Kobieta Września ’39

Nie wiadomo dokładnie, ile ich było: kobiet w mundurach, walczących z bronią w ręku w obronie Polski w 1939 r. Spośród tych cichych, nieznanych bohaterek Elżbieta Zahorska stała się jedną z pierwszych ofiar okupacyjnego terroru.

10.09.2012

Czyta się kilka minut

Elżbieta Zahorska; zdjęcie wykonano zapewne podczas szkolenia wojskowego w Zegrzu, ok. 1935 r. / Fot. ze zbiorów autora
Elżbieta Zahorska; zdjęcie wykonano zapewne podczas szkolenia wojskowego w Zegrzu, ok. 1935 r. / Fot. ze zbiorów autora

Ponura jesień 1939 r., Warszawa. Na murach pojawia się okupacyjna nowość: czerwony plakat z czarnymi literami, złowrogi „Bekanntmachung”. Zawiera pierwszą ujawnioną przez Niemców wiadomość o dokonanej przez nich egzekucji więźniów Pawiaka. Ma ona sparaliżować opór Polaków. Litery krzyczą:


Obwieszczenie

Komendantura Ic

Wyrokiem polowego sądu wojennego skazano na śmierć: wdowę Eugenię Włodarz oraz studentkę Elżbietę Zahorską za zamach na żołnierza niemieckiego, względnie sabotaż, tzn. zrywanie plakatów.

Komendantura

Warszawa, dnia 3.11.1939.


Świadek wydarzeń, Halina Regulska, zapisuje w swoim diariuszu „Dziennik z oblężonej Warszawy. Wrzesień–październik–listopad 1939 r.” emocje i odczucia, jakie budziło w niej to obwieszczenie: „Sprawia to na nas wrażenie, że żadnego zamachu na żołnierza nie było, tylko jest to kłamliwy dodatek wstawiony po to, by uzasadnić wyrok śmierci. Rzeczywiście od pewnego czasu widziałam na mieście dużo pozrywanych afiszów »Anglio! Twoje dzieło!«, tak bardzo przez nas znienawidzonych [niemiecki plakat propagandowy sugerował, że winę za los Polski ponosi Anglia – red.]. Biedne, dzielne kobiety zapłaciły za swój czyn najwyższą cenę”.

Z kolei Henryk Korotyński notuje we wspomnieniach „Trzy czwarte prawdy”: „Dochodzą echa rewizji, rekwizycji, ale jest to jeszcze czas przed Wawrem, nie ma jeszcze krwawego terroru. Wkrótce jednak ukazują się na murach Warszawy obwieszczenia o pierwszych wyrokach śmierci na Polaków i wśród nich nigdy nie zatarty w pamięci ten wyrok na studentkę Elżbietę Zahorską, która w mieście przygniecionym ciężarem klęski pierwsza, u progu listopada, zrywała plakaty okupanta...”.

Kiedy wyrok śmierci zostaje wykonany, Elżbieta Zahorska ma 24 lata.

ZE SMOLEŃSKA DO WOLNEJ POLSKI

Urodziła się w 1915 r. w Krucicach koło Wiaźmy, w obwodzie smoleńskim, gdzie jej rodziców rzuca I wojna światowa (ojciec, Eugeniusz Zahorski, walczy na Dalekim Wschodzie).

W 1918 r. rodzina przenosi się do Polski. Matka, Anna z Elzenbergów, w czasie wojny czynna w konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej, stanie się znaną poetką i pisarką, także działaczką katolicką, używającą pseudonimu artystycznego Savitri (umrze w 1942 r. w obozie Auschwitz; w 1951 r. całe jej pisarstwo objęte zostanie zapisem PRL-owskiej cenzury i zostanie wycofane z bibliotek).

W odrodzonej Rzeczypospolitej Elżbieta – nazywana przez bliskich Litką – uczęszcza od września 1927 r. do czerwca 1929 r. do gimnazjum sióstr nazaretanek w Warszawie. Z powodu absencji rodzice muszą ją przenieść do innej szkoły. Po zdaniu matury wstępuje do Wojskowej Szkoły Łączności w Zegrzu. Kończy tam w 1935 r. roczny kurs telegrafistów, tzw. juzistek. Po ćwiczeniach poligonowych, w czasie których ma możliwość wykazania się nabytymi umiejętnościami, skierowana zostaje do Wilna, do obsługi łączności juzowej i telegrafów. Rozpoczyna pracę na poczcie.

