Kot o dziewięciu ogonach

"Jądro ciemności" nie przyniosło nowych faktów na temat afrykańskiego szaleństwa. Waga tej powieści polegała na czym innym: Conrad z bezwzględną precyzją sformułował diagnozę choroby, toczącej europejskie społeczeństwa tamtego czasu.

29.10.2009

Czyta się kilka minut

Gdy w 1899 r. "Blackwood Magazine" rozpoczął druk "Jądra ciemności" Josepha Conrada, kolonialny terror w Afryce osiągał apogeum. Redaktorzy pisma byli przekonani, że publikują arcydzieło, które nie tylko zmieni kształt ówczesnej literatury, ale przede wszystkim przeora na wskroś europejską świadomość.

Conrad pokazał swoim współczesnym oblicze zła, które doskonale znali, bo o afrykańskich podbojach Europejczyków mówiło się bardzo dużo, często zwracając uwagę na ich bestialski charakter. Według pisarza europejskim społeczeństwom nie brakowało im wiedzy, lecz odwagi, by z posiadanej wiedzy wyciągnąć właściwe wnioski. Powracający z Południowej Afryki czy z Konga otwarcie mówili i pisali o swych doświadczeniach, ich relacje były dobrze znane.

A jednak afrykański terror nie został zatrzymany. Od czasu do czasu - gdy o jakimś srogim kolonizatorze robiło się nazbyt głośno - właściciele kompanii handlowych lub politycy wysyłali prewencyjne misje, by stworzyć pozory przeciwdziałania złu. Znacznie częściej jednak ci, którzy wyruszali do Afryki, słyszeli od przełożonych, że nie ma żadnych wytycznych dotyczących postępowania z napotkanymi plemionami, co w praktyce oznaczało nieoficjalną legalizację każdej formy przemocy.

Zło niemetafizyczne

Sven Lindqvist na początku i na końcu swojej książki pt. "Wytępić całe to bydło" powtarza diagnozę Conrada, przy czym odnosi ją już nie do mieszkańców kolonizatorskich państw z przełomu XIX i XX wieku, lecz do nas. Przez przeszło sto lat nie zmieniło się nic, mimo że po drodze doświadczyliśmy Holokaustu. Tak jak współcześni Conrada, tak i my dziś na wszelkie sposoby unikamy rozprawy z wiedzą, w którą wyposażyła nas historia. Lindqvist kilkakroć mówi, że uczy się historii, ale to nie wystarczy. "Oświecone społeczeństwa - pisze - w swojej większości i niezależnie od epoki posiadły wiedzę na temat popełnianych dawniej i popełnianych obecnie potworności w imię Postępu, Cywilizacji, Socjalizmu, Demokracji i Rynku". Myśląc o przeszłych i współczesnych formach zła, próbujemy jednak przede wszystkim uchwycić ich istotę, sprowadzić historyczny i polityczny problem zła do metafizycznego poziomu, na którym możliwe będzie wyraźne oddzielenie jasnych i ciemnych składników ludzkiej duszy. Chodzi o to, by zło osaczyć, wydzielić dla niego wąski teren (egzystencjalny, polityczny, a nawet geograficzny), wskazać miejsce, z którego zło przychodzi do naszego świata, i jednocześnie napiętnować to miejsce, by uwolnić się od współodpowiedzialności.

W tym duchu krytykowano Conradowskie "Jądro ciemności", argumentując, że poczynania belgijskiego króla Leopolda II, który nie tylko akceptował, ale wręcz zlecał regularną eksterminację ludności Konga, były czymś niespotykanym w innych rejonach ówczesnej Europy. Odpowiedzialność zatem jest ograniczona, a piętno spada jedynie na część cywilizowanego świata.

Lindqvist stanowczo sprzeciwia się tej wykładni. Według niego Belgowie nie stanowili wyjątku. Podobne historie były w owym czasie powszechne. Narrator "Jądra ciemności", snujący opowieść o degrengoladzie kolonizatorów podbijających Kongo, mógłby pochodzić z dowolnego europejskiego kraju, ponieważ cała ówczesna Europa była ogarnięta imperialistyczną gorączką. Tym, czego nie możemy do dziś zaakceptować, a co Lindqvistowi narzuca się z całą mocą, jest fakt, że zło ani nie posiada metafizycznego źródła, ani nie jest lokalne, nie przemawia głosem jednej nacji czy jednej ideologii. Co najmniej od czasów Oświecenia jest nieusuwalnym elementem cywilizacyjnego projektu, który w XVIII i XIX wieku kolonizatorzy skrupulatnie realizowali na Czarnym Lądzie.

Wytępić całe to bydło

Europa kolonizatorów miała w zasadzie jeden towar eksportowy - przemoc. Forpocztą (i zarazem kresem) cywilizowanego świata były dymiące arkebuzy i działa floty, które zabijały na odległość. Dzięki coraz lepszej technice wojennej i coraz nowocześniejszej broni przemoc była towarem w miarę tanim i powszechnie dostępnym. Lindqvist przywołuje orgiastyczne opisy eksterminacji dokonywanej w różnych częściach Afryki. Widać w nich bardzo wyraźnie, że krzewieniu cywilizacji towarzyszyło coś, co moglibyśmy nazwać rozkoszą dodatkową - perwersyjną satysfakcją, którą odczuwali kolonizatorzy. Cały ten proces - produkowania, eksportowania i używania przemocy - streszcza się według Lindqvista w zdaniu: "Wytępić całe to bydło" ("Exterminate all the brutes").

