Komunia też podlega prawom biologii

Ks. Andrzej Draguła: Nie znajduję teologicznego argumentu, że Najświętszy Sakrament czy woda święcona są wolne od możliwości przenoszenia infekcji.

12.03.2020

Czyta się kilka minut

FOT.WOJCIECH STROZYK/REPORTER /
FOT.WOJCIECH STROZYK/REPORTER /

Maciej Müller: Obejrzenie mszy w telewizji czy wysłuchanie w radiu nie równa się uczestnictwu w niej – słyszeliśmy wielokrotnie na katechezach i rekolekcjach. Okazuje się tymczasem, że to jednak forma dopuszczalna, a w coraz większej liczbie krajów wręcz zalecana przez biskupów. Kościół austriacki uruchomił nawet stronę z modlitwami dla osób, które nie mogą uczestniczyć w mszy i odczuwają głód eucharystyczny. Konferencja Episkopatu Polski rekomenduje biskupom, by udzielili dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we mszy św. osobom w podeszłym wieku, a także tym, którzy mają objawy infekcji, dzieciom i młodzieży oraz tym, którzy czują obawę przed zarażeniem. Jak to w końcu jest: co trzeba zrobić, żeby spełnić nakaz przykazania Bożego i kościelnego? 

Ks. Andrzej Draguła: Żeby uczynić zadość przykazaniu, należy być fizycznie obecnym na mszy w niedziele i święta nakazane (wliczając w to sobotnią mszę wieczorną). Msza transmitowana nie jest formą uczestnictwa zastępczego. Reguluje to Kodeks Prawa Kanonicznego w kan. 1247. W Liście „Dies Domini” Jan Paweł II pisał, że „dla tych (...), którzy z różnych przyczyn zewnętrznych nie mogą uczestniczyć w Eucharystii i są tym samym zwolnieni z obowiązku niedzielnego, transmisja telewizyjna lub radiowa stanowi cenną pomoc”. Transmisja jest więc pomocą w przeżywaniu Dnia Pańskiego, a nie obowiązującą, zastępczą formą uczestnictwa w mszy św. W sensie ścisłym nie można uczestniczyć „z oddalenia”, jak pisał Jan Paweł II. Konieczna jest obecność ciałem w miejscu sprawowania Eucharystii. Można jednak mówić o jakiejś niedoskonałej formie łączności, która może być bardzo pomocna. Papież mówi o „możliwości zjednoczenia” z mszą św. celebrowaną w miejscu transmisji. Trzeba dodać, że jako pierwszą formę pomocy papież wylicza „lekturę czytań i modlitw mszalnych przewidzianych na ten dzień, a także wzbudzenie w sobie pragnienia Eucharystii”.

Ale czy biskupi w sytuacjach takich jak epidemia COVID-19 nie mogą zawieszać kanonów?

Nie muszą zawieszać prawa kanonicznego w tym względzie, ponieważ prawo nie wiąże w sytuacji obiektywnej niemożności wypełnienia normy prawnej. Jan Paweł II wspomina w swoim liście o chorobie, niesprawności lub innej ważnej przyczynie, które zwalniają z obowiązku niedzielnego. Ważną przyczyną może być także konieczność sprawowania opieki nad małym dzieckiem czy osobą starszą, której nie można pozostawić samej. Taka sytuacja jest możliwa np. w małej miejscowości, gdzie jest tylko jedna msza i nie ma nikogo, kto mógłby przejąć opiekę. Wtedy nie zaciąga się winy moralnej – nie ma grzechu i nie należy się z tego spowiadać, choć zdaję sobie sprawę, że wielu katolików czuje z tego powodu wyrzuty sumienia. Są one niepotrzebne.

Czy powinniśmy teraz przekonywać naszych seniorów, żeby w niedzielę nie szli do kościoła? Jak rozmawiać z ludźmi, dla których uczestnictwo w mszy to kluczowa część tygodnia, a którzy nie powinni pojawić się w kościele, bo są w grupie ryzyka?

