Kościół litery, Kościół Ducha

Jeśli ktoś czuje, że zbyt dużo litery – doktrynalnych formuł, liturgicznych reguł, moralnych norm, przepisów prawno-kanonicznych – nie służy chrześcijaństwu, to w jego intuicji jest przynajmniej ziarno Bożego Ducha.

31.05.2014

Czyta się kilka minut

„Zesłanie Ducha Świętego”. Miedzioryt na pergaminie, sygnowany Philibert Bouttats, XVII w. / il. Dzięki uprzejmości Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie
„Zesłanie Ducha Świętego”. Miedzioryt na pergaminie, sygnowany Philibert Bouttats, XVII w. / il. Dzięki uprzejmości Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie

Przeciwstawienie litery i ducha nie jest jakimś współczesnym, relatywistycznym i postmodernistycznym pomysłem. Znajdujemy je już na kartach Nowego Testamentu. Oto na przykład Paweł pisze do Koryntian o sobie i swoich współpracownikach: „On [Bóg] sprawił, żeśmy mogli stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” (2 Kor 3, 6). Surowy to sąd: litera, wedle Pawła, nie tylko nie daje życia – ale je niszczy.

Znikąd, czyli z Ducha

Paweł był apostołem, czyli posłańcem. Posłaniec – w tamtej kulturze – musiał być ściśle umocowany w strukturze społecznej, zależnie od tego, kto, do kogo i w jakim celu go posłał. Musiał być w stanie wykazać swoją wiarygodność poprzez posiadany list uwierzytelniający.

Paweł żadnych takich dokumentów nie miał. Nie chodził z Jezusem. Nie został ustanowiony ani posłany przez Dwunastu, ani przez żadną inną kościelną instytucję. Z punktu widzenia historii i litery wziął się znikąd. Z nieokreślonego miejsca pustynnej drogi pod Damaszkiem, a raczej z trzeciego nieba, które nie ma adresu ani nie da się zlokalizować na żadnej mapie; z objawienia, którego nie sposób powtórzyć (por. Dz 9,4-8; 2 Kor 12, 2-4).

Paweł bronił się, że nie potrzebuje żadnych uwierzytelniających listów, gdyż – pisał Koryntianom – „wiadomo, że wy jesteście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na cielesnych tablicach serc” (2 Kor 3, 3).

Pawła uwiarygodnia to, co dzieje się w ludziach, którym głosi Ewangelię. Żywa wspólnota, w której widać owoce Ducha: „My wszyscy więc, z odsłoniętą twarzą oglądając chwałę Pana odbijającą się w nas jak w zwierciadle, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem”(2 Kor 3, 18). Działania Ducha – tworzącego życie w poszczególnym człowieku i we wspólnocie – nie da się przewidzieć i wtłoczyć w żadne z góry przewidziane ramy: „Pan jest Duchem; gdzie zaś Duch Pański, tam wolność” (2 Kor 3, 17).

Paweł nie jest odosobniony w swojej wizji. Jeszcze wyraźniej o wolnej niepojętości Ducha przypomina Jan Ewangelista: „Wiatr/Duch wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha” (J 3, 8).

Jedną z kluczowych scen Janowej Ewangelii jest rozmowa z Samarytanką, w której Jezus wskazuje na beznadziejność prób zam­knięcia żywej relacji z Bogiem w ramach określonej instytucji religijnej.

Odpowiadając na pytanie kobiety, czy kult powinien być sprawowany w Jerozolimie (jak twierdzą Żydzi), czy na górze Gerazim (jak czynią Samarytanie), Jezus zmienia całkowicie perspektywę: „Oto nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca” (J 4, 21), gdyż „Bóg jest Duchem, trzeba więc, by Jego czciciele czcili Go w duchu i prawdzie” (J 4, 23-24). Związek z Bogiem dokonuje się w poznaniu prawdy o duchowej głębi człowieka. Instytucje religijne nad nim nie panują, żadna nie może Go zmonopolizować.

Litery przeciw literom

Warto jednak, by nie umknęło naszej uwadze, że ów radykalnie negatywny osąd litery Paweł przekazał Koryntianom za pomocą pisma właśnie. Podobnie i Jan – napisał Ewangelię. Czy zatem litery, które oni stawiali, a Koryntianie i członkowie Janowej wspólnoty (i my również) odczytali, zabijały życie?

Fakt, że to litery niosą wieść o literze zabijającej życie i Duchu, który życie tworzy, jest wielce pouczający. Kościół Ducha nie niszczy litery. Życie duchowe – o które chodzi – nie wyklucza uczestnictwa we wspólnocie, w tradycji. Wspólnota zaś – i tradycja – nie jest możliwa bez procesu porozumiewania się: język jest tu konieczny.

Wspólnotowość duchowej religii podkreślają zarówno Paweł, jak i Jan. Paweł w innym liście do tych samych Koryntian pisze o Kościele jako Ciele ożywianym przez Jednego Ducha (por. 1 Kor 12). Jan podkreśla w swoim liście, że „kto nie miłuje brata, którego widzi, nie może kochać Boga, którego nie widzi”, oraz „że jeśli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku niemu jest w nas doskonała” (1 J 4, 12. 20).

