Komuniści bez komunizmu

Upadek systemu postawił przed partiami rządzącymi Europą Środkową pytanie o wybór dalszej drogi. Nieliczni pozostali wierni skompromitowanej ideologii. Większość postanowiła przystosować się do nowych czasów.

29.01.2010

Czyta się kilka minut

Jako pierwsza wyzwanie podjęła partia węgierska. Podczas przeprowadzonego w październiku 1989 zjazdu dokonano zmiany jej nazwy na Węgierską Partię Socjalistyczną; była to kulminacja procesu stopniowego odchodzenia od marksistowsko-leninowskich pryncypiów. W jej ślady podążyła PZPR, rozwiązując się 20 lat temu - na zjeździe w styczniu 1990 r. Aktywa partii przejęło najsilniejsze z powstałych na jej gruzach ugrupowań: Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej. Formacja rządząca w NRD już w grudniu 1989 r. dodała sobie przydomek "Partia Demokratycznego Socjalizmu", aby potem całkowicie porzucić starą nazwę.

Przefarbowani na socjaldemokratów komuniści musieli przełknąć kilka gorzkich pigułek. Pierwszą był oczywiście proces rozpadu systemu i ujawnienia wszystkich jego zbrodni i nieprawości. Wszelkie próby znajdowania dla nich usprawiedliwień lub dobrych stron "realnego socjalizmu" początkowo skazane były na niepowodzenie. Drugim rozczarowaniem był bolesny proces kurczenia się partii. Mit ugrupowań masowych okazał się ułudą. Do nowych formacji przechodziło w najlepszym razie kilka procent dotychczasowych członków. Trzecią kwestią były wyniki pierwszych wolnych wyborów: w żadnym ze wspomnianych państw postkomunistom nie udało się zdobyć zaufania więcej niż jednej dziesiątej wyborców.

Zostać u władzy

Nie wszyscy jednak musieli doświadczyć tych rozczarowań. Początkowo ominęły one komunistów bułgarskich i rumuńskich. Stało się tak, gdyż nie stracili oni kontroli nad przebiegiem wydarzeń z lat 1989-90.

W Rumunii, mimo wybuchu zbrojnej rewolucji (a może właśnie dzięki temu), władzę przejął Front Ocalenia Narodowego. Jego trzon stanowili wojskowi i odsunięci przez Ceauşescu na boczny tor działacze partyjni. Dla zachowania pozorów do składu Frontu dołączono kilku opozycjonistów. Szefem państwa został Ion Iliescu, który (zapewne z przyzwyczajenia) pierwsze przemówienie zaczął frazą "Szanowni towarzysze!". Jego popularność, wykreowana sztucznie w czasie walk z niedobitkami zwolenników obalonego dyktatora, pozwoliła mu na objęcie urzędu prezydenta, a Front uzyskał większość w parlamencie. Dzięki temu, pozbywając się komunistycznej symboliki, znaczna część dawnej nomenklatury pozostała u władzy. Walka o pełną demokrację trwała jeszcze wiele lat, pociągając także ofiary śmiertelne.

W Bułgarii proces odsunięcia sprawującego dyktatorską władzę Todora Żiwkowa starannie przygotowano. Głównymi "rozgrywającymi" byli członkowie Biura Politycznego Andrej Łukanow i Petyr Mładenow. Ten ostatni objął władzę po odsunięciu Żiwkowa 10 listopada 1989 r. Co prawda, po tygodniu zaczęły się demonstracje, ale nie spowodowały odsunięcia komunistów (w kwietniu 1990 r. przemianowanych na socjaldemokratów) od władzy. Utrzymali ją do 1996 r.

Wskazać można dwa główne powody sukcesu komunistów bułgarskich i rumuńskich. Po pierwsze, w odpowiednim momencie zainicjowali zmiany lub umiejętnie stanęli na ich czele. Po drugie, w obu państwach opozycja była niezwykle słaba, a terror policji politycznej, pogłębiający izolację opozycjonistów od społeczeństwa, wyjątkowo silny.

Ortodoksi

Wyjątkowo potoczyły się losy komunistów czeskich i słowackich. Po utracie władzy partia pozostała przy dotychczasowej nazwie (zmiana jej części miała związek z federalizacją państwa). Komunistyczna Partia Czech i Moraw oraz Komunistyczna Partia Słowacji istnieją do dziś, co więcej, pierwsza z nich jest znaczącą siłą parlamentarną. Proces odpływu członków jest stopniowy i powolny. Stało się tak, chociaż obie (rozdzielone po rozpadzie państwa czechosłowackiego) organizacje odwołują się do komunistycznej symboliki i ortodoksyjnie trzymają się pryncypiów marksizmu-leninizmu; utrzymują też kontakty z nielicznymi pozostałymi na świecie dyktaturami komunistycznymi. Komuniści czescy i słowaccy otwarcie bronią także swej tradycji i okresu, gdy sprawowali władzę. Już sama wizyta na ich stronach internetowych wywołuje uczucie "powrotu do przeszłości" (pomijając fakt, iż przed 1989 r. takich stron nie było).

Jak się wydaje, fenomen przetrwania tych partii w zakonserwowanej postaci związany jest przede wszystkim z faktem, iż w przedwojennej Czechosłowacji KPCz działała jako legalna siła polityczna, posiadająca reprezentację parlamentarną. W odróżnieniu od pozostałych państw, istniała więc pewna naturalna baza dla takiej działalności.

Sukcesy postkomunistów

Po krótszym lub dłuższym okresie "kwarantanny", polscy i węgierscy postkomuniści wrócili do władzy (również niemiecka PDS zaczęła odnosić sukcesy wyborcze). Było to efektem rozczarowania reformami, większej sprawności postkomunistów i rozbicia niekomunistycznych sił politycznych. Wielu członków dawnej nomenklatury zamieniło, zgodnie ze znanym powiedzeniem, "czerwone legitymacje na książeczki czekowe". Niewielu przedstawicieli dawnego reżimu poniosło jakąkolwiek odpowiedzialność za swe czyny. Dziś dawni komuniści są pełnoprawnymi uczestnikami debaty publicznej, coraz rzadziej wypomina się im przeszłość.

Pozostaje pytanie, czy po odejściu działaczy wychowanych jeszcze w okresie komunizmu i zaniknięciu łączących ich więzi, partie postkomunistyczne znajdą nie tylko nowe pokolenie zaangażowanych członków, ale i nową tożsamość.

Dr ŁUKASZ KAMIŃSKI (ur. 1973) jest historykiem, dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN i pracownikiem Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Opublikował m.in. "Opór społeczny w Europie Środkowej w latach 1948-1953 na przykładzie Polski, NRD i Czechosłowacji", "Wokół pogromu kieleckiego" (redaktor tomu).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Jaruzelski, Honecker i inni (5/2010)