hipotecznych.

Nie ma za darmo

Jak głosi znane powiedzonko: nie ma lunchu za darmo, jest tylko kwestia, kto za niego zapłaci. Tym bardziej nie ma za darmo domów czy mieszkań. Jeśli za obiad nie płaci ten, kto go zjadł, a za dom ten, kto w nim mieszka, to rachunki uregulować musi ktoś inny. Szeroka akcja kredytowa miała pozwolić na uzyskanie własnego domu tym, którzy nie dysponowali środkami na ich zbudowanie. Okazało się, że wielu nie było zdolnych do spłacania zaciągniętych na ten cel kredytów i wszyscy teraz płacą za to wysoką cenę.

W tej sytuacji spodziewać się można powrotu głosów, że domy i mieszkania dla tych, których na nie nie stać, powinno budować i utrzymywać państwo.

Ale państwo, które hojnie finansuje domy, mieszkania i inne dobra tym, których nie stać, popada z tego powodu w długi, deficyt i wreszcie finansowe kłopoty, odbijające się na sytuacji wszystkich. Dziś mało kto pamięta, że monetarystyczna i neoliberalna polityka lat 80. i 90. była odpowiedzią i ratunkiem po rujnującej państwowe finanse polityce socjalnej lat 60. i 70., w wyniku której wiele państw (z Wlk. Brytanią na czele) znalazło się w takiej sytuacji, jak niektóre dzisiejsze banki, stojące na granicy niewypłacalności i wymagające natychmiastowego ratunku.

Zwolennikom zwiększenia roli państwa w gospodarce trzeba zwrócić uwagę, że ekspansja kredytowa ostatnich lat była wynikiem aktywnej polityki instytucji publicznych, zwłaszcza amerykańskiego banku centralnego (Fed). W odpowiedzi na giełdowe załamanie, wywołane pęknięciem bąbla spekulacyjnego rynku tzw. nowych technologii oraz groźbę gospodarczej zapaści po ataku na WTC, Fed obniżył stopy procentowe poniżej inflacji. Wtedy po kredyty ruszyli hurmem wszyscy Amerykanie, w tym również ci niewypłacalni. Trzeba też przypomnieć, że w Polsce slogan o budownictwie mieszkaniowym jako kole zamachowym gospodarki pchał państwo do wspierania budownictwa społecznego i specjalnych pożyczek mieszkaniowych. Efekty są mizerne i lepsze raczej nie będą.

Podstawowych reguł ekonomicznych nie da się ominąć ani wyrafinowanymi technikami finansowania poprzez skomplikowane instrumenty pochodne, ani proste rozdawanie dóbr opłacanych ze środków publicznych. Obciąża to rozdające je instytucje i po przekroczeniu granic rozrzutności (trudnych do ścisłego wyznaczenia) doprowadza je do załamania. Ludzie po prostu nie mogą mieć tego, na co ich nie stać. Nawet, gdy ta niemożność wyraża się w niezdolności spłacania zaciągniętego na ich zakup kredytu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008