Kolebka zimnej wojny

Choć mówili o demokracji, nie mieli już złudzeń: 70 lat temu na konferencji w Poczdamie przywódcy USA i Wielkiej Brytanii zaakceptowali zdobycze Stalina w Europie Środkowej.

02.08.2015

Czyta się kilka minut

Po zakończeniu konferencji poczdamskiej: nowy brytyjski premier Clement Attlee (pierwszy z lewej), prezydent USA Harry S. Truman i Józef Stalin w mundurze generalissimusa; sierpień 1945 r. / Fot. Bettmann / CORBIS
Po zakończeniu konferencji poczdamskiej: nowy brytyjski premier Clement Attlee (pierwszy z lewej), prezydent USA Harry S. Truman i Józef Stalin w mundurze generalissimusa; sierpień 1945 r. / Fot. Bettmann / CORBIS

Sowiecka gwiazda z czerwonych pelargonii jeszcze dziś zdobi, jeśli można tak to ująć, wewnętrzny dziedziniec pałacu Cecilienhof w Poczdamie. To kwiatowe wspomnienie o słynnej konferencji: spotkaniu, które 70 lat temu miało miejsce w tej dawnej cesarskiej rezydencji Wilhelma II pod Berlinem. Od 17 lipca do 2 sierpnia 1945 r. obradowała tu tzw. wielka trójka: sowiecki dyktator Józef Stalin, brytyjski premier Winston Churchill i nowy prezydent USA Harry S. Truman. Spotkali się, aby – po zwycięstwie nad Niemcami – ostatecznie uregulować, jak wtedy mówiono, powojenny porządek w Europie. Pieczętując w istocie to, co już wcześniej ustalono podczas konferencji w Teheranie i Jałcie.

Zachowany do dziś klomb pelargonii z symbolem Związku Sowieckiego założono właśnie wtedy, 70 lat temu. Miał to być niby drobny, ale znamienny gest polityczny: konfrontując z nim zachodnich gości już na wejściu, Stalin chciał zasygnalizować, że to on jest tu gospodarzem. W końcu zarówno Poczdam, jak też obszar od Odry po Łabę, góry Harzu i Rudawy, a także część Berlina, miały odtąd pozostawać we władaniu Sowietów, wówczas jako ich strefa okupacyjna.

Wprawdzie wtedy, dwa miesiące po zakończeniu II wojny światowej w Europie, „wujek Joe” – jak kolokwialnie zwano Stalina w Anglii i Stanach – oficjalnie pozostawał nadal sojusznikiem. Ale za kulisami między Moskwą i Zachodem narastała nieufność. Zimna wojna rzucała swoje pierwsze cienie. A spotkanie w Poczdamie miało stać się, w pewnym sensie, jej kolebką; miejscem symbolicznych narodzin.

Jak Churchill zwiedzał Berlin

Amerykanie i Brytyjczycy przybyli do Berlina już 15 lipca, drogą lotniczą. Na tego, który chciał wystąpić w roli gospodarza, musieli czekać trochę ponad dzień – bo Stalin się spóźnił. Sowiecki przywódca, który cierpiał na awiofobię i nie zwykł latać samolotem, w podróż z Moskwy do Poczdamu udał się bowiem pociągiem. Rzecz jasna specjalnym, opancerzonym. Ktoś policzył, że na liczącej niemal 2 tys. kilometrów trasie nad bezpieczeństwem dyktatora czuwało ponad 18 tys. tajniaków; dodatkowo przejazd zabezpieczało osiem wojskowych pociągów pancernych.

Wolno sądzić, że spóźnienie Stalina było jednak polityczną kalkulacją, a nie skutkiem niedostatecznego planowania. Zmusić kontrahenta (sojusznika czy wroga) do tego, aby czekał – to znany od dawna element rosyjskiej, a potem sowieckiej taktyki w negocjacjach politycznych. Stosowany zresztą chętnie także dziś przez prezydenta Rosji Władimira Putina.

Churchill i Truman wykorzystali okazję, by zwiedzić Berlin, zniszczony najpierw przez alianckie naloty, a potem podczas sowieckiego szturmu. Oglądali Reichstag, a także kancelarię i bunkier Hitlera, w którym Führer zakończył życie, jak również ruiny stolicy Rzeszy. W książce „II wojna światowa”, za którą otrzymał literacką Nagrodę Nobla, Churchill tak opisywał swe wrażenia: „Większe zgromadzenie ludzi dostrzegliśmy tylko przed budynkiem Kancelarii Rzeszy. Gdy wysiadłem z auta i wmieszałem się między ludzi, zaczęli na mój widok wiwatować, wszyscy, za wyjątkiem jedynie pewnego starszego mężczyzny, który z dezaprobatą kręcił głową. Od kiedy Niemcy poddały się, moja nienawiść się ulotniła, a ta demonstracja poruszyła mną bardzo, podobnie jak wymizerowane twarze tych ludzi”.