Wkrótce jednak decyduje się podjąć studia polonistyczne na Uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie. Później, po przeniesieniu się do stolicy, kontynuuje studia na Uniwersytecie Warszawskim. Tuż przed agresją niemiecką przechodzi dodatkowe przeszkolenie w ramach Przysposobienia Wojskowego Kobiet (PWK).

W OBLĘŻONEJ WARSZAWIE

Gdy 1 września 1939 r. wybucha II wojna światowa, Zahorska zgłasza się do wojska. Otrzymuje mundur polowy sanitariuszki i wykonuje takież obowiązki.

Ale nie odpowiada to jej temperamentowi: chce być bliżej walki. Dostaje przydział do obrony przeciwlotniczej. Odtąd jest na pierwszej linii walki z eskadrami bombowymi Luftwaffe, niszczącymi stolicę Polski metodycznie i praktycznie bezkarnie – od 6 września niebo nad Warszawą jest dla Niemców otwarte, gdyż tego dnia broniące miasta polskie myśliwce z Brygady Pościgowej odchodzą za ewakuującymi się władzami centralnymi na wschód.

O dniach oblężenia Karol Irzykowski wspomina: „Litka... spisywała się walecznie, tam szła, gdzie mężczyźni już nie szli”.

Wykonuje obowiązki sanitariuszki, łączniczki, a nawet obsługi przeciwlotniczych karabinów maszynowych, tzw. „zenitówek”, umieszczonych na dachu gmachu „Poczty i Telegrafu” przy ul. Nowogrodzkiej. Jako łączniczka podejmuje się najbardziej niebezpiecznych, wręcz szaleńczych misji. Dostarcza rozkazy i meldunki. Zapamiętano jej bohaterskie wyczyny, m.in. przedarcie się konno do Żyrardowa i z powrotem, czy dotarcie pod ostrzałem przez most Kierbedzia na Pragę i dalej do Rembertowa, z rozkazem dostarczenia miastu amunicji.

Robi przy tym duże wrażenie: piękna dziewczyna o złocistych rozwianych włosach, w polowym mundurze, ruszająca konno ulicami ostrzeliwanego miasta...

WYROK

Wiadomość o kapitulacji Warszawy przyjmuje z rozpaczą. Ale zaraz włącza się z zapałem w akcję ukrywania broni dla powstającej już konspiracji.

Wchodzący do miasta Niemcy łapią ją niemal na gorącym uczynku. Prawdopodobnie staje się ofiarą denuncjacji (tak wynika z relacji Ireny Ajeckiej, spisanej przez Konrada Ślusarskiego). Niemcy próbują wymusić na niej ujawnienie miejsc ukrycia broni. Niemiecki sąd polowy skazuje ją na rozstrzelanie. Ostatecznie wywożą Elżbietę poza miasto, do Żyrardowa. Na wykonanie wyroku oczekuje zamknięta w budynku tzw. szkoły policyjnej przy ul. Farbiarskiej.

Szczęśliwie w ostatniej chwili udaje jej się uwolnić z zamknięcia i zbiec. Po przekroczeniu rzeki, w pobliskim parku spotyka 12-letnią wówczas Irenę Ajecką, która przeprowadza ją obrzeżami miasta do domu swych rodziców. Tam uciekinierka zostaje nakarmiona i zamienia mundur na sukienkę po starszej siostrze Ireny. Dziewczynka zapamiętuje pozostawiony pas wojskowy i odznakę wyborowego strzelca.

Zahorska nie chce zatrzymać się na dłużej, tu jest dla niej niebezpiecznie. Ale też pragnie dalej działać. Rusza na wschód, jak mówi, „do swoich”. Opuszcza gościnny dom w towarzystwie ojczyma Ireny, z dokumentem na nazwisko Zofia Ajecka. Ucieka do Lublina. Niemcy wysyłają za nią listy gończe.

Elżbieta jest odważna, żywiołowa i ma dar ujmowania ludzi. Gdy wraca do Warszawy, pomagają jej w tym... niemieccy żołnierze, podwożąc wojskowym samochodem. Co więcej, po drodze ukrywają ją przed kontrolą własnej żandarmerii.

