Kolos z Gudżaratu

Jego trwająca pięć lat budowa wywołała patriotyczne poruszenie. Wielu Hindusów stawia sobie za punkt honoru, aby pod nim stanąć i oddać cześć jednemu z ojców niepodległości.
z północnych Indii

18.03.2019

Czyta się kilka minut

Statua Jedności: 182-metrowy posąg Sardara Patela, jednego z twórców niepodległości Indii, Gudżarat, 2019 r. / ROMAN HUSARSKI
Statua Jedności: 182-metrowy posąg Sardara Patela, jednego z twórców niepodległości Indii, Gudżarat, 2019 r. / ROMAN HUSARSKI

Jego wielkość pokazuje wielkość naszego narodu! – przekonuje mnie ojciec rodziny. Jedziemy zobaczyć najwyższy posąg na świecie: 182-metrowy monument, który upamiętnia Sardara Patela, jednego z założycieli współczesnej indyjskiej państwowości.

Choć nie ma żadnej okrągłej rocznicy (Patel urodził się jeszcze za czasów brytyjskich, w 1875 r., a zmarł wkrótce po uzyskaniu przez kraj niepodległości, w 1950 r.), to w tych dniach w całych Indiach wszędzie widać plakaty chwalące dokonania tego polityka. A także – lub może przede wszystkim – sukcesy obecnego rządu z Narendrą Modim na czele, który w kwietniowych wyborach zamierza obronić swoją większość parlamentarną.

Mimo całego medialnego szumu, który otacza pomnik Sardara Patela (zwany też Statuą Jedności, został ukończony w ubiegłym roku, po trwającej pięć lat budowie), miejsce, gdzie go postawiono, nie jest łatwo osiągalne.

Posąg wybudowano w północnych Indiach, w Gudżaracie (tu Patel przyszedł na świat). W pobliżu nie ma większych miast, a z oddalonej o niecałe 100 km Vadodary jeżdżą tylko cztery bezpośrednie autobusy dziennie.

W drodze towarzyszy nam indyjska rodzina, z którą dzielimy koszty taksówki. Rozentuzjazmowani współtowarzysze podróży przyznali, że są w drodze od dwóch dni. Budowa pomnika wywołała ogromne patriotyczne poruszenie i wielu stawia sobie za punkt honoru, aby osobiście stanąć pod nim i oddać cześć jednemu z ojców indyjskiej niepodległości.

Panteon olbrzymów

Pejzaż Gudżaratu jest monotonny. Podróżnik szybko traci zainteresowanie nizinnym suchym krajobrazem. Docieramy w końcu do niewielkiej Kevadii, ostatniej wioski dzielącej nas od kolosa. Kilka kilometrów dalej znajdują się kasy biletowe i brama, skąd ostatni odcinek turyści pokonują specjalnymi autobusami.

Dojeżdżając na miejsce, widzę u naszych towarzyszy podróży oznaki niezadowolenia. Czy tak wielki posąg nie powinien być widoczny już z daleka? Czy to może unoszący się w powietrzu pył nie pozwala go dostrzec?

Posągi tej wielkości często stawia się na odludziu. Tak jakby potrzebowały dodatkowej przestrzeni, aby objąć wszystko swoim panowaniem. Do tej pory monumentalna sztuka w Indiach zarezerwowana była dla postaci religijnych. Jednak żaden z ich posągów nie sięga nawet do kolan Sardara Patela. I tak, Hanuman z Vijayawada osiągnął 41 m, Budda z Ravangla 39 m, a Śiwa z Murdeshwar „zaledwie” 37 m.

W przeciwieństwie do indyjskiego patrioty, mitologiczne figury są rozpoznawane również za granicą. Gdy powiedziałem Kapilowi, mojemu indyjskiemu znajomemu, który pracuje w branży IT w Bombaju, że w Polsce prawie nikt nie słyszał o Patelu, zareagował z entuzjazmem. – Ale ty teraz już wiesz! O to właśnie chodzi. Rodzina Nehru-Gandhich zbyt długo okradała ten kraj z historii, ale premier Modi przywróci honor zapomnianym!

Jednak „kolos z Gudżaratu” wywołał nie tylko entuzjazm. Podczas budowy zastanawiano się, czy w kraju o tak licznych problemach budowa pomnika za prawie pół miliarda dolarów jest etyczna. Inni oburzali się, że na placu budowy pracują w większości... Chińczycy. Protestowała też ludność, której zabrano ziemię.

Jednak dziś, mimo wielu kontrowersji, ciężko spotkać w Indiach kogoś, kto otwarcie krytykowałby ten projekt.

Spory wśród ojców założycieli

Sardar Patel bez wątpienia był ważny dla ruchu niepodległościowego Indii.