„Ważna przyczyna”, o której mówi list Jana Pawła II, to według mnie także podniesione ryzyko zarażenia się chorobą przez osobę chorą, starszą, mającą osłabiony system immunologiczny. Byłoby to narażenie własnego zdrowia na szwank, a może nawet na ryzyko śmierci, a więc działanie przeciwko przykazaniu „Nie zabijaj” w stosunku do siebie – a także wobec innych, którzy mogą zostać potencjalnie zakażeni. Rozumiem pragnienie obecności na mszy św., ale ono nie może być ważniejsze niż obiektywna sytuacja ryzyka. Są grupy osób bardziej zagrożone infekcją. Główny Inspektor Sanitarny zaleca, by pozostały w domu. Moim zdaniem należy się temu zaleceniu podporządkować.


CZYTAJ WIĘCEJ: SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Strona, nazwijmy to, konserwatywna, pokazuje obrazki ze św. Karolem Boromeuszem czy Szymonem z Lipnicy, posługującymi wśród zarazy. Jak sobie poradzić z argumentacją, która przeciwstawia zdrowy rozsądek płynący z wiedzy medycznej – i ślepą na niebezpieczeństwo wiarę?

Nie ma nic niewłaściwego w samym ukazywaniu tych obrazków, chociaż może być to odebrane jako szantaż emocjonalny. Ci, którzy to czynią, najczęściej używają tych przykładów jako kontrargumentu na tzw. wariant włoski, czyli zawieszenie publicznego sprawowania Eucharystii. Według mnie to daleko idące nieporozumienie. Decyzja biskupów nie dotyczy zaprzestania posługi duszpasterskiej, także wśród chorych i objętych kwarantanną, do czego zachęca sam papież Franciszek, ale ma być środkiem prewencyjnym. Chodzi o to, by nie tworzyć zgromadzeń, skupisk ludzi, bo to tam następuje przekazywanie wirusa. Ksiądz, który rozdaje komunię, też może być wehikułem zakażeń. Nie ma żadnych teologicznych przesłanek dla tezy, że zgromadzenie liturgiczne jest wyłączone spod inwazji wirusa.

Mamy chyba problem z zestawieniem mszy, komunii, w ogóle czynności sakralnych – z rzeczywistością tak sekularną jak epidemia, obostrzenia sanitarne itp. Te kategorie zdają się radykalnie do siebie nie pasować.

To prawda. Wynika to z faktu, że prawo i zwyczaj kształtują się w sytuacji zwyczajnej, a sytuacje nadzwyczajne nie dają się szczegółowo przewidzieć. Znalazłem dekret watykański z XIX wieku dotyczący mszy św. w czasie epidemii, w którym zezwala się na mszę w domach, ale z zastrzeżeniem, że nie może być to ze szkodą dla szacunku wobec Eucharystii. To też tylko dość ogólna zasada, a w konkrecie każdy przypadek będzie inny.

Padają też argumenty, że odwoływanie mszy to „zdrada Chrystusa”. Krąży cytat ze św. Marka, że wierzący „węże brać będą do rąk i jeśliby coś zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić”. Więc jak można – słyszymy – zakazić się przyjmując hostię czy zanurzając rękę w wodzie święconej? I do tego koronny argument, że Eucharystia to sakrament uzdrowienia...

Takie myślenie jest na poły magiczne. Owszem, wyznajemy, że Eucharystia jest lekarstwem duszy i ciała. Także sakrament namaszczenia chorych jest udzielany z nadzieją wzmocnienia fizycznego, a może nawet wyzdrowienia, ale to ani magia, ani chemia, by mogło działać deterministycznie. Materia hostii pozostaje, jak wiemy. To nadal jest chleb, na co wskazują także przepisy dotyczące przechowywania Najświętszego Sakramentu w stosownym miejscu, aby np. nie zawilgł i nie spleśniał. Dlatego Kościół zaleca renowację Eucharystii przeznaczonej do adoracji przynajmniej raz na miesiąc. Zasada ta wynika właśnie z uznania, że konsekracja nie unieważnia, nie znosi naturalnych kategorii chleba konsekrowanego. On wciąż jest poddany prawom fizyki, chemii, biologii, prawom natury. Dodajmy, że Ciało Pańskie na krzyżu też chorowało, co jest konsekwencją Wcielenia. Nie znajduję teologicznego argumentu, że Najświętszy Sakrament czy woda święcona są wolne od możliwości przenoszenia infekcji. A uzdrowienie nie dokonuje się dzięki Eucharystii automatycznie, wszyscy wychodzilibyśmy bowiem zdrowsi z każdej mszy św.