W Warszawie rodzice zaczynają starania, by zdobyć dla córki fałszywe dokumenty; rozważana jest jej ucieczka za granicę. Elżbieta ukrywa się, rzadko wychodzi na miasto. Aż któregoś dnia spostrzega na murach niemieckie plakaty propagandowe, przedstawiające wypalone, usiane trupami miasto i rannego żołnierza polskiego mówiącego do premiera Chamberlaina: „Anglio – to twoje dzieło!”.

Z natury impulsywna, zdziera plakaty. Niestety, w okolicy pl. Napoleona zostaje schwytana przez Niemców. Trafia na Pawiak. Zostaje rozpoznana. Kolejny niemiecki sąd polowy podtrzymuje wyrok śmierci przez rozstrzelanie. Prośby i starania rodziców o ułaskawienie nie przynoszą skutku.

Niemcy jeszcze dbają o pozory praworządności, okazując nawet do pewnego stopnia łaskawość: Zahorska razem z drugą skazaną Eugenią Włodarz (skazana za spoliczkowanie zaczepiającego ją żołnierza niemieckiego) otrzymują prawo do wyrażenia ostatniej woli i widzenia najbliższych. Po raz ostatni Elżbieta widzi ojca. Przynosi jej ciastka i parę damskich rękawiczek.

Potem stoi całą noc pod murem więzienia, modląc się o cud.

OSTATNIA DROGA

Dysponujemy relacją z ostatnich godzin życia Zahorskiej: świadkiem wydarzeń jest ksiądz Stanisław Tworkowski, duszpasterz i wychowawca młodzieży w archidiecezji warszawskiej, później kapelan AK (pseudonim „Jacek”). Zaraz po wojnie spisuje swe przeżycia, stara się zachować dla potomności pamięć o bohaterstwie ludzi poddanych w czasie wojny najcięższej próbie (w Polsce ukażą się w 1985 r.). Pisze:

„Wielki, ciężarowy samochód, jeden z tych, które później nazywaliśmy budami, z trudem przebijał się przez ulice. Co chwila musiał omijać głębokie leje i stosy gruzów zawalających jezdnię. Obok samochodu, na motocyklach jechali niemieccy żołnierze, uzbrojeni w karabiny i ręczne granaty. Widziałem ich posępne twarze: korowód grabarzy w szarych płaszczach i hełmach znaczonych swastyką.

Wjechaliśmy na [ul.] Okopową. Był wczesny, listopadowy poranek. W budzie byłem ja, jako kapelan więzienny, milczący oficer o zimnym, bezbarwnym spojrzeniu, nieznana mi kobieta lat około trzydziestu, wieziona również na rozstrzelanie, i Zahorska.

Nigdy nie zapomnę twarzy tej dziewczyny o rysach kształtnych i zdecydowanych, ani spojrzenia jej dużych, niebieskich oczu. Ubrana w żołnierską bluzę, była zupełnie spokojna i nie zdradzała najmniejszego lęku czy niepokoju. Wiedziałem, że walczyła z bronią w ręku.

Córka literatki, Anny Zahorskiej, studentka jednej z uczelni warszawskich.

Pamiętamy dobrze propagandowy afisz, rozlepiany przez Niemców w całej Polsce. Przedstawiał klęskę naszej armii – zbombardowane miasta, trupy w kałużach krwi – jednym słowem, cały tragizm pogromu, podkreślony efektownym napisem: »Anglio, oto twoje dzieło«.

Zahorską schwytano przy zrywaniu afiszów. Przez kilka dni Elżbieta siedziała na Pawiaku, w Serbii [popularna nazwa żeńskiego oddziału Pawiaka – red.]. Byłem wówczas kapelanem więzienia. Aresztowany przed jej przybyciem, dzieliłem wraz z duchowieństwem warszawskim los mych byłych parafian, więźniów. Gdy mnie uwolniono, mogłem jeszcze przez pewien czas pełnić duszpasterstwo więzienne. Mogłem nawet, jak w tym wypadku, asystować skazanym na śmierć. Oczywiście, ten stan trwał bardzo krótko. Później Niemcy nie tylko odmawiali więźniom i skazańcom posług religijnych, ale za ich udzielenie groziła kara śmierci”.