Zainspirowany Mahatmą Gandhim, organizował przez lata protesty wymierzone w brytyjski rząd kolonialny, za co był dwukrotnie więziony. To wtedy, za sprawą swych zdolności organizacyjnych, zaczął być tytułowany „sardarem”, czyli „przywódcą”. W 1931 r. stanął na czele Indyjskiego Kongresu Narodowego: partii niepodległościowej, w której działali i Motilal Nehru, i Gandhi. Miał zmysł dyplomatyczny i to dzięki niemu Indie nie rozpadły się po uzyskaniu niepodległości w 1947 r. na setki małych państewek, rządzonych przez lokalnych radżów. Mówi się, że osobiście jest odpowiedzialny za „cud” zjednoczenia 562 książęcych stanów.

Ale nie we wszystkim było mu po drodze z Nehru i Mahatmą. Nie zgadzali się w kwestii podziału Indii. W przeciwieństwie do Gandhiego uważał, że wyodrębnienie się Pakistanu – państwa dla wyznawców islamu – jest mniejszym złem i zapobiegnie dalszemu rozlewowi krwi. Podczas walk, jakie wybuchły między hinduistami i muzułmanami po 1947 r., zginęło milion ludzi, kilkanaście milionów z obu stron musiało opuścić domy.

Wtedy, podczas pierwszej wojny z Pakistanem w 1947 r. (nazywa się ją też „pierwszą wojną o Kaszmir”, jako że była pierwszą z czterech, jeśli nie liczyć krótkiego i gwałtownego starcia obu armii kilkanaście dni temu), Patel stanął na czele indyjskiej armii. W 1948 r. (gdy Nehru podróżował po Europie) odbił dla Indii region Hajdarabad.

Na różnice między Patelem a Nehru zwraca uwagę rządząca dziś partia BJP, dla której Sardar, w przeciwieństwie do Nehru, był prawdziwym patriotą.

Modi szuka autorytetów

Jednak w Indiach nic nie jest proste.

Na paradoks zakrawa fakt, że premier Narendra Modi na gigantycznym piedestale postawił człowieka, który jest jednym z bohaterów głównej partii opozycyjnej. BJP Modiego formalnie powstała bowiem dopiero w 1980 r. i brakuje jej własnych bohaterów, którzy mogliby udzielać jej historycznej legitymizacji. Aby zrobić z Patela swojego idola, zwolennicy premiera muszą więc adaptować historię – omijać fakty, które nie pasują do ich wizji.

Mimo różnic światopoglądowych z Ne- hru, Sardar Patel wielokrotnie mu ustępował. Choć krytykował ideę świeckiego państwa, nie oszczędzał również gorzkich słów hinduskim nacjonalistom. Zwłaszcza po zabójstwie Ghandiego w 1948 r., przez radykała z Narodowego Stowarzyszenia Ochotników (RRS). Tymczasem rządząca dziś Indiami partia ma swoje dalekie korzenie m.in. właśnie w RRS. W dodatku ugrupowanie to istnieje do dziś i blisko współpracuje z BJP.

Można więc powiedzieć, że Modiego nie łączy z Patelem zbyt wiele (poza miejscem pochodzenia). Jednak polityczny mit jest wciąż tak mocny, że pozwala wykorzystywać przeszłość dla swoich korzyści.


Czytaj także: Indie na szafranowo - Wojciech Jagielski o pomniku Patela i przepisywaniu historii przez premiera Modiego


Pod tym względem Statua Jedności to majstersztyk. Nawet jej nazwa ma ukryte znaczenie propagandowe. Jedność to nie tylko Patel, ale też Modi, którego twarz towarzyszy niemal każdej reklamie posągu w Indiach.

Zawołanie o jedność (hind. sabka) pojawia się zresztą w jego sloganach wyborczych od lat. W muzeum, które znajduje się pod stopami kolosa, nie brakuje tablic wychwalających obecnego premiera Indii, który – gdy koszty budowy pomnika osiągnęły zbyt wysokie sumy dla stanu Gudżarat – sięgnął po pieniądze do federalnego budżetu.

W propagandowym języku symboli premier Indii przedstawiany jest niczym alfa i omega. Ostatecznie to on, Modi, okazuje się być zwieńczeniem skrzętnie budowanej przez jego partię historiografii.

Patriotyczny festyn

Całkowity koszt przedsięwzięcia wyniósł 420 mln dolarów. Dookoła kolosa stworzono „wesołe miasteczko”, które obejmuje kilka punktów widokowych, wioskę restauracyjną, pola namiotowe i kwietną aleję.

W pierwszych tygodniach po jej otwarciu statua przeżywała oblężenie – aby wyjechać windą na znajdującą się w posągu platformę widokową, trzeba było czekać godzinami. Obecnie, może poza weekendami i świętami państwowymi, liczba turystów nie jest aż tak uciążliwa – z wyjątkiem wycieczek szkolnych, które za punkt honoru stawiają sobie zrobienie selfie z obcokrajowcami.

