Kosmiczny, czyli kosmetyczny

W 1977 r. ukazała się słynna książka amerykańskiego fizyka Stevena Weinberga, nagrodzonego dwa lata później Noblem, zatytułowana „Pierwsze trzy minuty”...

25.06.2013

Czyta się kilka minut

...Opisywała ona ewolucję Wszechświata w pierwszych chwilach po Wielkim Wybuchu, kiedy to zaszły zasadnicze procesy fizyczne, takie jak powstawanie lekkich pierwiastków chemicznych. Wydana w Polsce w 1980 r., była oszałamiającym sukcesem wydawniczym, o jakim wydawcy i autorzy mogą dziś tylko pomarzyć.


Znacznie spokojniej przyjęto wydaną w 1983 r. (czas stanu wojennego!) „Ewolucję kosmosu i kosmologii” Michała Hellera (uaktualnione wznowienie pod tytułem „Granice Kosmosu i kosmologii” ukazało się w 2005 r.). Tymczasem w mojej i moich kolegów opinii książka Hellera była równie znakomicie napisana i co najważniejsze – komplementarna w stosunku do książki Weinberga. Noblista przedstawił wzorowy popularny wykład fizycznej teorii, Heller opowiedział, jak ta teoria się rodziła. Dopiero lektura obu książek dawała czytelnikowi pełny obraz tego, czym jest kosmologia i czym się różni od innych nauk przyrodniczych.

Wcześniej też pojawiały się znakomite książki popularne na ten temat, by wspomnieć choćby Eddingtona. Opracowana na podstawie słynnych pogadanek radiowych w BBC „The nature of the Universe” Freda Hoyle’a (1949) dokumentuje wprowadzenie do języka terminu „Wielki Wybuch”. Jednak w przeciwieństwie do książek Weinberga i Hellera są to dziś pozycje o znaczeniu jedynie historycznym.

Kosmologia jest nauką o Wszechświecie, o jego budowie, ewolucji, rozmiarach, o początku i możliwym końcu. Wydaje się nam oczywiste, że jest to nauka ścisła w takim samym sensie jak fizyka, matematyka czy chemia; zapominamy, że jeszcze do niedawna tak nie było. Wszechświat przez wieki sprowadzał się dla badaczy do Układu Słonecznego, a potem, aż do początku XX wieku, do naszej Galaktyki – Drogi Mlecznej. O tym, że istnieją inne galaktyki, nie wiedziano. Rozważania o Kosmosie pozostawały domeną spekulacji „filozoficznych”, cokolwiek by to oznaczało, oraz teologicznych.

Nowoczesna kosmologia rodziła się w XX wieku. Początkiem były odkrycia zarówno teoretyczne – ogólna teoria względności, fizyka jądrowa, jak i obserwacyjne – stwierdzenie istnienia innych galaktyk i rozszerzania się Wszechświata. Jednak narodziny współczesnej fizycznej kosmologii łączą się z odkryciem w połowie lat 60. ubiegłego stulecia mikrofalowego promieniowania tła, resztkowego światła pochodzącego z gorącego Wielkiego Wybuchu. Doniosłość tego odkrycia podkreśla fakt uhonorowania go (i późniejszych badań z nim związanych) dwiema Nagrodami Nobla (1978 i 2006).

Rozważania filozoficzne i teologiczne ustępowały pola obserwacji i eksperymentowi. Nie oznacza to jednak, że filozofia i teologia przestały interesować się kosmologią, nawet jeśli na co dzień nie interesowały się nimi. Szczególnie filozofia ma wciąż pewną rolę do spełnienia – polega głównie na analizie metodologicznej tego, czym jest kosmologia jako nauka i czym zajmują się jej reprezentanci.

Nie ma chyba fizyka, który przejmowałby się radami metodologów. Rzeczy oczywiste przyjmuje się jako oczywiste same przez się, rzeczy nieoczywiste zwykle się pomija, usprawiedliwiając się praktyką i skutecznością. Pod tym względem kosmologia jest inna: nie ma bowiem chyba kosmologa, który nie interesowałby się tym, co filozofowie sądzą na temat jego dziedziny. Niezależnie od światopoglądu i osobistych przekonań, fizyk badający Kosmos staje przed głębokimi pytaniami filozoficznymi, dotyczącymi zarówno przedmiotu jego badań, obranych metod, przyjętych założeń, jak i wyciąganych wniosków. W dodatku większości ludzi, słusznie czy nie, nauka o Kosmosie kojarzy się z poszukiwaniem odpowiedzi na pytania eschatologiczne. Dlatego pobudza wyobraźnię laików bardziej niż chemia kwantowa, fizyka cząstek elementarnych czy ciała stałego. A przecież, jak pisał Blake, można „zobaczyć świat w ziarenku piasku/ niebiosa w jednym kwiecie z lasu...”.

Wszechświat jest wyjątkowym obiektem badań. Fizyka zrodziła się z obserwacji i eksperymentów, które można powtarzać, a na podstawie zbioru wyników dokonywać abstrahowania i uogólniania. Tak rodzą się hipotezy, a potem teorie naukowe. Wszechświat jest nam dostępny tylko w jednym egzemplarzu. Tylko raz nastąpił Wielki Wybuch. Tylko raz zaszła synteza lekkich pierwiastków. Tylko z Ziemi (i jej najbliższego otoczenia, co w skali kosmicznej nie ma znaczenia) możemy obserwować Kosmos, który przecież, być może, jest nieskończony. Tylko na początku ewolucji Kosmosu materia znajdowała się w ekstremalnych warunkach (gęstość, ciśnienie, temperatura), których nigdy nie odtworzymy w laboratorium. Wreszcie – pytanie o przyczynę tego wszystkiego kojarzy się niektórym z podstawowymi pytaniami teologicznymi. Chyba tylko badanie powstawania i istoty życia musi się mierzyć z podobnymi ograniczeniami i trudnościami.