NOCH IST POLEN NICHT VERLOREN

Dalej ksiądz notuje: „W budzie panowało milczenie. Do uszu naszych dochodził jedynie warkot motorów. Nozdrza drażnił ostry zapach spalin.

– Proszę księdza kapelana – odezwała się nagle Elżbieta – szwabi gotowi są pomyśleć, że Polacy boją się śmierci... Jedziemy rzeczywiście jak na pogrzeb. Trzeba im pokazać, że nie lękamy się śmierci. Leutnant, oficerze – usiłowała mówić po niemiecku – wollen Sie, może chcesz poznać naszą pieśń pogrzebową? Posłuchaj!

Zanim Niemiec zdołał coś odpowiedzieć, Elżbieta zaśpiewała:


Umarł Maciek, umarł, i leży na desce,
Żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze,
Bo w Mazurze taka dusza,
Że choć umrze, to się rusza.
Oj danaż moja dana, dana, dana, da!


Oficer tępo patrząc przed siebie, jeszcze bardziej zacisnął wąskie wargi. Dwaj żołnierze z podziwem spoglądali na dziewczynę, która kpiła z całej niemieckiej potęgi i ciskała najeźdźcy wyzwanie.

Samochód zatrzymał się na Forcie Bema. Ziemia była tutaj zorana przez pociski. Myślałem o zaciętej obronie fortu. Kapelanem oddziału był wówczas nieustraszony żołnierz i kapelan, ks. dr Jan Salamucha.

Wyszliśmy z samochodu. Pierwszy szedł oficer, za nim żołnierze, prowadzący skazaną. Zahorska była całkowicie opanowana.

– Śmierć nie jest straszna – rzekła do mnie, gdy uścisnąłem jej rękę.

Stanąłem z boku, modląc się.

Ciszę przerywał jedynie szczęk broni i ostre, urywane słowa komendy. Pluton egzekucyjny ustawił się naprzeciwko drzewa, do którego prowadzono Zahorską. Nagle Elżbieta zatrzymała się. Pluton egzekucyjny znieruchomiał. Miało się coś stać. Poczułem gwałtowne bicie serca. Dziewczyna stanęła na baczność. Jej twarz dotychczas zarumieniona przybladła, oczy jaśniały. Wydała mi się posągiem, wizją polskiej Nike.

W ciszy poranka rozległ się jej silny, dźwięczny głos. Skierowany do wroga w jego języku, był głosem Polski nieugiętej i dumnej:

– Noch ist Polen nicht verloren! [niem. Jeszcze Polska nie zginęła – red.].

Elżbieta podeszła szybko do drzewa. Kazała odejść precz żołnierzowi, który chciał jej zawiązać chustką oczy.

Podniosłem rękę i posłałem jej znak krzyża.

Błysk szabli dającej komendę i trzask salwy.

Ciało Elżbiety osunęło się na ziemię. Podszedłem. Nie żyła. Kula zniosła wierzch czaszki. Mózg zmieszany z krwią zbryzgał jej jasne włosy. Oczy miała otwarte, ale nie znać w nich było trwogi. Na lekko rozchylonych ustach dogasało echo słów Tej, która nie zginęła.

Klęcząc, namaściłem Olejem świętym jej czoło.

Była już wolna!

Zaraz potem Niemcy rozstrzelali drugą skazaną”.

***

Na podstawie upoważnienia Naczelnego Wodza za niezłomną postawę Elżbieta Zahorska pośmiertnie zostaje odznaczona przez Komendanta ZWZ (późniejszej Armii Krajowej) gen. Stefana Roweckiego Krzyżem Walecznych.

Staje się symbolem oporu wobec niemieckiego okupanta. Młodzież z Organizacji Małego Sabotażu i Szarych Szeregów uznaje Zahorską za prekursorkę i patrona akcji sabotażowej, którą po pierwszych niemieckich masowych zbrodniach nazwano kryptonimem „Wawer”.

Dziś ma skromną tablicę wśród wielu innych w kwaterze wojennej na cmentarzu parafialnym przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie. 


Dr hab. JACEK ZYGMUNT SAWICKI jest historykiem i filmowcem, pracownikiem IPN i profesorem KUL. Autor książek, m.in. „Kolory wojny. Oblężenie Warszawy w barwnej fotografii Juliena Bryana” (2010).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2012