Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Władze Demokratycznej Republiki Konga ostrzegły w środę, że ogłoszona kilka dni temu przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) epidemia wkroczyła właśnie w nową, groźniejszą fazę.
Dotąd utrzymywano, że opanowanie epidemii – której pierwsze ogniska zanotowano pięć tygodni temu w okolicach miejscowości Bikoro w północno-zachodniej części kraju – zajmie najwyżej cztery miesiące. Teraz, choć oficjalnie potwierdzono tylko kilka przypadków wirusa (procedura laboratoryjna trwa kilkadziesiąt godzin), zarejestrowano już 42 podejrzane przypadki. Zmarły 23 osoby.
Kongo ma największe w świecie doświadczenie walki z Ebolą. Ubiegłoroczną epidemię opanowano w kilka tygodni, jednak wtedy choroba zaatakowała w trudno dostępnym regionie kraju. Teraz władze mogą obawiać się dwóch rzeczy: w pierwszej kolejności znacznego wzrostu liczby przypadków eboli w Mbandace, w drugiej – trudności logistycznych, ponieważ w mieście o wiele trudniej jest izolować zarażonych wirusem. Już teraz pracownicy WHO ustalają miejsca pobytu ponad 4 tys. ludzi, którzy mogli mieć kontakt z nosicielami eboli.
Co gorsza, Mbandaka jest położona nad rzeką Kongo, najważniejszym korytarzem komunikacyjnym kraju – tylko kilka dni rejsu dzieli miasto od Kinszasy i Brazaville, stolicy sąsiedniej Republiki Konga, w których łącznie mieszka ok. 13 mln ludzi. Nowe ognisko epidemii w którymś z tych miast – to scenariusz, który urzędnikom WHO mógł się do tej pory śnić tylko w najgorszych koszmarach.
Mbandaka została już objęta kwarantanną, zaś do Kinszasy dotarło w środę 4 tys. szczepionek przeciw eboli, która, choć oficjalnie jest wciąż w fazie testowej, okazała się skuteczna podczas poprzednich epidemii. Nawet tu piętrzą się jednak trudności: szczepionkę należy przechowywać w temperaturze poniżej minus 60 stopni, co w tropikalnym kraju, gdzie często występują przerwy w dostawie prądu, bywa w praktyce niemożliwe.