Kompleks „Stasi"

Choć od otwarcia archiwów Stasi minęło 15 lat, nadal wpływają wnioski owgląd wdokumenty - także od dzieci czy wnuków ludzi już nieżyjących, którzy chcą dowiedzieć się, jak ojciec czy dziadek na swój prywatny sposób powiedzieli kiedyś "nie komunizmowi.

30.04.2007

Czyta się kilka minut

Berlin,tuż przed zjednoczeniem: ostatnia zmiana warty przed centralnym pomnikiem NRD przy Unter den Linden. Fot.Harald Hauswald/OSTKREUZ /
Berlin,tuż przed zjednoczeniem: ostatnia zmiana warty przed centralnym pomnikiem NRD przy Unter den Linden. Fot.Harald Hauswald/OSTKREUZ /

W gorących dniach jesieni 1989 r., a potem zimy 1989/90 r., afera goniła aferę: media co chwila ujawniały fakty z dotąd utajonego "życia wewnętrznego" NRD-owskiej bezpieki. Nazwiska i twarze przywracano oficerom Stasi, dotąd pracującym pod przykryciem w instytucjach państwowych, wojsku, w zakładach pracy. Nazwiska i twarze otrzymywała też rzesza konfidentów. Niemal codziennie czołówki gazet przynosiły nowe informacje - nie tylko o etatowych pracownikach i tajnych współpracownikach Stasi, ale także o jej ciemnych interesach: spekulacjach złotem, handlu bronią itd., itp.

Wiele się od tego czasu zmieniło, ale jedno pozostało niezmienne: cechą szczególną niemieckiej debaty o komunistycznej przeszłości jest jej zawężenie do dawnej tajnej policji NRD. Skutki takiego zawężenia są z jednej strony mylące; z drugiej jednak umożliwią ostre, precyzyjne i wyjątkowe w historii spojrzenie na mechanizmy sprawowania władzy przez niemieckich komunistów.

Pytania ciągle otwarte

Czy spojrzenie na historię musiało koncentrować się na Stasi? Przynajmniej na początku - tak. Kto przypomni sobie, w jaki sposób przebiegały wielotysięczne demonstracje w NRD jesienią 1989 r., ten zauważy, że od samego ich początku to właśnie Stasi znalazła się w centrum protestów; sprzeciw wobec niej stał się niejako symbolem sprzeciwu wobec całej władzy - sprawowanej w państwie, jak wiadomo, przez komunistyczną SED: Socjalistyczną Partię Jedności Niemiec. Demonstranci, którzy wychodzili na ulice wschodnioniemieckich miast i miasteczek, kierowali się spontanicznie pod lokalne siedziby Stasi. Świece, które zapalali przed wojewódzkimi i powiatowymi delegaturami Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego stały się symbolem buntu przeciw SED.

W tej sytuacji partia mogła bez przeszkód zabezpieczać swoje interesy - polityczne i materialne. Jej funkcjonariusze siedzieli nadal w dawnych lokalach i budynkach; organizowali zjazdy partyjne, zmieniali nazwę (w styczniu 1990 r. na, istniejącą do dziś, Partię Demokratycznego Socjalizmu; PDS) i rządzili. Jeszcze rządzili, do marca 1990 r.

Niezwykłe zjawisko, które towarzyszyło wschodnioniemieckiej pokojowej rewolucji polegało więc na tym, że rozbrojenie, a potem rozwiązanie aparatu terroru (jakim było Ministerstwo Bezpieczeństwa) dokonało się jeszcze pod rządami komunistycznego premiera i było już właściwie zakończone w chwili, gdy po pierwszych - i ostatnich w historii NRD - wolnych wyborach w marcu 1990 r. powstał rząd mający demokratyczną legitymizację.