By badać tak niezwykły obiekt, konieczne są silne założenia, graniczące z „wiarą” lub „filozoficznymi uprzedzeniami” (nie w sensie pejoratywnym). Zakładamy, że znane nam prawa fizyki można ekstrapolować do krańców Wszechświata („tako w niebie, jako i na Ziemi”), że prawa znane dziś obowiązywały zawsze i zawsze będą obowiązywać („jak było na początku, tak i teraz, i na wieki wieków”). Milcząco przyjmujemy, że umysł ludzki jest w stanie zrozumieć złożoność świata. Słynne zdanie Leibniza: „Gdy Bóg rachuje, staje się świat” oddaje nasze przekonanie, że matematyka jest istotą rzeczywistości, że możemy zastąpić niedostępną (trudno dostępną) przyrodę matematycznymi modelami. Że badanie tych modeli może prowadzić do odkrywania, jak naprawdę zbudowany jest realny Wszechświat. Ale choć matematyczne modele, w przeciwieństwie do Kosmosu, są na wyciągnięcie ręki – w naszych umysłach i na naszych kartkach papieru czy czarnych tablicach pobazgranych kredą, nawet ich badanie wymaga silnych „założeń filozoficznych”. Na przykład tych, dotyczących występujących we Wszechświecie symetrii (jednorodności, izotropowości itd.). Zasada kopernikańska jest przykładem takich silnych założeń.

Oczywiście, astronomowie i fizycy starają się weryfikować przyjmowane założenia. Sprawdzają, że w rzeczywistości nie są one łamane. Tam, gdzie uzyskują solidne ich potwierdzenie, filozofia musi ustąpić. Tam, gdzie nie da się go uzyskać (jeszcze? a może nigdy?), filozofia pozostanie. Tam, gdzie obserwacje ich nie potwierdzają, założenia lądują w koszu (jak przykładowo tzw. „silna zasada kopernikańska”).

Autora „Filozofii kosmologii” nie trzeba przedstawiać. Filozof, kosmolog, matematyk, ksiądz katolicki, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, laureat Nagrody Templetona (2008) i Medalu św. Jerzego (2013), znany jest z niezliczonych artykułów oraz książek naukowych i popularnonaukowych. „Filozofia kosmologii” stanowi moim zdaniem trzecią część i domknięcie tryptyku. „Pierwsze trzy minuty” to popularny kurs fizycznej kosmologii, „Granice kosmosu i kosmologii” przynoszą historię kosmologicznych idei, książka trzecia to epistemologiczne usprawiedliwienie nauki o Kosmosie.

Pisana najwyraźniej z myślą o czytelniku, który nie ma formalnego przygotowania ani fizycznego, ani historycznego, ani filozoficznego, robi duże wrażenie. Mistrzostwo autora polega na takim doborze problemów, by dało się je przedstawić laikowi. Jest to całkowite zaprzeczenie metody stosowanej (niestety) przez wielu współczesnych popularyzatorów, piszących o rzeczach zbyt trudnych (np. kwantowa grawitacja) lub wykraczających poza obszar dobrze ugruntowanej nauki w stronę paranaukowych spekulacji (wieloświaty etc.). Wyrządzają oni nauce krzywdę, prezentując ją albo jako niedostępną niewtajemniczonym czarną magię, albo jako intelektualny cyrk. U Hellera nie ma nic z efekciarstwa, są za to spokojne, rzeczowe, bezstronne, rzetelne i logiczne wywody. „Filozofia” zostaje pokazana właśnie jako narzędzie analizowania podstawowych założeń kosmologii, nie zaś oderwane od empirii spekulacje. Odniesienia teologiczne są nieliczne i w gruncie rzeczy sprowadzone do rozważań o charakterze filozoficznym. Dla tych, którzy chcą wiedzieć, „skąd wiemy, że wiemy” o Kosmosie tak dużo, będzie to przyjemna i pożyteczna lektura.

Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku jeden z kolegów żalił się, że korektorka pozamieniała w jego naukowej monografii słowo „kosmologiczny” na „kosmetyczny”, a „kosmologia” na „kosmetologia”. W epoce maszyn do pisania wszelkie korekty miały o wiele większą wagę niż dziś i rodziły przykre praktyczne skutki. Pocieszałem kolegę, że ta operacja świadczy o głębokim filozoficznym zrozumieniu tematu przez korektorkę. Słowa „Kosmos” i „kosmetyka” mają ten sam grecki źródłosłów – kósmos, czyli ład, porządek. Lektura książki Michała Hellera nie pozostawia co do tego wątpliwości.


Michał Heller, Filozofia kosmologii Kraków 2013, Copernicus Center Press

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Astrofizyk, w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN pełni funkcję kierownika ośrodka informacji naukowej. Członek Rady Programowej Warszawskiego Festiwalu Nauki. Jego działalność popularyzatorska była nagradzana przez Ministerstwo Nauki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2013