Chodzi tu jednak o wspólnotę złączoną przez doświadczenie duchowe. Janprzyznaje: „głosimy, co widzieliśmy i słyszeliśmy, abyście byli w komunii z nami – a być w komunii to być w komunii z Ojcem i jego Synem, Jezusem Chrystusem” (1 J 1, 3). Podobnie Paweł pisze, że chrześcijanie stanowią jedno ciało, gdyż „zostali zanurzeni w jednym Duchu” i „jednym Duchem napojeni” (1 Kor 12, 13).

Według Pawła fakt, że podstawą wspólnoty jest doświadczenie Ducha, sprawia też, że jej struktura jest zasadniczo charyzmatyczna – stanowią ją wzbudzane przez Ducha konkretne posługi (por. 1 Kor 12, 4-11). Nawet jeśli niektóre z tych posług posiadają na tyle trwałą i określoną formę, że można mówić o pewnej ich instytucjonalizacji, to i tak ­bezpośredni związek z doświadczeniem Ducha jest dla nich kluczowy i niezbędny.

Duchowość wcielona

Ludzkie doświadczenie duchowe jest zawsze wcielone w życie konkretnego człowieka, a zatem we wszystkie relacje dla niego istotne. Jak zaś nie ma życia ludzkiego całkiem poza wspólnotą, tak nie ma wspólnoty bez żadnej tradycji. Doświadczenie duchowe czerpie z aktualnych relacji międzyludzkich i tradycji, w ramach której te pierwsze są kształtowane.

Dla Kościoła jako wspólnoty Ducha ważne jest zatem konkretne zakorzenienie. Nie chodzi tu jednak o przywiązanie do litery – dawnych sformułowań, form instytucjonalnych, zwyczajów czy sposobów sprawowania kultu.

Ważne, by je znać i czerpać z nich inspirację. Ale zakorzenienie w tradycji to przede wszystkim łączność duchowa, ciągłość doświadczenia. Rolą wszelkich widzialnych form jest prowadzenie poza siebie – ku temu doświadczeniu. Dlatego, w zmieniających się okolicznościach, domagają się one wciąż nowej interpretacji. By spełniały swą rolę, muszą być podatne na zmianę – to, co kiedyś innych otwierało na Ducha, niekoniecznie może dzisiaj otwierać nas.

Tradycja duchowa nie jest zatem jak muzeum. Ani nawet jak katedra wawelska, pełna szacownych zabytków i pamiątek, które – jakoby – przechowują naszą tożsamość. Owszem, wykute w kamieniu, trwają niezmiennie. Ale są martwe i życia nie dają.

Tradycja jest raczej jak ogród uprawiany od pokoleń, w którym jest miejsce na rośliny ozdobne i na warzywniak, i w którym można odpocząć wraz z przyjaciółmi i rodziną. Ma swoją strukturę, dobrze jest uczyć się jego pielęgnacji od tych, którzy dawniej o niego dbali. Rosną w nim stare drzewa, ale niektóre rośliny umierają, sadzi się także wciąż nowe, a i sposoby uprawy można modyfikować.

Wcale nie utopia

Otwarcie na Ducha, podążanie drogami duchowego doświadczenia nie jest proste. Z wielu względów łatwiejsze wydaje się traktowanie tradycji religijnej jako litery – tj. jako systemu jednoznacznych dogmatycznych formuł opisujących Boga i świat z boskiej perspektywy, matrycy moralnych reguł precyzyjnie wyznaczających właściwe zachowanie, zbioru niepodważalnych zwyczajów mniej lub bardziej powiązanych z sacrum i zakreślających granice tożsamości grupy.

Zapewne tkwienie w tak pojętej religii daje poczucie bezpieczeństwa w obliczu czającej się niepewności co do ostatecznego sensu życia, zwalnia z wielu trudów samodzielnego poszukiwania różnicy między dobrem a złem, oddala tożsamościowe dylematy.

Liderom „Kościoła litery” łatwiej kontrolować grupę i nią kierować. Cóż jednak z tego, że na przykład panuje większy porządek, gdy o ważności małżeństwa decydują kościelne sądy, a nie sumienia tych, którzy sakramentu mieli sobie udzielić? Albo gdy właściwe przygotowanie do przyjęcia sakramentu bierzmowania – udzielanego niemal „z automatu” – sprawdza się kontrolując wpisy w indeksach, potwierdzające karny udział w nabożeństwach? Ogień Ducha i miłości wymyka się takim formalnościom.

Czy „Kościół Ducha” nie jest jednak utopią? Czy kładąc nacisk na osobiste doświadczenie duchowe, nie pozostawia zbyt wiele miejsca na subiektywizm, prowadząc do relatywizmu? Czy człowiek nie potrzebuje precyzyjnie sformułowanych granic ortodoksji, jednoznacznych reguł moralnych, silnej instytucji zarządzającej życiem wspólnoty? Czy nie potrzebna jest litera, bardziej niewzruszona niż ta wyryta w kamieniu?

Nie. „Kościół Ducha” istnieje. Granica pomiędzy nim a „Kościołem litery” przebiega wewnątrz konkretnych wspólnot i zależy od stanu serca. Wolności wobec litery bać się zaś nie trzeba, gdyż nie jesteśmy sami: „Albowiem Duch Pański wypełnia ziemię, Ten, który ogarnia wszystko, ma znajomość mowy” (Mdr 1, 7).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2014