Poranny spacer

Kiedy Lew się wahał, czy przenieść się do nowej szkoły, sporządziliśmy razem listę zysków i strat.

20.08.2016

Czyta się kilka minut

Stronę zysków ciasno wypełniały zdania zapisane rozkosznym i całkowicie nieczytelnym charakterem pisma Lwa. Po stronie strat widniały wielkie litery jednego tylko słowa: „DALEKO!”

Odległość to rzeczywiście znacząca kwestia do rozważenia, zwłaszcza jeśli rodzice nie mają samochodu. Ale zdania stłoczone po prawej stronie kartki mimo wszystko przeważyły i Lew został zapisany do nowej szkoły. Były trzy sposoby codziennego docierania tam: taksówką, rowerem lub pieszo. Taksówka i rower były rozwiązaniami szybszymi, ale ja każdego ranka od nowa starałem się przechylić szalę na stronę chodzenia.

Jest coś wyjątkowo magicznego w Tel Awiwie o siódmej piętnaście. Na wpół rozbudzone ulice pełne są zapobiegliwych ptaków i przeciągających się kotów, ale prawie nie spotkacie na nich ludzi. Najpierw w drodze do szkoły bawiliśmy się w grę o nazwie „Gdzie się wszyscy podziali?”. Każdy z nas kolejno opowiadał, gdzie się znajdują ci wszyscy ludzie, którzy zapełnią ulice w późniejszych godzinach: zostali złapani przez Obcych, przenieśli się do zaczarowanego świata, budują nowe, hebrajskojęzyczne państwo na afrykańskich sawannach. Ale jakkolwiek było, swoją nieobecnością umożliwiali nam rozpoznawanie rozmaitych dźwięków i szczegółów, które trudno zauważyć, gdy miasto kipi życiem, oraz prowadzenie rozmów na tematy, których w ciągu dnia nie dało się obgadać, jak:
Który superbohater ma większe poczucie humoru, Spider-Man czy Hawkeye? (Spider-Man, przez knockout.)

Jakie nadludzkie moce chcielibyśmy mieć? (Lew chciał panować nad polami magnetycznymi, podczas gdy ja roiłem sobie o „magicznej kupie” – nadludzkiej sile pozwalającej jej posiadaczowi robić kupę tak suchą, żeby nie było żadnej potrzeby wycierania po niej tyłka).

A nawet jakim ministrem chcielibyśmy być, gdyby premier zaoferował nam stanowisko w swoim gabinecie (ja chciałem być ministrem oświaty, a Lew ministrem deserów lub ministrem bez teki).

W długiej podróży do szkoły były stałe przystanki: sklepik łysego, gdzie kupowaliśmy bajgle i gadaliśmy z nim trochę o sporcie; barek z naturalnymi sokami, gdzie piliśmy mix bananowo-daktylowy i wysłuchiwaliśmy od właścicieli o kaprawych oczach aktualności na temat ich córeczki – niemowlaka, co odmawiał sypiania po nocach; plac z bezczelnymi gołębiami, które uparcie zajmowały dla siebie wszystkie ławki, hałaśliwie obwieszczając swoje traumy, gdy próbowaliśmy przysiąść koło nich na chwilę, żeby odpocząć.

Dla mnie, człowieka pozbawionego przyzwyczajeń, te poranne spacery z Lwem stały się jedynym w moim życiu rytuałem, rodzajem przyjemnego powolnego wybudzania się w nie mniej zaspanym uniwersum, aż pewnego wieczoru Lew przeprowadził z Szirą i ze mną dość przykrą rozmowę.

W tej rozmowie Lew podkreślił, że wszystkie dzieci z jego klasy same już chodzą do szkoły i że on również jest wystarczająco dorosły, nie potrzebuje zatem odprowadzania. Wyjąkałem coś, że on mieszka dużo dalej niż inne dzieci, ale Szira w dość paskudnym akcie zdrady stwierdziła, że droga wprawdzie długa, ale prawie wolna od ruchliwych ulic, więc z ciężkim sercem zgodziłem się z nią i Lwem, iż nie ma powodu, by Lew następnego dnia nie poszedł do szkoły sam.

Rozstanie nazajutrz rano było trudne. Nie rozstanie z Lwem, który wyglądał na bardziej podnieconego i zdecydowanego niż zwykle, ale ze wspólną wędrówką, do której tak się już przyzwyczaiłem. Wieczorem Lew opowiedział, że szedł do szkoły szybkim krokiem i dotarł dziesięć minut wcześniej niż zawsze.

Następnego dnia zdołał pobić wcześniejszy rekord o całe dwie minuty. Trzeciego ranka, kiedy schodziłem z nim boso ze schodów, trzymając w ręku worek ze śmieciami, powiedziałem, że jestem z niego dumny, że jest już wystarczająco odpowiedzialny, by chodzić do szkoły samodzielnie, ale jeśli kiedyś mimo wszystko zapragnie towarzystwa, z przyjemnością z nim pójdę. Nie jako nadzorca, zaznaczyłem, ale po prostu towarzysz porannej przechadzki. Lew nie odpowiedział, skinął tylko głową, a kiedy po wyrzuceniu śmieci zawróciłem do domu, zawołał za mną:

– To idziesz?

Ta rozmowa odbyła się jakieś pół roku temu i od tamtego czasu codziennie przemierzamy razem drogę do szkoły. Izraelski sport, jak można wnosić ze sklepowych pogawędek, musi jeszcze nad sobą popracować, bezczelne gołębie na placu coraz bardziej tyją, a maleńka córeczka właścicieli baru z sokami przesypia już całe noce bez jednej pobudki i nawet mówi „Mama!”.

Niedawno, w pierwszy dzień wakacji, obudziły nas wszystkich obsesyjne ptasie świergoty. Po umyciu zębów i ubraniu się Lew otworzył drzwi wejściowe i skinął na mnie. Zeszliśmy na dół i ruszyliśmy w stronę szkoły.

– Ale fajnie, że zaczęły się wakacje, co? – rzuciłem do Lwa nonszalancko, próbując wybadać, czy jest świadom nowej sytuacji.

– Absolutnie – przytaknął i pochylił się, żeby pogłaskać kota. – Już nie trzeba taszczyć ze sobą tornistra. ©

Przełożyła Agnieszka Maciejowska

Rozmowę z Etgarem Keretem i jego żoną Szirą Geffen publikujemy w dziale Kultura.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, scenarzysta, reżyser. Zadebiutował w latach 90. zbiorem opowiadań „Rury”. Kolejny zbiór, „Tęskniąc za Kissingerem”, który znalazł się na liście 50 najważniejszych książek Izraela, przyniósł mu prawdziwą sławę i tytuł mistrza opowiadania. Jego książki… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2016