Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwszym poziomem kompetencji w akcjach terrorystycznych jest pomyślna detonacja materiału wybuchowego.
Jeśli przyjąć to za standard, grupa islamistyczna, która dokonała zamachu, była na wpół kompetentna, a być może nawet w jednej czwartej: wiadomo już, że kilka z podłożonych ładunków nie eksplodowało, ale nie wiadomo, ile niewybuchów zostanie jeszcze znalezionych.
Drugi poziom kompetencji polega na skoordynowaniu wielu eksplozji. Pojedyncza eksplozja to jeszcze nie zamach - mógłby to być wypadek czy porachunki przestępcze. Cztery bomby to już oczywiście terroryzm i osiągają one bardzo silny skutek. W tym sensie terroryści osiągnęli sukces: mniej niż godzina upłynęła między pierwszą eksplozją o godzinie 8.51 czasu Greenwich, a ostatnią o godzinie 9.47.
Trzeci stopień kompetencji dotyczy wyboru celów. I w tym punkcie grupa zamachowców sobie nie poradziła. Ich bomby - cztery spośród tych, które eksplodowały - nie uderzyły w priorytetowe cele “reprezentacyjnego" Londynu na osi Westminster--Whitehall, gdzie przecież też przebiegają linie metra [Westminster to katedra i opactwo, miejsce koronacji i pochówków brytyjskich królów; Whitehall to ulica w Londynie, przy której skupione są budynki rządowe - red.]. Nie uderzyli też w najważniejsze cele Londynu “turystycznego", czyli w część miasta wzdłuż linii Oxford Circus-Picadilly. Wreszcie, ominęli biznesowe serce miasta, czyli londyńskie City.
Zamiast tego bomby, które wybuchły, uderzyły w cele drugoplanowe, bez spójnego efektu [co stało się natomiast 11 września 2001 r. w USA, gdy uderzono w miejsca pełne ludzi i zarazem symboliczne: WTC i Pentagon - red.]. Nie wiadomo, czy terroryści nie osiągnęliby bardziej spójnego efektu, gdyby wszystkie podłożone bomby wybuchły.
Brzmi to może kontrowersyjnie, bo przecież każdy atak na londyński system transportu publicznego wywołałby śmierć dziesiątków ludzi. Ale w tym przypadku zamach nie koncentrował się na maksymalizowaniu efektu politycznego i psychologicznego. Ani też na maksymalizowaniu ilości ofiar. Każdy, kto zna londyńskie metro w godzinach szczytu, wie, że zamachowcy zabiliby o wiele więcej ludzi, gdyby umieścili bomby w kilku innych miejscach.
Wygląda to tak, jakby jedna z wielu grup zdesperowanych ekstremistów muzułmańskich zdecydowała się zrealizować swoje wewnętrzne dyskusje o użyciu przemocy. I osiągnęła podstawowe poziomy kompetencji. Jednak grupa ta, która przeprowadziła atak, nie ma absolutnie żadnych powiązań z Al-Kaidą, a jedynie sugeruje pokrewieństwo, aby wykorzystać nazwę, jak znaną markę.
To pewne, gdyż Al-Kaida nie istnieje już jako spójna organizacja. Mimo prób, Al-Kaidzie nie udało się odtworzyć swoich ośrodków szkoleniowych, logistyki, dowództwa i struktury dowodzenia, które straciła po upadku władzy talibów w Afganistanie. Wszystko, co po niej pozostało, to właśnie marka: “Al-Kaida".
Oraz fakt niewybaczalny: porażka obławy na Osamę bin Ladena, wynik niekompetencji Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA), co stwierdziły już oficjalnie trzy niezależne raporty rządu Stanów Zjednoczonych.
Przełożył MK
Edward N. Luttwak jest amerykańskim politologiem, pracuje w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), stale współpracuje z “TP".