Kocham cię, ale się tym nie przejmuj. Listy i miłość Szymborskiej i Filipowicza

Wystarczy wrażliwość niemiarowego szczupaka, żeby przy tej lekturze odczuwać moralny dyskomfort. Trudno zapomnieć, że listy te są przeznaczone dla zupełnie innej, jednej tylko pary oczu – zwłaszcza znając podejście nadawców do kwestii prywatności.

24.10.2016

Czyta się kilka minut

Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz, lata 70. / / Fot. Z arch. Fundacji W. Szymborskiej
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz, lata 70. / / Fot. Z arch. Fundacji W. Szymborskiej

Było jak w jej wierszu „Miłość od pierwszego wejrzenia”: „od dłuższego już czasu / bawił się nimi przypadek. / Jeszcze nie całkiem gotów / zamienić się dla nich w los”. Ona zobaczyła go zaraz po wojnie, w stołówce krakowskiego Domu Literatów: zapamiętała, że był opalony, miał na sobie niebieskie spodnie i żółtą bluzę. On z kolei „bardzo ostro zanotował w pamięci” jakieś inne ich spotkanie z czasów, „kiedy nie było jeszcze między nimi nic pisane” – jakie, niestety nie wiadomo.

Z listów możemy odtworzyć chronologię uczucia. 18 kwietnia 1966 r. Filipowicz przesłał Szymborskiej „skromny przyczynek do małpologii”, czyli trzy zdjęcia małp z krakowskiego zoo do jej kolekcji. Gdy zaczęli się częściej spotykać, Szymborska odczuwała „pewne, stale zwiększające się, trudności przy pożegnaniach”. Wreszcie, 23 października 1967 r., Filipowicz podjął przełomową decyzję o sprezentowaniu jej cukiernicy, a dwa dni później, świętując 54. urodziny, zaprosił do siebie na tort. Na początku listopada śnił o niej w Cieszynie; pod koniec miesiąca zostali parą. Mieli już spory dorobek literacki i uczuciowy: ona, ceniona poetka, była dawno po rozwodzie, on – świetny, choć nie całkiem spełniony pisarz – miał za sobą żałobę po śmierci pierwszej żony i drugie, nieudane małżeństwo. Nigdy się nie pobrali i nigdy ze sobą nie zamieszkali. Woleli być sąsiadami, dzwonić do siebie co rano i odwiedzać się co wieczór.

„Na razie, tj. do roku 1980 – deklarował blisko pierwszej rocznicy – nie przewiduję, aby jakaś inna kobieta mogła mi Ciebie zastąpić”. Pomylił się o dekadę: byli razem aż do 28 lutego 1990 r., dnia jego śmierci. Filipowicz został nieobecnym bohaterem „Kota w pustym mieszkaniu” – wiersza, którego Szymborska nie zgadzała się odczytywać na spotkaniach autorskich.

Westchnienia z kryminału

Największą część tego ponad 400-stronicowego tomu zajmuje korespondencja z lata i jesieni 1968 r. Szymborska leczy się wtedy w zakopiańskim sanatorium, najpierw z zapalenia opłucnej, potem z gruźlicy.

Placówka, którą opisuje, to karykatura albo miniatura totalitarnego państwa, z absurdalnymi regułami oraz systemem kar i przywilejów. Przepustki wydawane są raz w tygodniu na 180 minut, światła gaszone o dwudziestej drugiej, pacjenci-donosiciele i lekarze-dozorcy sprawdzają pokoje i dziury w płocie, żeby nakryć kuracjuszy na pokątnej miłości lub próbach ucieczki. „Znalazłam się w kryminale, łagodnym, ale jednak dosyć trudnym do zniesienia dla kogoś, kto zawsze miał swój własny pokój i robił co chciał” – pisze Szymborska w pierwszym liście z odsiadki. I, jak to ona, śmieje się przez łzy: „dzieje się tu ciągle coś nowego: podobno od pewnego czasu grasuje na III piętrze jakiś wampir. Moje panie znowu dziś spłoszone, bo mężowie przyjechali. Na obiad była zupa, drugie i kompot. Z mojego okna widać krajobraz. Gruźlica wcześnie wykryta jest uleczalna. W telewizji widziałam Gomułkę, jak całował chleb” (8.9.68). Filipowicz – sam wiecznie niezdrów – stara się o podobny ton: „ostatnie wiadomości w skrócie: kocica ma pchły (maluśkie, kocie, ale dużo). Basia ma grypę. Dwóch naszych kolegów ma chorobę weneryczną” (12.10.68). Bawią się stylizacjami, wymyślają alterega, fikcyjnych rywali i rywalki; jako nadawcy listów często występują egzaltowana hrabina Heloiza Lanckorońska, przebywająca na kuracjach w dalekich kurortach, i wierny plenipotent Eustachy Pobóg-Tulczyński, doglądający jej interesów w Galicji.