Polscy biskupi zalecili – choć na razie dość delikatnie – udzielanie komunii na rękę (w innych krajach sformułowania są bardziej zdecydowane, np. z zakazem udzielania do ust). W Polsce prawie nikt nie „komunikuje” w ten sposób. Tymczasem żeby miało to sanitarny sens, absolutnie wszyscy powinniby przyjmować na rękę. Wygląda na to, że polscy katolicy będą musieli oswoić się z tą formą.

To nie jest takie proste. Dyskusja na temat komunii św. na rękę powraca co jakiś czas. To bardzo trudna dyskusja, ponieważ księża i świeccy, którzy tego rozwiązania nie akceptują, są bardzo przywiązani do formy „do ust” jako jedynej, która wyraża szacunek do Eucharystii. Ja tę wrażliwość szanuję, chociaż do końca nie rozumiem. Uważam, że z równym szacunkiem można przyjąć komunię na rękę. Trzeba pamiętać, że zewnętrzne czyny muszą wyrażać wewnętrzne nastawienia. Konstytucja o Liturgii mówi, że jest udział wewnętrzny i zewnętrzny, które muszą być ze sobą powiązane. Ale to nie miejsce, by przedstawiać tu argumenty. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że – z jakichś względów – okaże się, że bardziej higieniczne byłoby przyjmowanie komunii do ust, a nie na rękę. W teorii to możliwe. Czy wszyscy zwolennicy komunii na rękę tak się chętnie zgodzą? Nie wiem. Znam argumenty, że przyjęcie hostii do ust uwłacza godności człowieka. Mogę sobie wyobrazić, że ktoś się za nic nie zgodzi na zmianę formy. Ale wtedy trzeba postawić pytanie, co jest ważniejsze: realna, substancjalna i rzeczywista Obecność czy moja subiektywna pobożność?

Co to jest ta „komunia duchowa”, o której wspomina przewodniczący polskiego Episkopatu abp Stanisław Gądecki? Czy jest jednoznaczna z przyjęciem komunii podczas mszy?

Komunia duchowa to stara praktyka Kościoła. Sobór Trydencki przypomniał, że są trzy sposoby „komunikowania”: sakramentalnie, duchowo oraz jednocześnie sakramentalnie i duchowo. Co ciekawe, jako konieczne uznano przyjęcie komunii duchowo – żywą „wiarą, która działa przez miłość”. Przyjęcie komunii wyłącznie sakramentalne, bez wewnętrznego duchowego nastawienia, to komunikowanie „jak grzesznicy”. Oczywiście w sytuacji zwyczajnej formą doskonałą komunii jest przyjęcie sakramentalne wraz z duchowym zjednoczeniem, ale gdy nie ma możliwości przyjęcia Ciała Pańskiego, komunia duchowa jest skuteczna, to znaczy jest aktem zjednoczenia z Bogiem, w czym – wracając do wcześniejszego pytania – transmisja radiowa czy telewizyjna może pomóc, ale nie jest konieczna.

Dużym ryzykiem sanitarnym wydaje się też obarczona spowiedź w konfesjonale: twarze księdza i penitenta są blisko, łatwo o infekcję. Czy Kościół przewiduje na okoliczności takie jak epidemia spowiedź przez telefon albo internet?

Nie, nie ma spowiedzi na odległość, choć takie pytania powracają. Na początku XVII w. rozważano np. spowiedź za pośrednictwem listu. Kongregacja Świętego Oficjum wypowiedziała się negatywnie o takiej praktyce, grożąc za nią ekskomuniką latae sententiae (z mocy samego prawa). Uzasadniano to argumentem, że w momencie dotarcia listu do spowiednika dyspozycja penitenta jest już inna. W roku 1884 zapytano Watykan, czy w przypadku ostatecznej konieczności można udzielić rozgrzeszenia przez telefon. Odpowiedziano wówczas: Nihil est respondendum, a więc właściwie nie odpowiedziano, rzecz pozostawiając otwartą. We współczesnej teologii dominuje pogląd, że spowiedź przez pośrednictwo technologiczne jest niemożliwa, gdyż kontakt powinien być ludzki i naturalny. Interaktywność – nawet za pośrednictwem transmisji live – to nie to samo, co kontakt interpersonalny. Moim zdaniem, można taką spowiedź zorganizować w zakrystii, w kancelarii, rozmównicy, gdzie jej uczestnicy – penitent i spowiednik – zachowają odpowiednią odległość.