W ciągu tych pięciu miesięcy, między październikiem 1989 r. a marcem 1990 r., wydawało się, jakby cała NRD była zgodna przynajmniej w tej jednej sprawie: że Stasi musi zniknąć, całkowicie i nieodwołalnie. Na przełomie roku 1989/90 nie powiodły się nieśmiałe próby rządzącej jeszcze SED - kierowanej wówczas przez Hansa Modrowa (wcześniej szefa SED w Dreźnie, mającego opinię partyjnego liberała; później Modrow zostanie skazany za fałszowanie wyborów) - zmierzające do jakiejś restrukturyzacji Stasi i do jej uratowania, poprzez utworzenie (na papierze) na jej miejscu instytucji wywiadu i kontrwywiadu na wzór zachodnioniemiecki. Reakcja demonstrantów była natychmiastowa, gniewna i zdecydowana. Zresztą już wcześniej, od początku grudnia 1989 r., demonstranci zajmowali komendy Stasi w kolejnych miastach - nie tylko uniemożliwiając jakąś jej metamorfozę, ale powstrzymując też zaplanowany odgórnie proceder niszczenia archiwów. Wreszcie w połowie stycznia 1990 r. w rękach "komitetu obywatelskiego" znalazła się centrala Stasi w Berlinie.

Do dziś otwarte pozostaje pytanie - historycy nie zbadali tego tematu do końca - czy i na ile Stasi stała się wtedy kozłem ofiarnym, porzuconym świadomie na pożarcie przez funkcjonariuszy partyjnych z SED, którzy już wtedy rozpoczęli walkę o przetrwanie w zjednoczonych wkrótce Niemczech. Paradoksalnie wśród tych, którzy demonstrowali przeciwko Stasi, było także niemało członków SED - partii, która było nie było ponosiła polityczną odpowiedzialność za działalność Stasi, będącej "tylko" jej "zbrojnym ramieniem". Paradoksalnie, podczas poszukiwania wszelkich śladów działalności Stasi w zapomnienie poszło pytanie o to, kto w NRD-owskiej codzienności wspierał dyktaturę, np. jako funkcjonariusz partyjny, a także czerpał z tego profity. Można by powiedzieć prowokująco, że w ten sposób Stasi stała się już po raz ostatni tym, czym (wedle komunistycznej retoryki) była przez prawie 40 lat: "tarczą" partii rządzącej, chroniącą ją - tym razem przed zbyt bolesnymi pytaniami.

Historia (także) rodzinna

Tak czy inaczej, to kontrowersyjne skoncentrowanie na SED-owskiej tajnej policji miało zarazem pewien bardzo pozytywny skutek: góry papieru, które Stasi nagromadziła przez prawie 40 lat istnienia, nagle stały się dostępne. A wraz z otwieraniem archiwów, które rozpoczęło się w styczniu 1992 r., rozszerzać zaczęło się spojrzenie na różne aspekty i, bywało, osobliwości aparatu terroru. Kto dziś chce się dowiedzieć, na czym opierało się państwo NRD-owskie, ma naprawdę dość materiału. Kto kiedyś pracował na rzecz Stasi, jako jej pracownik etatowy bądź szpicel, ten dziś się nie ukryje.

Zachowanych 180 kilometrów bieżących akt nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania. Ale jest to materiał wystarczający, by odczarować legendy i kłamstwa, narosłe przez 40 lat dyktatury, które miały ją legitymizować jako "lepsze państwo niemieckie".

Archiwa Stasi pokazują ludzką podłość i zdradę. Ale nie tylko: dokumentują również niezliczone przykłady przyzwoitości i bohaterstwa. Dowodzą, jak wielu ludzi potrafiło powiedzieć "nie". Archiwa są też fantastyczną dokumentacją życia codziennego, także codzienności aparatu władzy. Zagłębiający się w nie historycy odkrywają również groteskowe sprzeczności, które w rezultacie doprowadziły do upadku reżimu. Wreszcie - a może przede wszystkim - są one dla ofiar SED-owskiej dyktatury źródłem, z którego mogą czerpać dowody konieczne dla procedur rehabilitacyjnych.

