Kręcą mnie dźwięki

300 metrów od marketu budowlanego, w szeregowcu z lat 60. Jaromir Waszczyszyn pracuje nad przełomem w muzyce hi-fi. Rewolucja na razie pożarła porządek w jednym pokoju.

18.03.2019

Czyta się kilka minut

Jaromir Waszczyszyn ze swoimi kolumnami wyposażonymi w głośnikowy procesor dźwięku, Kraków, luty 2019 r. / JACEK TARAN
Jaromir Waszczyszyn ze swoimi kolumnami wyposażonymi w głośnikowy procesor dźwięku, Kraków, luty 2019 r. / JACEK TARAN

Proszę do mnie zadzwonić, kiedy pan będzie na miejscu. Jak każdy szanujący się elektronik, mam od dawna zepsuty dzwonek przy bramce – doradził przez telefon.

Dzwonek rzeczywiście nie działał. Ale był to jedyny dźwięk, który tego dnia nie wybrzmiał dostatecznie soczyście.

Układanie zwojów

W pokoju, w którym Jaromir Waszczyszyn przyjmuje gości („interesantów, proszę pana, to ma Zakład Ubezpieczeń Społecznych”), małe lampki wyłuskują z półmroku jedynie to, na czym ma się skupić uwaga gościa. Jedna oświetla gitary ze zbiorów gospodarza i fragmenty starych instrumentów porozwieszane na gobelinach. Drugą skierowano na zestaw audio umieszczony naprzeciwko sofy: odtwarzacz płyt kompaktowych i dwie niewielkie kolumny w aluminiowych obudowach wyglądające na pierwszy rzut oka jak tanie głośniki do komputera. W głębi pokoju, przy ścianie, stoją ukryte w półmroku dwie inne kolumny w majestatycznych obudowach ze szlachetnego drewna, każda mniej więcej wielkości lodówki.

– 20 tysięcy złotych sztuka – macha ręką Waszczyszyn zapytany o cenę. – Wcale nie najdroższe w mojej ofercie. Ale nie o nich chciałbym panu opowiedzieć. Nie lubię mówić o sprzęcie, chociaż go produkuję, bo sprzęt to jedynie narzędzie do osiągnięcia celu. Celem jest dźwięk i o nim porozmawiajmy. Mnie kręcą dźwięki.

Niepozorny szeregowiec na krakowskiej Olszy, tuż przy płocie szkolnego boiska, to jeden z ważniejszych adresów na audiofilskiej mapie Polski. Dla ludzi, którzy szukają wzorca doskonałego brzmienia, wzmacniacze, odtwarzacze i kolumny głośnikowe sygnowane przez Jaromira Waszczyszyna stanowią często obiekt marzeń. Gdy mowa o marzeniach, nie sposób niestety nie wspomnieć ponownie o ich cenie. Konstruktor najchętniej sprowadziłby ten wątek do konstatacji, że cennik jego produktów odzwierciedla nakład pracy i użytych materiałów, choć nie bez satysfakcji dodaje, że spod jego ręki wychodziły już do klientów zestawy audio o nakładzie pracy wycenionym na ponad milion złotych. – Transformatory zwijam ręcznie ze srebrnego drutu odpowiedniej klasy czystości produkowanego specjalnie dla mnie przez laboratorium na Śląsku. Ze dwa miesiące trwa takie układanie zwojów, ale tylko w ten sposób mogę uzyskać podzespoły o parametrach do zaakceptowania. Ale naprawdę, dość już o technologii, posłuchajmy muzyki – powtarza.

W odtwarzaczu, którego obudowę wycięto z jednego bloku granitu, ląduje płyta CD. Pokój wypełniają nagle krystalicznie czyste dźwięki koncertu wiolonczelowego z doskonale oddaną głębią, która daje wręcz namacalne wrażenie rozmieszczenia poszczególnych instrumentów na scenie.

Po chwili Waszczyszyn niespodziewanie wyłącza jednak muzykę. – A teraz – zarządza – podłączymy do tych głośników pański telefon. Ma pan tam jakąś muzykę lub aplikację Spotify?

Fala za falą

Rewolucja zaczęła się na niemieckiej autostradzie.

– Znajomy spytał mnie kiedyś: a właściwie to dlaczego głośniczki do komputera nie mogą ładnie grać? Najpierw się zaśmiałem – opowiada konstruktor – ale zaraz potem pomyślałem: „cholera, a właściwie to dlaczego”. Wracałem akurat od przyjaciół z Niemiec. Pogoda pod psem, sypało śniegiem, autostrady puste, bo Niemcy w taką pogodę nie jeżdżą, jak nie muszą. Miałem więc przed sobą tysiąc kilometrów i wolną drogę. I wtedy wymyśliłem cyfrowy procesor głośnikowy.