Szymborska wykleja minikolaże na kartonikach i dorysowuje dialogi na przedwojennych pocztówkach; Flipowicz pisze na odwrocie wyrwanych z radzieckiej encyklopedii ilustracji – raz z truskawkami, innym razem z drobiem. Ona dzwoni do niego ze szwankującego automatu, wstydząc się mówić, że tęskni, on odwiedza ją z różą i kabanosem. Śle prezenty: jej ulubione poziomki ze śmietaną, kukurydzę i słonecznik albo własnoręcznie upieczoną kurę. Choć Szymborska prosi: „na mnie nie wydawaj*”, dopisując pod gwiazdką: „na razie, co innego jak będziesz miał Nobla!” (Nobla życzy mu także w innym liście; dla siebie zostawia Nagrodę Leninowską). Nadaje mu przydomki: „Kornelu spod lady!”, „najpiękniejszy ze ssaków chronionych”, wzdycha do jego pleców i wąsów (jak mógł je zgolić bez zapowiedzi? Chciała sobie nimi wypchać poduszeczkę na szpilki), rozdaje dookreślone pocałunki: „Całuję Cię dokładnie”, „gdzie popadnie”, „w dowolnie wskazane miejsce”, „z zachowaniem zasad higieny”. A przy tym zarzeka się, że ostatnie listy miłosne pisała „mając lat 8 na zamówienie służącej Karolci do młodszego palacza na lokomotywie”.

Na zmianę dystansują się (ona: „Kocham Cię, ale się tym nie przejmuj ani nie licz się z tym specjalnie”, on: „Nie zaprzątaj sobie mną głowy zbytnio, ale nie zapominaj o mnie”) i dopytują, czy „nic się nie zmieniło”. Szymborska ma „kompleks kobiety niepełnowartościowej, której ani bić nie wypada, ani pocałować nie wolno”, a Filipowicza dręczą wizje sanatoryjnych zdrad i zazdrość o byłych, którzy „krążą wokół niej jak sputniki”. Spod tych gier i zabaw przebija szczera, podsycająca uczucie niepewność. I nawet gdy niepewność się skończy, miłosne zaklęcia pozostaną – aż do ostatniego w tomie listu, z 15 października 1985 r.

Poza radością bycia razem jest tu i namiętność – tym silniejsza, że ukrywana. Szymborska woli niedopowiedzenia: „W tym przeklętym areszcie wszystko trzeba zamieniać na słowa, a przecież nie wszystko się da i nie wszystko się powinno” (23.8.68). Filipowicz używa wymownych skreśleń, wspomina o „cenzurze (wewnętrznej)”. Jej działanie osłabia się przy opisach snów, np. tego końca listopada ’68: „miał wszystkie cechy spraw, które rozgrywają się między kobietą a mężczyzną. Nie lubię (i nie zamierzam) pisać pornograficznych listów, więc powiem Ci tylko, że masz bardzo piękne piersi; zdaje się, że Ci to we śnie powiedziałem”.

Remonty w szufladzie

Tłem tych wyznań jest PRL-owska codzienność i jej rekwizyty: koszule non-iron („non-Byron”), węgierskie makaty na tapczan, kawa Marago i muchozol. Z biegiem lat coraz większą część korespondencji zajmują kwestie aprowizacyjne. Latem ʼ74 w Krakowie ona „załatwia boczek w PKO”, jesienią ’78 on przywozi aż z Cieszyna kiełbasę „dł. 50 cm, grubość: 10 cm. Licząc po 2 cm dziennie – wyjdzie mi na dni 25”, a jesienią ’81 ona donosi z Zakopanego, że od znajomej „przy kupnie 3 m. gumki do majtek zażądano dowodu stałego zameldowania” oraz wkłada do koperty „środek z kartki cukrowej, na który podobno można dostać kawałek mydła”.

