Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Główne zagrożenie, jakie może być skutkiem wypowiedzenia przez USA i Rosję traktatu INF o zakazie posiadania i testowania rakiet średniego zasięgu (podpisany w 1987 r. przez Reagana i Gorbaczowa, dotyczył rakiet o zasięgu od 500 do 5500 km odpalanych z lądu; nie obejmował tych przenoszonych przez samoloty i okręty), nie ma charakteru militarnego, lecz polityczny.
Militarna wartość tego traktatu dla bezpieczeństwa Europy już długo była wątpliwa. Rosja od dawna rozwija „rodzinę” rakiet Kalibr – w grudniu 2018 r. ministrowie spraw zagranicznych państw NATO uznali, że to narusza traktat INF. A nawet gdyby uwierzyć w zapewnienia Kremla, że Kalibr to rakiety morskie, porty w Kaliningradzie są blisko (to rakietami Kalibr Rosjanie razili cele w Syrii, traktując ją jak poligon).
Głównym zagrożeniem wynikającym dla Zachodu z końca INF nie jest nowy wyścig zbrojeń (on i tak trwa, a Rosja ma coraz bardziej nowoczesną armię), lecz perspektywa, że – w realiach rosnącej nieufności po obu stronach Atlantyku i między europejskimi krajami NATO – spory „co po INF?” mogą być destrukcyjne dla jedności Zachodu. Ich przedsmak mamy – pod postacią opinii równających Trumpa z Putinem w roli „podżegaczy”, oburzenia tu i tam słowami ministra Czaputowicza (skądinąd oczywistymi: że trzeba być otwartym także na opcję stacjonowania w Europie, również w Polsce, amerykańskich rakiet nuklearnych), marzeń niektórych niemieckich socjaldemokratów o nowym ruchu pokojowym (choć to nie antyamerykańskie protesty zakończyły 30 lat temu tamtą zimną wojnę). A także sugestii, że możliwa jest europejska „osobna droga” w przyszłych negocjacjach z Rosją. ©℗