Tymi słowami kończy się raport Kurtza, bohatera "Jądra ciemności", handlarza kością słoniową, który porzuca swe zajęcie, zrywa kontakty ze światem, podbija kolejne plemiona kongijskie i ustanawia własne królestwo. Zdanie zostało dopisane ręcznie, stanowi postscriptum do oficjalnego dokumentu, który Kurtz wręcza narratorowi powieści o imieniu Marlowe. Łatwo je zignorować jako nic nieznaczący gest szaleńca, który przekroczył prerogatywy nadane mu przez kompanię handlową. Lindqvist widzi w nim jednak kwintesencję imperialistycznej postawy wobec ludzi zamieszkujących Afrykę. Słowa te wyrażają ideę, która leży u podstaw kolonizatorskich podbojów.

Łacińskie exterminare (podstawa angielskiego exterminate) oznacza "wygnać kogoś poza granice". "Terminus" zaś to sama granica. W XVIII i XIX wieku afrykańską ekspansję przedstawiano jako naturalne poszerzanie granic cywilizowanego świata, włączanie weń nowych obszarów, zasiedlanych - jak powiada Kurtz - przez "bydło". Angielskie brute oznacza "zwierzę". Gdy bohater Conrada odnosi się w ten sposób do podbitych przez siebie plemion, chce podkreślić ich zwierzęcy charakter i absolutną podrzędność względem Europejczyków. Jest przekonany, że eksterminując mieszkańców Konga, nie zabija ludzi, lecz tępi bydło. Lindqvist skrupulatnie wylicza inne - już nie literackie, lecz historyczne - przykłady podobnego traktowania Afrykańczyków. Ich liczba jest przytłaczająca.

Imperialistyczna świadomość

Wspominałem o tym, że Lindqvist w szczególny sposób podchodzi do problemu zła. Po pierwsze nie wierzy w jego metafizyczne pochodzenie, a po drugie uważa, że poszukiwania jednego źródła przemocy są skazane na porażkę. Ich daremność ukazuje w ciekawy sposób. Kwestię pochodzenia zła zastępuje pytaniem o źródła tekstowe, z których Conrad zaczerpnął swoje powieściowe koncepty. Przytacza dzieła filozoficzne, literackie, podróżnicze, polityczne etc. Znajduje w nich podobne historie i ten sam imperialistyczny dyskurs, który Conrad poddaje krytyce. W pewnym momencie uświadamia sobie (i zarazem czytelnikowi), że autor "Jądra ciemności" nie jest zadłużony u konkretnych pisarzy czy filozofów. Nie chodzi także o to, że w powieści wykorzystał jedynie własne doświadczenia z podróży do Konga. Świadomość bohaterów Conrada jest odbiciem świadomości europejskiej tamtych czasów.

Weźmy na przykład fragment z rozprawy Herberta Spencera pt. "Social Statics" ["Statyka społeczna"] z 1850 r., w którym filozof pisze, że "siły realizujące wszechogarniającą koncepcję całkowitego szczęścia nie biorą pod uwagę cierpienia, jakie niesie ze sobą podporządkowanie, i usuwają [exterminate] te sfery życia, które stoją na drodze do sukcesu. Czy to będzie ludzka istota, czy też zwierzę [brute] - przeszkoda musi być usunięta".

Spencer wyraża tutaj oświeceniowe z ducha przekonanie, że celem zachodniej cywilizacji jest pomnażanie szczęścia na świecie, przemiana całego globu w raj szczęśliwych, racjonalnych i jednakich ludzi. Koncepcja szczęścia powstała w Europie, tutaj stworzono jej model, doskonały wzorzec, który należy narzucić wszystkim, nawet jeśli ceną będzie ich śmierć.

Mówiąc jeszcze inaczej - ziemia afrykańska tylko przypadkiem trafiła w ręce dzikusów, którzy nie wiedzą, jak ją wykorzystać. Przesunięcie europejskich granic daleko w głąb Czarnego Lądu jest czymś naturalnym. Przy czym równie naturalna jest dla Spencera konieczność wytrzebienia ludności zamieszkującej Afrykę, jeśli stanowi ona - a podówczas uważano, że stanowi - przeszkodę na drodze do powszechnego szczęścia. Filozof uważał, że pierwszym narzędziem rozwoju jest kot o dziewięciu ogonach, czyli specjalny pejcz wyposażony w skórzane rzemienie, którym karcono dzieci. W koloniach stosowano pejcz ze skóry hipopotama, skręcony jak korkociąg, z kantami jak ostre noże. Symbol kolonialnej ekspansji.