Znacznie rzadziej – co nie może dziwić – wspominają o polityce. Dzielą się wzburzeniem po inwazji na Czechosłowację, cieszą z wyboru Wojtyły na papieża, ironicznie nawiązują do propagandy. W 1968 r. Szymborska, która dwa lata wcześniej oddała legitymację PZPR, pisze: „Niepokoi mnie, czy Twój miły stosunek do mnie nie jest przypadkiem tylko Czynem Przedzjazdowym?”. W 1975 r. Filipowicz, już zaangażowany po stronie opozycji, oznajmia: „Wczoraj pod wpływem słów I sekretarza zabrałem się do robienia porządków w Twojej chałupie. Gnój wyniosłem na pole”.

Mowa o „szufladzie”, czyli M-1 w bloku przy ul. 18 Stycznia. Wzruszający jest katalog napraw i remontów, jakich Filipowicz tam dokonywał. Podobny urok mają jego sprawozdania z wypraw na ryby – dzienniki rzadkiej satysfakcji i ciągłej frustracji. Niebiorące karpie, niemiarowe szczupaki, niejadalne okonie oraz częstowane nimi koty są równie ważnymi bohaterami tej korespondencji, co zaprzyjaźnieni literaci i artyści. Imponuje indeks nazwisk: Kantor i Nowosielski załatwiają z Filipowiczem interesy, Tadzio R., czyli Różewicz, zapowiada się i nie przyjeżdża albo przyjeżdża niezapowiedziany, a Sandauer naprzykrza się Szymborskiej na urlopie w Astorii („Potwór w ciągu kwadransa [bo na szczeście zadzwoniono na kolację] zadał mi 14 pytań i wyraził się źle o 19 kolegach”). Najwięcej dowiadujemy się o perypetiach najbliższych przyjaciół: Adama Włodka (byłego męża Szymborskiej) i jego partnerki Ewy Lipskiej. Gdy Filipowicz spędza wakacje na biwaku, Szymborska relacjonuje: „Tutaj wszystko bez zmian, oprócz szczura u Adama, który (szczur) zdobył się na nową inicjatywę i obesrał Adamowi szczoteczkę do zębów”.

Nie brak oczywiście wrażeń z lektur (Szymborska po kupieniu „Tygodnika Powszechnego”, 20.09.73: „Jednak ta proza prawdziwych katolików jest fatalna”) i szczegółów pisarskiej pracy. O ile on odnotowuje wszystkie literackie zamiary, dokonania i trudności, o tyle ona o własnej twórczości wspomina mimochodem i umniejszająco, jak w liście z Zakopanego z 1978 r.: „warunki do pracy właściwie idealne, Ty byś napisał ze dwa opowiadania – jeśli ja przywiozę jeden kiepski wierszyk, to i tak będzie dobrze”.

Negliżowanie

Trzeba wreszcie zadać odwlekane pytanie: czy prawo do intymności przestaje obowiązywać po śmierci? Wystarczy wrażliwość niemiarowego szczupaka, żeby przy tej lekturze odczuwać moralny dyskomfort. Trudno zapomnieć, że listy te są przeznaczone dla zupełnie innej, jednej tylko pary oczu – zwłaszcza znając podejście nadawców do kwestii prywatności. Dla Filipowicza już sama rozmowa przez telefon, „nawet z kabiny”, była „jakimś publicznym negliżowaniem się”, a Szymborska deklarowała: „wbrew panującej teraz modzie nie sądzę, żeby wszystkie wspólnie przeżyte chwile nadawały się do wyprzedaży. Niektóre przecież tylko w połowie są moją własnością”. A jednocześnie, omawiając w „Lekturach nadobowiązkowych” (właśnie wznowionych w jednym tomie!) listy Jerzego Lieberta, żałowała, że „gorliwie wymazano z nich sprawy osobiste”, i przyznawała: „tak to już bywa, że im wznioślejsza osoba wchodzi w grę, tym przyziemniejsza trawi nas ciekawość”. Prawda tak samo niepodważalna jak ta, że listów miłosnych się nie recenzuje. ©℗

WISŁAWA SZYMBORSKA, KORNEL FILIPOWICZ, NAJLEPIEJ W ŻYCIU MA TWÓJ KOT. LISTY, red. T. Fiałkowski i S. Kudas, Znak, Kraków 2016

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2016

W druku ukazał się pod tytułem: Kocham cię, ale się tym nie przejmuj