Koniec gazowej epoki

Ukraina odniosła nad rosyjskim Gazpromem bezprecedensowe zwycięstwo w Trybunale Arbitrażowym w Sztokholmie. Jego znaczenie wykracza daleko poza kwestie gazowe.

13.03.2018

Czyta się kilka minut

Jedno ze złóż ropy naftowej  i gazu ziemnego na Ukrainie, Hnidynci (obwód czernihowski), 2016 r. / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
Jedno ze złóż ropy naftowej i gazu ziemnego na Ukrainie, Hnidynci (obwód czernihowski), 2016 r. / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Rosyjsko-ukraiński handel gazem zawsze był czymś więcej niż tylko biznesem. Aby zrozumieć wagę tematu, niezbędne jest przypomnienie kilku faktów. Ukraina tradycyjnie należała do największych importerów rosyjskiego gazu, który przez długi czas pozostawał relatywnie tani. Dla porównania: w 2003 r. Polska kupiła od Gazpromu 6,8 mld m³ tego surowca, Ukraina zaś niemal 60 mld m³. Wielkie ilości gazu przekładały się na wielkie sumy, co w połączeniu z brakiem przejrzystości umów równało się powstawaniu różnych schematów korupcyjnych.

Rosyjski gaz, który zresztą w międzyczasie przestał być tani, stał się ważnym instrumentem wpływów politycznych Moskwy. Bo skoro niezwykle energochłonna gospodarka Ukrainy nie miała możliwości alternatywnych dostaw, to pozostawało dogadanie się z Rosją. Tę zależność Gazprom, narzędzie w ręku Kremla, zawsze potrafił bezwzględnie wykorzystać.

W styczniu 2009 r. Rosjanie sprowokowali kryzys gazowy, którego efektem było zmuszenie ukraińskiego koncernu Naftohaz do podpisania niekorzystnego, dziesięcioletniego kontraktu na dostawy i tranzyt. Szybko okazało się, że rosyjski surowiec dla Ukrainy jest droższy niż dla Niemiec, a ukraińskie rachunki gazowe sięgnęły 8 proc. PKB! Rosyjski szantaż gazowy coraz bardziej się nasilał.

Polska po stronie Kijowa

Gdy w 2010 r. prezydentem Ukrainy został Wiktor Janukowycz, Moskwa łaskawie zgodziła się na udzielenie pewnej zniżki. Ale ceną było przedłużenie do 2042 r. umowy na stacjonowanie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na Krymie. Reżim Janukowycza nie miał jednak woli politycznej ani śmiałości, by doprowadzić do rewizji fatalnego kontraktu.

Rewolucja Godności stała się początkiem końca skrajnie niekorzystnych relacji z Gazpromem. Stery w Naftohazie objęła młoda ekipa, która przystąpiła do radykalnej sanacji koncernu. Latem 2014 r. Ukraińcy zaskarżyli w Trybunale w Sztokholmie kontrakty na dostawy gazu i na tranzyt. Gazprom wniósł analogiczny pozew, domagając się 56 mld dolarów (sic!) odszkodowania. Był to pierwszy wyłom w dotychczasowych stosunkach, które wcześniej regulowano zakulisowo. Tymczasem Naftohazowi udało się doprowadzić do uruchomienia połączeń gazowych ze Słowacją, Węgrami i Polską. Był to jedyny ratunek, gdyż Gazprom wstrzymał dostawy, licząc, że rzuci Ukrainę na kolana.

W grudniu 2017 r. i w lutym bieżącego roku sztokholmski Trybunał wydał orzeczenia, które okazały się wielkim i dość nieoczekiwanym zwycięstwem Naftohazu. Arbitrzy zrewidowali większość niekorzystnych dla strony ukraińskiej zapisów kontraktu. I choć uznali dług Naftohazu wobec Gazpromu w wysokości 2 mld dolarów, to jednocześnie nakazali rosyjskiej firmie wypłacenie Ukrainie 4,6 mld dolarów odszkodowania.

Choć od wyroku nie ma odwołania, Rosja odmówiła jego akceptacji. Co więcej, od początku marca Gazprom zmniejszył o 20 proc. ciśnienie w gazociągach idących na Ukrainę oraz wszczął procedurę wypowiedzenia kontraktów z Naftohazem, choć nie ma do tego prawa.

Wygląda na to, że Moskwa nie wytrzymała emocjonalnie goryczy porażki. W obliczu ostrej zimy pomocną rękę do Kijowa wyciągnęło polskie PGNiG, które w trybie pilnym zaczęło dostarczać Naftohazowi część brakującego gazu. Szef koncernu Piotr Woźniak skomentował to dobitnie, mówiąc: „Solidarność energetyczna to nasz obowiązek (...) szczególnie teraz, gdy Ukraina nie otrzymuje dostaw z Rosji”.

Niech to będzie potwierdzenie, że – niezależnie od sporów historycznych – w sprawach strategicznych Polska jednoznacznie jest po stronie Kijowa.

Zerwane gazowe kajdany

Wyrok Trybunału w Sztokholmie kończy równocześnie pewną epokę – i jest symbolicznym zerwaniem przez Ukrainę „gazowych kajdan”. Na skutek własnej imperialnej polityki Rosja utraciła ważny instrument wpływu na Kijów.

Powstaje jednak pytanie: co dalej? Gdy oszołomione przegraną kierownictwo Gazpromu ochłonie, zapewne zrozumie, że porozumienie z Kijowem jest niezbędne. Głównie dlatego, że bałtycki gazociąg Nord Stream 2 – o ile w ogóle powstanie – nie zostanie uruchomiony przed końcem 2019 r., gdy wygasa kontrakt tranzytowy z Ukrainą. A przez ten kraj wciąż eksportowana jest na Zachód połowa rosyjskiego gazu. Najbliższe miesiące mogą być więc burzliwe. Jednak pozycja Ukrainy znacznie wzrosła, zaś dotychczasowa strategia Gazpromu wobec Unii Europejskiej i Ukrainy legła w gruzach.

I jest to bardzo dobra wiadomość. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2018