Powtórzę raz jeszcze: nie są to w żadnym wypadku odosobnione przykłady rasowego radykalizmu. Lindqvist wielokrotnie powtarza, że w ten sposób myślała niemal cała ówczesna Europa. Pojawiały się różne uzasadnienia eksterminacji - polityczne, etyczne, antropologiczne i biologiczne.

Niemiecki filozof Eduard von Hartmann w jednej ze swoich rozpraw (Conrad czytał jego dzieła w angielskich przekładach) napisał, że "jeśli musimy obciąć psu ogon, to nie przysłużymy się zwierzęciu, obcinając go stopniowo, cal po calu. Równie nieludzkie jest przedłużanie sztucznymi metodami walki ze śmiercią dzikiego ludu i tak stojącego na skraju zagłady". Człowiek nowoczesny (rzecz jasna tym człowiekiem jest Europejczyk) powinien za wszelką cenę dążyć do przyspieszenia eksterminacji afrykańskich ludów, gdyż tylko w ten sposób możliwy będzie szybki postęp cywilizacyjny. Pobrzmiewa w tej argumentacji przekonanie (wzmocnione przez rozwijającą się w XIX wieku teorię ewolucji) o biologicznej konieczności wytępienia niektórych gatunków (w tym określonych grup ludzi). Skoro ewolucja jest możliwa tylko o tyle, o ile gatunki silniejsze wypierają słabsze, to znaczy, że eksterminując "dzikie ludy", przyspiesza się jedynie nieuchronne procesy cywilizacyjne. Stąd już tylko krok do teorii niższych ras, podrzędności niektórych istot ludzkich, czystości krwi, dziedzicznej skazy etc., z której narodowy socjalizm uczynił główne narzędzie walki ideologicznej, co potem zrealizował w obozach koncentracyjnych.

Teza Lindqvista jest taka oto: pisząc "Jądro ciemności" Conrad nie musiał odwoływać się do konkretnych wydarzeń w Kongu (choć przeżył niemało), nie musiał także nawiązywać do konkretnego dzieła literackiego czy filozoficznego (choć rzecz jasna takie inspiracje widać w jego utworze). Wystarczyła określona wrażliwość i zmysł społeczno-polityczny, który pozwolił mu wyciągnąć ostateczne wnioski z wiedzy na temat tego, co było treścią europejskiej świadomości.

Gdy Conrad pisał swą powieść, dwóch ambitnych kolonizatorów - Paul Voulet i Charles Chanoine - stanęło na czele środkowoafrykańskiej ekspedycji. Wieści o ich krwawym pochodzie przez Czarny Ląd dotarły do Europy, a ich francuscy przełożeni postanowili położyć kres rzezi, jaką Voulet urządzał w podbijanych wioskach. Tak jak Marlowe w powieści Conrada wyrusza w głąb Aryki, by odszukać Kurtza, tak niejaki pułkownik Clobb zaczął ścigać Vouleta. "Black­wood Magazine" ukończył właśnie druk trzeciego (ostatniego) odcinka "Jądra ciemności", gdy zbuntowany Voulet rozkazał zabić Clobba i powołał do istnienia własne królestwo.

Te zdarzenia rozgrywały się równolegle. Lind­qvist sugeruje, że były naturalną konsekwencją panującego podówczas przekonania o słuszności imperialistycznego projektu.

Machina zła

Marlowe podróżuje w głąb Konga, by odnaleźć Kurtza. Zbliża się do jądra ciemności, w którym dana mu jest ciemna epifania zła. Lindqvist również podróżuje do Konga, ale nie ma żadnych wątpliwości, że w sercu ciemności nie odnajdzie źródeł zła. Widać to zresztą wyraźnie w tych częściach książki, w których porzuca eseistyczne rozważania o złu na rzecz reporterskiego opisu odwiedzanych przez siebie miejsc. Te opisy są krótkie, bezbarwne, pełne banalnych obserwacji. Tak jakby autor dawał czytelnikowi do zrozumienia, że u kresu podróży w głąb Czarnego Lądu nie czeka na nas żadna epifania zła. Wszystko, co doprowadziło do eksterminacji afrykańskiej ludności, Lindqvist przywiózł ze sobą... w głowie i na dysku swojego komputera. To tam znajduje się poszukiwana prawda o złu. Jesteśmy depozytariuszami zagłady - to nasza przerażająca scheda, z którą musimy się zmierzyć.

Lindqvist (podobnie jak John M. Coetzee) pokazuje klęskę pewnego modelu człowieka - oświeceniowego centaura, który miał być harmonijnym połączeniem duszy i ciała - dumnego zdobywcy świata, niosącego szczęście innym narodom. Ów centaur zmienił się w przerażającą i śmiercionośną hybrydę, której działania całkowicie wymknęły się spod kontroli. To Kurtz, Chanoine, Voulet i wielu innych kolonizatorów. Ale nie jest to jedynie upadek jednostki. Wszyscy oni są trybami cywilizacyjnej maszyny, która - Lindqvist nie ma co do tego żadnych wątpliwości - nadal miele nasz czas.

Sven Lindqvist "Wytępić całe to bydło", WAB Warszawa 2009.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad 03 (44/2009)