A czy wzorem komunii duchowej możliwa jest „spowiedź duchowa”? Bezpośrednio przed Bogiem, tak jak to praktykują np. ewangelicy reformowani?

Nie. Możemy mówić jedynie o żalu doskonałym w momencie niebezpieczeństwa śmierci. Wciąż obowiązuje nas spowiedź uszna. Należy jednak pamiętać, że jej obowiązek dotyczy jedynie grzechów ciężkich. Grzechy lekkie usuwają czynności pobożne, uczynki miłości, akty strzeliste itd. Jest jeszcze ogólne rozgrzeszenie sakramentalne (absolucja generalna), ale ono jest możliwe – jak mówi kanon 961 – kiedy „zagraża niebezpieczeństwo śmierci i brak czasu na to, by kapłan lub kapłani wyspowiadali poszczególnych penitentów”. Ale nawet po takim rozgrzeszeniu – jeśli minie niebezpieczeństwo śmierci – należy przystąpić do spowiedzi, by indywidualnie wyznać grzechy. Nie przypuszczam, by ta forma rozgrzeszenia była potrzebna w sytuacji obecnej epidemii.

Czy wysoka śmiertelność na COVID-19 np. w Bergamo uzasadniałaby sięgnięcie po ten kanon?

W literaturze wskazuje się na przykłady bezpośredniego niebezpieczeństwa dla wielu osób w tym samym momencie – chodziłoby więc np. o absolucję udzielaną przez księdza w schronie podczas bombardowania albo w samolocie awaryjnie podchodzącym do lądowania. Myślę, że sytuacja szpitala raczej nie podpada pod ten kanon.

Wymiar dotyku jest istotny w przeżywaniu wiary, skoro tak go dużo w Kościele. Czy katolik może więc z czystym sumieniem: nie zanurzać rąk w wodzie święconej, nie całować krzyża w Wielki Piątek, nie podawać ręki na znak pokoju?

Myślę, że może. Ostatnie instrukcje biskupów wyraźnie podkreślają, by unikać gestów i czynności, które są „kontaktowe”. Dotknięcie Jezusa było zawsze uzdrawiające. Dotknięcie człowieka – niestety – może nieść zagrożenie. Dopóki nie będziemy mieć wystarczającego poczucia bezpieczeństwa, trzeba ten dotyk, także w przestrzeni liturgicznej, ograniczyć.

Jak przeżyć Wielki Post bez rekolekcji, a może nawet bez spowiedzi wielkanocnej?

A może nawet bez rezurekcji? To byłaby zupełnie nowa sytuacja. Z jednej strony można by to przyrównać do długotrwałego znalezienia się w miejscu, gdzie nie ma Kościoła bądź też Kościół nie może sprawować swej posługi duszpasterskiej, a z drugiej – istnieją najróżniejsze formy duszpasterstwa pośredniego, medialnego, wirtualnego. Stalibyśmy się nagle tele-Kościołem, Kościołem „na odległość”, który jednak byłby ułomny, bo niezdolny do zgromadzenia się w tym samym miejscu i czasie, by razem sprawować Eucharystię. Dokumenty mówią, że Kościół jest wspólnotą „z ciała i krwi”, a więc realnych osób, które łączy nie tylko świadomość, ale także cielesność. Chrześcijaństwo jest religią Wcielenia ze wszystkimi tego konsekwencjami. W jakimś sensie sytuacja, w której jesteśmy, to wielotygodniowe rekolekcje. A konkretnych pomocy w mediach, w prasie, w książce można zaleźć wiele. To może być Wielki Post „w ukryciu”.

KS. ANDRZEJ DRAGUŁA jest teologiem i publicystą, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2020