Kościele, uwolnij się od zła

Lawina ruszyła wolno, jako niepowiązane ze sobą wiadomości o skandalach w różnych miejscach świata. Ale już się nie zatrzymała. Rosła wyrwa w murze milczenia – pisze Gian Franco Svidercoschi w książce o pedofilii w Kościele.

04.02.2019

Czyta się kilka minut

Jedna z ofiar księży pedofilów protestuje przed katedrą w Neapolu, kwiecień 2018 r. / SALVATORE LAPORTA / KONTROLAB / GETTY IMAGES
Jedna z ofiar księży pedofilów protestuje przed katedrą w Neapolu, kwiecień 2018 r. / SALVATORE LAPORTA / KONTROLAB / GETTY IMAGES

Najnowsza rzecz watykanisty Giana Franca Svidercoschiego nosi tytuł „Chiesa, liberati dal male! Lo scandalo di un credente di fronte alla pedofilia” (Kościele, uwolnij się od zła! Zgorszenie wierzącego wobec pedofilii). Wierzącym z podtytułu jest sam autor. Svidercoschi całe życie służył Kościołowi. W pierwszych latach pontyfikatu Jana Pawła II tłumaczył czytelnikom „Il Tempo”, kim jest ten nietypowy papież „z dalekiego kraju”, tak jak wcześniej przybliżał czytelnikom Sobór Watykański II i pomagał zrozumieć Kościół w burzliwym okresie posoborowym.

Svidercoschi zna i rozumie Kościół. Kościół, i to nie oglądany chłodnym okiem obserwatora, lecz widziany oczami wierzącego katolika, jest jego życiową pasją. Niedawno wydana w Polsce przez Znak książka o Franciszku („Papież, który zapalił świat”) jak mało która pomaga go zrozumieć. Autor punktuje wszystkie wpadki i wytyka błędy popełnione jego zdaniem przez Franciszka, co nie przeszkadza w ukazaniu, w czym leży wielkość pontyfikatu i samego pontifeksa. Nie jest bezkrytycznym chwalcą – i to czyni go wiarygodnym.

Sprawę pedofilii w Kościele potraktował z właściwą sobie pasją. W nowej książce podejmuje pytanie, które Benedykt XVI pozostawił jako swój testament: „Musimy zadać sobie pytanie, jaki popełniliśmy błąd w naszym głoszeniu i w całym sposobie bycia chrześcijaninem, że takie rzeczy mogły się zdarzyć”. „Pytanie realistyczne, a zarazem profetyczne” – uznał Svidercoschi i zaczął szukać odpowiedzi.

Cienie przeszłości

Sięgnął do historii Kościoła, by odkryć ze zdumieniem, że przez stulecia żaden papież nie podjął wprost sprawy pedofilii. Może ci dawni papieże byli niedoinformowani? Nawet Jan Paweł II zbyt późno zareagował na kryzys pedofilski w Stanach Zjednoczonych w latach 80. Władza Benedykta XVI okazała się nie dość silna, by na episkopatach wymóc stosowanie przepisów w tej materii. Franciszek z uporem bronił chilijskiego biskupa, nie mogąc uwierzyć w stawiane mu zarzuty.


Po stronie ofiar: o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym, internetowym wydaniu specjalnym.


Autor przypomina, co o pedofilii – jeszcze tak nienazwanej – napisał w XI w. św. Piotr Damiani. Potępił najsurowiej księży, którzy „nadużywają dzieci”, opisał straszliwe konsekwencje psychiczno-moralne dla ofiar. Problem więc istniał już w początkach tysiąclecia. Dalej przytacza Svidercoschi niedawno odkrytą historię założyciela pijarów żyjącego na przełomie XVI i XVII w. Otóż św. Józef Kalasanty dowiedział się, że jeden z jego zakonników, ks. Stefano Cherubini, dopuścił się gwałtu na kilku uczniach szkoły. Święty przeprowadził (w ramach wspólnoty, nie publiczny) proces, tymczasem brat przestępcy, ważna persona w Kurii Rzymskiej, zagroził, że jeśli Cherubini zostanie ukarany, to on zniszczy zakon. Święty nie chciał ryzykować i odesłał pedofila do innej pracy, bez kontaktu z dziećmi. Kilka lat później, gdy wynikła sprawa następcy założyciela (Józef Kalasanty jeszcze żył), wizytator papieski jezuita Silvestro Pietrasanta właśnie Stefana Cherubiniego wyznaczył na przełożonego, nie bacząc na ciążące na nim oskarżenia.