Pięć razy „D”

Stalin w końcu przybył i 17 lipca konferencja mogła się wreszcie rozpocząć. Protokół z pierwszego jej dnia odnotował następujące wydarzenia: około południa grzecznościowa wizyta Stalina w Little White House (tj. Małym Białym Domu, jak nazwano willę, która stała się tymczasową kwaterą prezydenta USA), po południu spotkanie plenarne w pałacu Cecilienhof. Stalin wystąpił w białym galowym mundurze generalissimusa (stopień ten, najwyższy możliwy, zechciał nadać sobie nieco wcześniej, w czerwcu 1945 r.), Churchill w skromnym mundurze pułkownika armii brytyjskiej, a Truman w zwyczajnym dwurzędowym garniturze (z krawatem zamiast muszki, którą zazwyczaj nosił).

Strony szybko uzgodniły strukturę negocjacji, które miały być prowadzone w kolejnych kilkunastu dniach: przed południem rozmowy na szczeblu ministrów spraw zagranicznych i ekspertów, po południu plenum w obecności szefów, a wieczorem bankiety. Podczas uroczystego obiadu wydanego przez Stalina posiłek mieli umilać pianiści i skrzypaczki sprowadzone specjalnie z Moskwy; Churchill zrewanżował się orkiestrą Royal Air Force.

Jeśli chodzi o przyszłość Niemiec – po klęsce III Rzeszy całkowicie zrujnowanych, z milionami głodujących i uchodźców, pozbawionych nie tylko państwa, ale też funkcjonującej administracji – w Poczdamie zajęto się nie tyle aktualnymi problemami, co generalnymi zasadami rządów okupacyjnych, mającymi określić dalszą perspektywę kraju i narodu. Mowa była więc o „pięciu D”: demilitaryzacji, denazyfikacji, demontażu (np. niemieckich fabryk, które miały być swego rodzaju zadośćuczynieniem), decentralizacji i demokratyzacji.

Przedmiotem sporu stało się zwłaszcza ostatnie „D”: wizja demokratyzacji Niemiec. Oba kraje zachodnie chciały, by na terenie całego kraju wprowadzono na powrót demokrację, z wolnością słowa i prasy, z wolnymi i tajnymi wyborami, a także z niezależnym sądownictwem. Żadnej z tych rzeczy Stalin nie zamierzał realizować w swojej strefie okupacyjnej. Podziały w antyhitlerowskiej koalicji, jak ją wtedy zwano, stawały się coraz widoczniejsze. Wkrótce miały doprowadzić do podziału Niemiec na dwa państwa, trwającego aż do 1989-90 r.

Porzucona Polska

Decydującym punktem spornym między trzema przywódcami stała się jednak przyszła wschodnia granica Niemiec. Wprawdzie już wcześniej, w Teheranie i Jałcie, zadecydowano o „przesunięciu” Polski na zachód i o tym, że jej wschodnia granica ma w gruncie rzeczy niemal pokrywać się z „linią demarkacyjną”, ustaloną w 1939 r. w pakcie Hitler–Stalin. Nie uzgodniono tam jednak dokładnego przebiegu zachodniej granicy tak przesuniętej Polski. Teraz Truman i Churchill sądzili, że jest to jeszcze kwestia otwarta. Szybko, właściwie już pierwszego dnia, pojęli, że nie ma już o czym decydować, bo Sowieci stworzyli fakty dokonane.

W porównaniu z konferencją w Jałcie, gdzie w lutym 1945 r. Stalin i Churchill obradowali wraz z Franklinem D. Rooseveltem (prezydent USA zmarł w kwietniu i zastąpił go Truman, dotychczasowy wiceprezydent), były bowiem dwie zasadnicze różnice. Po pierwsze, w Warszawie zainstalował się już tzw. Rząd Tymczasowy – kontrolowany przez Stalina, ale mający sprawiać na zewnątrz wrażenie koalicji różnych sił politycznych, zaakceptowany już przez Londyn i Waszyngton, które porzuciły swego sojusznika, rząd RP na uchodźstwie. Ów Rząd Tymczasowy nie omieszkał wysłać do Poczdamu swej delegacji, na czele z Bolesławem Bierutem, agentem NKWD. Po drugie, na terenach na wschód od Odry i Nysy, które miały przypaść Polsce jako kompensacja za utracone Kresy Wschodnie, zaczęły się już tzw. dzikie wypędzenia: jeszcze przed Poczdamem polska komunistyczna administracja zaczęła wysiedlać ludność niemiecką; w jej miejsce już przybywali Polacy – wygnańcy z Kresów.

