Kolor głosu

Afroamerykanin i Żyd jako piąta kolumna w Ku Klux Klanie? – to mógł wymyślić tylko reżyser, który zjadł zęby na walce ze stereotypami i potrafi przekuć je we własną broń.

10.09.2018

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Czarne Bractwo. BlacKkKlansman” / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Czarne Bractwo. BlacKkKlansman” / MATERIAŁY PRASOWE

Nie od dziś wiadomo, że fryzura afro jest deklaracją polityczną. Im bardziej bujna, tym silniej manifestuje tzw. czarną dumę. Kiedy Michelle Obama po raz pierwszy zaprezentowała się publiczne z naturalnie kręconymi włosami, spłynęły na nią gratulacje i pochwały. Wcześniej sugerowano złośliwie, że to dzięki używaniu prostownicy pomogła małżonkowi zdobyć prezydencki fotel.

W najnowszym filmie Spike’a Lee czarnoskórzy bohaterowie dumnie obnoszą się ze swymi kędzierzawymi kopułami. Lata 70. XX w. to bowiem w Stanach Zjednoczonych czas ruchów emancypacyjnych i równościowych, w tym także radykalnych, jak Partia Czarnych Panter. Reżyser, który co najmniej trzy dekady temu – czyli zanim stało się to modne – upominał się o reprezentację Afroamerykanów i ich problemów na ekranie, wykorzystuje stylizacje z epoki disco, by opowiedzieć o Ameryce jak najbardziej współczesnej. Po filmach niezależnych („Ona się doigra”, „Czarny blues”, „Malaria”), po zaangażowanych dokumentach (jak nominowane do Oscara „Cztery małe dziewczynki”) czy portretach czarnoskórych artystów i sportowców, ale też po licznych flirtach z kinem typowo mainstreamowym, Lee postanowił na dobre wyjść z getta i jednocześnie pozostać wierny swojej sprawie. Grand Prix na festiwalu w Cannes tudzież nagroda Jury Ekumenicznego potwierdziły słuszność tej decyzji. Twórca, mający dotychczas na koncie przede wszystkim Czarne Szpule, przyznawane Afroamerykanom zasłużonym w branży filmowej, nakręcił brawurową komedię, którą celuje nie tylko w widownię dzielącą z nim kolor skóry czy polityczne sympatie. Sądząc po wynikach kasowych, z nie najgorszym skutkiem.

Afroamerykanin i Żyd jako piąta kolumna w Ku Klux Klanie? – to mógł wymyślić tylko ktoś, kto zjadł zęby na walce ze stereotypami i potrafi przekuć je we własną broń. Ale to nie Lee jest autorem tej absurdalnej historii. „Czarne Bractwo. BlacKkKlansman” powstało na podstawie wspomnień niejakiego Rona Stallwortha, pierwszego czarnego policjanta w Colorado Springs. W 1979 r., z pomocą białego kolegi po fachu, udało mu się rozpracować lokalne struktury rasistowskiej organizacji. Nowojorski reżyser odświeża i po swojemu koloryzuje tamte zdarzenia, zahaczając nawet o wojnę secesyjną. Urodzony, podobnie jak Martin Luther King, w Atlancie, mateczniku Głębokiego Południa, na początku filmu przywołuje słynne panoramiczne ujęcie z „Przeminęło z wiatrem” (1939), w którym Scarlett O’Hara błąka się pośród rannych konfederatów. Bo to m.in. filmowy kanon, szczególnie zaś cytowane w innym miejscu „Narodziny narodu” D.W. Griffitha z 1915 r., przez lata konserwował mitologię białej Ameryki, którą dziś wielu chciałoby „uczynić znowu wielką”. Reżyser ośmiesza więc nie tylko palących krzyże ekstremistów w szpiczastych czapkach, ale i tych, którzy nie wstydzą się sięgać po ich retorykę w oficjalnym dyskursie.

Karykaturalny, w podwójnym znaczeniu czarno-biały, z doklejonym na końcu dosłownym manifestem – wszystko to można zarzucić „Czarnemu bractwu”. Lee potrafi jednak z takim wdziękiem opowiadać o wkręcaniu przywódców Ku Klux Klanu w sensacyjno-polityczną intrygę, że łatwo mu wybaczyć nadużycia. John David Washington (syn Denzela) w roli Rona i towarzyszący mu Adam Driver jako Żyd Flip Zimmerman tworzą tu symboliczny duet, w którym przedstawiciele mniejszości, pierwszy – dyskryminowanej, drugi – tej rzekomo uprzywilejowanej, w dodatku „promującej multikulti”, toczą wojnę hybrydową z głoszącymi nienawistne hasła przedstawicielami białej większości. Ci ostatni, ze swoim kultem broni, ciasnotą umysłową i pogardą dla kobiet, pokazani zostali prawem politycznej satyry niczym odrażające przeciwieństwo młodych, modnych i seksownych działaczy Black Power. Lecz im również w filmie się obrywa. Kiedy Ron na początku policyjnej kariery wnika w szeregi czarnych ekstremistów, gdzie poznaje mocno wywrotową studentkę Patrice (w tej roli Laura Harrier), dochodzi do zderzenia dwóch różnych opcji związanych z walką o równouprawnienie. Postulujący wojnę ras „romantycy” stoją naprzeciw „pozytywistów”, próbujących małymi kroczkami zmieniać społeczną świadomość. Lee, jakkolwiek słynie z ostrych agitacji i niewyparzonego języka, deklaruje swym filmem, że mimo wszystko bliższa jest mu ta druga postawa. Za co zresztą też zdążył się już spotkać z krytyką: zdaniem niektórych jego film traktuje nazbyt łagodnie amerykańskich stróżów prawa, cieszących się w dobie kampanii #BlackLivesMatter wyjątkowo złą sławą.

Przed oskarżeniami o tendencyjność Lee ucieka w paradoksy. Oto zasymilowany Żyd podszywający się w jego filmie pod Afroamerykanina, który z kolei udaje „białego” przed „bardzo białymi”, zaczyna dzięki spotkaniu z Ku Klux Klanem odkrywać na nowo swoją tożsamość. Rasowe mistyfikacje w amerykańskim kinie mają zresztą bogatą tradycję. Wystarczy przywołać choćby „Śpiewaka jazzbandu” (1927), pierwszy w historii film dźwiękowy, w którym syn nowojorskiego kantora malował sobie twarz na czarno, by zaistnieć na scenach Broadwayu. „BlacKkKlansman” poprzez komiczne przebieranki i wielopiętrowe qui pro quo, bardziej nawet niż przez swą nachalną aluzyjność czy jawną publicystykę, artykułuje swój sztandarowy przekaz: świat, w którym człowieka definiuje jego zewnętrzna powłoka, w tym przypadku kolor skóry, skręt włosów albo głos (Lee wykpiwa także sztuczne rozróżnienie na głosy „białe” i „czarne”), jest światem z gruntu szalonym. I właśnie temu szaleństwu Lee przystawia krzywe zwierciadło. Jakby wierzył, że jedynie dobra, godząca we wzajemne uprzedzenia rozrywka może przebić odwieczny mur. ©

CZARNE BRACTWO. BLACKKKLANSMAN („BlacKkKlansman”) – reż. Spike Lee. Prod. USA 2018. Dystryb. UIP. W kinach od 14 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2018