Kosmiczna perspektywa

Wszystko, co w życiu robił Stockhausen, robił totalnie. Jego obsesją było wyrażenie przez muzykę całej rzeczywistości.

09.09.2008

Czyta się kilka minut

By ogarnąć wszystko, i nie być w tym hochsztaplerem, trzeba ponadprzeciętnie wiedzieć, czuć i rozumieć - Stockhausen całe życie poszukiwał, zgłębiał, poznawał. Poza pogłębionymi studiami muzycznymi studiował instytucjonalnie i samodzielnie - filozofię, literaturę, teorię informacji i komunikacji, fonetykę, fizykę, matematykę. Interesowała go zarówno humanistyka, jak i nauki ścisłe. Jednak jego obsesją była muzyka, z czasem coraz mniej rozumiana jako wyłącznie sztuka dźwięków, coraz bardziej jako sztuka po prostu, dziedzina wszechogarniająca i synkretyczna.

W młodości, we wczesnych latach 50., do kreowania muzyki wystarczały mu racjonalistyczne koncepcje wywiedzione z renesansu oraz perspektywy, jakie elektronika roztaczała przed przyszłością muzyki. Wtedy, w kręgach awangardy - którą z wyjątkową pomysłowością i radykalizmem współtworzył - wszystko nastawione było na nowość, odchodzenie od romantycznego patosu i w ogóle wszelkich klasyczno-romantycznych wzorców.

Technika montażu zaobserwowana najpierw w eksperymentalnym radiowym studiu w Paryżu, potem w Kolonii, sprawiła, że badania nad dźwiękiem, możliwość manipulowania jego składowymi zdawała się otwierać nowe perspektywy. I tak rzeczywiście było. Do tego renesansowa perspektywa polifonicznego strukturowania, układania dźwięków w palimpsesty, lustrzane odbicia, wszystko wzbogacone doświadczeniami serializmu Antona Weberna i konstrukcyjnych pomysłów Oliviera Messiaena. "Kreutzspiel", "Punkte", "Kontra-Punkte", "Klavierstücke" - fundamentalne dzieła Stockhausena tego czasu postrzegać trzeba z tej właśnie perspektywy.

Podstawą jest tam punkt, pojedyncze brzmienie, zgłębiane od środka, z perspektywy mikro. "Należy osiągnąć stan, w którym wszystko, co słyszymy, będzie unifikowane i niezmienne" - pisał w komentarzu do "Kontra-Punkte". Kompozytor sam sobie nałożył sztywny gorset, ścisłe zasady porządkowały dźwiękową materię totalnie. To była koncepcja skrajnie spekulatywna, dająca rezultat pewny jak skała, logiczny, absolutny, stały i niezmienny. Lecz totalna racjonalność domagała się odreagowania...

Inspiracja przyszła z Zachodu, z nowego świata - Ameryki. Przywiózł ją wielki muzyczny myśliciel, filozof i liberał, zarazem wnikliwy obserwator współczesnej cywilizacji, sterowanej medialnie codzienności i... wydawanych przez nią dźwięków. Ten wizjoner przeczuwający chaos globalnego świata to John Cage. Jemu zawdzięcza Stockhausen nową pespektywę postrzegania muzyki, która zaowocuje takimi eksperymentami jak forma otwarta, improwizacja, nowe spojrzenie na muzyczny czas, muzyka intuicyjna. Obok pojedynczego dźwięku, ciągłego "teraz", perspektywy mikro, coraz ważniejsza stanie się perspektywa makro ("Klavierstück XI", "Gruppen", "Zyklus"). Impulsy płynące od Cage'a wzbogacił Stockhausen nowymi studiami: nad strefową teorią czasu, cybernetyką, teorią gier. Niemniej to Cage i jego tak odmienna od Stockhausena wrażliwość przygotuje tego drugiego na spotkanie z wielką kulturą Wschodu.

"Muzyczna medytacja nie jest żadnym uczuciowym rozmarzeniem, lecz czuwaniem i w najjaśniejszych momentach - twórczą ekstazą" - pisał na początku lat 70. W tamtym czasie był już przekonany o potrzebie przekraczania totalnego dźwiękowego porządku i w ogóle racjonalistycznych koncepcji muzyki: "Czas myślowego absolutyzmu dobiega końca i wraz z nim czas produktów sztuki, które są produktami ludzkich zdolności umysłowych".

Stockhausen nie był jednak jednym z nawiedzonych Europejczyków, którzy zmęczeni zachodnią sekularyzacją szukali ukojenia w mistyce Wschodu. Już w latach 60. - po serii podróży m.in. do Indii i Japonii - kiełkują w nim pomysły na artystyczne ogarnięcie wszystkiego - i w tym dążeniu do stworzenia sztuki holistycznej był Stockhausen jednym z nielicznych spadkobierców Messiae­na. Francuski mistrz wychowanków miał wielu, nieliczni tylko rozumieli, że najgłębszym jego dążeniem było połączenie spekulatywności z intuicją, a także przywrócenie muzyki sferze sacrum. Karlheinz Stockhausen czuł to i rozumiał podobnie.

W 1968 r. skomponował "Stimmung" na 6 głosów, dzieło, w którym precyzyjnie wykalkulowane dźwiękowe obiekty zostały tak pomyślane, by powstała harmonijna, opalizująca przestrzeń, która nie będzie rezultatem odczytania szczegółowo zapisanej partytury, ale duchowym zestrojeniem wykonawców we współśpiewaniu, współodczuwaniu, współbyciu w dźwiękach. "»Stimmung« jest na pewno muzyką medytacyjną. Czas jest zniesiony. Wsłuchujemy się we wnętrze dźwięku, we wnętrze widma harmonicznego, we wnętrze samogłoski, we wnętrze". I rzeczywiście tak jest, to działa...

Intuicyjna sfera zarówno wykonywania, jak i odbierania muzyki jest w dalszym ciągu wyrazem tego samego dążenia - ogarnięcia za pomocą muzyki całości. W 1970 r. komponuje na 2 fortepiany i modulator kołowy utwór, któremu daje tytuł "Mantra". "Mantra - czyli wielka poezja, wielka muzyka, święte słowa, pochodzi z nad-rozumu".

Sacrum? Staje się coraz ważniejsze, między innymi przez sięganie po słowo. W "Stimmung" śpiewane przez wykonawców nazwy bóstw mają przenieść muzyków i słuchaczy w wymiar magiczny, w "Mantrze" wyraźna jest tendencja do przekraczania samej muzyki - dążenie do syntezy. "Kiedy świadomość jest przejrzysta, dźwięk staje się wyraźnie słyszalny i jest to dźwięk widzący, dźwięk-obraz, dźwięk-kolor,

dźwięk-idea, który łączy nierozerwalnie słyszenie, widzenie i myśl w jedno świetliste ciało" - pisze w komentarzu do utworu. Sacrum przez metaforyzowanie muzyki. W końcu ambicją Stockhausena stanie się stworzenie wielkiego mitu: megamitu bazującego na tradycji, rezonującego z nowymi czasami, ogarniającego duchowość człowieka z perspektywy globalnej. Muzyczno-sceniczna gatunkowa hybryda, łącząca muzykę i teatr, a także lirykę, epikę i dramat - "Licht. Die Sieben Tage der Woche".

Szaleniec, utopista, idealista i marzyciel; prowokator i buntownik - Karl­heinz Stockhausen zmarł 5 grudnia 2007 r. w wieku 79 lat. Cztery wieczory w fabryce Oskara Schindlera poświęcone będą w całości jego muzyce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Sacrum Profanum (37/2008)