Svidercoschi nie napisał jednak historii pedofilii w Kościele; raczej historię świadomości ludzi Kościoła, zresztą nie tylko Kościoła. Pedofilia, zwłaszcza w rodzinach, istniała od zawsze i pozostawała „jakby ukryta we wnętrznościach ludzkości”. Może dlatego, pisze Svidercoschi, że jej okropieństwo zawsze budziło poczucie winy. Długo nie miała nawet nazwy. Kościół jednak nie zrobił nic, kiedy po raz pierwszy owa zgnilizna wyszła na jaw. Może dlatego, że był wówczas zajęty poszerzaniem swego stanu doczesnego sposobami światowymi. „Bóg tego chce!” – krzyczał papież Urban II w listopadzie 1095 r. do tłumu duchownych, rycerzy oraz mieszczan za murami Clermont. Rozpoczęła się epoka krucjat.

Zgłębiając przyczyny zdumiewającego milczenia Kościoła, autor odrzuca łatwe odwoływanie się do „mentalności tamtych czasów” i ma żal do Franciszka, że wypowiadając się o skandalicznych wydarzeniach z Pensylwanii, sięgał po zwodniczą „hermeneutykę epoki”. Brzmi to – pisze Svidercoschi – jak usprawiedliwianie pedofilii.

Watykanista szkicuje obraz tworzenia się piramidalnej struktury władzy w Kościele. Kiedy dochodzi do czasów współczesnych, do głosu dochodzi jego talent reportera. Pisze o nieudanych zabiegach Jana XXIII, by wznowić zapomniany dokument Świętego Oficjum z roku 1922 „Crimen sollicitationis”, w którym wreszcie była mowa o zbrodni wobec nieletnich. Najpierw uznano (kto uznał? – pyta autor), że należy z tym poczekać do Soboru, potem, że do reformy prawa kanonicznego. W przypadkach pedofilii nadal nie robiono nic, kierowano pedofila na terapię albo przenoszono do innej parafii. „Tym sposobem sumienie kasty było w porządku. Uniknęło się skandalu, który mógł zaszkodzić Kościołowi”.


Czytaj także: Bp Heiner Wilmer: Dawniej mawiano, że w Kościele są pojedynczy grzeszni ludzie, ale Kościół jako taki jest czysty i bez skazy. Musimy pożegnać się z takim przekonaniem i przyjąć do wiadomości, że w Kościele jako wspólnocie istnieją „struktury zła”.


Potem następuje relacja o „gigantycznej maszynie prawdy”, która ruszyła we wczesnych latach 80. XX w. Autor stwierdza, że jakkolwiek do tego doszło, „była to z pewnością ręka Opatrzności, nawet jeśli ludzkie narzędzia nie zawsze były najlepsze”. Lawina ruszyła bardzo wolno, jako niepowiązane ze sobą wiadomości o skandalach w różnych miejscach świata. Ale „już się nie zatrzymała. Wciąż się powiększała wyrwa w murze milczenia, przez którą zgnilizna wypływała strumieniem, jak się zdawało, niemającym końca”.

Dalsze rozdziały to kronika bliższych nam wydarzeń: relacje o zmaganiach ostatnich papieży z wyniszczającą Kościół gangreną, o oporze niektórych kurialistów i episkopatów, o papieskich rozczarowaniach, kiedy zawodzili ludzie (w tym kardynałowie), w których pokładali nadzieje, oraz o eksplozjach kolejnych przerażających informacji o tym, co się działo w Kościołach lokalnych. Autor wydarzenia związane z pedofilią umieszcza na tle wyraziście, choć tylko zarysowanych innych wydarzeń w Kościele i świecie. W znacznej części znane z lektury codziennej prasy, tu zebrane razem, uświadamiają nieporównywalny z niczym w historii kryzys Kościoła.