Zamiast wyjaśnienia, konstruktor podaje słuchawki podłączone do wzmacniacza własnej produkcji wyposażonego w taki procesor. Po prostu przyzwoicie brzmiące słuchawki z marketu, żadna tam audiofilska konstrukcja za kilkanaście tysięcy złotych. Telefon musi jeszcze poczekać na swoją kolej: Waszczyszyn włącza ponownie swój granitowy odtwarzacz CD.

Dźwięk w słuchawkach jest wciąż soczysty i potężny.

– A teraz – podpowiada – proszę wcisnąć ten przycisk, który wyłącza procesor.

To samo nagranie błyskawicznie matowieje i traci przestrzeń.

– Właśnie tak działa procesor – promienieje konstruktor. – Założenie było proste: stworzyć coś, co sprawi, że ograniczenia materiałowe i konstrukcyjne przestaną mieć wpływ na brzmienie, bo to sygnał ze źródła dopasuje się do tego, co emituje dźwięk.

Produkcja sprzętu grającego z wyższej półki to ustawiczne zapasy z prawami fizyki. Interferencjami, rezonansami, elastycznością membran, które montuje się w głośnikach. Dźwięk zarejestrowany na nośniku w formie zero-jedynkowego cyfrowego kodu zmienia się w przetworniku w sygnał analogowy, który potem kolumny muszą zamienić w fale akustyczne o odpowiedniej charakterystyce. Szkopuł w tym, że fale te nigdy nie będą dokładnym odwzorowaniem tego, co zapisano na nośniku. Głośniki zakłócają sobie nawzajem pracę. Wytwarzany przez nie dźwięk odbija się w obudowie kolumny, rykoszetuje po podłodze. Na to wszystko producenci mają zwykle odpowiedź z arsenału sztuczek inżynieryjnych: inne konstrukcje, nowe materiały. Membrany głośników pokryte kewlarem albo nawet warstwą diamentową. Przewody ze srebra lub złota. Fetysz surowca. Audiofilski świat zna kable zasilające za ponad 100 tys. euro sztuka. Nie dziwią go też niebotyczne ceny wzmacniaczy zbudowanych z użyciem lamp pozostawionych przed laty w Japonii przez obsługę amerykańskich stacji łączności. O takich detalach audiofile potrafią dyskutować godzinami. Całymi dniami zmieniać kable głośnikowe w poszukiwaniu takich, które wreszcie zaczną grać tak, jak powinny. Dobierać latami wzmacniacze, przedwzmacniacze, napędy CD w pogoni za brzmieniem idealnym, czyli takim jak w naturze. Waszczyszyn od lat z lubością oddaje się takim debatom o dzieleniu kabla na czworo wraz z kolegami z Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego.

– Na pewnym etapie kariery konstruktorskiej zdałem sobie jednak sprawę z tego, że zamiast usunąć przyczyny, próbujemy w ten sposób jedynie ograniczać straty – tłumaczy. – A przecież wystarczyło odwrócić tok rozumowania: jeśli wiemy, jakie szkody dla akustyki niesie ze sobą konstrukcja głośnika, lepiej wprowadzić takie modulacje sygnału wejściowego, by zniwelowały te zniekształcenia.

Sama idea nie jest nowa. Dość przywołać chociażby wynalazek znany jako aktywna redukcja szumu, który polega na emisji fal dźwiękowych o amplitudzie odwrotnej od tych odpowiedzialnych za szumy: obie fale nakładają się potem na siebie niwelując zakłócenia. Szkopuł w tym, że w świecie hi-endu, czyli producentów zestawów audio z najwyższej półki, takie założenie oznacza wywrócenie branżowego paradygmatu, który zakłada, że sprzęt nie ma prawa zmieniać sygnału wychodzącego ze źródła. Ma go jedynie odtwarzać.

W tym wszystkim, jak mówi konstruktor, zgubiono gdzieś jednak coś szalenie ważnego. A raczej kogoś. Słuchacza.

Wyrobieni i wrobieni

Wracamy więc do smartfona. Waszczyszyn sięga po porządny kabel („nie do końca wiadomo, w jaki sposób, ale jakość kabla ma jednak wpływ na jakość odtwarzanej muzyki”) i podłącza mojego starego iPhone’a do swoich głośników. Z listy utworów Spotify w drodze głosowania wybieramy „Kattornę” w wykonaniu Tomasza Stańki, którą obaj dobrze znamy.

Pokój niespodziewanie wypełnia sprężysty bas z pięknie zmatowioną trąbką i subtelnie zarysowaną linią perkusji, przez którą raz za razem przebija się fortepian. Dla odmiany przechodzimy więc na eksperymentalne soprany Björk – z równie udanym efektem. Krystalicznie czysty głos wokalistki zdaje się wisieć pomiędzy kolumnami, na wysokości twarzy słuchacza.


