Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie jest to ani jedyna, ani największa prowokacja autora. Te nieustające zaczepki, cały ten zestaw retorycznych środków, których celem jest uwiedzenie czytelnika, a nawet lekkie skołowanie go – wszystko to stanowi część poetyckiej strategii Zawady. Poecie najbardziej zależy na nawiązaniu z odbiorcą kontaktu, na zbudowaniu pomostu komunikacyjnego, na wskazaniu miejsca, w którym spotykają się ze sobą ścieżki piszącego i czytającego. Nie znaczy to wcale, że w miejscu tym czekają na nas odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadajemy sobie w trakcie lektury. Okazuje się, że sam kontakt jest ważniejszy niż uchwycenie sensu.
Ale podejmijmy wyzwanie, które rzuca nam Zawada, i potraktujmy jego książkę jako obiekt wizualny. Krótkie, ponumerowane, haikupodobne teksty drukowane są w poziomie. Obok nich znajduje się linoryt Katarzyny Pietrzak-Zawady: studnia, w którą wpadł człowiek. Przewracając kolejne kartki, mamy wrażenie, że człowiek ten zmierza w stronę dna. Na końcu jednak okazuje się, że dno jest drugim – przeciwległym – początkiem.
Opowieść Filipa Zawady jest cykliczna. To koło, po którym krążymy, gromadząc literackie i życiowe doświadczenia. Koniec jest początkiem, punktem, w którym zaczyna się nowy – nieco inny, ale jednak podobny do wcześniejszego – rozruch. „(Główny wątek nie istnieje)” – pisze poeta. A skoro tak, to nic dziwnego, że od porządkowania sensu ważniejsze jest spotkanie. ©
Filip Zawada, TRZY ŚCIEŻKI NAD JEDNĄ RZEKĄ SUMUJĄ SIĘ, Biuro Literackie, Wrocław 2014