Kobieta czuje zapach wojny

W ZSRR mężczyźni uważali, że wojna to ich sprawa. Kobiety, które walczyły na froncie, uważano za "brudne". Swoją książką Swietłana Aleksijewicz przywróciła im godność i upomniała się o ich miejsce w historii.

29.11.2011

Czyta się kilka minut

Dla społeczeństwa radzieckiego książki Aleksijewicz były rodzajem psychoterapii. Pisarka dotykała bowiem tematów tabu: ówczesne normy polityczne i kulturowe nakazywały ludziom radzieckim zapomnieć m.in. o udziale kobiet w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, o ofiarach radzieckiej interwencji w Afganistanie (chłopcach, którzy wracali z wojny w cynkowych trumnach) czy ofiarach tragedii w Czarnobylu. Uczestnicy tych wydarzeń dusili więc traumy w sobie, "leczyli" się alkoholem. Kiedy w drzwiach ich domów pojawiała się Aleksijewicz, nie zawsze witali ją z entuzjazmem, czasem nie wpuszczali za próg (ale potem często dzwonili i mówili: "jednak przyjdź").

Radzieckiemu społeczeństwu, wychowywanemu na pionierów i tytanów pracy, trudno było mówić o bólu i własnych słabościach. Lepiej - tak jak kazała im wierchuszka - zapomnieć. Ale kiedy ludzie przełamywali swój lęk i zaczynali mówić, w ich oczach pojawiały się łzy. Przyznawali wtedy, że oszukało ich państwo, że zawsze chcieli podzielić się swoją historią z kimś innym, że dotąd czuli się wykluczeni... Kiedy czytali opublikowane już fragmenty książki Aleksijewicz, zdarzało się im zaprzeczać, że to ich opowieści. Niektórzy wszczynali nawet procesy sądowe przeciwko pisarce - ale potem, na sali sądowej, znów wybuchali płaczem i mówili: "tak, to wszystko moje, moje".

Nie inaczej było z kobietami, bohaterkami książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Im również nie było łatwo przyznać się, że publikacja składa się z ich prawdziwych opowieści, setek narracji nagrywanych przez Aleksijewicz na dyktafonie, potem spisywanych, i tworzonej z nich relacji, pisanej w pierwszej osobie.

Kobiety zniknęły z oficjalnej radzieckiej historii wojennej. Po 1956 r. - kiedy na XX zjeździe KPZR Nikita Chruszczow spojrzał na nowo na politykę Stalina, zaczęto też inaczej mówić o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Wspominanie o tym, że walczyły w niej również kobiety, było nietaktem. W nowej narracji historycznej nie było miejsca na pamięć o kobietach. Pobieda (Zwycięstwo) - filar, na którym ludzie radzieccy budowali swoją tożsamość - należała jedynie do mężczyzn. To oni kroczyli dumnie w czasie parad 9 maja. Aleksijewicz przywróciła pamięć o "wojnie kobiet": jej książka ukazała się w czasach pierestrojki, odwołał się do niej w jednym ze swoich przemówień sam Michaił Gorbaczow, powtarzając: "wojna nie ma w sobie nic z kobiety".

Na frontach II wojny światowej radzieckie kobiety były nie tylko pielęgniarkami czy telegrafistkami, walczyły także jako snajperki, lotniczki, saperki, słowem - wcielały się we wszystkie role tradycyjnie przypisane mężczyznom. Przed wojną nie umiały prowadzić samochodu, ale na froncie nauczyły się jeździć pojazdami bojowymi, zabijać, stały się odporne na ból. Żołnierki straciły kobiecy wizerunek - w waciakach, walonkach, zawszone, brudne, śmierdzące, wciąż jednak czuły się kobietami. W książce Aleksijewicz umieszcza przejmujący fragment: kroczy batalion, wiele żołnierek ma miesiączkę. Brakuje środków opatrunkowych, więc po ich nogach cieknie krew. Kobiety czują się upokorzone, dochodzą do źródła wody, i choć trwa bombardowanie, choć mężczyźni chowają się przed ostrzałem, one zaczynają się myć.

W opowieści Aleksijewicz wiele jest wspomnień kobiet-radzieckich patriotek, które same zaciągały się na front, mówiły o obowiązku wobec ojczyzny, o tym, że skoro ich narzeczeni poszli walczyć, one też nie mogły zostać w domu. Wysłuchując ich wspomnień pisarka doszła jednak do wniosku, że w rzeczywistości żadna z nich nie chciała iść na wojnę, bo jak to tak: najpierw zabijać, a potem rodzić dzieci? Kobieta nie jest stworzona do walki. Aleksijewicz pisze, jaką traumą było dla jej bohaterek zabicie i zjedzenie źrebaka ("był taki ładny", wspominały). Żołnierki czuły zapach wojny, zapamiętywały śmierć ludzi, zwierząt i widok spalonej ziemi. Po wygranej bitwie ciężko im było wypić "sto gram" za zwycięstwo. O swoim udziale w walkach kobiety musiały milczeć, jeśli tylko chciały wyjść za mąż (o uczestniczkach wojny często mówiło się jak o kobietach źle się prowadzących). W czasach pokoju musiały na nowo uczyć się kobiecości - chodzenia w butach na obcasie i w sukience. I do tych czasów nie umiały się już dopasować. Tłumione wspomnienia wojenne powracały choćby w snach.

Swietłana Aleksijewicz, "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", tłum. Jerzy Czech, Czarne, Wołowiec 2010

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Angelus 2011