Możliwości zrobienia takiego autoportretowego zdjęcia, które ludzie w Indiach kochają, jest tu oczywiście wiele. Można je robić z platformy znajdującej się na poziomie serca „człowieka z żelaza”, można też z łodzi, płynąc po sztucznym jeziorze. Albo, przy bardziej zasobnym portfelu, z helikoptera.

W każdym razie selfie z Sardarem jest obowiązkowym punktem szanującego się i modnego indyjskiego patrioty. Indyjski Facebook i Instagram zalewa fala hurrapatriotyzmu.

Nie udało się jednak uniknąć wszechobecnego kiczu. Znajdujący się na wzgórzu napis „Statue of Unity” jest jak nieudolna podróbka znanego „Hollywood”. Przy tak wielkich sumach wydanych na tę inwestycję, literówki na tablicach informacyjnych wprawiają w zażenowanie. Błędy są nie tylko w napisach anglojęzycznych. Jeden z turystów powiedział mi, że liczba błędów w języku tamilskim, dominującym języku południowych Indii, każe podejrzewać, iż tłumaczenie powstało za pomocą Google Translate. Lokalizacja nazywana szumnie „aleją kwiatów” przypomina rozkopaną działkę – przegrała walkę z suchym klimatem Gudżaratu.

Jednak, o ironio, największym rozczarowaniem jest sam pomnik. Po pierwsze, pomimo ogromnych rozmiarów statuy nie widać z drogi. Teren jest tak ukształtowany, że widać ją dopiero pod sam koniec podróży. Po drugie, ponieważ w okolicy znajdują się wyłącznie same wzgórza, brakuje punktów odniesienia, które dałyby możliwość odczucia jego faktycznej wielkości.

Boom tylko chwilowy?

W drodze powrotnej towarzyszy nam głębokie poczucie rozczarowania.

Choć Kapil przekonywał mnie, że dzięki wpływom z biletów pomnik w końcu zacznie na siebie zarabiać, ciężko w to uwierzyć. Według niektórych analiz musi minąć 120 lat, aby koszt inwestycji się zwrócił, ale tylko przy założeniu, że wciąż licznie będą tu przyjeżdżać turyści.

Obrońcy pomnika argumentują, że projekt wieży Eiffla też początkowo krytykowano, a dziś odwiedza ją 7 mln turystów rocznie. Porównanie wydaje się jednak nietrafione. W pobliżu Statuy Jedności nie ma jakichkolwiek innych atrakcji turystycznych. Choć planuje się rozbudowę – m.in. o infrastrukturę dla sportów wodnych i paralotniarstwa – to utrzymanie wysokiej liczby odwiedzających będzie trudne. Zagranicznych turystów prędzej zainteresują kolorowe postaci z indyjskiej mitologii niż nieznani szerzej poza Indiami bohaterowie ich niepodległości.

Co do mieszkańców Indii, boom turystyczny, nakręcany obecnie przez polityków BJP, osłabnie zapewne po kwietniowych wyborach do parlamentu. A bez wsparcia ze strony partii rządzącej bohater z przeszłości może znowu popaść w zapomnienie. Pozostanie samotny, opuszczony olbrzym na pustkowiu. Niemała atrakcja dla backpackerów, szukających niezwykłych lokalizacji i dreszczyka emocji (takich jak Czarnobyl).

Wyścig kolosów

Na razie jednak to odległa wizja, bo wyścig trwa. Statua Jedności może być początkiem nowej rywalizacji w walce o przywilej posiadania największego pomnika.

Na specjalnie usypanej wyspie w pobliżu Bombaju już szykuje się budowa gigantycznej statuy Chhatrapatiego Shivaji. Ten XVII-wieczny wojowniczy władca Marathów jest kolejnym ulubieńcem partii BJP. Odrzucając elementy kultury muzułmańskiej i tocząc boje z Wielkimi Mogołami, Shivaji postrzegany jest przez wielu jako hinduistyczny proto- nacjonalista. Jego posąg początkowo miał być tylko o kilka metrów wyższy od kolosa Patela. Ale gdy okazało się, że chiński Budda w Lushan finalnie osiągnie 208 m, zmieniono plany. Shivaji ma kłaść cień na Bombaj z wysokości 210 m.

Budowniczych nie odstraszają ostrzeżenia, że astronomiczna kwota 557 mln dolarów drastycznie pogłębi zadłużenie stanu Maharasztra, który obecnie boryka się z ciężką sytuacją finansową, oraz że budowa może zniszczyć wodny ekosystem i doprowadzić miejscowych rybaków do ruiny. Ogromna inwestycja zdaje się również ignorować fakt, że w okolicy znajduje się wiele zaniedbanych fortów i innych historycznych atrakcji, które pilnie potrzebują wsparcia finansowego.

Nie wiadomo również, jaka będzie odpowiedź Chińczyków. Oraz innych indyjskich stanów, które też będą chciały się pokazać.

– Mamy wielu zapomnianych bohaterów, o których należy przypomnieć – informuje mnie z uśmiechem Kapil. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2019