Wielka trójka zaakceptowała więc Odrę i Nysę jako granicę nowej komunistycznej Polski, choć nie oznaczało to jeszcze uznania na gruncie prawa międzynarodowego – kolejny punkt sporny, do którego miały później odwoływać się rządy Niemiec Zachodnich, obstające przy stanowisku, iż formalnie przebieg granicy przypieczętować może dopiero traktat pokojowy. Wielka trójka zaakceptowała też wysiedlenie Niemców – i wydała słynne oświadczenie, w którym mowa była o wolnych wyborach w Polsce.

Wolno sądzić, że nie tylko Stalin, lecz także Churchill i Truman byli świadomi, iż takich wolnych wyborów nigdy nie będzie. Polska została ostatecznie porzucona przez zachodnich sojuszników.

Truman kontra Stalin

Nie znaczy to jednak, że obaj zachodni politycy, Truman i Churchill, ufali Stalinowi.

Wielu amerykańskich historyków nie waha się dziś stwierdzić, że szczęśliwą wręcz okolicznością – szczęśliwą z punktu widzenia przyszłości USA i Europy Zachodniej, a także tych Niemców, którzy znaleźli się w zachodnich strefach okupacyjnych i w zachodniej części Berlina – była śmierć Roosevelta i objęcie funkcji prezydenta właśnie przez Trumana. Roosevelt – od dawna ciężko chory i, jak twierdzą niektórzy, w Jałcie niezdolny już do jasnego myślenia – uchodził za apologetę Rosji i Stalina; w jego otoczeniu w Białym Domu roiło się od różnorakich zwariowanych lewicowców, marzących (idealistycznie bądź cynicznie) o trwałym sojuszu między Ameryką i ZSRR.

Truman był przeciwieństwem Roosevelta: antykomunista, w kolejnych latach – gdy konflikt z Kremlem zaczął się coraz bardziej zaostrzać, np. w czasie blokady Berlina Zachodniego przez Sowietów – miał się okazać prezydentem odważnym i zdecydowanym. Można powiedzieć, że w Poczdamie Truman był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Tym bardziej że – jak się szybko okazało – w kolejnych sporach musiał stawić czoło Stalinowi samotnie. Oto bowiem, w osiem dni po rozpoczęciu konferencji, obaj czołowi brytyjscy przedstawiciele – Churchill i jego zastępca w delegacji, poseł Partii Pracy Clement Attlee – musieli opuścić Poczdam, z powodu brytyjskich wyborów do parlamentu. Wrócił już tylko jeden: Churchill przegrał wybory, nowym premierem został Attlee.

Dla Stalina klęska Churchilla była okolicznością nad wyraz pomyślną: Brytyjczyk zbyt często przeciwstawiał się sowieckiemu przywódcy. Churchill nie zapomniał też, że II wojna światowa zaczęła się od wspólnego – niemiecko-sowieckiego – uderzenia na Polskę. Nie mógł uratować Polski, nawet gdyby chciał, ale nie miał złudzeń odnośnie do polityki Stalina.

Koniec epoki, początek epoki

Wyborcza przegrana Churchilla – było nie było, wojennego zwycięzcy – oznaczała koniec epoki. Ale jeszcze bardziej znaczące, z punktu widzenia światowej polityki, miało okazać się inne wydarzenie, do którego doszło na dzień przed rozpoczęciem poczdamskiej konferencji: 16 lipca 1945 r. na pustyni Nowego Meksyku odbył się pierwszy test bomby atomowej, skuteczny. Z punktu widzenia Amerykanów oznaczało to radykalny zwrot w stosunku sił między oboma mocarstwami. Mając „tę bombę”, jak mówił Truman, Stany miały w ręku decydujący atut. Amerykański prezydent poinformował o tym Stalina niby przypadkowo – i zdumiał się jego spokojną reakcją. W odpowiedzi sowiecki dyktator życzył Amerykanom, by dobrze wykorzystali nową broń przeciw Japończykom – II wojna światowa trwała wszak jeszcze na Pacyfiku.

Stalin był znany jako dobry aktor. O postępach w pracy nad amerykańską bombą atomową wiedział od dawna – od szpiegów, którzy rozpracowali „Projekt Manhattan”. Miały minąć jeszcze cztery lata, zanim Sowieci doprowadzili na tym polu do „równowagi strachu” – pierwsza testowa eksplozja sowieckiej bomby atomowej miała mieć miejsce w sierpniu 1949 r. Technologię do jej produkcji Sowieci ukradli Amerykanom, a materiał pozyskali między innymi z kopalń uranu w okupowanej części Niemiec. Ale zimna wojna zaczęła się już wcześniej, w Poczdamie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2015