Czytaj także: Andrzej Muszyński: Jakość dźwięku ocenia się po cichu


Konstruktor w milczeniu kontempluje moje zdumienie. – Może mi pan nie wierzyć – odzywa się w końcu – ale tak jak ten zestaw zagrają jedynie klasyczne kolumny warte trzy, cztery razy więcej. I niech pan nie da sobie wmówić, że do dobrego brzmienia trzeba dorosnąć – zastrzega.

Bo czym jest dźwięk? Fizyk powiedziałby, że falą. Muzyk lub kompozytor dostrzeże w nim przede wszystkim emocję. Konstruktor sprzętu dźwiękiem nazywa po prostu efekt końcowy swojej pracy. Wie, jaki chciałby otrzymać, i do niego zmierza. Koledzy wierni audiofilskiej zasadzie sprzętowej transparentności dążą do czystości dźwięku za pomocą sztuczek klasycznej inżynierii i akustyki. Procesor to samo ma osiągać dzięki algorytmom napisanym pod konstrukcję konkretnego głośnika. Oczywiście, że nie ma to nic wspólnego ze starą dobrą szkołą audio, ale liczy się efekt końcowy – dźwięk.

– Mówią mi nieraz znajomi, a czasem nawet klienci, że nie słyszą różnicy w brzmieniu porządnego sprzętu audio i taniego. Wcale im się nie dziwię. Wiele urządzeń nazywanych audiofilskimi gra po prostu brzydko – krzywi się Waszczyszyn. – Faszeruje się je drogimi podzespołami albo zwyczajnie mami klienta terminem „hi-end”, bez dbałości o to, czy to potem zagra jak trzeba.

Wyrobione ucho? Waszczyszyn zdejmuje z półki bębenek i uderza weń dwukrotnie palcami. – Ten sam dźwięk odtworzony przez dobry zestaw audio powinien brzmieć tak samo jak tutaj. Jeśli chce pan nauczyć się dobrego brzmienia, proszę iść na jakiś kameralny koncert na Wawel, gdzie akustyka jest doskonała, i usiąść w pierwszym rzędzie kilka metrów od instrumentów. Myślę, że po takim doświadczeniu każdy będzie w stanie zrozumieć, co znaczy dobry dźwięk.

Ilość w miejsce jakości

Bo na dobre brzmienie powinno być stać każdego. Sprzęt hi-end to wydatek rzędu dzięsiątków, a nawet setek tysięcy złotych. Waszczyszyn miał tymczasem ambicję, by stworzyć przyzwoicie grający zestaw audio, który kosztowałby w sklepie najwyżej 3 tys. zł. Jeden pokój na piętrze domu zmienił w magazyn części i gotowych urządzeń („zabrałbym tam pana, ale żona zabroniła mi wpuszczać gości do tej graciarni”). Piwnica stała się laboratorium odsłuchowym z równoległą funkcją warsztatu.

Założenie okazało się wprawdzie zbyt ambitne, ale – jak mówi – ostatecznie udało mu się skonstruować sprzęt o więcej niż zadowalającym brzmieniu w cenie nowego laptopa. Czyli w sam raz dla współczesnego odbiorcy muzyki. – Także u siebie widzę tę zmianę – mówi dolewając wrzątku do czajniczka z zieloną herbatą. – Coraz częściej słucham muzyki z YouTube’a, z serwisów streamingowych. Jakość nagrań pozostawia oczywiście sporo do życzenia, ale w zamian zyskuję dostęp do nieprzebranych zasobów muzycznych, koncertów, których nigdy nie wydano na płycie.

Jakości dźwięku zapisanego na dobrze wydanej płycie CD nadal nic nie zastąpi, audiofilskiego odtwarzacza nie da się jednak zabrać ze sobą na wycieczkę rowerową, trening biegowy lub do tramwaju. Procesor, podobny do wymyślonego przez Waszczyszyna, można tymczasem łatwo wbudować w każdy smartfon lub radio samochodowe.

Kilka lat temu był bliski realizacji podobnego zamierzenia. Audiofilska Polska z wypiekami na twarzy kibicowała wtedy jego współpracy z Johnem Tu, właścicielem firmy Kingston Technology, który najpierw zamówił w Krakowie sprzęt do swojego domu, a potem próbował stworzyć z krakowskim konstruktorem audiofilską wersję muzycznego serwisu strea- mingowego.

Pomysł był niezły. Ale w dużych koncernach – śmieje się konstruktor – nawet świetne pomysły kapitulują czasem w konfrontacji z księgowymi.

Oni najbardziej cenią dźwięk pieniądza. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2019