Po otwarciu archiwów do Urzędu Gaucka (dziś zwanego Urzędem Birthler; od nazwisk jego szefów: poprzedniego Joachima Gaucka i obecnego, pani Marianne Birthler) wpłynęły miliony wniosków o wgląd w dokumenty. Dziś setki tysięcy przeciwników komunizmu ma w domu na półce segregator, a w nim dowód na swój bardzo osobisty udział w tworzeniu historii - mniejszy lub większy, ale osobisty. W ten sposób akta Stasi stały się częścią tradycji rodzinnej. Co ciekawe, choć minęło 15 lat, proces ten wcale się nie zakończył: dziś, w roku 2007, do Urzędu nadal wpływają wnioski - także od dzieci czy wnuków ludzi już nieżyjących, którzy chcą się dowiedzieć, jak ojciec czy dziadek na swój prywatny sposób powiedzieli "nie" komunizmowi.

Nieufność, kłamstwa i strach

Czasem słyszy się, że archiwa Stasi to coś w skali "bloku wschodniego" wyjątkowego, bo niemieckiego. Nie przesadzajmy. Akta Stasi nie są w jakiś szczególny sposób niemieckie. Podobnie jak działalność Stasi nie była czymś typowo niemieckim i wyjątkowym w skali bloku wschodniego.

Prawda jest taka, że organizacja i praca Stasi wzorowały się - aż do spraw szczegółowych - na modelu sowieckim. A archiwa Stasi pokazują doskonale i to, jak ścisłe były powiązania między tajnymi policjami w krajach komunistycznych. Zbyt podobne były struktury, metody, nawet język. Wymiana informacji odbywała się przez Moskwę i po rosyjsku. Tym samym spuścizna po Stasi jest także ważną spuścizną europejską. Bo w żadnym innym kraju dawnego "bloku" dokumentacja obrazująca funkcjonowanie władzy nie zachowała się w tak dobrym stanie.

Zarazem jednak ignorowane jest często przesłanie zawarte w tych niezliczonych planach "pracy operacyjnej" i "działań destrukcyjno-dezinformacyjnych", wymierzonych w konkretnych ludzi.

Jakie to przesłanie? Że dyktatura jest nie tylko efektem błędnego rozwoju historycznego. Dyktatura czyni chorym również społeczeństwo, nad którym panuje, a tajna policja jest najważniejszym siedliskiem infekcji. Podłość dyktatury ujawnia się w pełni dopiero, gdy przyjrzymy się konkretnym ludzkim przypadkom. Nieprzypadkowo Stasi zwykła typować jako przyszłych szpicli ludzi, co do których mogła sądzić, że ich relacje i więzi z innymi są słabsze - np. dzieci, które musiały dorastać bez rodziców. Uważano, że tacy ludzie będą bardziej podatni na wpływ, że łatwiej będzie ich "wychować" (jak mawiali w swym żargonie oficerowie prowadzący).

Stasi stawiała na te ludzkie cechy, które w zdrowych społeczeństwach uważane są powszechnie za moralnie negatywne. Paliwem dla Stasi były wszechobecna nieufność i bezgraniczne kłamstwa, a jej celem wzbudzenie strachu. Nieufność, kłamstwa i strach, przez kilkadziesiąt lat kładące się cieniem nad Niemcami Wschodnimi i stanowiące istotę choroby, nie mogły zniknąć z dnia na dzień. Także rozbicie struktur Stasi nie było jeszcze aktem wyzwolenia. Pozwoliło ono - tylko i aż - spojrzeć na prawdziwe oblicze komunizmu i komunistów. I na spuściznę po nich, z którą borykamy się do dziś.

JOHANN LEGNER (ur. 1954) jest dziennikarzem, szefem berlińskiej redakcji "Lausitzer Rundschau", ukazującego się w Cottbus (Chociebuż) na Łużycach. W latach 1996-2000 był rzecznikiem Urzędu Pełnomocnika Rządu RFN ds. Archiwów Stasi (tzw. Urząd Gaucka/Birthler). Przed 1989 r. pracował w zachodniej telewizji ARD, gdzie przygotowywał magazyn "Kontraste", poświęcony Europie Wschodniej (głównie NRD) i opierający się na materiałach uzyskiwanych również drogą konspiracyjną dzięki kontaktom z opozycją demokratyczną w NRD.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (18/2007)