Klasa klerykalna

Książka na tym się nie kończy – na szczęście. Svidercoschi docenia fakt, że wśród wszystkich struktur dotkniętych plagą pedofilii tylko Kościół podjął wyzwanie. Uwaga skupiona przez stulecia na ochronie wizerunku instytucji ustąpiła miejsca trosce o los ofiar. Na nowo usłyszano słowa Jezusa: „Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza” (Mt 18, 6).

Svidercoschi rozpoczyna tę ostatnią część książki od wypowiedzi mianowanego przez Franciszka arcybiskupem Chicago Blase’a Cupicha: „Kilka lat temu, jeszcze jako biskup Spokane, mówiąc o pladze pedofilii, uznał, że jest to nie tylko tragedia w wymiarze moralnym, lecz alarm na płaszczyźnie eklezjologicznej, to znaczy: alarm dla całego Kościoła. Według Cupicha każdy projekt odnowy wspólnoty katolickiej będzie daremny, absolutnie daremny, jeśli przede wszystkim się nie skoryguje »wypaczonej idei« (tak to określił) , która od dawna niszczy rozumienie samej natury kapłaństwa, będącego życiowym centrum Kościoła. Miał na myśli konieczność nowego przemyślenia sprawy formacji przyszłego księdza w świetle problemów, które dziś ją utrudniają”. Zdaniem Svidercoschiego te przemyślenia muszą prowadzić do zmiany sposobu funkcjonowania seminariów, by nie „produkowały” ludzi emocjonalnie i seksualnie niedojrzałych.

I sprawa kluczowa: „nie wystarczy głęboka odnowa kapłaństwa (...) Żadna reforma, nawet doskonała, nie ruszy z miejsca, dopóki nie zostanie usunięty z ciała Kościoła od dawna zakorzeniony w nim nowotwór, który blokuje wszystko i wszystko zatruwa, przenikając nie tylko do wspólnot życia chrześcijańskiego, ale do samej wiary. Jest to stare zło klerykalizmu”.

Tu autor spotyka się z Franciszkiem, który w „Liście do Ludu Bożego” wskazał klerykalizm jako praźródło także nadużyć pedofilskich. Svidercoschi rozwija ten wątek. Zarezerwowanie w Kościele wszelkiej władzy, od proboszczowskiej po papieską, dla duchownych stało się źródłem nadużyć i dewiacji „klasy” klerykalnej. Należy więc usunąć fałszywie usakralizowany obraz księdza i wrócić do ideału opisanego w Liście do Hebrajczyków (7, 26) kapłana „świętego, niewinnego, nieskalanego”, uwalniając Kościół od starodawnej wady, której na imię „władza”. Trzeba powrócić do wezwań Soboru o Kościół „bardziej ewangeliczny, bardziej charyzmatyczny, bardziej ludu Bożego, Kościół komunii”.

Ogromna większość ludu Bożego, to jest świeccy, zawsze pozostaje w drugim rzędzie, szczególnie kobiety. Kościół bez ludu, jak mówił Jan Paweł II, to „błąd anty­ewangeliczny i antyteologiczny”. Owa antysymetria stwarza podatny grunt dla wszelkich nadużyć władzy. Księża, którzy się czują wszechmocni, biskupi zachowujący się jak szefowie firm, świeccy na pozycjach rezerwowych kleryków, konsultowani z okazji synodów, kompletnie pomijani w momencie wyboru biskupa czy w sprawach gospodarczych. Trzeba zejść głębiej, bo do wykorzenienia zła nie wystarczą żadne nowe sankcje wobec przestępców ani żadne, nawet skądinąd pożyteczne inicjatywy. Po tak wielkim upokorzeniu „klasa klerykalna” nie może już dłużej traktować spraw kościelnych jako dotyczących tylko jej. Przeżywane dziś przez Kościół straszliwe doświadczenie może stać się czasem nadziei.

„Kościół wreszcie oczyszczony i przyodziany w nową szatę może się podzielić z ludzką społecznością doświadczeniem w wyzwalaniu się z tej strasznej plagi, która czai się w najciemniejszych zakątkach (...) A rzymski Kościół nie może nie odpowiedzieć na to wyzwanie” – kończy Svidercoschi. ©℗

Gian Franco ­Svidercoschi, CHIESA, LIBERATI DAL MALE! LO SCANDALO DI UN CREDENTE DI FRONTE ALLA PEDOFILIA, Rubbettino Editore, Roma 2019

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2019